Nowe przygody Pana Twardowskiego (poprawione błędy w dialogach) cz.6

- Nie znam gościa - szepnął Lucyfer do Twardowskiego. Nie jestem w stanie sprawdzić czy tak wygląda na prawdę czy to przykrywka. Cholera, dobry jest.

- Na pewno lepszy od ciebie. Twój kamuflaż można wyczuć na kilometr. Powinieneś trochę nad tym popracować.

- Proszę o ciszę – przerwał mówca – jeśli są wszyscy to chyba możemy zaczynać nasze spotkanie.

I zaczął w tym momencie swoją przemowę dotyczącą istnienia, a dokładnmiej nie-istnienia nie tylko Boga, ale i szatana. Lucyfer słysząc te słowa robił się czerwony z gniewu na twarzy. Brakowało tylko – jak spostrzegł Twardowski – dymu z uszu jaki wyduje się na kreskówkach. Wszyscy pozostali zebrani na poczatku niepewnie przytakiwali rację mówcy, lecz z czasem jak się rozkręcał ze swoim wykładem, przekonanie zwiększało się. Po około godzinie usiadł w końcu na krześle pośrodku i zaproponował kilkunastominutową przerwę. Wszyscy wstali czy to chcąc się rozprostować czy z zamiarem wyjścia na dymka. Gdy wstał Twardowski mówca go zatrzymał.

- Może pan podejść?

Lucyfer spojrzał na wąsacza, a ten odwzajemnił jego pełny obaw wzrok. Pierwsze i w sumie jedyne co przyszło mu do głowy toto, że przykrywka nie zadziałała i cały plan się zawali. Twardowski jednak amotorem nie jest i nie dał po sobie znać w widoczny sposób, że misja została spalona. Odetchnął i wolnym krokiem podszedł do mówcy.

Ten wstał i powiedział coś szeptem na ucho Twardowskiemu. Lucyfer wytężył słuch lecz nic nie zrozumiał z tej krótkiej wymiany zdań. Twardowski kiwnął głową, młody mężczyzna klępnął go po ramieniu.

- Co to kurwa miało być?! - syknął diabeł gdy jego partner już stał obok niego.

- Kurwa nic. Bałem się, że nas rozgryzł. A tak tylko spytał się co mnie tu ściągnęło bo jestem wyraźnmie starszy od pozostałych. Możesz być spokojny. Powiedział, że jestem jego pierwszym słuchaczem w takim wieku. Niczego nie podejrzewa.

- Kręcisz – nie uwierzył szatan.

- Od kręcenia to ty jesteś. A jak nie wierzysz to idź i sam się spytaj. Jest źle bo nie mam pojęcia kto to jest. Ale nie tak tragicznie bo cały czas jesteśmy incognito. Jesteśmy bliżej niż dalej. Chodź na dymka. Będzie to wyglądało w miarę normalnie.

- A żebyś wiedział, że pójdę.

Na zewnątrz stali nieco dalej od pozostałych słuchaczy chcąc się wystrzec potencjalnych podsłuchujących. Lucyfer zaciągnął się papierosem długo trzymając dym w płuchach, po czym nie co już rozluźniony wypuścił kłąb gęstego dymu. Dym był tak gęsty, że powaliłby nie jednego weterana tytoniowych uniesień.

- Ni chu, chu? - spytał Twardowskiego.

- No ni chu, chu. Nie mam nawet pomysłu jak za niego się zabrać..

- Ja cholera też nic a nic. Ale skoro mówisz, że agenci odkryli, że to nikt z dołu to tym bardziej powinienem coś wyczuć. A tak nic. Jakby nie należał do żadnej z grup.

- Człowiek?- strzelił wąsacz.

- Wątpie. Nikt nie ma takich mocy. Ajakby miał to wiedzielibyśmy to. Żaden śmiertelnik nie zdołaby tak długo się ukrywać. Cwany skurwiel z tego gościa.

Postali jeszcze chwilę i zostali zaproszeni do środka przez prowadzącego. Ponownie zajęli swoje miejsca, a długowłosy mężczyzna począł kontynuować swój wywód.

 

 

Przez kilka dni po spotkaniu nie kontaktowali się ze sobą. Twardowski zdawał się zachowywać względny spokój, Lucyfer zaś wyglądał jak człowiek, który znalazł się na skraju załamania nerwowego. Wiedział, że to nie przelewki. Setki, nie, tysiące lat na nic. Uśmiechnął sie na tę myśl. Przecież o to właśnie walczył. Paskudna ironia losu. Nie wiedział co ma robić. Po raz pierwszy w swoim istnieniu. Teraz najważniejszą rzeczą było zaprzeczenie jego dotychczasowemu życiu. Musiał się wyrzec i zrezygnować z tego o co tyle walczył.

Był w poważnej rozterce. Być wiernym swoim ideałom i zniknąć czy zaprzeczyć samemu sobie i pojednać się ze Stwórcą by stworzyć sojusz i stoczyć walkę z tym piewcą "NICNIEISTNIENIA"? Gdyby był człowiekiem poszedłby się upić by choć na chwilę zapomnieć o tym wszystkim. Ale alkohol na niego niestety nie ma żadnego wpływu. Nie bez przyczyny niektórzy mówią, że Bóg musi mieć duże poczucie humoru. Inaczej nie stworzyłby dziobaka1.

 

 

- Dzisiaj musi się to zakończyć! Nie interesuje mnie z jakim skutkiem. - oznajmił szatan.

- Hola, hola ogierze! - zaśmiał się wąsacz. - Spokojnie bo ci dymek uszami pójdzie. Co nagle to po diable – zaśmiał się ze swojego żartu. - Musisz być cierpliwy. Nie zauważyłeś, że nigdy nie osiągnąłeś pełnego sukcesu? W sumie to dobrze. Ale zawsze przegrywałeś bo brakowało ci cierpliwości. To zawsze cię gubiło i nie pozwól by i tym razem było tak samo.

Powiedziawszy to Twardowski wpadł w dziwny smutek. Lucyfer jednak tego nie zauważył.

 

 

- Mówi się, że kawa to wymysł szatana. Bo nieźle uzależnia. Na szczęście tylko tak się mówi bo jak wiecie...

- ...diabła nie ma! - dokończyła za mówiącego grupka słuchaczy wśród których byli Twardowski i Lucyfer.

Szatan nieudolnie starał się ukryć swoją złość. Tylko cudem nikt nie zwrócił na niego uwagi.

- ...uważają, że Boga nie ma – kontynuował trzydziestoparolatek trzymając kubek z kawą w dłoni. Twardowski starał się utrzymać Lucyfera na miejscu żeby ten nie wybuchł.

- ..ale, ale! To ktoś inny jest naszym "bohaterem". Diabeł, Lucyfer, szatan czy sam czort. Nie ważne jak go nazwiemy. O nim się nie mówi...

Teraz już siłą Twardowski musiał przytrzymywać swojego towarzysza. Jeszcze jedno zdanie i Lucufer wybuchnie także żadna siła go nie powstrzyma.

"Jak on śmie?" zastanowił się szatan.

- ...w Boga łatwiej jest nam nie wierzyć niż w diabła. A musicie sobie uświadomić, że to przede wszystkim jego nie ma!

Po tych słowach wszyscy spojrzeli w jednym kierunku. To Lucyfer gwałtowie wstał odrzucająć w tył krzesło, na którym jeszcze przed ułamkiem sekundy siedział. Powli wokół jego sylwetki na przemian pulsowało na przemian swiatło przeplatane mrokiem. Wyglądało to tak jakby ciemność świeciła.

 

- JESTEM I ISTNIEJĘ! - wykrzyknął te słowa ukazując się w swej nieziemskiej postaci. - JAM JEST NAJPRAWDZIWSZY I JEDYNY I TO DO MNIE BĘDZIE WSZYSTKO NALEŻAŁO I TO JA OBRÓCĘ WSZYSTKO W NICOŚĆ!

 

Twardowski słysząc te słowa ze smutkiem spuścił wzrok. Słuchacze podobnie jak wąsacz zasmucili się. Widząc to Lucyfer nieco ochłonął w swym gniewie.

- Co tu się dzieje?! - krzyknął zdezorientowany.

Na te słowa postać mówcy podobnie jak Lucyfer zaczęła się zmieniać. Jednak z jego postaci emanowało światło w najjaśniejszej postaci. Diabeł z niedowierzaniem wybałuszył oczy.

- To... Ty...? - zdołał wychrypieć.

- Tak, to JA – odpowiedział mówca, który okazałał się być nikim innym jak samym Jezusem.

 

 

- Twardowski! O co tu chodzi?

Wąsacz spokojnie wstał z krzesła i wolnym krokiem podszedł do Lucyfera.

- Mówiłem ci żebyś był cierpliwy. Przynajmniej ten jeden raz

- Ale...

Chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu Jezus.

- Chcieliśmy dać ci szansę. Daliśmy ci ją. Mieliśmy nadzieję, że zrozumiesz i w końcu zechcesz się z nami pojednać. Chcieliśmy...

- Przestań! - ryknął diabeł. - Przesatań! To nie może być prawda! Zresztą czym jest ta prawda? Nie mogliście tego zrobić! Nie mogliście!

- A jednak – odezwał się nowy głos.

Lucyfer odwrócił się w stronę, z której dochodził głos. Tego było za wiele. W drzwiach stał sam Bóg.

- A jednak to zrobiliśmy. I niestety zawiodłeś mnie kolejny raz - powiedział ze smutkiem Bóg, który przyjął postać wiekowego acz krzepiego harleyowca.

- Chcieliśmy byś do nas wrócił Lucek. - wtrącił Twardowski.

- Gówno prawda – niedowierzał szatan. Mówiąc to z oczu pociekły mu łzy, które przy zetknięciu ze skórą zaczęły parować.

Zapadła cisza. Twardowski, Jezus, Bóg i słuchacze, którzy okazali się być aniołami podstawionymi specjalnie do tej roli patrzyli ze smutkiem na Szatana.

- Musieliśmy wykorzystać ten fortel – zaczął tłumaczyć Twardowski, - Mieliśmy nadzieję, że gdy poczujesz zagrożenie, wprawdzie z egoistycznych pobudek, ale zawsze, zjednoczysz się z nami. Potem byłoby łatwiej. Ale czekaliśmy na twoją suwerenną decyzję. Nie mogliśmy cię zmuszać do niczego.

- Nie wierzę - mamrotał w kółko diabeł.

- Teraz jak plan nie wypalił dalej masz jeszcze szansę. Dołącz do nas. Zapomnij o wszystkim co było dotychczas. My też puścimy to w niepamięć. Prosimy, wszyscy jak tu stoimy.

Lucyfer jeszcze nigdy wcześniej nie był tak zagubiony jak teraz. Nie wiedział co ma uczynić. Wyciągnęli do niego dłoń. Ale czy tego chciał? Czyż tego nie chciał w głębi swej mrocznej duszy?

- Nie – wychrypiał. - NIE! Nie zgadzam się na to!...

Po czym zniknął.

 

"U Krysi" przy swoim ulubionym stoliku siedział Twardowski w towarzystwie starego harleyowca i hipstera. Popijali w ciszy piwo. Blat stołu skutecznie zasłaniały puste butelki po Perle.

- Może innym razem. - przerwał ciszę Twardowski.

Na te słowa wszyscy stuknęli się szyjkami butelek wznosząc w ciszy toast w tylko sobie znanych intencjach.

Średnia ocena: 2.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania