"O pierwszej wiedźmie" CZ.III 1/4

Dziewczyna przeszła przez, solidy drewniany most, zbudowany z przepołowionych pni pokaźnych rozmiarów dębów. Tylko pojedyncze kroki oddzielały ją od bram grodu, które stały przed nią otworem. Zza rogu palisady spoglądała na nią kobieta w niebieskiej sukni ze zdobieniami z białej koronki. Na rękach trzymała niemowlę owinięte w starannie wykonany lniany kawałek materiału. Z zaciekawieniem przyglądała się czarnowłosej dziewczynie kuśtykającej w jej kierunku, spoglądając co raz to na twarz nieznajomej to na niedbały opatrunek na jej nodze. Dopiero po chwili doszło do niej, że osoba idąca w jej kierunku potrzebuje pomocy.

- Bogdan ho tu, ino szybko – krzyknęła kobieta odwracając twarz w prawą stronę.

Wiven zatrzymała się i zaparła cały ciężar swojego ciała na dębowym kiju. Mogło to się wydawać dziwne, przecież od kobiety z dzieckiem dzieliło ją raptem kilka kroków, lecz wtedy, gdy każdy z nich był okupiony bólem, było to rozsądne posunięcie. Wiven spojrzała w głąb grodu, orientowała się ni mniej ni więcej w którym miejscu się znajduje. Przed nią biegła droga wyłożona niewielkimi polnymi kamieniami, ta dalej zakręcała wokół jednej z dwóch piętrowych chat, które widziała, wcześniej ze wzniesienia w sosnowym lesie. W sumie nie tylko te chaty widziała, Wiven miała okazję przyjrzeć się rozmieszczeniu zabudowy całego grodu. Po chwili do kobiety w niebieskiej sukience podszedł dość młody mężczyzna o mocno opalonej twarzy i mysich włosach, niezbyt pokaźnej postawy, ale do słabiaków też zaliczyć go nie można było. Zamienił z nią dwa słowa i odwrócił się do obcej sobie zielonookiej dziewczyny.

- Kim jesteś – zapytał ją spokojnym głosem, jednocześnie zmierzając w jej kierunku.

- Wiven. Zgubiłam się i trafiłam do was, pochodzę z Nitr…ahhh – kij na którym wspierała się dziewczyna przesunął się po gładkim półokrągły kamieniu, choć wcześniej znajdował na nim oparcie. Wiven z impetem poleciała prosto na kamienną drogę. Mężczyzna doskoczył do niej i już rozłożył ręce by ją podnieść, lecz zwątpił.

- Twoja noga… jak mogę… żeby cię nie urazić – pośpiesznie zapytał.

- Poczekaj, co to za miejsce?

Ten jednak nie miał zamiaru jej odpowiadać, był zestresowany całą sytuacją, jednak chciał sprawiać wrażenie pewnego siebie wziął Wiven na ręce.

- Mówisz, że pochodzisz z Nitry – Bogdan podrzucił nią lekko, aby poprawić chwyt – słyszeliśmy co się stało. Spokojnie, zaraz zabiorę cię do Mirona. To uczony, pomoże ci.

Czyli moja rodzina mnie poszukuje i wieść doszła także i tu, czyli to nie może być daleko – pomyślała Wiven. Przeszli koło jednego z gospodarstw odgrodzonego od drogi niewielkim drewnianym płotem, za nimi cały czas podążała kobieta z niemowlęciem na rękach. W grodzie Wiven nie zauważyła zbyt wielu ludzi, być może mają swoje zajęcia poza grodem, lub siedzą w domach. Część na pewno widziała

wcześniej jak szli w kierunku wyrąbiska.

- Dasz radę stanąć, drzwi są wąskie i nie przecisnę się z tobą na rękach.

-Tak, spokojnie.

Drzwi rzeczywiście były małe. Wiven, aby przejść przez nie musiała się schylić, do tego strasznie wąskie, ona sama nie miała problemu z przejściem, lecz Bogdan musiał przechodzić niemal bokiem. Zatrzymał się za nimi i powiedział coś do kobiety w niebieskiej sukience, lecz nie usłyszała co konkretnie. W środku panował półmrok. Przez niewielkie okna wpadało bardzo mało światła. Ściany domostwa tworzyły poziomo ułożone bale, połączone drewnianymi klinami, szczeliny między nimi wypełniał mech. Przy ścianie naprzeciw drzwiom stał całkiem pokaźnych rozmiarów stół, a po jego prawej stronie niezbyt starannie wykonana szafa z miedzianymi okuciami.

- Połóż się, Żywia już poszła po Mirona, ten pewnie zaraz przyjdzie i opatrzy twoją nogę.

Wiven spokojnie podeszła do usytuowanego po lewej stronie łóżka, cały czas podpierając się ręką o ścianę. Jednak nie położyła się na nim tak jak kazał mężczyzna, a tylko usiadła. Podparła się prawą ręką o skrzynię, która stała obok. Wiven dopiero teraz zauważyła, że po całej chacie porozrzucane są zabazgrane pergaminy, nie umiała czytać, więc ich zawartość pozostawała dla niej tajemnicą.

- Jak sobie chcesz – w jego głosie zdawało się odczuć drwinę.

Nie udało się jednak jej zauważyć.

- Bez przesady, nie jestem umierająca, co do nogi podróżuję z tą raną już dwa dni, także w tej chwili jest już lepiej niż gorzej.

Bogdan wyglądał na lekko speszonego, jakby szukał tematu do dalszej rozmowy.

- Jak trafiłaś tutaj do nas z Nitry – udało mu się w końcu wymyślić.

- Yhhh, to długa historia może później, wiesz od dawna nie miałam w ustach porządnego jedzenia… jeśli nie byłby to problem…

Dziewczyna spojrzała na pozwijane pergaminy, udając że jest nimi zainteresowana, chciała dać mu do zrozumienia, że ta rozmowa nie jest dla niej ważna. Może i wcześniej chciała z nim porozmawiać, teraz jednak bardziej ją interesowało czego może dowiedzieć się od nijakiego Mirona, wyglądało na to, że cieszył się dość dużym szacunkiem u miejscowych.

- Zaraz znajdę coś u siebie i ci przyniosę, poczekaj tu na Żywię, zaraz przyprowadzi uczonego.

***

-AŁŁAAA – Wiven zawyła.

-Poczekaj, żeś niecierpliwa. Inaczej tego opatrunku ci nie zdejmę. Gdyby był zrobiony jak należy nie bolałoby tak bardzo.

Wiven zignorowała tą dokuczliwą uwagę, bardziej się dla niej liczył fakt, że w końcu ktoś fachowo zajmie się jej raną. Niski, chudy człowieczek o siwych włosach zacmokał nad jej kolanem.

- Nie ma tragedii, choć ktoś powinien był ci to wcześniej zszyć.

- Wiesz jakoś jak byłam sama w dziczy to zwierzyna płowa niezbyt się rwała do tego zadania – odgryzła się Wiven.

- Wsiury, nie dość że człowiek próbuje pomóc to jeszcze im chamskie odzywki na język się niosą miast podziękować. – zbulwersował się uczony, lecz kontynuował swoje zadanie.

- Co to za wieś – teraz już bardziej pokornym głosem spytała mędrca.

- To nikt ci tego jeszcze nie powiedział – zadziwił się starzec – myślę, że jako karę mogę pozostawić cię w nieświadomości co do nazwy tego miejsca, a teraz wybacz mam tu swoje sprawy – powiedział kierując się w stronę drzwi.

- A co ze mną?

- Powiem starszemu wsi, że tu jesteś, on zadecyduje co z tobą, bo u mnie zostać nie możesz – po tych słowach wyszedł łagodnie zamykając za sobą drzwi. Wiven zainteresowana opatrunkiem wykonanym przez starca zaczęła go oglądać, w jej ocenie nie różnił się zbytnio niczym od tego, który wykonała sama dwa dni wcześniej, no może ten był wykonany z lepiej przygotowanego materiału. Wstała z łóżka sprawdzić jak się sprawuje nowy opatrunek w czasie chodzenia, czy nad zbyt nie krępuje ruchów. Przeszła kilka kroków po chacie. Okazało się, że starzec wykonał całkiem solidny kawał roboty. Zgłodniała trochę, mężczyzna który miał jej przynieść jedzenie chyba zapomniał o tym. Przypomniała sobie o swoim kiju, który pozostał przy bramie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania