O Bogu i fabryce

objawił się i — ku mojemu przerażeniu —

był męską Gorgoną. Meduzem. tyle, że zamiast

węży — "włosy" jego brody stanowiły ludzkie ciała.

w dodatku (sam nie wierzę, że to piszę!)

należały one do polskich polityków.

 

tak: krzyczały, wyły, wyciągały ku mnie rączki

małe Leszki, tycie Andrzejki, Antosie, Władzie.

 

"włosami" w nosie były szare eminencje,

spin-doktorzy, doradcy.

 

na szczęście koszmar nie sięgał niżej,

istniała jedynie wielka, łysa, polityczna głowa.

i krzyczący wokół ust tłum.

kłębowisko jednakowych, przezroczystych fraz(esów).

 

***

tysiące młodych kobiet na hali produkcyjnej.

fabryka małmazji pracuje pełną parą.

co raz któraś podchodzi do znajdującej się na

samym środku pomieszczenia głębokiej dziury.

kuca, zadziera spódniczkę.

 

rodzi się nakrapiane czerwienią,

srebrzyste jajo (rzadziej — sine, jałowe).

 

boss nad bossów przyjmuje.

(nie muszę chyba dodawać, że cały zakład

jest szefem).

wielkie usta. przełykanie śliny.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • okruszynka 14.03.2022
    Przesympatyczniusie. To nie ironia.
  • Florian Konrad 14.03.2022
    Dzięki, choć w zamyśle nie miało takie być.
  • zingara 15.03.2022
    Beksiński
  • Florian Konrad 15.03.2022
    zawaliste skojarzenie, dziękuję!
  • zingara 15.03.2022
    Florian Konrad oczywiście a zwłaszcza
  • zingara 15.03.2022
    https://artimento.pl/userdata/public/assets/Beksi%C5%84ski/1-1-2.png
  • Florian Konrad 16.03.2022
    Jeny, cudowny obraz. To wręcz zaszczyt dla wiersza, że Ci się skojarzył z TAKIM obrazem.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania