O gołębiu
Dojrzałem druzgocącą siłę przemijania w rozkładającym się gołębiu.
Gdy przechadzam się miastem, natrafiam na bladoszarą kamienicę. Wejście do niej wygląda na zamknięte, jak do jakiegoś dawno opuszczonego magazynu. Nikt od dawna tam nie mieszka. Drzwi są na pewnym kamienistym podwyższeniu na którym spoczął nasz nieborak. Gołąb. Jak tam trafił? Raczej nie zdechnął pod drzwiami. Kamienica jest przy drodze dwupasmowej, po której auta jeżdżą z zawrotną prędkością – możliwe, że to przyczyna niedoli naszego gołębia. Choć i tak ciężko mi sobie wyobrazić, jak auto miałoby potrącić ptaka. To jest jednak nieistotne – ostatecznie trafił na ów próg do wejścia. Leży tam już od dawna – będzie z ładnych kilka tygodni. Spoglądam na stan ptaka, gdy przechodzę obok jego marnego grobu. Nikt nie zmienia jego pozycji, nie utylizuje – tak jakby dla nikogo nie istniał. Ostatnio zaczęły odwiedzać go pewne przyjaciółki, muszki, które są przyciągane zapachem rozkładu.
Przypominam sobie o gołębiu tylko wtedy, gdy obok niego przechodzę. Nic, rzecz jasna, nie robię. Tylko patrzę. Obserwuję. Nawet przez myśl mi nie przeszło, aby zachować resztki godności i przenieść truchło na jakąś trawę. Podobnie jak innym. Kontempluję jego widok, zastanawiam się jak wyglądały jego podniebne loty; jakie trasy pokonywał w ciągu swego ptasiego żywota. Widzę – jakbym był nim – przestworza, lecąc i trzepocząc skrzydełkami leciutko w powietrzu. Jednak ta chwilka empatii znika dosyć prędko, bo zawsze się dokądś spieszę. Gołąb znika z pola mojego zainteresowania, w samą czeluść mojego umysłu, z której go nigdy nie wyciągam. Przynajmniej do kolejnego przejścia obok tej kamienicy.
Raz nawet miałem dosyć subtelną refleksję, którą z chęcią podzielę się z czytelnikiem. Gdy spieszyłem się trochę mniej, ujrzałem, że różnica między mną a gołębiem, to nie różnica polegająca na inności naszych gatunków. Tym, że ja jestem człowiekiem, a on gołębiem. Polega ona raczej na różnicy czasu – jemu się kończył, mi jeszcze nie. Żywot gołębiowy zdał mi się wielką alegorią dla życia ludzkiego. Och, niebieskopiórzy gołębiu! Mnie też pogrzebią! Jeszcze przez chwilę wspominać mnie będą dzieci, potem może wnuki. Ale i dzieci i wnuki sami poumierają. Jeżeli wnuki przekażą pamięć o mnie prawnukom, to cóż z tego, skoro nikogo śmierć nie ominie! One też poumierają i nic z mojej pamięci o mnie! Życie ludzkie jest marne; szybciej przemija od grającej melodii ptaków w lesie. Pojawił się wtedy kolejny obraz – patrzyłem z perspektywy Księżyca. Ujrzałem całą ziemię. Widziałem migoczące światełka z Ziemi – to były światła latarników. Latarnie morskie to cudne budowle. Gdy spojrzałoby się na nie spoza Ziemi (gdyby oczywiście były na tyle intensywne!), można byłoby ujrzeć jak na jednej stronie globu gasną światła, a na drugiej – w której zaczyna panować noc – zaczynają świecić. Pojawiają się i znikają. One jednak są bardziej wytrzymałe od ludzkiego żywota – ta sama latarnia zacznie niedługo świecić ponownie. Skąd my jednak wiemy, że my zaświecimy się choć raz w umyśle naszego potomka? Czy pamiętać o nas będą mieli nasi pra-pra-pra-pra-pra-wnukowie?
Dostałem wtedy telefon, który przypomniał mi, że byłem spóźniony na spotkanie. Ruszyłem dlatego sprintem, nawet nie pożegnawszy się z gołębiem. Od tamtego momentu unikam tej ulicy. Chcę zapomnieć i o gołębiu, i o samym sobie. A raczej chcę zapomnieć o tym, że sam będę zapomniany.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania