O tym, jak emo-smarkula uratowała świat

Moja młodsza siostra jest głupia jak but marki Zara. A jeśli nie wierzycie, to po tym opowiadaniu uwierzycie.

Siedziałem raz na kanapie i czytałem twórczość Komudy (nie pamiętam dokładnie co). Nagle do mojego pokoju weszła (oczywiście bez pukania) ona. Ubrana była w dżinsy z dziurami i czarną bluzę z kapturem (zakrywającym jej głowę).

-Sie ma brat!- przywitała się młodzieżowo- mam problem.

-Wiem, wiem-odburknąłem- co dwa dni przychodzisz z informacją, że masz ochotę popełnić samobójstwo.

-Tym razem to bardziej złożona kwestia – powiedziawszy to, położyła dupsko na mojej kanapie-widzisz, Piotrek dostałam esemesa z nieznanego numeru.

Po tych słowach pokazała mi go. Brzmiał on tak: „Jeśli nie wyrzucisz swoich starych trampek do Wisły z mostu Poniatowskiego cały świat ulegnie zniszczeniu.”

-Ale schizy!- próbowałem się zaśmiać- wysyłasz esemesy na dziwne promocje i podajesz swoje dane w necie, to nie dziw się, że takie gówna do ciebie przychodzą.

Zosia robiła wrażenie poddenerwowanej. Cała się trzęsła (a zwłaszcza głowa spod kaptura).

-A jeśli naprawdę od moich trampek zależą losy całego świata? – prawie płakała mówiąc to.

-Jak chcesz możesz wierzyć we wszystkie bzdety. – powiedziawszy to złapałem się za głowę – lepiej naucz się, kto to był Poniatowski. Jesteś wszak w klasie o profilu historyczno -dziennikarskim.

-Dla mnie ratowanie świata jest ważniejsze niż jakiś tam Poniatowski. Miałam i tak wyrzucić moje stare trampki. Dzisiaj spuszczę je z mostu.

-Miłego robienia z siebie debila! – odparłem jej.

-Tylko widzisz Piotrek.- mamrotała- jest już ciemno i ja się boję dresiarzy. Pójdziesz ze mną?

Powinienem dać jej w dupę, ale jednak zdecydowałem się z nią pójść. Był miły i przyjemny wieczór i wcale nie było tak ciemno. Po drodze wytłumaczyłem jej, kim był Poniatowski. A ona stwierdziła, że byłby on dobrym bohaterem do mangi.

W końcu doszliśmy do celu i z pluskiem pozbyliśmy się znoszonego obuwia.

-W sumie to zmarnowaliśmy dużo cennego czasu- powiedziałem- wracajmy na Barokową.

Wtem odezwał się jej telefon. Przyszedł esemes. Brzmiał on tak:” Wejdź na dach najbliższego domu i na głos powiedz, ile gwiazd widzisz.”

-Kurwa, nowy idiotyzm! – jęknąłem.

-To nie są żadne idiotyzmy. Skąd twórca esemesa mógł wiedzieć, że właśnie w tym momencie wyrzuciłam buty?- powiedziała Zosia.

-Pewnie nas śledził!- krzyknąłem wkurwiony- to jest stalking. Trzeba to zgłosić na policję!

-Nie chcę być skarżypytą. Lepiej policzymy te gwiazdy – powiedziawszy to, siostra spojrzała mi prosto w oczy.

Może to infantylne, ale zgodziłem się. Dostanie się do budynku nie było trudne, gdyż już przy pierwszym numerze domofonu otworzono nam bez pytania. Potem przeszliśmy po schodach i dostaliśmy się na dach. Widok z niego był wspaniały. Było widać pół Śródmieścia i fragment Pragi. Tylko powiew był nieprzyjemny. Siostra spojrzała w górę i powiedziała:

-Ja tu widzę zero gwiazd. No bo księżyc to gwiazdą chyba nie jest?

-On jest satelitą, bezmózgowcu – wyjaśniłem- dzisiaj jest bezgwiezdna noc.

-Czyli zero!- ledwo siostra powiedziała te, słowa doszedł do niej esemes.

„Uwolnij szczura z pudła spod kebaba na Nowym Świecie.”- to była jego treść. To już było jakieś wariactwo.

-Kurwa, nie mógł ten typek, który urządził nam tę chorą grę miejską napisać tego wcześniej, przecież szliśmy tamtędy w drodze na Poniatowskiego!- krzyknąłem.

Byłem wkurwiony, ale i jednocześnie zdziwiony. Na tym dachu byliśmy tylko my dwoje, a jednak esemes doszedł w najbardziej odpowiednim momencie. To nie było możliwe.

-Widać trzeba zachować właściwą kolejność zadań- zaczęła się wymądrzać.

Chcąc nie chcąc poszedłem z nią pod kebab. Było coraz ciemnej, a na ulicy było coraz mniej ludzi. Rzeczywiście stało tam pudło, a kiedy je otworzyłem (oczywiście smarkula się bała) wyskoczył z niego jak oparzony szczur.

-A fuj, jaki ohydny!- krzyknęła Zosia- skąd mógł się tutaj wziąć?

-Pewnie uwięził go ten psychol, który ma z nas niezły ubaw- odburknąłem i włożyłem sobie mentosa do ust- wracamy?

Dźwięk esemesa odebrałem jako odpowiedz: Nie!

„Odbierz od pawia pióro przy Pałacu na wodzie”.

-Pawia to ja zaraz puszczę!- krzyknąłem, omal nie połknąwszy przy tym mentosa.- nie pójdę do żadnych Łazienek. Po pierwsze to daleko, po drugie o tej porze mogą być już zamknięte, po trzecie to zadanie wydaje się absurdalne!

-Piotrek, nie możemy się poddać na półmetku.

Znów ustąpiłem i poszliśmy do parku. O dziwo, był jeszcze otwarty, ale wewnątrz nie było już nikogo. O tej porze w Łazienkach jest dziwnie i strasznie. Konary drzew zakrywają ostatnie promienie światła, co powoduje, że pomniki i budynki są niemal nie widoczne. Pod pałacem było już nieco jaśniej. W czarnej tafli stawu ledwo odbijał się księżyc. Co najważniejsze było tam bardzo cicho. W tej ciszy było coś niepokojącego, ale i jednocześnie fascynującego. Nagle stało się coś niesamowitego; na terem dziedzińca wszedł paw. Kroczył dumnie i wolno, a w dziobie trzymał pióro. Oczywiście było to pióro pawie. Byłem tym wszystkim zdziwiony i zaskoczony, można by rzec zmieszany. Muszę przy tym zaznaczyć, że widok był piękny. Ten, co robił nam te kawały musiał wszystko dokładnie przemyśleć. Istny geniusz. Ptak położył pióro przed moją siostrą i odszedł już nieco szybszym krokiem. Zosia włożyła pióro do kieszenie kurtki. Oczywiście zadzwonił telefon.

„Zapal lampkę pod kapliczką (tutaj był praski adres, który wolę pominąć)”.

-O nie kurwa! – wydarłem się- za nic w świecie nie pójdę o tej porze na praskie osiedle. Nie mam zamiaru wrócić z tulipanem w plecach!

Siostra jednak była uparta.

-Nie możemy się poddać. Dziadek mówi, że Biesowscy nigdy się nie poddają.

Pojechała mi po honorze z tym dziadkiem. On rzucał filipinkami w czołgi. Przy tym nocny spacer po Pradze to nic.

Wsiedliśmy w nocny autobus i dojechaliśmy na miejsce. Było to typowe praskie podwórko. Szare brudne kamienice miały opadający tynk i popękane okna. Niezbyt właściwe miejsce dla dwójki dzieciaków z dobrego domu ze Śródmieścia. Na środku stała rzeźba Maryi. Siostra zapaliła lampkę. Niby mały płomyk, a jednak poczułem się jakby oświetlił to podwórko. Obydwoje patrzyliśmy na kapliczkę, było to nawet wzruszające. Chwilę zadumy przerwał esemes o treści:” Uratowałaś świat. Gratulacje! Ps. Twój brat to bufon!”

Gówniara rzuciła się na mnie z objęciami i krzyknęła:

-Hura! Powstrzymałam zagładę! Jestem bohaterem większym niż Poniatowski!

Chyba pierwszy raz była szczęśliwa, odkąd poszła do szkoły.

-Dobra wracajmy do domu zanim tata wyłączy telewizor i zobaczy, że nas nie ma!- powiedziałem.

W autobusie siostra stwierdziła, że to była najfajniejsza noc w jej życiu. Czuła się jak postać z gry RPG bądź przygodówki. Teraz, kiedy jest bohaterem, już nie będzie miała myśli samobójczych. Jest światu potrzebna.

Esemesy już nie wróciły. Do dnia dzisiejszego, nie wiemy kto i po co je wysłał. A co się stało z siostrą? Czy odeszły jej myśli samobójcze? No cóż, następnego dnia uznała, że to wszystko jest nie fair. Ona uratowała świat, powinna o niej powstać manga, a tu nic. Ludzi, których ocaliła, nawet o tym nie wiedzą i podniecają się jakimś Poniatowskim. Przez tę niesprawiedliwość ma myśli samobójcze.

No i co? Prawda, że głupia.

Marek Adam Grabowski

Warszawa 2018

Opowiadanie ukazało się w "Helikopter nr. 12/2008" oraz na blog "Zapisać marzenia"

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (29)

  • Ozar 06.01.2019
    Ciekawy tekst taki powiedziałbym obecnie modny, gdzie młodzi w zasadzie tylko siedzą na komórkach. A co do siostry, cóż pewnie ma inne problemy niz ratowanie świata...5 za pomysł.
  • Dzięki! Dawno mnie nie komentowałeś.
  • Agnieszka Gu 06.01.2019
    Nawet fajny tekst :) trochę literówek, ale żeby się już nie czepiać, z ciekawością odleciałam do końca :) pozdrawiam
  • Dzięki. Pisałem do redakcji Helikoptera, że mam dysleksję i muszą uważnie zrobić korektę. Wolę nie myśleć co było by, bez ich korekty.
  • Dzięki. Pisałem do redakcji Helikoptera, że mam dysleksję i muszą uważnie zrobić korektę. Wolę nie myśleć co było by, bez ich korekty.
  • Po raz enty dałem podwójny komentarz.
  • Po raz enty dałem podwójny komentarz.
  • Zaciekawiony 06.01.2019
    Marek Adam Grabowski Pisanie przy dysleksji daje się jako tako wyćwiczyć, podobnie jak poprawiać błędy przez porównanie ze słownikiem. Ten tekst leżał bez zmian 10 lat?
  • Nie tak łatwo. Aczkolwiek kiedyś robiłem dużo więcej błędów. gdybyś zobaczył co było 10 lat temu to byś się przeraził.
  • ausek 07.01.2019
    Marek Adam Grabowski, dysleksja to nie wytłumaczenie. Jak to mówią: "dla chcącego nic trudnego". ;) Wiesz, że Hans Christian Andersen, Agatha Christie czy Ernest Hemingway to tylko niektórzy pisarze, u których zdiagnozowano dysleksję?
    Kilka lat temu poznałam kobietę, która jest polonistką w liceum - swoją drogą przezabawna istota - i w trakcie luźnej rozmowy wyszła sprawa dysleksji. Miała sposób na uczniów, którzy ciągle usprawiedliwiali się w ten sposób. Zapytała ich, czy na rozmowie kwalifikacyjnej też powiedzą, że mają dysleksję. Domyślasz się pewnie, jak odpowiedzieli. Nie mieli lekko, bo musieli więcej pracować, a efekt był co najmniej zadowalający. Pozdrawiam ;)
  • Z tego co wiem, to Andersen całe życie robił błędy (nawet stylistyczne). Wtedy jednak wydawcy robili dobre korekty. Pozdrawiam
  • ausek 08.01.2019
    Marek Adam Grabowski, nadal robią - zależy czy chcesz się wydać sam czy przez tradycyjne wydawnictwo. Jednak tradycyjne wydawnictwa mają też swoje wymagania i tam nie radzę wysyłać swojej propozycji z błędami - odpadniesz w przedbiegach. No, chyba że jesteś specjalistą od mega ciekawej fabuły, wtedy może... ;)
  • Nie takie jak kiedyś. Dawny korektor sprawdzał książkę litera po literze. Teraz nawet jest zasada: nie da się wydać książki bez błędu na pierwszej stronie. Wiem to, gdyż przez pewien moment działałem w tej branży. Pozdrawiam!
  • ausek 08.01.2019
    Marek Adam Grabowski, wszystko zależy od wydawnictwa. I nie jeden korektor, przecież proces wydawniczy to nie jedna osoba, a kilka odpowiedzialnych za konkretne rzeczy. Reasumując, lepiej zainwestować trochę w siebie, nie spieszyć się z wydaniem, poprawiać do znudzenia i sięgnąć po fachową pomoc, jeśli chce się wyjść jako tako. ;) Wierz mi, ja też wiem, co piszę.
  • Zaciekawiony 09.01.2019
    Marek Adam Grabowski
    Tekst raz napisany można zawsze poprawić. Mam nadzieję, że twoja dyslekcja nie jest aż taka duża, że widzisz różnicę między "szczęście" a "szcęście" i wiesz która wersja jest poprawna.

    Mi w szkole podstawowej stwierdzono zestaw: dyslekcja, dysortografia i dysgrafia. Te dwie pierwsze udało się zniwelować ćwiczeniami.
  • Zasada dotyczy wszystkich wydawnictw. I zapewniam ciebie, że większość polskich wydawnictw ma tylko jednego korektora. Przedwojenne korekty były wykańczające psychicznie i fizycznie, więc z nich zrezygnowano. Natomiast oczywiście warto dopracować tekst przed wysłaniem.
  • U mnie jest ona częścią niepełnosprawności na którą ma legitymację. Sprawa więc jest poważna. Czy mógłbyś mi wskazać, gdzie jest ta literówka. Z chęcią ją poprawię.
  • ausek 09.01.2019
    Marek Adam Grabowski, zakończmy tę dyskusję o wydawnictwach, bo widzę, że do niczego nie prowadzi. Pamiętaj, że tu nie oceniamy ludzi, tylko ich teksty. Jeśli jesteś pewny, że nie dasz rady sam zapanować nad poprawnym zapisem, poproś kogoś znajomego o pomoc. Prowadzisz bloga, publikujesz pewnie też na innych portalach, więc warto o to zadbać. Pisanie to twoja pasja, ale pamiętaj o czytelniku, przecież piszesz dla niego.
  • Wszystkie moje teksty są sprawdzane przez bliskich. Ten miał też korektę w redakcja.Czasami poprawiam błędy wskazane w komentarzach. Pozdrawiam.
  • Pan Buczybór 06.01.2019
    Bardzo sympatyczne i pomysłowe. Niechlujnie napisane, prosto, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Fajowski tekst :)
  • Dzięki. Forma z założenia miała być młodzieżowa.
  • Dekaos Dondi 06.01.2019
    Pomysłowy i ciekawie napisany. Fajnie się czytało. Pozdrawiam→5
  • Dzięki za 5.
  • Florian Konrad 07.01.2019
    Fortunniej chyba by było ,,wyrwij pawiowi pióro", bo odbierz... kojarzy się, że stoi paw i wręcza owo pióro, może jeszcze mówiąc ,,proszę, weź"a bohaterka odbiera z jego skrzydeł. Odebrać to można dyplom, nagrodę, czy co... odebrać dziecku cukierka, jak w powiedzeniu - też, ale tu z tym pawiem jakoś mi nie leży.
  • "...Paw stoi i wręcz... ", ale tak własnie było. Oczywiście opowiadanie nie jest realistyczne.
    Pozdrawiam
  • stefanklakson 08.01.2019
    Sympatyczne to opowiadanko, pozdrawiam, Stefan.
  • Dzięki!
  • Domenico Perché 29.11.2021
    Jako stary harcerz uwielbiam gry miejskie, więc fajny klimat. Choć jednocześnie trochę straszny, jak się człowiekowi przypomni Błękitny Wieloryb.
  • To prawda. Tutaj na samo szczęście wszystko dobrze się skończyło. Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania