"O pierwszej wiedźmie" CZ.II 4/4

- Zatrzymać się – krzyknął brodaty mężczyzna idący na czele grupy – Żegota! Co to tam się za rzeką szamoce?

Do brodatego podbiegł człowiek o dość charakterystycznej twarzy miłośnika różnego rodzaju trunków alkoholowych. Ten na chwilę zatrzymał się i skierował swój wzrok na postać za rzeką.

- Panie majster to będzie bogunka, albo wiła jaka – zaczął pośpiesznie z wyjaśnieniami Żegota.

-A ty Lasota co o tym myślisz, co ona tam się drze – tym razem brodacz zwrócił się do człowieka idącego tuż za nim.

-Wiesz Izbor, że ja człek ostrożny jestem, jeśli ta moczymorda rzeczywiście ma racje - zielonooki przełkną zalegającą mu w gardle flegmę. – To demonica na zgubę naszą woła, wykorzysta a ciała w rzece stopi.

- Dobrze prawi, nie ma leźć tam na zgubę nas wszystkich – zakrzyknął ktoś z jednego z wozów.

Żegota pomachał w kierunku szastającej się i krzyczącej wiły, bądź bogunki, sam nie wiedział i dumny z siebie, ze to właśnie on przechytrzył złego demona i uratował siebie i kompanów wsiadł na jeden z wozów.

***

 

Wiven stała na brzegu krzycząc z całych sił do jadących w kierunku obozu drwali. Po chwili machania i zdzierających gardło krzyków zauważyła, że pochód zatrzymał się, a wśród idących tam ludzi zapanował gwar. Zauważyli mnie – pomyślała dziewczyna, nie zaprzestając wołania o pomoc. Trudno było jej cokolwiek dostrzec z tej odległości, mimo to była w stanie odróżnić od siebie krzątających się ludzi. Nagle się uspokoili. Jeden z nich odmachał dziewczynie i od razu wskoczył na jeden z wozów, po chwili te ruszyły w dalszą drogę nie bacząc więcej na machająca przy brzegu dziewczynę. Wiven poczuła, jak krew odpływa jej z nóg i tułowia, uderzając do głowy; przez chwilę jeszcze stała i patrzyła na odjeżdżające wozy z siedzącymi nań ludźmi. Nadal nie do końca docierało do niej co się właśnie stało, że została jak to sama zresztą później trafnie określiła – kompletnie olana, przez drwali. Napawała ją złość.

- Jak można być tak głupim –zapytała sama siebie, rozdrażniona zachowaniem obcych.

Dziewczyna ze złością uderzyła swoim dębowym kijem w rosnącą obok już dość sędziwą wierzbę, o dziwo kij wytrzymał tą próbę. Wiven ponownie odwróciła się w stronę oddalających się wozów z nadzieją, że może kogoś po nią wyślą, jednak nie zapowiadało się, aby coś takiego miało mieć miejsce. Nadal była zła, ale nie pozostawało jej nic, prócz dalszej drogi. Teraz wiedziała, że najbliższy gród musi znajdować się naprawdę niedaleko, a właściwie szacowała, że natknie się na niego za nie więcej niż sześć, może siedem staj. W końcu drewna do wsi też nie mogli sprowadzać ze zbyt daleka, zwłaszcza że po stronie rzeki na której się znajdowała drzew nie brakowało, wystarczył porządny most i drewno można by sprowadzać ze znacznie bliższego miejsca.

 

W rzece pląsała się ławica pstrągów, Wiven przez chwilę wpatrywała się jak ryby bez celu płynęły pod prąd, następnie na chwilę zamierały w bezruchu, a woda powoli ściągała je do tego samego miejsca, jednak te zaraz powtarzały poprzednią czynność. Pozwoliła sobie na tą chwilę przerwy, gdyż teraz musiała wejść w gęsty las, który cały czas miała po lewej. Nie mogła dalej iść wzdłuż rzeki, bo właśnie w tym miejscu ta wylewała tworząc rozległe moczary. Dziewczyna przedarła się przez kilka pomniejszych krzaków, aby wejść między drzewa. Aura tego miejsca malowała się wręcz magicznie. Wysokie sosny, jakich nie widuje się zbyt często, zdawały się tworzyć wyizolowany świat zamknięty między nimi. Niemal łyse pnie iglaków, były mocno od siebie oddalone tworząc dużą ilość miejsca, czego dziewczyna nie mogła się spodziewać, bo las z zewnątrz wyglądał na strasznie gęsty. Mimo to było ciemno, tylko gdzieniegdzie przebijały się przez gęste korony drzew położone wysoko, wysoko nad głową Wiven pojedyncze promienie słońca. Całą ściółkę tworzyło tu tylko i wyłącznie opadnięte igliwo, nie rosły tu nawet najmniejsze jeżyny, pokrzywy, trawy czy osty, najczęściej pokrywające ziemie w okolicy. Rozlewisko rzeki, które dziewczyna wcześniej widziała tutaj zamieniało się w średnich rozmiarów jeziorko o czarnym zabarwieniu wody. Wiven podpierając się swoim dębowym kijem przeszła po wzniesieniu okalającym cały zbiornik.

 

Chcąc dostrzec jak najwięcej, zatrzymała się w najwyższym punkcie. Teraz korony sosen rosnących pod wzniesieniem znajdowały się niewiele nad jej głową, dzięki czemu rozciągała się przed nią cała panorama okolicy. Kawałek od rzeki wiodła znana już jej droga do wyrąbiska, teraz niemal obydwie się zbiegały. Po prawej widniały znane jej już krajobrazy, które mogła oglądać wcześniej w trakcie swojej doli, teraz miała na nie jednak inne spojrzenie. Lecz mimo wszystko bardziej interesowało ją skąd szli drwale, których widziała. Lekko obróciła się na lewo cały czas śledząc tak niedostępny jej szlak. Ten wędrował po mniejszych i większych pagórkach, to znów opadał, to znów się podnosił na zielonych grzbietach. Te zielone niezagospodarowane nigdy ludzkimi dłońmi połacie powoli zamieniały się w ogrodzone pastwiska dla koni i bydła. Dalej pastwiska przechodziły w uprawne pola, podzielone na nieregularne części zapewne według rodów, każde dookoła obłożone kamiennym murkiem. Całą powierzchnię uprawną Wiven oceniła na blisko pół łana, może trochę więcej, ale na pewno nie więcej niż dwadzieścia morg. Między murkami biegły wydeptane przez miejscowych ścieżki. Wydawało jej się, że na jednym z najbardziej oddalonym z pól ktoś pracuje, lecz do żniw było jeszcze daleko, bardzo daleko. Możliwe że wybiera buławinkę – pomyślała Wiven. Jej wzrok uciekał jednak jeszcze bardziej w lewo do drewnianej palisady, a właściwie tego co palisada skrywała a konkretnie pokaźnych rozmiarów wioski, może nie aż tak dużej jak rodzima Nitra, ale liczącej sobie z mendel drewnianych domostw pokrytych strzechą z żytniej słomy. Do każdego domostwa Wiven była w stanie przypisać co najmniej jedną zagrodę wraz ze sporym obejściem i podwórkiem. Zdziwiła ją tu jednak jedna rzecz, rzeka która miała wpadać do Dunajca płynęła dalej nawet nie myśląc o tym, aby zostać jednym z dopływów wielkiej rzeki. Znaczy to nie były Komarzyce, może jednak trafiła do Osiedlic, a może szła w ogóle wzdłuż innej rzeki i znajduje się całkowicie gdzie indziej. Był tylko jeden sposób aby się przekonać.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania