O tym, kim chciałoby się być, a się nie jest

(...) ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze.

J.K.Rowling, Harry Potter i Kamień Filozoficzny

 

Poranna cisza aż przygniatała.

Prócz dalekich odgłosów miasta budzącego się do życia niesionych przez wodę, nie było słychać nic. Pierwsze promienie słońca delikatnie kładły się na wodach Sekwany, błyszcząc iskierkami światła przeskakującymi z fali na falę. Słońce wstawało leniwie, usilnie próbując pozbyć się szarość minionej nocy, ale nawet ono, tak piękne w swojej mocy, nie miało siły zmienić rzeczywistości. Ujawniało jednak to, czego w nocy można było nie widzieć.

Pokazywało biedę.

 

Pochodząc ze skromnej rodziny od pokoleń żyjącej w nadmorskim mieście Hwar, Claude miał wybór zostania rybakiem lub dokerem. Wybór ten był oczywisty, skoro jedno i drugie uwzględniało głód nieprzyjemnie drażniący żołądek, jednak dokerzy dodatkowo ciężej pracowali i zdecydowanie częściej kupowali buty, bo też pomosty w porcie w Hwar nie były w najlepszej kondycji i zapadanie się desek prosto do wody było naturalną częścią każdej osoby pracującej przy rozładunkach łodzi. Claude zapytany kiedyś przez matkę — Czy zobaczył ducha? - kiedy złapała go ponownie na marzeniu o świecie tak odległym, pełnym ciepła, kwiatów i wykrochmalonej pościeli, pomyślał, że gdyby go zobaczył, to spytałby się, którym statkiem przypłynął i czy może się z nim zabrać, nawet jeśli po drodze miałby zgubić buty.

 

Jak co ranek, wraz ze swoim kompanem, Oscarem, wyruszali na połów w nadziei nie tylko na pełną sieć, ale i przede wszystkim na chwilę wytchnienia. Od matek, od hałasu, od smrodu i kropel wody spadających prosto na głowę, których w domu, wydawałoby się, już nikt prawie nie zauważał. 1200 kroków pokonywanych przez drogę wyłożoną gładkimi, wytartymi ze skaz kamieniami i 20 kroków śliskim od porannej wilgoci pomostem, przy którym stała ich wysłużona łajba. Kolejne 5, aby zająć miejsce na dziobie i dźwięk plusku wody, rozgramianej przez dwa wiosła trzymanych przez Oscara. Rytuał każdego mężczyzny w mieście, który, tak jak Claude, wybrali tę profesję jako sposób na przeżycie, bo życiem przecież ciężko to nazwać. Woda delikatnie obijała się o szalupę, swoją regularnością dźwięku przyjemnie wprowadzając w stan zamyślenia. Rybołówstwo w końcu to sztuka bycia cierpliwym, a powszechna wiedza o tym, że rozmowa płoszy ryby, zapewniała mu godziny błądzenia po tematach, których się wstydził.

 

Bo Claude wstydził się marzyć.

 

Głównie wyobrażał sobie siebie i to, jak różniłby się, gdyby nie okoliczności, w których przyszedł na świat. Dom z zapadającym się dachem, okrycie łóżka tak wiele razy łatane, że ciężko określić, z jakiego materiału zostało wykonane pierwotnie i ten sam chleb, który z dnia na dzień wydawałby się coraz bardziej czerstwy. On, stworzony w swoich myślach do rzeczy wielkich, otoczony tak brzydkim obrazem, na który przyszło mu patrzeć codziennie. A jednocześnie on, tak onieśmielony sobą, marzący wśród fal, ogrzewany blaskiem padających na twarz promieni.

Bo gdyby tylko miał inne możliwości, to mógłby w końcu zrobić użytek z ojcowskich narzędzi. Tych, które nietknięte latami i zeżarte przez zęby czasu rdzewieją w kuferku. Ciosać drewno, powoli nadawać mu kształt delikatnymi, ale pełnymi gracji ruchami noża. Stworzyłby fotel misternie zdobiony roślinnym ornamentem ze wzorem tak przypominający prawdziwe kwiaty, że nikt nie chciałby na nim siedzieć, w obawie, że go zniszczy.

Mógłby zaczytywać się powieściami, które kolorowe i piękne patrzą na niego zza witryn sklepów z książkami. Opowiadać na spotkaniach o wierszach, tych poruszających, pełnych refleksji, nad którymi płakał, śmiał się i zapamiętywał, by przy następnej okazji, gdy spotka odpowiednią kobietę, recytować jej to do ucha kątem oczu patrząc na jej piersi unoszące się w nierównym takcie przyspieszającego oddechu.

Mógłby zostać malarzem, bo w głębi duszy wie, że ta delikatność, którą w sercu nosi, pomogłaby mu nakreślić na płótnie obrazy tak zachwycające, że statki wpływające do portu byłyby zapakowane jego dziełami. Zagraniczni mecenasi prosili go, żeby stworzył coś tylko dla nich, a on, opływając w zlecenia od bogatych mieszczan, odmówiłby tym, którzy nie wydaliby mu się godni jego

uwagi. Obrazy pełne kolorów, ruchu zamkniętego w pociągnięciach pędzla i obietnicy, że świat, który przedstawiają to kraina daleka od trosk brudnego, portowego miasta.

 

Oscar odchrząknął, przywołując go do rzeczywistości i jedynie głową wskazując ruchy wody w miejscu, gdzie rzucona była sieć. Claude powoli, ociężały od rozczarowania, wstał, chwytając długi kij ostro zakończony hakiem. Słoneczny blask barwił wodę pomarańczowymi plamami, tworząc ścieżkę prowadzącą spojrzenie na horyzont zagrodzony piętrzącymi się w oddali domami. Ścieżkę prosto do świata, w którym on, już zawsze, miał pozostać rybakiem.

A przecież w myślach był stworzony do rzeczy wielkich.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania