Nowe przygody Pana Twardowskiego (poprawione błędy w dialogach) cz.5
Twardowski siedział u siebie w chałupie. Kaca nie miał. Nigdy nie miał. Ale dzisiaj coś go męczyło. Ćmił mu łeb, ale nie dlatego, że parował z niego alkohol. Czuł się źle po tym co usłyszał od Lucyfera. Tego jeszcze nie grali. „Zapomnij o Bogu” - codzienna śpiewka różnych fanatyków. Nigdy to nie działało tak jakby sobie tego życzyli. Ale nie ma Szatana?
NIHILIZM IDELANY
Pomysł tak banalny, że nikt nawet nie podejmował się jego realizacji. Nie ma diabła to i nie ma Boga, nie ma Boga to nie ma nic. A łatwiej uwierzyć, że nie ma złego.
Kręcił się po pomieszczeniu bez celu. Nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Nie wiedział co ma robić. Porozmawiać z Bogiem? Ale przecież nie ma wstępu do Raju. Naruszył trochę regulamin i wrócił na ziemski padół. Ale sprawa jest wyjątkowa. Nie może działać w pojedynkę jak to czynił zazwyczaj. Musi jakoś skontaktować się z Szefem.
Przystanął. „Chociaż nie” - pomyślał. Sięgnął po wysłużona Nokię 3310 leżącą na stole i zaczął wybierać numer. Na wyświetlaczu pojawiały się kolejno cyfry 3 3 3...
- Lucek! Sprawa jest. Rozmawiałem z Górą.
W słuchawce pobrzmiewała irytująca muzyczka oznaczająca oczekiwanie na połączenie. Wyjątkowo szybko ktoś odebrał.
- Pana Lucyfera nie ma w tej chwili – odezwał się zmysłowy kobiecy głos na dźwięk którego w głowie mężczyzn pojawiały się kosmate myśli.
- Lilith nie wygłupiaj się! To ja Twardowski – przedstawił się.
- O! To pan – kolejne kosmate myśli – Trzeba było tak od razu. Pan Lucyfer czekał na telefon od pana. Już połączam.
Dało się słyszeć lekki trzask i już po chwili w słuchawce odezwał się głos ociekający smołą.
- Lucyfer na linii. Czegoś się dowiedziałeś Twardowski?
- Dowiedziałem się ano. I nie będziesz pocieszony... Bóg zainteresował się sprawa przed Tobą. Jego agenci trochę powęszyli.
- Ok. Rozumiem. Ale to nie jest rozmowa przez telefon. Twardowski, zaczekaj chwilę...
Z przyłożoną słuchawką do ucha Twardowski myślał nad tym co wie. W tle po drugiej stronie kabla stopniowa narastał głos Lucyfera.
- ...załatw Lilith. Twardowski jesteś?
- Taaa... jestem.
- To spotkajmy się tam gdzie ostatnio. O mojej ulubionej godzinie.
Twardowski nie wytrzymał i zachichotał
- Nawet teraz kurwiszonie się nie zmieniłeś.
- Wolę określenie „Syn Jutrzenki”.
W sali „U Krysi” nie było jeszcze klienteli. Właściwie pub był jeszcze oficjalnie zamknięty. Nieoficjalnie Krysia spędzała tu większość czasu gdyż jej mieszkanie znajdowało się na piętrze budynku. Jednak na górze nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Czuła się swobodnie wśród starych poplamionych piwem stołami i wytartej ciężkimi butami podłodze.
Pani Krysia w sali nie była jedyna osoba. Nie ukrywając się z niczym przy centralnym stole siedział Twardowski, spojrzał na zegar wiszący nad barem.
14:55.
Za pięć minut pojawi się Lucyfer.
- Krysiu – zagaił szefową wąsacz- Możesz...?
- Już przynoszę – uprzedziła go kobieta. - Już przynoszę panie Twardowski.
Słysząc te słowa uśmiechnął się do siebie, ale popadał jednocześnie w zadumę. „Dobrze mi tu” pomyślał.
Zadumę przerwało mu skrzypnięcie drzwi. Twardowski już z kuflem w dłoni spojrzał na zegar. Punkt 15. W progu pojawił się Pan Ciemności. Dla „bliskich” wrogów Lucek. Nienagannie ubrany jak przedstawiciel klanu krawaciarzy wożących się samochodem z kratką do sali wszedł Szatan. Jednak już nie tak dumnie i pewnie jak pojawił się kilka dni wcześniej. Podszedł do stolika przy którym siedział Twardowski i skinieniem głowy spytał czy może usiąść obok. Takim samym gestem wąsacz zezwolił.
Twardowski kiwnął palcem w stronę Krysi z prośba o jeszcze jedną Perłę. Trunek w „magiczny” sposób po kilku sekundach stał już przed diabłem.
- Wiesz, że nie tykam takich trunków.
- Pij nie pierdol – uciął Twardowski.
Nie mając wyboru Lucyfer upił łyk. W końcu teraz są partnerami. Niezbadane są wyroki Boskie. I zaśmiał się w swojej upadłej duszy.
- Mamy do czynienia z kimś kto zna się na rzeczy – przerwał ciszę Twardowski. Ten ktoś wie co robi.
- To już wiemy.
- Ale nie wiedzieliśmy jednego. Boga NIE MA...
- Co ty pierdolisz? - wykrzyknął Lucyfer.
- … w Niebie. Wziął urlop. - dokończył Twardowski.
- Urlop? - szatan zrobił oczy na wielkość pięciozłotówki.
- Głuchyś? No na urlopie jet. Każdemu się należy. Bóg też człowiek chciałoby się rzec. Po tylu latach może odpocząć. I ktoś kto za ta akcją stoi wie to i skrupulatnie to wykorzystuje. Znalazł lukę.
- Dalej nie łapię. Na URLOPIE?
- Teraz już w 100% rozumiem Boga, że wyrzucił takiego matoła jak ty z Nieba. I że nigdy nie zwyciężysz. - zaśmiał się Twardowski – Skorzystał z chwili względnego spokoju na Ziemi i gdzieś wyjechał swoim harleyem.
Lucyfer wypił duszkiem całe piwo i poprosił o następne.
- Ale mówiłeś, że jego agenci coś wychwycili? - spytał diabeł.
- No taaa... Zauważyli, że coś jest nie tak. Odnotowują coraz więcej zniknięć dusz pod nieobecność Boga. Ale są zawsze o krok za tym draniem. Udało się im ustalić jeszcze przed tobą, że ten ktoś propaguje, że ciebie nie ma. Ale szefa teraz też nie ma i nie wiedzą co z tym zrobić. Nie ma z nim kontaktu. Będzie jak wróci.
- Skoro On jest „wszechmogący” to my chuja zrobimy – oburzył się szatan.
- Jeszcze jedno brzydkie słowo a będę musiała stąd pana wyprosić, panie Lucyferze. - krzyknęła za baru Krysia.
Oczy diabła znów się powiększyły.
- Skąd ona wie, że ja...
- Nie pytaj.
Golnęli po łyku. Twardowski kontynuował.
- Agentom udało się coś jednak ustalić. Wiemy gdzie będzie następne spotkanie z naszym szwarccharakterem. Drań działa pod wieloma przykrywkami. Ale na szczęście coś już mamy. Za dwa dni będzie prowadził kolejne spotkanie w mieście. Prawdopodobnie będzie prowadził spotkanie dla ludzi Nie-Do-Końca-Wierzących – zaakcentował wąsacz. Jakieś spotkanie ludzi szukających Boga. Do tej pory patent się sprawdzał. Jeździł po świece i z niby misją nawracania, ale z odwrotnym skutkiem. Musimy tam być.
- A to skur... - zaczął Lucyfer, ale poczuł na sobie wzrok Krysi. - A to drań. Ale czy twój plan wypali? Czy nie będzie nic podejrzewał? Koleś jest cwany. I istnieje spore ryzyko, że jest z moich lub waszych kręgów. Chociaż bardziej z moich. Jak tylko się pojawię na bank mnie rozpozna.
- Nie jest chyba tak źle. W cudzysłowie rzecz jasna. To nikt z Twoich.
Lucyfer wypluł piwo, które miał w ustach.
- Że co? Skąd wiesz?
- Że pstro. Mówiłem, że agenci Boga węszyli i stąd wiem. To ktoś neutralny, albo co gorsze mamy na Górze kolejnego chciwego zdrajcę. - wymownie spojrzał na diabła.
- Jedno i drugie nie trzyma się kupy. Po pierwsze nikt z Góry po moim chwalebnym czynie...
Twardowski to słysząc nie wytrzymał i prychnął głośno rozbryzgując dookoła siebie kropelki śliny wymieszanej z piwem. Część z nich zostawił na sumiastym wąsie, ale szybko go wytarł w przeciwieństwie do blatu stołu.
- ...chwalebnym czynie – kontynuował Lucyfer – nie miał takiej wiedzy jak ja żeby sprzeciwić się Bogu. A po drugie neutralni są tylko ludzie. To nie ma sensu.
- A nie mówi się „diabeł wcielony”? - pół żartem pół serio skwitował Twardowski. - Kto by to nie był na pewno nie jest z Inferno. Ale ma spore ambicje by tam się znaleźć. Bądź w gotowości. Za dwa dni czeka nas przygoda. I... Nie wierzę, że to powiem, ale od tego zależy moje istnienie i twoje... Niestety...
- I ja ciebie też... - burknął szatan i ruszył w stronę wyjścia.
Spotkanie było zaplanowane w małym, ale przytulnym hotelu w centrum miasta. Normalnie nie prowadzono tu żadnych konferencji, ale w tym przypadku właściciel przymknął oko na to kto i po co będzie się spotykał widząc jak na jego konto bankowe wpłynęło kilka tysięcy ekstra. A spotkanie miało trwać góra pięć godzin.
Połowa zapisanych już zajęła swoje miejsca. Twardowski i Lucyfer też już siedzieli. Pod przybranymi nazwiskami znaleźli najlepsze miejsca do jak najbliższego poznania ich wspólnego wroga. Pierwszy raz w dziejach stanęli po tej samej stronie barykady. Nie bez przyczyny mówi się, że wróg mojego wroga jest moim przyjacielem.
Gdy już usadowili się wygodnie rozejrzeli się po sali. W większości słuchaczami byli ludzie, którzy nie przekroczyli jeszcze czterdziestki. Najliczniejsza grupa ludzi wątpiących. Mieli nadzieję, że nie zostaną zdekonspirowani. Lucyfer wprawdzie wyglądał jak pozostali słuchacze lecz Twardowski bardziej pasował do roli jego ojca niż do młodego, szukającego Boga. W miarę możliwości jednak postarał się ukryć swój wiek, zaczesując gładko włosy do tyłu i upinając je w ciasny kucyk i nakładając na siebie koszulkę z logo Hard Rock Cafe i spodnie bojówki w pustynnej barwie. Po tym zabiegu wyglądał jak żwawy pięćdziesięciolatek.
- Ale wiesz Lucek – zagaił półgębkiem Twardowski – Nie śpiesz się. Naszym planem na dzisiaj nie jest schwytanie tego gościa. Robimy rozpoznanie. Rozumiesz? Zwiad. Ale ty nawet w wojsku nie byłeś to możesz nie zrozumieć...
- Rozumiem – syknął diabeł - Ale jak nadaży się odpowiednia sytuacja to...
- To się zobaczy. Musimy jakoś dowiedzieć się kto to jest. A jest na pewno na tyle sprytny, że nie będzie się afiszował ze swoją prawdziwą tożsamością. Będziemy mieli nielichego farta jeśli nas nie pozna. Liczę na to, że nawet nas się tu nie spodziewa. Dlatego nie wychylamy się. Czy pracuje dla siebie czy wykonuje może jeszcze kogoś innego rozkazy – wtedy mielibyśmy już całkiem przejebane. Dlatego trzymaj kopyta w tych świecących butach na ziemi i nic nie rób pochopnie. Nie wiemy nawet czego się spodziewać. A tak swoją drogą. Skóra krokodyla? Fiu, fiu, musiało kosztować majątek uczciwie zarobionych pieniędzy.
- Zjeżdżaj.
Lucyfer nie zdążył powiedzieć nic więcej bo do sali wszedł trzydziestoparoletni mężczyzna. Zatrzymał się na środku sali, podstawił sobie krzesło, lecz zamiast na nim usiąść tylko się o nie oparł. Spojrzał na każdego ze zgromadzonych. Lucyferowi zdawało się, że mężczyzna zatrzymał na nim i na kompanie wzrok trochę dłużej niż na innych. Ale nic się nie stało. Może tylko mu się zdawało. Odetchnął z ulgą.
- No to zaczynamy.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania