O tym, jakim jestem trepem (dobry marketingowo tytuł, c'nie?)

Pierwszy dzień w Londynie, dosłownie ledwo zjechałem, stoję na dworcu i czekam na komitet powitalny. Podchodzi do mnie niewiasta, śliczna, że aż boli, taka szczuplutka, ruda, z taką niewinną twarzą i zawadiackim błyskiem w oku, no cud, miód i milion dolarów, lico, które, jeśli nawet nie wyprawiło w morze tysiąca okrętów, to z pewnością wielu młodzieńców przyprawiło o palpitacje serca i dyskretną aktywność w rejonie spodni. A zapłakana, człowieku, łzy jak grochy kapią na gościniec, jedna mi na dłoń spadła. I to dziewczę podchodzi do mnie, rozumiesz, do podejrzanego, brodatego typa w ramonie i z nieurwanym papierkiem podróżnym przy obfitym bagażu, i pyta mnie, czy dam jej papierosa, a trzeba mi zaznaczyć, że tonem pokornym, niemal błagalnym, ze sformułowaniami w rodzaju "possibly" czy "by any chance". Trochę w szoku, dałem jej dwa, i od razu odpaliłem sobie, a potem jej, tym swoim turbo-lanserskim grawerowanym Zippo, a ta zaczyna opowiadać, jak to dnia poprzedniego się zajebała w akcji, zgubiła dokumenty i kapustę, nie wie jak wrócić do domu, a teraz chciała od kogoś wysępić papierosa i nikt jej nie chciał dać, i wszyscy ją traktowali jak żebraczkę, a ona tylko chciała jednego peta i nikt jej nie dał, tylko ja. I to serio, poważnie, wręcz z taką delikatną implikacją, że prawdopodobnie mogę gdzieś mieć białego konia, a moja ramona zdecydowanie błyszczy, choć może już trochę zmatowiała koło szwów. A ja stoję jak psu kutas, bo dziewczyna tak niesamowicie prześliczna, że mi nieco język drętwiał i bo angielski troszeńkę zardzewiały i wybąkuję jakieś gimnazjalne truizmy o tym, jak to ludzie są chujami, ale ja się staram pomagać bo też nieraz bywam w potrzebie, że tak w ogóle to dopiero przyjechałem z Polski i tego typu nic nie znaczący bełkot. I w sumie nie ma już o czym gadać, symboliczny wspólny papieros już spalony, trochę krępująca cisza, ale ona jeszcze stoi i tak jakoś poziera na mnie. Próbuję jakoś wskrzesić ten pieprzony small talk, ale już po obiedzie, talerze wyniesione, mrugnęła do mnie, na ustach miała jakiś taki trochę dziwnie zawiedziony uśmiech, poszła. A ja stoję i nie bardzo wiem, co się stało i dlaczego mam uporczywe wrażenie, że zrobiłem coś źle. Dzielnie stała koło mnie dobrą minutę w tej niezręcznej ciszy, a w trakcie tej pseudo-rozmowy o niczym ze trzy razy zdołała wtrącić, że jestem "lovely" albo "cute". Wielkie nieba, powiedziała mi nawet, że podoba jej się moja broda i że wygląda na przyjemną w dotyku. How peculiar. No ale nic, poszła, co miałem zrobić.

***LOADING DATA***

***PROCESSING DATA***

***ESTIMATED TIME: UNABLE TO ESTIMATE; MOST PROBABLY WAY TOO LONG FOR THIS TO BE EFFECTIVE IN ANY WAY WHATSOEVER***

***POSSIBLE SOLUTIONS***

Mogłem ją poprosić o numer, mogłem jej powiedzieć, że też jest lovely i cute, mogłem spytać, czy mogę jej jeszcze jakoś z czymś pomóc, mogłem jej zaproponować kawę albo jakiś szamunek, albo ją przytulić na pocieszenie w tej chujowej sytuacji, mogłem jej zaproponować wypróbowanie tej brody organoleptycznie, to by akurat uroczym kiczem pasowało do całej sytuacji, mogłem zrobić COKOLWIEK, cholera, jakbym to dobrze rozegrał to mogłem ją pocałować i najwyżej dostać płaskiego, gdybym przestrzelił. Mogłem zrobić coś, a nie zrobiłem nic. Mógł z tego być przynajmniej mile spędzony czas w subwayu, mógł z tego być mile spędzony czas gdzie indziej, w innych okolicznościach, mogło być coś, nie musiało, ale mogło. Mogło się okazać, że jest mi przeznaczona, że to ta jedyna, że jej szukałem całe życie. Mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe, poza tym jestem pewien, że nie można do tego zaaplikować standardowej logiki i oznajmić, że skoro nic się nie stało, to automatycznie znaczy, że nie była przeznaczona. Otóż nie, jestem pewien, że mogłem zwyczajnie popsuć przeznaczenie przez swoją trepowatość. Za głupi, żeby móc integrować czynnik przypadku do codziennego życia.

Właśnie to wszystko do mnie doszło, teraz, przed chwilą.

Jest poniedziałek, 5:36 czasu lokalnego.

Ta sytuacja miała miejsce w sobotę, koło 12.

Dzięki, mózgu, że mi to właśnie teraz uświadomiłeś.

Serio, kurwa, dzięki, stary przyjacielu.

Nie wiem, kurwa, co bym bez ciebie zrobił.

Ty głupi fiucie.

Swoją drogą, prawdopodobnie nie była AŻ TAK turbo-przepiękna, ale i tak przynajmniej wyjątkowo śliczniutka. W mojej pamięciowej wizualizacji zostanie już na zawsze jako Najśliczniejsza i Najbardziej Urocza Dziewczyna Ever, Którą Mogłem Spróbować Wyrwać, Ale Nie Zajarzyłem Tematu Bo Jestem Trepem.

Średnia ocena: 3.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania