O czym śnił doktor Ambroży, podczas rejsu na wyspy królowej Bonifacji

– Proszę państwa, czy leci z nami lekarz?! – zapytała kobieta, przypominająca z wyglądu tę przyszywaną ciocię, która pamięta każdy twój etap życia, a ty nie masz pojęcia, kim ona u licha jest.

 

– Tak – rozległ się głos gdzieś na tyłach samolotu. Łysiejący mężczyzna podszedł do niej, trzymając w jednej ręce budyń, a w drugiej łyżkowidelec, zakończony wykałaczką. – Ja jestem lekarzem.

 

– Proszę, niech pan opowie Matiu o tym, jak pasjonującym zajęciem jest ratowanie życia. Błagam, niech pan go przekona, by się ogarnął i złożył w końcu papiery na medycynę! Matiu! – Kobieta sięgnęła za siebie i uniosła niemowlaka na wysokość oczu.

 

– Czy pani nie uważa, że to trochę za wcześnie na studia? – doktor Ambroży spojrzał na dziecko zaskoczony. Nie zauważył nawet, że jeden z pasażerów zabrał mu budyń, a drugi łyżkowidelec i teraz toczyli ze sobą spór o to, kto ma prawo do spożycia deseru. – Malutki, nigdzie nie musisz iść, jeżeli nie czujesz się na siłach – powiedział i uśmiechnął się triumfalnie, widząc że dama nie była zadowolona.

 

– Kochany, mamusia cierpi każdego dnia, gdy na ścianie twojego pokoiku nie widzi dyplomu prestiżowej uczelni oprawionego w ramkę – nieznajoma odłożyła dziecko do kołyski i nachyliła się nad nim. – Co ja powiem rodzinie podczas świąt, gdy mnie wujek Bogusław spyta o ciebie?

 

Doktor Ambroży o mało nie upadł na podłogę, gdy mężczyzna z aktówką szturchnął go i podał kobiecie bardzo grubą książkę o bardzo nieistotnym w tej chwili tytule.

 

– Proszę! Niech sobie przeczyta. To poradnik eksperta. Bardzo przydaje się w mojej pracy. Szybko załapie, o co chodzi, wygląda na mądrego dzieciaka.

 

– A kim pan jest? – odezwał się wytrącony z równowagi Ambroży.

 

– Ekspertem – odparł tamten pasażer. – Moim zajęciem jest wiedzieć i mówić. Zarabiam tyle, co lekarz, a nawet czasem więcej, gdy mam wystąpić w programie telewizyjnym.

 

To przekonało matkę. Kiwnęła głową kilka razy.

 

– W ostateczności mogłabym się zgodzić na coś takiego, jako karierę drugiego wyboru – stwierdziła i włożyła książkę do kołyski. Dziecko westchnęło ciężko, przygniecione jej ciężarem.

 

– Och, taki już mój los – powiedziało słabym, dziecięcym głosikiem. – Ciężki los biednego dziecięcego geniusza.

 

– Młody, rzuć tę książkę. Chodź się bawić! Gdzie masz grzechotkę albo misia? – Ambroży nachylił się nad kołyską i próbował uwolnić niemowlę. – Chcesz sobie pokrzyczeć? Dawaj, krzyczmy na tych wariatów! Nie ma nic lepszego niż krzyczący niemowlak w samolocie!

 

– Nie wolno krzyczeć w samolocie, proszę pana, to nieładnie – upomniał go maluch. – Nie mogę się bawić, bo moje nogi jeszcze nie są w stanie utrzymać ciężaru ciała. A mama twierdzi, że zabawki na studiach nie będą mi potrzebne, więc kupuje tylko książki.

 

W chwili, gdy to powiedział, jedna stewardessa przyniosła małą tablicę, druga zamieniła puste siedzenie na szkolną ławkę ze specjalnymi pasami, które miały pomóc dziecku siedzieć bez ruchu kilka godzin (bardzo praktyczne rozwiązanie!). Trzecia z nich rozdawała drinki pasażerom.

 

– Zacznijmy już teraz – powiedziała do Ambrożego. – Niech pan rozpocznie wykład. Szybko! Im szybciej, tym lepiej dla dziecka!

 

– Jaki wykład?! – mężczyzna wycofał się przerażony. – Dajcie spokój mi i temu małemu! Jedziemy przecież na wakacje! Ja... nawet nie jestem lekarzem – przypomniał sobie. – Moja matka chciała, żebym nim został, ale rzuciłem studia. Jestem dyrygentem żeńskiej orkiestry.

 

Wśród pasażerów rozległy pełne oburzenia szepty.

 

– Oszust!

 

– Nieuk!

 

– Okłamał nas!

 

– A co z moim synem?! – krzyczała kobieta. – On musi iść na studia!

 

– Żaden uniwersytet nie przyjmie niemowlaka! – krzyknął w końcu do niej.

 

– Jak to nie? Przecież on mówi! Tydzień po urodzeniu potrafił już odejmować w pamięci!

 

– Oj tak, ciężki los, ponury los uzdolnionego dziecka – wzdychał berbeć, ucząc się na pamięć wstępu i podziękowań autorskich z książki o byciu ekspertem.

 

*

 

– Proszę zapiąć pasy, podchodzimy do lądowania – odezwał się miły, kobiecy głos. Ambroży drgnął i rozejrzał się dookoła. Gadający niemowlak zniknął, tak samo jak jego przenośna tablica, ławka z pasami i ekspert z jego aktówką. Damy z żeńskiej orkiestry harmonijkowej szczebiotały wesoło, podekscytowane urlopem i hotelowym koncertem.

 

Ambroży odetchnął głęboko i uśmiechnął się do nich serdecznie.

 

– Dzięki ci losie, że nie byłem genialnym dzieckiem! – wyszeptał.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • słone paluszki 02.03.2022
    Kiedyś miałam sąsiadów, którzy czytali kilkumiesięcznej córce bardzo mądre książki.
    Wszyscy inni sąsiedzi pukali się w czoła, ale to było przed rewolucją internetową, a teraz to zupełnie powszechna praktyka.

    Bardzo fajne opowiadanie :)
  • Kasamiyo Akasawa 02.03.2022
    Dzięki :)
  • Opalony Ernest 03.03.2022
    Przednie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania