Nowy rok - część I.
Był początek września. Dzięki stypendium Kordian dostał szansę na naukę jednym z lepszych liceów na terenie Polski. Znajdowało się ono na terenie województwa lubuskiego. Niedaleko Zielonej Góry.
Dookoła prywatnego liceum znajdowało się wysokie na ponad pięć metrów ogrodzenie. Poza tym placówka zawierała monitoring. Sam obiekt był strzeżony przez profesjonalnych ochroniarzy.
Aby dostać się na teren ośrodka trzeba było przejść kontrolę. Każdy z uczniów, nauczycieli, pracowników, rodziców uczniów i uczennic posiadać musieli przy sobie identyfikatory.
Na parkingu zatrzymało się auto. Za kierownicą znajdował się starszy brat, który spojrzał na Kordiana.
- Zabrałeś ze sobą ten identyfikator i inne potrzebne rzeczy?
- Tak – przytaknął, czując suchość w gardle.
- To dobrze. Wiesz, gdzie masz swój pokój?
- No tak – mruknął spoglądając przez szybę. – Na drugim piętrze. Pierwsze drzwi po prawej stronie. Klucze odbiorę go w gabinecie.
Siedzieli w ciszy, przerywanej rozmowami uczniów i nauczycieli, wysiadającymi z aut. Widząc luksusowe marki aut poczuł się nieswojo. W końcu wyszedł z auta, zabierając ze sobą torbę.
- Do zobaczenia, Kordian. Zadzwonię do ciebie pod wieczór.
- Dobrze. Będę pamiętać.
Widok zrobił na Kordianie wrażenie. Wokół niego znajdowali się uczniowie. Gucci, Adidas, Nike czy inne znane symbole znanych marek widniały na ubraniach czy butach uczniów i uczennic. On miał na sobie ubranie po starszym bracie.
Niektórzy z nich uważnie przyjrzeli się jednemu z nowych uczniów. Czuł no sobie ich wzrok. Wiedział, że chce znaleźć się w miejscu, gdzie inni nie będą mu się przyglądać.
Słyszał jak niektórzy krytykują jego ubiór.
- Widziałaś go? – szepnęła uczennica do swojej znajomej. – Wygląda jak menel. Jak mógł dostać się do tej szkoły?
- Nasza szkoła ma program stypendialny – stwierdziła jej znajoma. – Pewnie dobrze się uczył, więc się dostał. Wątpię żeby wytrzymał tu przez chociaż kilka dni. Tacy jak on nie pasują tutaj.
- Zgadzam się. Nie pasują.
Przekroczył próg podwójnych drzwi. Korytarz zrobił na nim wrażenie. Wziął do ręki plan lekcji. Na pierwszych zajęciach miał język angielski. Szukał sali, w której miały się odbyć zajęcia.
Zerknął na plan.
- Sala numer dziesięć – przeczytał cicho.
Ponownie schował do kieszeni plan zajęć i szukał sali na pierwszym piętrze. Znalazł ją. Na drzwiach znajdowała się dwucyfrowa liczba. Dziesięć. Postanowił usiąść na jednym z wolnych stolików. Wyjął swoje pierwsze śniadanie.
Niektórzy siedzieli wspólnie. Przy jednym ze stolików siedzieli wysportowani chłopacy. Rozmawiali ze sobą na przemian śmiejąc się głośno. Ich śmiech i rozmowy odbijały się echem po korytarzu.
Inni rozmawiali o pisaniu, rysunku, malarstwie, rzeźbiarstwie, modelarstwie czy innych zainteresowaniach. Czuł się tym wszystkim przytłoczony. Skończywszy śniadanie udał się do toalety, przemyć twarz.
Uchyliwszy drzwi do łazienki odetchnął z ulgą. Tylko on w niej był. Podszedł do zlewu. Odkręcił kurek z chłodną wodą. Umył ręce i przemył twarz.
Usłyszał dzwonek. Lekcje zaczynał dopiero o ósmej piętnaście, więc miał czterdzieści pięć minut dla siebie. Wykorzystał ten czas na przejście się po nowym miejscu. Jego uwagę przykuły drzwi do biblioteki.
Będąc w niej spodziewał się, że będzie ogromna. I taka była. Postanowił w niej przeczekać. Zajął miejsce i wyjął z niej telefon. Podłączył do niego słuchawki i wybrał swoją składankę do odsłuchania.
Myślami był gdzie indziej. Zastanawiał się nad zawiązaniem tutaj nowych przyjaźni. Zamierzał zapisać się do kółka rysunkowego. Wyjął z plecaka swój szkicownik i ołówek. Przez kilka chwil zastanawiał się nad tym, co narysuje.
Postanowił naszkicować bryły. Kwadraty w przestrzeni. Z tyłu głowy miał obrazy mijanych dziewczyn w spódnicach. Wiele miało zdrową i zadbaną cerę.
Po kolejnym dzwonku zapakował swój szkicownik i ołówek do plecaka i wyszedł z biblioteki. Zeszedł na pierwsze piętro. Przy sali numer dziesięć uczniowie i uczennice czekali na nauczyciela.
Kordian podszedł do jednej z niewielkiej grupki osób.
- Cześć. Może widzieliście nauczyciela od angielskiego?
- Tak. A co?
- Byłem ciekaw czy pojawi się na pierwszych zajęciach.
- To zrozumiałe, że liczysz na to, że facet się rozchoruje – odezwał się jeden z nich. – Ale nie licz na to. Oni rzadko kiedy są nieobecni.
- Rozumiem. Dzięki za informacje.
Powolnym krokiem w ich stronę zbliżał się ich anglista.
- Dzień dobry państwu.
- Dzień dobry – odpowiedzieli co niektórzy.
Otworzył drzwi do Sali, gestem zapraszając ich na pierwsze w tym roku zajęcia z języka obcego. Odczekał aż każdy zajmie swoje miejsce. Kordian usiadł w pierwszym rzędzie.
- A więc jesteście nowymi nabytkami – zaczął nauczyciel. – Jesteście pierwszoroczniakami, więc wątpię że mnie znacie. – Zrobił pauzę. – Nazywam się Zbigniew. Moje nazwisko to Jarosiński.
Kolejna przerwa w wypowiedzi. Na Sali panowała cisza.
- Jeśli chodzi o mój sposób podejścia, jestem wymagający – uśmiechnął się, poprawiając swoje okulary. – Jednak nie znaczy to, że będę od was wymagał znajomości materiału, którego nie przerobiliśmy.
Znowu umilkł. Odchrząknął i kontynuował.
- Moim zadaniem jak i waszym jest przygotowanie do matury.
Po tym wstępie zaznaczył że mają do wykorzystania dwa nieprzygotowania. Kartkówki będą zapowiedziane i można je poprawiać do woli. Na tablicy wypisał ile trzeba uzyskać procent aby zdać kartkówkę, sprawdzian i pierwszy semestr.
Następnie przeszli do omawiania pierwszego tematu. Po tych zajęciach mieli zacząć kolejną lekcję. Dzisiaj lekcje skończyć się miały o około godziny piętnastej. Między lekcjami na przerwach starał się nawiązać nowe relacje z innymi.
Jak na razie inni nie byli chętni, aby z nim porozmawiać. Czuł że między nimi i nim istnieje pewna przepaść, której nie może przeskoczyć. Wiedział, że w nowej szkole do której szedł ci którzy pochodzili z niezbyt bogatych rodzin nie byli tutaj mile widziani przez uczniów.
Często wpatrywał się w jedną z dziewczyn. Zawsze siedziała między dziewczynami, które z nią rozmawiały. Niespodziewanie ktoś stanął blisko niego.
- Ty też jesteś nowy?
Przed nim stanął uczeń, będący wyższy niż ktokolwiek z jego bliskiego otoczenia. Kordian skinął głową.
- Tak. To mój pierwszy dzień w szkole. A ty?
- Tak. To też moje jedne z pierwszych zajęć w tej placówce.
- Pewnie też jesteś ciekaw, jacy będą inni uczniowie i nauczyciele – stwierdził Kordian, uśmiechnąwszy się.
- To prawda. Mogę usiąść?
- Proszę. Siadaj.
- Dzięki – usiadł na krześle przy okrągłym stoliku.
- Jak pierwsze wrażenia?
- Powiedzmy, że mi się podoba. Nauczyciel od angielskiego wydaję się być w porządku. Wątpię aby sprawiał problemy tym uczniom i uczennicom, którzy są obecni na większości z jego zajęć, nie przeszkadzają i uczą się na te minimum. – Spojrzał na Kordiana. – A ty jak sądzisz?
- Myślę to co ty – odpowiedział.
Obaj po chwili podeszli do drzwi numer trzy. Były to ich ostatnie zajęcia na dziś. Dziewczyny widząc wysokiego młodzieńca o szczupłej sylwetce i zdrowej, jasnej cerze szeptały między sobą. Idąc w kierunku wolnego miejsca, kroczył wyprostowany.
Zajął miejsce na końcu. Chłopacy również szeptali między sobą o nim. Kordian chcąc dowiedzieć się więcej o czym mówią uważnie zaczął się przysłuchiwać ich rozmowom.
- To przypadkiem nie ten syn tego pisarza?
- To chyba on. Tak przynajmniej mi się zdaje. Wiem że wspominał o swoim synu, który jest w wieku takim jak my.
Dziewczyny chichotały między sobą patrząc na niego.
- Przystojniak z niego. A ten jego poważny wyraz na twarzy… po prostu seksowny.
Niektórzy obserwowali wskazówki zegara. Niektórzy ziewali, zakrywając dłonią usta. Inni natomiast chowali twarz w dłoniach przysypiając.
Oczekiwany dzwonek w końcu się rozległ. Po zajęciach Kordian udał się do tak zwanego: ,,domu uczniowskiego’’. Tam miał swój pokój połączony z kuchnią. Mieszkanie miało też łazienkę.
Wyjął klucze. Otworzył je czując przyjemny zapach odświeżacza pachnącego wanilią. Zamknął drzwi czując zachwyt.
Miał świadomość, że przyjdzie mu tu spędzić nieco czasu. Postawił plecak na ziemię. Odsunął krzesło od stolika siadając na nim.
Usłyszał pukanie. Powtórzyło się. Podszedł do drzwi i je uchylił.
- Wybacz, że przeszkadzam ale zostawiłeś swój szkicownik – czarnowłosy uczeń zdjął zawieszoną przez ramię torbę i położył ją przed sobą. Rozległ się dźwięk rozsuwanego zamka. Kordian ujrzał swój szkicownik, wyjęty z torby chłopaka.
- Dzięki. W ogóle zapomniałem go spakować.
- Proszę – wręczył Kordianowi jego własność. – Następnym razem sprawdzaj, czy zawsze masz wszystko spakowane.
- Tak zrobię. Słowo.
Wyciągnął rękę w kierunku nieznajomego.
- Wybacz, ale zapomniałem się wcześniej przedstawić. Kordian.
- Zygfryd. Odnośnie twojego zainteresowania, to wiążesz z tym przyszłość?
- Raczej nie – pokręcił głową – to wyłącznie moje poboczne hobby, przy którym się relaksuje. A ty? Czym się zajmujesz? Prócz nauką do matury oczywiście.
- Pisaniem i czytaniem książek.
- Chcesz być pisarzem? Zgadłem?
Zygfryd kiwnął głową, uśmiechając się przy tym.
- Zgadłeś. Nie obrazisz się jak wejdę? Chętnie zobaczę jak mieszkasz. – Przekroczył próg drzwi uważnie rozglądając się po pomieszczeniu. – Nie jest złe. Masz miejsce do nauki i odpoczynku.
- To prawda. Nie spodziewałem się, że będę mieć swoje małe mieszkanie dla siebie.
- To prywatna placówka. Jedna z lepszych, więc stać ich na takie rzeczy. – stwierdził Zygfryd. – Zmieniając temat, poczułem się głodny. Nie jadłem nic od południa. Idziesz a stołówkę?
- Tak. Sam muszę coś zjeść.
Kordian upewniwszy się, że zamknął za sobą klucze, schował je do zapinanej kieszeni bluzy. Idąc Kordian zaczął opowiadać mu o swoich pierwszych wrażeniach związanych ze szkołą . Zygfryd uważnie słuchał swojego rozmówcy.
- Zauważyłem, że są tutaj kółka zainteresowań. Chętnie się zapiszę na dwa lub trzy z nich. A ty?
Zygfryd podrapał się po podbródku.
- Nie myślałem nad tym.
- Ja widziałem dziś rano starszaków. Byli na pewno z klubu sportowego. Też ich widziałeś?
- Nie. Ale wdziałem dziewczyny z kółka garncarskiego i chłopaków z klubu książkowego.
Kordian zastanowił się co zje na obiad. Burczało mu w brzuchu. Będąc na stołówce wzięli w dłonie tace oraz talerze i sztućce. Nałożyli jedzenie i zajęli miejsce przy stole.
- Co zamierzasz robić po obiedzie? Ja się pouczę.
- Zajmę się nauką do matury – odpowiedział na pytanie Kordiana. – Nie zamierzam bawić się w wysoką średnią i czerwony pasek na świadectwie. Chce po prostu zdać liceum i napisać dobrze maturę.
Skończywszy obiad, odeszli od stołu. Zygfryd i Kordian udali się do siebie. Obaj byli zmęczeni po dniu zajęć. Siedząc na krześle Kordian spoglądał w okno. Musiał jeszcze dziś wypożyczyć książki do nauki.
Poszedł do biblioteki. Przywitał się z bibliotekarzem, po czym wypożyczył potrzebne książki do nauki. Odebrawszy je minął dziewczynę. Widział ją na zajęciach. Odwrócił głowę aby podążyć za nią wzrokiem.
Zadyszany niesieniem stert książek do siebie rozłożył się na kanapie. Zrobił sobie kawę i zabrał się za przerabianie materiału.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania