O utracie…
Stanąłem przed Toba nagi
Pozbawiony pancerza i strachu
Wystawiłem sie na strzały
W ufności oddałem swoją prawdę
Pokazałem jaki jestem
Nie zostawiając nic dla siebie
Wierząc że mogę czuć się bezpiecznie
Rozebrałaś po kawałku mur wokół mnie
Wpuściłem Cię do miejsc w których nie było tak nikogo wcześniej
Powierzyłem swoją dusze w Twoje dobre ręce
Oczekując akceptacji i niczego więcej
Uśmiechałem się wiedząc że gdzieś tam ciągle jesteś
Myślami wciąż błądziłem po mapie z Twoich słów
Gdy przyszło mi się zmierzyć z potworem który we mnie
Krzyknąłem upadając że nie chcę Ciebie już
Rozdarłem swoje ja na strzępy beznamietnie
Rzuciłem to co dobre w przepaść pełną mroku
Odrzuciłem Twoja przyjaźń łudząc się w goryczy
Że gdy odejdę Ty zaznasz kojącej ciszy
Byłaś dla mnie tratwą gdy życie jak tsunami
Zerwało ze mnie łańcuch zapinając mi kajdany
Byłaś pocieszeniem i wiarą w lepsze jutro
Najlepszym przyjacielem - najtrudniejszą pokutą
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania