Taxi

Jesteś w przytulnym wnętrzu mknącej przez śnieżny wygwizdów taksówki. Za oknem mróz siarczysty, jak Krampus jakiś, pokazuje rogi, a na zegarze dokładnie dwudziesta druga – późno, mógłby być już koniec zmiany, no ale co poradzić, skoro przyjęło się zgłoszenie. No i co, że wypada Wigilia. Ty nie masz rodziny, więc ci wszystko jedno. Nastrojowa ambientowa muzyczka z głośników się wylewa i za sprawą sztuczek mózgu miesza w jedyny i niepowtarzalny strumień świadomości. Dlatego wiesz, że żyjesz i że ty, to ty, ergo masz jasność co do tego, dokąd i po co jedziesz oraz dlaczego właśnie dzisiaj, kiedy inni odpoczywają, zdecydowałeś się na pracę, a nie tkwienie kołkiem przed telewizorem.

Światło na zewnątrz zdaje się być rozmyte, rozmazane, choć tak właściwie to go niewiele. Biel i czerń kłują w oczy, ponieważ inne barwy nie istnieją, po prostu ich nie ma. W aucie panuje także półmrok. Mrugają tylko nieliczne kontrolki przy kierownicy. Taksówkarz – jak to dumnie brzmi. Trzeba dla jasności powiedzieć, że zwykle nie zapuszczasz się w tak dzikie i przywodzące na myśl slumsy zaułki, które nawet nie zaliczają się do tych tak zwanych obrzeży. Trzeba dla jasności powiedzieć, że podmiejska dróżka, którą zdążasz, wiedzie na cmentarz. Ot, i wszystko. Myślisz sobie: dobry Boże, komu chciało się siedzieć na mrozie i rozmawiać ze świętej pamięci bliskimi tak długo? To normalne, że tuż przed świętami można było za nimi zatęsknić, ale żeby sterczeć tak do późna i, nie mając potem jak wrócić, wzywać taryfę, hm? A jaki to będzie koszt, jaka kaska?! No cóż, może na biednego nie trafiło? Pożyjemy, zobaczymy.

Gdy mijałeś pobliski lasek, przyszedł ci na myśl film o wiedźmie z Blair. Stary, ale jary... no może nie tak znowu stary. Klasyk! Można powiedzieć, że w samą porę ten cholerny borek się skończył i dojechałeś na miejsce cały i zdrowy. Nie gasisz silnika, lecz bacznie się rozglądasz, potem wysiadasz z wozu, zapalasz papierosa i dalej się rozglądasz. Warkot pojazdu, jakieś przelatujące ptaszydła, odgłos dzwonu w dali – typowe dźwięki nocy. Zimny wiatr niemal strąca ci czapkę z głowy, którą powtórnie zaciągasz, głębiej, tym razem. Żywej duszy na ulicy. Czy ktoś pozostał na cmentarzu? Tego nie masz zamiaru za nic sprawdzać. Czekasz i czekasz. No ileż można?! Wściekasz się, prawie klnąc na głos. W końcu usiłujesz zatelefonować, jednak brak zasięgu krzyżuje ci plany. Chcesz skontaktować się z bazą, ale na próżno. Nadajnik (stary szmelc) tylko charczy. Dogaszasz peta i wskakujesz do wozu. Drzwi zatrzaskujesz, podkręcasz techniawkę, poprawiasz lusterko i nagle... aż podskakujesz z wrażenia.

Z tyłu siedzi kobieta, która nic nie mówi, a jedynie wręcza karteczkę z adresem docelowym. Dzielnica Krzyki, miasto Wrocław, ulica jakaś tam, ble, ble, nieistotne. A więc to jest ta klientka, myślisz. Kłaniasz się na powitanie, przyciszasz muzyczkę i startujesz. Pytająco przyglądasz się tajemniczym oczom dziewczyny, oczekując wyjaśnień, lecz w dalszym ciągu nikt ci nie odpowiada. Taryfą jeździsz ładnych parę lat, więc nie dziwi cię to. Pasażerowie trafiają się różni. Są tacy, co to lubią sobie pogawędzić, zwierzyć się z największych grzechów i drobniejszych przewinień, ale są i tacy, z których trzeba wyciskać jak sok „zeznania”... albo którzy wolą po prostu nadstawiać ucha. Nie chcą przebywać w kompletnej ciszy, jak to mówią, grobowej, ale nie chcą też nadawać jak katarynka. I tacy, właśnie tacy najbardziej ci odpowiadają. Wtedy z reguły profesjonalnie wkraczasz do akcji ze swą życiową mądrością i prawisz, rozprawiasz o religii, polityce, plotkach, filmach, muzyce, a nawet o filozofii zen. Boże, ty wszystko widzisz z góry i wszystko wiesz. I wiesz, że nie ma takiej dziedziny, na której normalny, średnio wykształcony taksówkarz by się nie znał, a jeśli nawet zdarzyłoby się, że jakimś dziwnym trafem by się jednak nie znał, to jest na tyle osłuchany w ludzkiej mowie składającej się ze zwierzeń i działających na wyobraźnię niedomówień, że i tak zawsze ma coś do powiedzenia, czyż nie? Zaczynasz więc bajać, a bajając – straszyć. Ponura muzyczka ci w tym dopomaga i jeszcze bardziej potęguje nastrój narastającej z każdą chwilą grozy.

Kiedyś – inicjujesz snucie mrocznej opowiastki – kiedyś operatorka w naszej firmie usługowo-transportowej przyjęła wieczorem dziwne zgłoszenie. Nie, nie trzeba było odbierać drużyny harcerskiej z cmentarza, i to na szczęście! Chrząkasz porozumiewawczo, bowiem właśnie zdałeś sobie sprawę, że być może lekko się zagalopowałeś. Chrząkasz więc powtórnie, po czym kontynuujesz opowiastkę: dziwność zgłoszenia polegała na tym, że ktoś podający się za osobę zmarłą, którą operatorka znała jeszcze z czasów szkolnych, zamawiał kurs z cmentarza na Krzyki właśnie. Aldona, bo tak miała na imię koleżanka z pracy, potraktowała to jako niesmaczny żart. Wypowiedziała kilka gorzkich słów, po czym się rozłączyła. Po chwili jednak telefon zadzwonił ponownie i znów dało się słyszeć ten sam głos żartownisia. Swoją drogą to przykre, gdy młodzi ludzie żegnają się z tym światem, nieważne zresztą z jakich powodów: jedni odchodzą przez narkotyki i pijaństwo, jeszcze inni giną w wypadkach, są i tacy, którym zdrowie nie pozwala na dożywanie sędziwych lat. Istne szaleństwo i kruchość, ulotność, ułomność człowieczego losu. No ale wracając do sedna: kiedy komórka rozdzwoniła się po raz trzeci z rzędu, Aldonka nie odebrała i dowcipniś, kimkolwiek był, musiał poddać się po paru sygnałach. A co ważniejsze: więcej się już nie odezwał, a raczej nie odezwała, bo to była ona.

– I co pani na to? – zwracasz się do pasażerki. – Podobała się historyjka? Znam takich wiele, no ale czas nie pozwala na ich przedstawienie. Dojeżdżamy!

Rzeczywiście do pokonania pozostało jeszcze parę zakrętów i za chwilę trzeba będzie przyjąć kolejne zgłoszenie, pojechać po następnego klienta, w ramach dobrowolnych nadgodzin. Śnieg mieni się niczym drogocenne kamienie w świetle reflektorów i ulicznych latarń. O, jak to dobrze, że ktoś tu w ogóle odśnieża i że pług w tej peryferyjnej części miasta kursuje przynajmniej raz dziennie albo kilka razy na tydzień. W pewnej chwili ogarnia cię błogostan, sen jak marzenie. I nie pamiętasz, co robiłeś jeszcze przed czterema sekundami. Parę chwil temu pojawiły się światła, przemknęły ci przed nosem jakieś sanie i stadło reniferów z dzwoneczkami, ale to było przywidzenie, prawda? Uff, wzdychasz jak święty Mikołaj teatralnie i po minucie cały i zdrowy zajeżdżasz pod wskazany przez kobietę adres, domagając się zapłaty.

I znowu spoglądasz w lusterko, i znów masz powód do bycia zaskoczonym, wręcz zaniepokojonym. Pasażerka gdzieś znikła, zapadła się pod ziemię. No nie! Jesteś wściekły. Telefonujesz, ale telefon nie odpowiada. Wyskakujesz z auta i biegniesz pod zanotowany na karteczce adres, a tam pustka, nikogo w domu. A nie! Chwileczkę! Jednak ktoś zapala światła w środku, uchyla kotarę, wygląda przez okno, w końcu otwiera drzwi i mówi: „dobry wieczór, a co za licho tak późno do nas sprowadza, stało się co?”. Czy się stało, czy się stało?! No pewnie, że się stało, ciele oknem wyleciało. Kobieta o siwych włosach i o lasce, przyodziana w szlafrok, wysuwa się z wolna na dwór i bacznie rozgląda na wszystkie strony, lecz nikogo, nawet ciebie nie zauważa, gdyż jesteś dla niej, mój drogi, jak powietrze. Ty do niej wrzeszczysz, ona nic, przeklinasz, a ona milczy cała. Odwraca się zniesmaczona, bo nie lubi żartów w złym guście, zwłaszcza ze swej od dawna już nieżyjącej córki, plecy ci pokazuje i kuśtyka z powrotem do domu, gasi światło. Ty natomiast, zdruzgotany, nie wiesz, co masz robić i co o tym wszystkim należałoby sądzić.

Chcąc wrócić do taksówki, potykasz się o pożółkłą ze starości, zagrzebaną w śniegu gazetę, która znajduje się na progu. Spoglądasz w dół i przecierasz ze zdumienia oczy. Na stronie tytułowej napis: „Zginęła tragicznie, wielu mężczyzn Śmierć przez nią ze sobą zabrała”, a pod nim znajduje się zdjęcie urodziwej licealistki. Taaak, znasz ją, znasz te cudowne oczy i wiesz, że ta tutaj wygląda zupełnie, jak twoja milcząca pasażerka. Szok, niedowierzanie, powątpiewanie dopadają cię jak gromy z jasnego nieba: wszystkie razem i każde z osobna. To boli, ach, to boli!

A najgorsze, że twój firmowy pojazd nie znajduje się w pobliżu, nie, nie. Podchodzisz kawałek… i jeszcze kawałek, i jeszcze… i widzisz, spostrzegasz, że stoczył się do głębokiego, ośmiometrowego rowu, gdzie potwornie się poobijał, na siedzeniu zaś spoczywa zbrukane krwią ciało człowieka, którym jeszcze nie tak dawno byłeś ty. Wychodzisz pełen najgorszych obaw na jezdnię, gdzie dogłębnie przeżywasz to, co cię spotkało. Pora złapać okazję i nie rozpaczać, ale potulnie wracać. Po chwili zatrzymuje się taksówka. Mógłbyś ją nazwać widmową. A w niej: prawdziwa niespodzianka! Kobieta za kółkiem, której historię już poznałeś, odwozi cię tam, gdzie twe miejsce. Udajesz się, mój drogi, na cmentarz.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Tjeri 09.12.2020
    Na starcie powiem, że zdziwiona jestem, iż nie cierpiąc narracji drugoosobowej, doczytałam do końca bez irytacji - to duży plus utworu. To wprawka? Wyzwanie? Czy świadomy wybór z "lubienia" wynikający? (wciąż sposób narracji roztrząsam). W sumie taki sposób opowiadania skojarzył mi się z opowiadaniem strasznych historii przy ognisku.
    Co do samej opowieści - jest klimat, zaskakujące zakończenie, dobrze się czyta. Zastanawiam się jednak czy drugoosobówka jest w stanie wycisnąć z tekstu maks. Fajny byłby eksperyment przedstawiający tę samą historię z różnych perspektyw (pierwszo, drugo i trzecioosobowo). A może to właśnie jest taki eksperyment? Widzę w tytule "II", lecę znaleźć "I". :)
  • Tjeri 09.12.2020
    Już widzę, że "jedynka" to cuś inszego. To zanim doczytam, jeszcze raz eksperyment proponuję. Byłaby to niezła wprawka!
  • maciekzolnowski 09.12.2020
    Dzięki, Aniu. Masz rację, jest to wprawka, choć z drugiej strony... Geneza jest taka, że jakiś czas temu pewien youtuber poprosił mnie o naskrobanie kilku creepypast świątecznych. No i tak jakoś wyszło. Siedzę teraz i dumam. I wymyślam eksperymenta różne, różniste. :)
  • Bożena Joanna 09.12.2020
    Czytając o Wigilii i cmentarzu przypomniały mi się Święta Bożego Narodzenia, kiedy chciałam wrócić do domu z Bródna taksówką. Musiałam jednak wsiąść do tramwaju, gdyż tego dnia taksówkarze strajkowali.
    Ładnie napisana opowieść zupełnie nieoptymistyczna nieodpowiadająca klimatowi wspomnień, ale życie potrafi zaskakiwać.
    Pozdrowienia!
  • Józef Kemilk 09.12.2020
    Dobrze napisane i ciekawie też. Chyba w wolnej chwili też spróbuję coś skrobnąć w drugiej osobie. Czytam i ty wiesz, że dobry tekst opublikowałeś, mimo że nie miałeś w ręku pióra, czy też długopisu. ?????
  • Zapraszamy do wzięcia udziału w Bitwie na Prozę:
    https://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-38-w1343/
    Temat główny: Postęp
    Temat dodatkowy: Deheroizacja
    Wybramy jeden, lub drugi lub obydwa. Wybór należy do ciebie.
    Piszemy do 20.12.2020 do północy.
    Liczymy na Ciebie!!!
    Literkowa.
  • maciekzolnowski 10.12.2020
    Dzięki Bożenko, wielkie dzięki Józefie! LB, przepraszam, ale ja nie znoszę literackich oraz muzycznych konkursów, sport to sport, a sztuka to jest sztuka. Jestem tego zdania już od wielu lat i go nie zmieniam, choć nie krytykuję tych, co konkurują i wyrywają. Pozdrawiam serdecznie!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania