O mrówkach
Nadzwyczajne stworzenia.
Kiedyś jako malec spędziłem kilka godzin gapiąc się na ich pracowitość.
Wędrowały z mrowiska w oddalony od niego o kilkanaście metrów punkt.
Dla mnie kilka kroków, dla nich maraton.
Wracające do mrowiska dotykały czułkami wędrujące z niego, jakby sobie coś przekazując.
Położyłem na ich trasie rodzynkę.
Wdrapywały się na nią, wpierw lepkość na pyszczek nabierały, potem nadgryzały ile mogły i niosły to do mrowiska.
Przyszło mi do głowy, żeby ulżyć im w pracy i kolejne rodzynki kładłem rozerwane.
Po jakimś czasie z rodzynek zostawały tylko błonki.
Jedna mrówka wzięła w żuwaczki błonkę i jęła ciągnąć.
Delikatnie chwyciłem resztkę z mrówką i zaniosłem do mrowiska. Wylazło z niego kilka mieszkanek i zgromadziły się przy przyniesionym, następnie porozgryzały na maciupeńkie części i wciągnęły do mrowiska, z którego już nie wychodził rządek czarnych robaczków, a tylko do niego wracano. Najwyraźniej poinformowały się jakoś, że jedzenia w domu jest i nie trzeba już po nie wędrować.
Uznałem, że mrowisko już nieczynne.
Udałem się do domu i zległem na wersalce myśląc o mrówkach.
Zawstydziłem się, całe popołudnie spędziłem na próżnowaniu, aby obiad babciny zjadłem i grymasząc, a po nim stanowczo odmówiłem posprzątania po sobie i pognałem z patykiem do sadu z lubością drąc się i płosząc szpaki z wisien.
Tymczasem one, w porównaniu ze mną takie maleńkie, tak ciężko pracowały.
Na drugi dzień od rana oddałem się pracy i po obiedzie zaszedłem do nich.
Już nie miałem rodzynek, to im ziemniaki z obiadu położyłem, ale jakby z wyrzutem na mnie spoglądały na taki poczęstunek i omijały go.
Obraziłem się i więcej do nich nie zaglądałem.
Wakacje się skończyły, a ja wyjechałem.
Dopiero dziś mi się o nich przypomniało, chętnie bym je odwiedził, ale nie ma już pewnie tego mrowiska, a jeśli nawet, to ja przestałem lubić rodzynki.
Komentarze (20)
Świat i gusta.
Jestem pozytywnie zaskoczony, choć nie ma tu tego wow, co niektórym jest tak strasznie potrzebne.
Mnie nie.
A zmiany często nie są przyjemne.
Kończą się miłoście, przyjaźnie, małżeństwa.
Co się nie kończy, to się zmienia i też w pewnym sensie odchodzi.
Ja np. nie lubię zmian.
To była pierwsza moja praca.
Zajmował trzy wielkie hale, a dyski dźwigaliśmy we dwoje.
Dziś ten komp nie ma startu z telefonem komórkowym.
I to wszystko w ciągu jednego życia.
Nie miałem nawet długo telefonu stacjonarnego, a pierwszy samochód kupiłem w wieku 34 lat.
Fajna obserwacja z komunikacją między nimi – że zwołały się do mrowiska. W ogóle zwirzuki kierowane inteligencją roju (to zdaje się nazywa inteligencją rozproszoną) są fascynujące.
Bardzo fajny tekst.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania