Nowe przygody Pana Twardowskiego (poprawione błędy w dialogach) cz.3
- … i dlatego proszę ciebie, Was, o pomoc - skończył mówić Lucyfer
Twardowski w tym czasie dokończył piąte piwo. Tyle kufli zdążył osuszyć podczas gdy Władca Piekieł starał się go przekonać do pomocy. Na sumiastym wąsie ostała się gęsta piana, która z cichym pęknięciem powoli ulatniała się z zarostu.
Nic nie mówił, tylko z zadumą wpatrywał się w puste już szkło. Trudno było odczytać myśli z jego twarzy. Nie wiadomo czy myślał nad tym co usłyszał od Lucyfera czy nad zamówieniem kolejnej Perły Mocnej.
Uległ pokusie i lekkim skinieniem głowy dał Krysi znać, że wypiłby jeszcze jedno piwo. Ona ledwo dostrzegalnym ruchem głowy dała znać, że zamówienie zostało przyjęte. Po kilku chwilach Perła Mocna w mokrej butelce dumnie stała przed Twardowskim. Żeby nie czynić wąsaczowi ujmy na honorze Krysia nie otwierała piwa.
Twardowski ujął w potężna dłoń butelkę, przyłożył do oka, zmrużył powiekę i energicznym ruchem przekręcił szkło. Kapsel odskoczył z głośnym syknięciem. Ku zdziwieniu Lucyfera, Twardowski postawił przed sobą butelkę nawet nie próbując złotego trunku.
- Jeśli mówisz prawdę Lucek to chyba nie jest dobrze.
- No kurwa nie jest dobrze.
- Spokojnie chochliku. Tu jest kulturalne miejsce – i żeby podeprzeć słowo czynem wziął piwo i solidnie się nim zachłysnął.
- Nie nazywaj... - zaczął diabeł oburzony tym, że został nazwany chochlikiem.
- Ciii!!! - Twardowski przerwał przykładając wskazujący do ust. - Ciii... Nie unoś się gniewem. To grzech. - I zaśmiał się sam do siebie z niezamierzonego żartu.
Znowu zapadła cisza. Lucyfer był na skraju wytrzymałości. Twardowski zdawał się przez chwilę bawić w najlepsze. Tak naprawdę przejął się na poważnie tym co usłyszał. Był w nie lada kłopocie. Zachowywał się tak a nie inaczej ponieważ nie miał najmniejszego pojęcia z której strony ugryźć ten problem. Lucyfer był jego wrogiem od wieków. Rozmawiali często, ale na zasadzie żeby ten drugi odpuścił i się poddał. Tym razem było inaczej. Diabeł nie chciał walczyć. Prosił o pomoc. Był to pierwszy i możliwe, że jedyny raz kiedy to sam Pan Szeolu prosi Twardowskiego o pomoc. Tego Twardowskiego, który był agentem samego Boga. Agentem od załatwiania brudnych i nie do końca jasnych spraw.
- Muszę to przemyśleć. Trudno mi to przyznać tobie, a zwłaszcza sobie samemu, ale wierzę ci. Nie jeden raz chciałeś mnie zwieść, lecz to jest zupełnie coś innego. Mam nosa do tego typu spraw. Sam wiesz, że dobrze cię poznałem i wiem, że tym razem nie kłamiesz.
Lucyfer nie zaprzeczył. Jak nigdy rozumieli się z zgadzali ze sobą. Nadszedł czas, że staną do walki ramię w ramię, a nie po to żeby to ramię wyrwać.
***
Siedzieli w ciszy dobre pół godziny. Twardowski w zadumie osuszał kolejną butelkę piwa, Lucyfer bawił się palcami postukując w rytm muzyki cicho pobrzękującej z wysoko zawieszonego nad salą głośnikiem. Przy każdym pstryknięciu koniuszki palców zaczynały płonąć a w powietrzu unosił się lekki smród palonego ciała.
Ciszę przerwał ni stąd ni zowąd Twardowski.
- Czyli wszystko może szlag trafić? I to dlatego, że komuś zależy na tym żeby ludzie przestali w ciebie wierzyć?
-Upraszczając sprawę można tak powiedzieć.
-No tak... można wierzyć w Boga lub nie. Z tobą jest inaczej... Jesteś dość problematyczny. Bóg jest w o tyle lepszej sytuacji, że nawet ateiści o nim mówią. Gdy starają się udowodnić, że On nie istnieje, paradoksalnie podsycają dyskusję na temat Jego istnienia. A ty? - dźgnął palcem w stronę diabła.
- Widzę, że zaczynasz to sobie układać Twardowski.
- A ty? - kontynuował wąsacz. - O ciebie nikt się nie kłóci. Diabła nie ma, piekła nie ma, róbta co chceta... Ale na dłuższą metę jeśli ciebie nie ma to nie ma...
- ...Boga – dokończył Lucyfer.
- Nie ma Boga... Krótko mówiąc mamy przejebane.
- Święte słowa Twardowski – Lucyfer sam sobie się zdziwił, że przeszło mu przez gardło takie słowa – znaczy się masz rację.
Twardowski ciągnął dalej
- Nie wiem jaki ktoś ma w tym interes, ale jedno wiem na pewno. Chce żeby wszystko przestało istnieć. I nie ma żadnego Armagedonu czy Apokalipsy. Mamba fatima było i ni ma.
Lucyfer kiwnął potwierdzająco głową.
- Ale jedno Lucek muszę przyznać. Twój, teraz nasz oponent ma czerep na karku. Na nasze nieszczęście rzecz jasna. Wie jak się zabrać żeby uzyskać efekt. Sam nie jeden raz próbowałeś zniszczyć wiarę w Boga. Wróg jest od ciebie dużo bardziej przebiegły. Wziął się za ciebie i wie, że to może zadziałać.
- Dlatego musimy połączyć siły i dowiedzieć się kto za tym stoi. Każdy ma w tym interes. Ja, Bóg i nawet te zapijaczone mordy wkoło nas.
Twardowski nic nie powiedział tylko rozejrzał się po sali poświęcając chwilę by przypatrzyć się z osobna każdej z tych zapijaczonych mord, które były mu szczególnie bliskie. Jako towarzysze, przyjaciele. Niektórzy nawet jak bracia.
Nagle wstał głośno odstawiając przy tym krzesło.
- Dość pierdolenia, Bierzemy się do roboty.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania