O jednej co kochała ojczyznę
Bywało różnie niby jeszcze nie recydywa, ale już więzienne dziary.
Ostatnio chlała spirytus w bramie przed "Czarcią Łapą", widzieli ją, machała nożem nieskładanym.
Pocięła klientów i kilka osób przypadkowych. Wystarczyło, było po warunku.
Zrezygnowała z resocjalizacji, klepie od dechy do dechy i, jak to bywa, odnajduje boga w murach. – Raj?
Był kiedyś taki jeden, co na poważnie jej proponował, że związek i pożycie również. Zwyzywała go i nie skąpiła słać gróźb. Załamał się, potem wskutek zmarł. Milczeniem przykryła.
Siedzi i wspomina, ma wiele historii, dużo więcej na sumieniu.
Nosi czerwony uniform, skrobie strofy na murze o wszystkich stronach zasypanego źródła i awanturuje się bez zahamowań.
Współwięźniarka o niej:
Podobno wydarła sobie serce kamieniem i bez duszy jest, tak po świecie chodzi, transplantowała kamień w głąb, piersi zniosły bliznę – wąwóz jak rów, co od szczerbu obsydianu go ma, bariera to taka chroniąca ją od przymilania się, jakby jaki znów chciał, specjalnie spaprała szramę. Pod celą tak gadali, wtedy jak w łaźni była.
A co w czele ma, to każdy z lękiem patrzy na ten "herb", wygrawerowała se "Gott Mit Uns" na płytce stalowej, co jej nią łeb łatali po bitce na melinie, przykryła skórą, ta zapadła w kanały grawery i tak ma pod i na.
Za byle chęci na miłość chlasta bez wzruszeń, kutym nożem ze złamanej szabli martwego bohatera – ułana, co kiedyś za ojczyznę, mści ten zgon, nienasycona zawsze, gdy tylko okazja. Zwie nożem nieskładanym te kose, jak nawija o zajściach, kiedy nocami po parkach łaziła.
Komentarze (4)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania