O nereidach

Badanie kultur i ras Gillibonu w końcu przywiodło mnie na Wybrzeże, do nadmorskich miast, portów i rybackich wiosek.

Początkowo miałem zamiar rozszerzyć swoją wiedzę o Morskich Ludach, zwyczajach miejscowych i lokalnej faunie. Jednakże mają uwagę przykuły opowieści o stworzeniach zwanych nereidami, morskimi nimfami bądź syrenami. W większych i mniejszych miastach zazwyczaj słyszałem jedną wersję z mniejszymi lub większymi różnicami, która, jak się okazało, miała swoje źródło w utrwalonych na papierze „Baśniach o Wielkiej Wodzie”. Nie dotarłem do autora, lecz mój instynkt badacza podpowiadał mi, że to podanie było dalece zmienione i przekłamujące oryginalne, bliższe rzeczywistości relacje, więc uznałem, że lepiej będzie zasięgnąć informacji u źródła.

W tym celu zboczyłem ze znanych mi dróg oraz traktów, udając się w głąb Złotego Kraju, do skromnych, ukrytych na brzegach kontynentu rybackich wiosek. Historie, które mi opowiadali tamtejsi rybacy i mądre kobiety nie różniły się znacząco od miastowych opowieści, lecz pojedyncze szczegóły nadawały im większej autentyczności i prawdopodobieństwa. Idąc tropem tych małych okruchów pokierowano mnie w końcu do chaty samotnego starca, który mieszkał nad samym brzegiem morza, co noc wsłuchując się w głos wody i patrząc w gwiazdy.

Ów starzec nie przedstawił mi się z imienia, lecz przyjął mnie dużo gościnniej niż nieufni mieszkańcy pobliskich wiosek. Jego chata była ciasna, złożona z luźno związanych linami i zbitymi gwoździami pali i desek. Od strony wychodzącej na morze nie było żadnej ściany, tylko niewielki taras ze starym, okrętowym fotelem.

Gospodarz poczęstował mnie suszoną rybą i herbatą, a następnie poprosił bym przysiadł koło niego, na podłodze przy jego siedzisku i wysłuchał opowieści.

Była noc, światło księżyca delikatnie oświetlało pokrytą zmarszczkami twarz i długą, bladą jak śnieg brodę.

– Takiej nocy jak ta spotkałem ją na plaży… Nie przedstawiła mi się z imienia. Mówiła, że dla nas, mieszkańców lądów, i tak by nic nie znaczyło. Później, gdy już lepiej się znaliśmy nalegałem i nalegałem, ale była uparta. Mówiła jedynie, że jest Morską Bryzą, że przeminie równie szybko jak się pojawiła…

– Jak wyglądała?

– Jak ty i ja. Nie licząc rogów, rzecz jasna. No, takie było pierwsze wrażenie, gdy ją zobaczyłem w świetle księżyca. Później, przy drugim spotkaniu, dostrzegłem łuski, ryby ogon, spiczaste uszy jak u elfów… Nade wszystko była jednak dla mnie kobietą. Nie potrafiłem dostrzegać tych innych elementów, tych które nas dzieliły. Jeśli chodzi o resztę… Miała piękną twarz i długie, ciemne włosy. Gdy się uśmiechała widziałem kły, a gdy wpatrywałem się w jej oczy widziałem błękit oceanu…

Cóż, pięknie o tym wszystkim mówię, ale nasza relacja była głównie cielesna. Zwabiła mnie pieśnią, uwiodła… Mówiła, że ona i jej siostry przybywają na kontynent, by się rozmnażać. Raz do roku, „w porze księżyca”, jak mi tłumaczyła. Jej lud nie ma samców. Potrzebują nas, demonów, elfów i tak dalej. Nie robią tego dla przyjemności, a z obowiązku, bo tylko tak ich lud może przetrwać. A spotykaliśmy się jeszcze w następnych latach, gdyż bardzo ciężko im się rozmnożyć i muszą to robić wiele, wiele razy, aż w końcu będą mogły mieć córkę bądź dwie.

Mówiła, że są przeklęte. Że zły bóg morza tak je stworzył – bez samców, skazane na małą płodność. Dlatego też szukają tylko młodych, sprawnych mężczyzn. Starci, chorowici – nie mogą poświęcać na nich czasu. Z tego powodu nie mogliśmy się więcej spotykać. Odeszła, gdy miałem trzydzieści lat. Cóż, mam nadzieję, że dorobiła się paru dzieci ze mną… Teraz pewnie jest tak stara jak ja, lecz równie piękna co tej nocy, gdy ostatni raz ją widziałem. Nie starzeją się – zachowują swoje wdzięki, nie doświadczają przemijania ciała. A żyją mniej więcej tyle, co my. Tak mi mówiła: „jesteśmy prawie w tym samym wieku”. I mogła mieć rację, bo ja byłem jeno chłystkiem, ledwie siedemnaście lat skończyłem, a ona, jak ona to określiła…? To była jej pierwsza „wędrówka”. Dopiero co osiągnęła dojrzałość. Pierwszy raz opuściła skrytą wśród mgieł i czarów wyspę, by „zapolować” na mężczyznę.

Później żałowała, że tak emocjonalnie do mnie podeszła. Nie mogła bowiem ze mną zostać, a ja nie mogłem odejść z nią. Bolało mnie to strasznie, lecz z czasem zrozumiałem, że taki już los kochanków z dwu światów – niepisane nam było być razem i wszędzie na wieki…

Tam, na swojej wyspie, żyją jak w raju. Grają, układają pieśni, polują na ryby i jedzą owoce z wielkich drzew. Mówiła mi, że to życie równie przyjemne, co monotonne, lecz zawsze postrzegałem to jako swego rodzaju mały raj.

Myślałem kiedyś, by poszukać jej wyspy. By zostawić to wszystko i wyruszyć w ostatni rejs, gdzie znajdę albo ją albo śmierć. Szybko się odwiodłem od tej myśli. Byłoby to samolubne z mojej strony, wiesz? Ona z pewnością przez te wszystkie lata myślała podobnie, ale została tam, gdzie jej miejsce – tak jak ja.

Cóż, jeśli chodzi o mnie, to nie mam wiele więcej do powiedzenia. Jeśli będziesz wędrować wzdłuż brzegu to odnajdziesz podobnych do mnie starców pogrążonych w wspomnieniach o morskich kochankach – być może ich opowieści dadzą ci pełniejszy obraz. Być może nawet sam spotkasz nereidę. Z tego, co wiem to właśnie teraz przypada okres ich wędrówek, a ty, jak sądzę, jesteś wystarczająco młody i atrakcyjny, by zwrócić na siebie uwagę. Ech, nie mogę rzecz jasna ci tego polecić. Jesteś uczonym, nie prostym rybakiem, a i tak pewno byś skończył ze złamanym sercem…

 

Po tym starzec zamilkł i nie mogłem wyciągnąć z niego nic więcej. Spędziłem noc w jego chacie, a rankiem wyruszyłem w drogę wzdłuż brzegu. Usłyszałem jeszcze parę podobnych historii, lecz żadna nie była równie dokładna i podbudowana emocjami jak ta pierwsza.

Zbliżała się jesień, gdy w końcu opuściłem Złoty Kraj, by powrócić do Alabastrowej Fortecy. Nie udało mi się spotkać nereidy, mimo że spędziłem wiele nocy przesiadując na plażach i w opuszczonych dokach. Słyszałem jedynie pieśń – cichą, pełną tęsknoty, dochodzącą z samego serca Wielkiej Wody…

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • MKP 10 miesięcy temu
    "Jednakże mają uwagę przykuły" - moją
    "łuski, ryby ogon, spiczaste uszy" - rybi. Skoro przy pierwszym spotkaniu nie zauważył rybiego ogona, to musiał sobie ostro dać w palnik na tej plaży🤣🤣
    "Starci, chorowici – nie mogą poświęcać na" - starcy lub starzy.

    "Dlatego też szukają tylko młodych, sprawnych mężczyzn. Starci, chorowici – nie mogą poświęcać na nich czasu. Z tego powodu nie mogliśmy się więcej spotykać. Odeszła, gdy miałem trzydzieści lat." - wypraszam sobie! Mam 36 lat i jeszcze niejedną czlekorybę mógłbym zapłodnić! 🤣🤣

    Fajna historia z pogranicza baśni👍👍👍
  • zsrrknight 10 miesięcy temu
    dzięki za komentarz - błędy poprawione.
    A człekoryby trochę inaczej postrzegają ludzi - trzydzieści lat to dla nich staruch
  • Pobóg Welebor 10 miesięcy temu
    Nie bardzo wyobrażam sobie badacza w świecie fantasy, w sensie badań naukowych, a skoro o "kulturach i rasach" mowa, to chodzi o naukę. No ale może bohater jest gościem z innego świata. Poza tym, nereidy żyjące na wyspie też trochę dziwne, zamiast w morzu. Text przypomniał mi o opowieści Radziwiłła Panie Kochanku, który na skale pośród morza z podobnego związku dał początek wszystkim śledziom :D
    Pozdrawiam :)
  • zsrrknight 10 miesięcy temu
    żyją na wyspie, bo jednak trochę bliżej im do ludzi niż do ryb. Dużo czasu spędzają w wodzie, ale potrzebują stałego lądu to tych i innych spraw.
    Dzięki za komentarz, pozdrawiam
  • LaurazjanWolf 9 miesięcy temu
    Pomysł oryginalny i ciekawy. Tajemnicze morskie plemię polujące na samce, bo ich populacja składa się wyłącznie z samic. To również temat na dłuższą historię... 😅

    Tekst spójny i napisany poprawnie. Ode mnie 5.0 😉
  • zsrrknight 9 miesięcy temu
    Dzięki za komentarz

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania