O babci, co ocaliła Królestwo Polsko-Litewskie przed Potopem

Marek nie poświęcał czasu na czytanie książek, gdyż poza szkołą i spotykaniem kolegów każdą chwilę spędzał przy komputerze. Babcia narzekała, że z tego siedzenia nic dobrego nie wyniknie, ale kto gderanie starszej osoby bierze poważnie? Za każdym razem kiedy przypominała o zaletach czytania, drwił sobie z jej rady i jeszcze przekonywał, jak dobrze komputer zastępuje mu książki.

— Muszę planować, obliczać, szybko podejmować trudne decyzje — wyliczał korzyści, nie odrywając oczu od ekranu. — Nawet w szkole tyle nie myślimy.

Zrezygnowana babcia jednego dnia usiadła obok niego i przez okulary o grubych szkłach w niemodnych oprawkach patrzyła w ekran. Z trudem nadążała za posunięciami Marka, co było mu na rękę. „Znudzi się i odejdzie” — pomyślał i rozpoczął z dużą energią nową grę. Ten entuzjazm udzielił się babci, bo nie tylko nie poszła sobie, lecz zadała mu bardzo sensowne pytanie:

— Co teraz robisz?

Marek nie zamierzał wtajemniczać jej w złożone reguły gry, bo przecież i tak nic z tego nie zrozumie, ale po chwili uznał, że w ten sposób jeszcze szybciej ją zniechęci.

— Wybieram przeciwnika — odpowiedział szybko.

— A któż to taki? — Babcia przejawiała dość duże zainteresowanie jak na osobę, która się nie zna na grze.

— Fioletowy kolor ma Szwecja, a ci w zielonych ubraniach to Ukraińcy.

— Dwóch na jednego? — zdziwiła się babcia.

— Mam sojusznika — sprostował Marek — Saksonię.

— To gorzej wybrać nie mogłeś — zmartwiła się babcia. — Szwedzka potęga zaleje nas od północy, na tyłach Kozacy wzniecą bunt…

— A co mi tam Kozacy — wpadł jej w słowo Marek zapominając, że mówi do osoby starszej o pół wieku, której należy się ociupina szacunku. — Saksońska armia ma wyborową piechotę.

— E tam — westchnęła babcia.

„Szwedzi dogadają się z Saksonami, bo to również protestanci, a wtedy unia doprowadzi nas do epokowego nieszczęścia, jak to już pokazała historia” — rozmyślała, mimo całego pesymizmu obserwując z zaciekawieniem jak na zielonym tle, zupełnie z niczego w błyskawicznym tempie powstaje miasto.

 

Marek wpierw postawił młyn, dookoła którego w mgnieniu oka zazieleniło się zbożem, choć nikt go nie zasiał. Niżej zbudował stylowy ratusz, jak ten co stoi przy rynku w Zamościu. Potem zadudniły bębny, aż babci ścisnęło się serce, na znak, że gotowe są koszary: murowane, z basztami i chorągiewkami, łudząco podobnymi do tych na barbakanie. Ku babci zdumieniu z koszar zaczęły wychodzić jakieś ludziki w długich, czerwonych płaszczach i czarnych, futrzanych czapkach.

— To są pikinierzy — objaśniał Marek.

Babcia wytężyła oczy i o dziwo, rzeczywiście, pod czapką dostrzegła twarze, wprawdzie niewyraźne, pozbawione całego nosa, pełnych ust, lecz niewątpliwie ludzkie twarze. Do tego wszystkie identyczne, jakby całe to wojsko to byli bracia-bliźniacy z jednej matki. Zamyśliła się, patrząc jak Marek posłał sześciu wieśniaków do lasu po drewno, tyluż samo do kamieniołomów, a resztę na pole pszenicy, która właśnie dojrzała na piękny, złocisty kolor. Wieśniacy żęli łan równo kosami, jednak pszenica rosła dalej, ziarno z kłosów samo się wsypywało do worków, a oni zanosili je na plecach do młyna. Żaden się nie zatrzymywał, nie siadał, nie odpoczywał, wiatrak niestrudzenie obracał łopatami, jak podczas żniw w doskonałym gospodarstwie. Babcia nie mogła oderwać od takiego ładu oczu. „A myśmy miały szmaciane laleczki, chłopcy ołowiane żołnierzyki, kilku zaledwie, a tu wychodzą i wychodzą, mnożą się bez liku. Jak to wszystko zmyślnie funkcjonuje” — wpatrywała się z podziwem w obraz na monitorze. Na skraju pola pszenicy zauważyła wieśniaka zataczającego kółka w miejscu, jakby tańczył z radości, lub co gorsza, zbzikował.

— A temu co jest?

Marek nic nie powiedział tylko wycelował w niego strzałkę i wieśniak rzucił się w te pędy do pracy, jak wszyscy jego bracia.

— To tutaj nie ma kobiet? — spytała babcia rozczarowana.

— Sami mężczyźni... — uciął Marek, lecz zamilkł momentalnie, bo pierwszy raz uświadomił sobie, że babcia też jest niewiastą i dalsze słowa mogłyby jej sprawić przykrość. Zamiast tego przyjemniejszym tonem dodał:

— W innych grach są również kobiety, ale nie w tej.

— Ach tak. — Uspokojona babcia pokiwała głową.

W duchu trudno było jej odmówić odrobiny racji wnukowi. Jak on to wszystko wspaniale zorganizował: kieruje tyloma ludźmi, dowodzi wojskiem, doskonale wie co robić dalej… Dalsze rozmyślania przerwał przeraźliwy jęk z kamieniołomów. Jeden z wieśniaków, ten pchający z wysiłkiem taczkę pełną kamieni, padł na ziemię, a wtenczas jego ciało się spłaszczyło, jakby rozjechał go walec, a po chwili zostały z niego tylko jakieś rybie ości, co zapewne miało przedstawiać ludzki szkielet, a i ten szybko zniknął pod trawą, niezależnie od pory roku zawsze zieloną i tej samej wysokości.

— Zabrakło chleba — skwitował śmierć wieśniaka Marek.

Odszukał jarmark i wymienił tam sporą ilość zebranego kamienia, za nieco mniejszą porcję żywności. Z każdą wymianą cena kamienia spadała, cena żywności rosła.

— Taki z ciebie gospodarz. — Babcia spojrzała na niego karcącym wzrokiem. — Całe szczęście, że nie jesteś ministrem gospodarki, to dopiero byłaby klęska.

 

Nagle zabrzmiał dźwięk trąbki, wzywającej na alarm, a zanim Marek odkrył co się stało, dobiegł z głośników szczęk metalu, groźne pomruki, później czyjeś krzyki, coraz rozpaczliwsze… Od lewego narożnika u góry ekranu nadciągał fioletowy czworobok i co tylko napotkał na swojej drodze przybierało natychmiast fioletową barwę: kopalnia złota, składzik drewna, kuźnia... Fioletowy obłok zawisł złowieszczo nad miastem. Po zmianie koloru wieśniacy porzucali miejsca pracy. Wyrzekłszy się domu i ojczyzny odchodzili tam, skąd nadszedł nieprzyjaciel, na północ, służyć obcemu panu. Co poniektórzy bili kułakiem własnych braci, dopóki ich nie zatłukli na śmierć, bądź sami nie zginęli. Babcia patrzyła na to z coraz większą zgrozą, dopóki Marek nie zapauzował gry, a wówczas cały świat zamarł w bezruchu. Wskazówki zegara przestały się przesuwać. Figurki zastygły nieruchomo w niemożliwych pozach: wieśniacy z kilofami wysoko nad głową, taczkami opuszczonymi nad pokruszoną skałą, pikinierzy zwarci w fechtunku. Tym co wychodzili z baraków, piki przyrosły do ramienia; utknęli w marszu gęsiego, nieświadomi co się z nimi stało i co mają począć dalej. Wszyscy czekali aż czas popłynie znowu.

— Trzeba wystartować grę od początku — rzekł Marek po krótkim namyśle.

— Znaczy się poddać, skapitulować? — Próbowała się upewnić babcia.

— No niby tak. — Przyznał się Marek. — Ale w następnej rozgrywce pójdzie mi lepiej, nie dam się zaskoczyć.

— A twoje wojsko, ludność cywilną, ich domy, wszelki dobytek… Zostawisz na pastwę wroga?

— Ach, babciu. — Niecierpliwił się Marek. — Jaką tam pastwę, to tylko gra…

— Zaraz, zaraz — wtrąciła babcia — każda gra ma swoje zasady. A w tej grze, jak już zdążyłam się zorientować, chodzi o obronę granic własnego państwa.

Marek chciał jej zaprzeczyć, lecz jak na złość zabrakło mu argumentów.

— Polskie państwo już niejednokrotnie stało nad krawędzią katastrofy, a mimo to nikt nie myślał, żeby jakimś guzikiem zaczynać wszystko od nowa. To dziecinnie proste.

W głosie babci grzmiała taka determinacja, że Marek nie śmiał się sprzeciwiać. Z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że szwedzki atak narobił takiego zamętu, iż łatwiej byłoby zresetować.

— Dopóki stoi kościół, nic nie jest stracone — zawołała babcia. — Rób księży, prędko!

— Ale kiedy oni są zupełnie bezużyteczni — zaprotestował Marek.

— Bezużyteczni? — oburzyła się babcia. — Bój się Boga!

Potem zaczęła uważnie przyglądać się mapie.

— A ten budynek, tam na górce za kościołem, do czego on służy?

— Misja dyplomatyczna — wyjaśnił Marek. — Można stamtąd otrzymywać wojska zaciężne, ale kosztują sporo, a bitne nie są.

— To kup za złoto w skarbcu tych najemników — poradziła mu babcia.

— Wtedy nie będę miał środków na budowę stajni — sprzeciwił się Marek.

— W tej chwili dobro narodu jest ważniejsze niż konnica — zawyrokowała babcia i na tym stanęło.

 

Decyzja babci, jak się wkrótce okazało, była zbawienna. Wprawdzie grenadierzy, biegnący z budynku ambasady wprost na pole walki, padali gęsto trupem, lecz ich niespodziewany atak zaskoczył wroga. Zwarta formacja szwedzkiej piechoty rozproszyła się w różnych kierunkach, błądziła za budynkami, zza których nękały ją straże, watahy wieśniaków, aż wreszcie dopadł ich ogień grenadierów, strzelających początkowo dość chaotycznie, później jak na komendę. Po każdej salwie kilku zakutych w żelazo Szwedów zamieniało się w rybi szkielet. Grenadierzy trzymali pozycję, czyścili wyciorem lufy, sypali proch z woreczków, ładowali muszkiety, posyłali następną salwę, a gdy tu i ówdzie przedarł się w ich kierunku pojedynczy Szwed, przebijali go długim bagnetem przytwierdzonym do lufy. Z góry nadchodzili księża: w sutannach do samej ziemi, mitrach na głowie, z laskami w rękach. Pomimo widocznej tuszy szli żwawo, bez oznak najmniejszego zmęczenia, ani trwogi. Za każdym dotknięciem pastorału nieprzyjacielska purpura zamieniała się z powrotem w czerwień, jak na sztandarach polsko-litewskiego królestwa, ziemie wracały do macierzy. Żołnierzom goiły się rany, chłopi nabierali sił do dalszej pracy. Widząc jak kilka budynków stanęło w ogniu, wieśniacy rzucili się na ratunek; pożar gasili piaskiem i wodą. Później naprawiali zniszczenia, przywracali obiektom dawną świetność. Marek patrzył na to w osłupieniu. Nigdy przedtem taka taktyka nie przyszła mu do głowy. Puścił przodem oddział Kozaków, żeby odciągnąć kolejne formacje wroga idące ku miastu.

— Babciu! — krzyknął z radością — jesteśmy uratowani!

Odpowiedziała mu uśmiechem pełnym babcinej miłości, a wówczas z twarzy zniknęły jej zmarszczki, z włosów zeszła siwizna, w oczach zapłonął młodzieńczy blask. Zamiast nieporadnej, dziwacznej, marudnej babci ujrzał w niej drogiego przyjaciela, powiernika najskrytszych tajemnic, towarzysza broni, z którym bez wahania można się rzucić w największe niebezpieczeństwo, jak w ogień.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (14)

  • laura123 25.07.2021
    Przeczytałam. Na początku myślę sobie, babcia, wnuczek i gry, no z tego to raczej nic ciekawego nie będzie, a tu masz, zaskoczenie... babci oczytanie i wnuczka pasja do gier, stworzyła z nich potęgę nie do pokonania.
    Ciekawe czy Marek po tej nauczce nie zacznie czytać... i czy babcia nie uzależni się od gier, bo najwidoczniej spodobało jej się.
    Najważniejsze jednak, że wnuczek zobaczył w babci przyjaciela... 5
  • Narrator 26.07.2021
    laura123
    Zbyt często zapominamy, że każda babcia kiedyś była młoda, miała swoje młodzieńcze marzenia, które spełniały się szybciej niż obecnie, bo dziś kobiety więcej o tym gadają aniżeli robią. Z kolei każdy wnuczek kiedyś dorośnie, niejeden zgorzknieje i być może będzie dawać upust swojej frustracji pisząc nieudolnie opowiadania.

    Dziękuję za odwiedziny w skromnych progach :)
  • Patriota 25.07.2021
    Ech, tylko mnie tym opisem jeszcze bardziej odstręczyłeś od gier. To gorsze od alkoholizmu.
  • Narrator 26.07.2021
    Patriota
    Ależ nie było moim zamiarem wpędzać w granie na komputerze. Gra nie każdego prowadzi do nałogu, tak samo jak nie każdy wpada w alkoholizm, a nawet są tacy, co z tej choroby mają siłę wyjść.

    Chodziło mi o międzypokoleniową wymianę doświadczeń, coraz częściej ignorowaną w obecnej rzeczywistości, gdzie starszych uważa się za darmozjadów, zbyteczne obciążenie, uschniętą gałąź, którą należy uciąć. Oczywiście od młodych również można wiele się nauczyć
  • Akwadar 25.07.2021
    Nie zaskoczyłeś "mądrością" babci, ale ustawka seniorki i scena batalistyczna podobuje mnie się :)
  • Narrator 26.07.2021
    Akwadar
    Wierz mi, batalistyka w tej grze została zaprogramowana widowiskowo i dramatycznie. Początkowo miałem zamiar dopisać dalszą część, o rozgromieniu szwedzkiej armii oraz ich nieoczekiwanego sojusznika, Ukrainy.

    Wyobraź sobie, natarcie prowadzą Polscy muszkieterzy (już nie zaciężni, tylko dobrze wyćwiczone wojska Korony). Za nimi zwarte kolumny pikinierów. Na skrzydłach dragoni, wspierani przez formacje kirasjerów. Z tyłu huk i obłoki dymu. To działa, haubice i moździerze sieją spustoszenie w obozie wroga. A w decydującym momencie uduchowiona szarża polskiej husarii zakończona zwycięstwem.

    Cieszę się, że przypadło do gustu :)
  • Szpilka 26.07.2021
    Jak to fajnie mieć taką trendy babcię, moja taka trendy nie była, za to dzielnie broniła przed gniewem dziadka, a diabełek ze mnie był, oj był ?

    Narrator, fajoskie pisanie, przeczytałam z zaciekawieniem ?
  • Narrator 26.07.2021
    Szpilka
    Może po babci masz zamiłowanie do poezji i pisania? Nigdy nie wiadomo ile z dziadków jest w nas, ale na pewno coś się znajdzie. Dzięki za fajoski komentarz :)
  • Marian 26.07.2021
    Zapowiadało się dobrze - młody i babcia przy komputerze, zderzenia sposobów myślenia itd.
    Niestety bogoojczyźniane zakończenie popsuło wszystko.
  • Narrator 26.07.2021
    Marian
    To mi zdjąłeś kamień z serca! Bo gdyby się źle zapowiadało, nikt by nie miał siły dojść do końcówki, choćby i najlepszej. Dziękuję za konstruktywny komentarz.
  • Józef Kemilk 26.07.2021
    Superanckie, aż łezka w oku się zakręciła. Teraz coraz mniejszą uwagę zwraca się na doświadczenie starszych, a to przecież podstawa. Księża super wpleceni w rozgrywkę?, takie były czasy i tak to działało.
    Pozdrawiam
    Piątak ode mnie
  • Narrator 27.07.2021
    Józef Kemilk
    Właśnie o to mi chodziło. W Potopie wiara (której symbolem są księża) odegrała decydującą rolę. Cieszę się, że to wychwyciłeś. Dziękuję za pozytywny odbiór i również pozdrawiam.
  • Ciekawie pokazane relacje międzypokoleniowe.
    Czasami to co wydaje się bezużyteczne w tym wypadku księża i kościoły stają się spoiwem łączącym społeczeństwo…
    Babcia okazała się niezłym strategiem, może dlatego, że jej wiedza nie wypływała z gier, tylko z doświadczeń życiowych.
    Tekst może podobać się mniej lub bardziej, ale na pewno można tu odnaleźć jedno z niezmiennych praw natury. Starsze uczy młodsze pokolenie, nawet jak to pierwsze sądzi, że wszystko wie lepiej.
    Dla mnie opowiadanie bardzo ok.
    Pozdrawiam
  • Narrator 28.07.2021
    Maurycy Lesniewski
    Dobrze to wyłożyłeś. W każdej grze jest coś z życia. Obecnie młode pokolenie o wojnie trzydziestoletniej dowiaduje się właśnie z takich gier prędzej, aniżeli z podręcznika historii.

    Jednego nie wiemy: W co takiego będzie grać Marek ze swoimi wnukami?

    Cieszy mnie pozytywna opinia. Życzę powodzenia w pisaniu :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania