Obcy

„Rodzimy się nadzy i równi sobie, ale całe życie mamy podporządkować się innym. Dlaczego? Bo oni tak mówią? A kto im dał taką władzę?”

 

***

 

Stałem w kolejce i z rozbawieniem patrzyłem, jak ludzie traktują z wyższością obsługę, co było dziwne, bo byli od niej zależni, a ona mogła napluć im w żarcie.

– Poproszę hamburgera, bez zestawu, zdrapek, frytek i wszystkiego innego. – W końcu przyszła moja kolej, i jednym tchem wyrecytowałem doskonale znaną mi litanię, puściłem oczko do dziewczyny przy kasie i podałem jej dychę.

– Trzy pięćdziesiąt. – Nie zareagowała, najwyraźniej nawykła do zaczepek, i wydała resztę, której nawet nie przeliczyłem.

Schowałem pieniądze, po czym wziąłem tacę z jedzeniem i usiadłem przy pierwszym lepszym wolnym stoliku. Wszędzie tu było pełno ludzi, i cały czas bombardowały mnie liczne głosy:

– Mamo, mamo, ja chcę lalę.

– Możemy zarobić na VAT. Wystawisz fakturę na moją fikcyjną firmę, zrobisz reklamację, ja utylizację, i wszystko gra.

– Powleczesz usta karminową czerwienią. Żaden ci się nie oprze.

– Za szpilki czy torebkę nie wychodzę nawet z domu. Iphona też sobie gdzieś wsadź, biedaku jeden.

– Siad, sierściuchu jeden.

Rozwinąłem kotlet w bułce, zrobiony z psa drugiej kategorii, bez budy, i zacząłem się nim delektować, równocześnie odcinając w głowie od hałaśliwego otoczenia. Ludzie nie potrafili docenić ciszy, ale to nie była ich wina. Zostali skażeni, zaraza nie przyszła jednak ze wschodu ani z południa.

Zmiany po osiemdziesiątym dziewiątym początkowo poszły w dobrym kierunku. Polacy nabrali wiatru w żagle i zachłysnęli się możliwościami. Były ustawy Wilczka i liczne nowości. Eldorado trwało do momentu, gdy kraj miał liczne srebra rodowe, włączając w to znane marki, grunty, fabryki i tysiące fachowców, wykształconych w innym systemie edukacji.

Z czasem wszystko się wyrównało i poddało tym samym prymitywnym regułom, co na całym świecie. Ludzie zostali zmuszeni do tego, żeby ciągle pracować i kupować.

To się sprawdzało, gdy mieli siłę życiową, a towary przyciągały atrakcyjnością. Taki stan nie trwał jednak wiecznie. Rynek się nasycił, uczciwi harowali ponad swoje możliwości, cwaniacy zaczęli dostawać wszystko za darmo. Długo szukano rozwiązań. Robiono tysiące chaotycznych ruchów, mających uzdrowić sytuację. Ci, którzy je wywoływali, najgłośniej krzyczeli, że winny jest ktoś inny. To było zgodne z zasadą, że winny drze się „łapać złodzieja”, zaś pod latarnią jest zawsze najciemniej.

Jak dobrze pomyśleć, to zwalanie wszystkiego na Azjatów nie miało sensu. To nie oni wymyślili szybkie, śmieciowe jedzenie, pomarańczowego agenta, próby na atolu Bikini, niekończące się szpryce na mikroby, ślad węglowy i tysiące podobnych bzdur.

Większość energii w tym świecie marnowana była na nieistotne detale, a mnie to niespecjalnie interesowało. Czułem się obcy, i to obcy jak cholera, a dodatkowy niesmak wywołał dwuletni szkrab, który na moich oczach zrzucił rodzicielce smartfona.

Mamuśka nie była wcale lepsza. Miała na oko coś koło dwudziestu lat i też najwyraźniej nie doceniała tego, co dostała od życia.

Przed oczami stanął mi obskurny przystanek na warszawskim Targówku. Przypomniał mi się pewien wieczór, gdy siedziałem, zziębnięty, dumny i blady, z kieszenią wypchaną cegłą z Finlandii z powiększoną baterią. To tałatajstwo miało wysuwaną antenkę, czarno-biały ekran i ogniwo zbudowane jak akumulator w samochodzie. Nikt nie myślał wtedy o kolorach, grach, internecie czy SMS, zaś wielką radością było, gdy znalazłem zasięg i mogłem zadzwonić za trzy sześćdziesiąt sześć za minutę.

To były naprawdę pionierskie czasy, których nie rozumiał ten, kto miał dostęp do sprzętu za złotówkę. Z jednej strony nie dziwiłem się, że dbam o wszystkie rzeczy, a młodzi nic nie szanują. Dla nich wszystko istniało od zawsze, i pewnie szokiem byłoby, gdyby zginął wujek gugle, ciocia kortana czy siri, albo gdyby trzeba było pójść i poszukać czegoś w bibliotece.

Gdy widziałem takie sceny jak na lotnisku, to dopiero wtedy rozumiałem, jak bardzo jestem stary. Zaczynało docierać do mnie, że moja sprawność będzie maleć, a jeżeli nie mam dzieci i nie dorobiłem się miliona na kradzieży, to moje szanse na to spadają do zera.

Młodzi myśleli, że skończą inaczej, tymczasem nie miałem wątpliwości, że kiedyś zostaną wyśmiani i potraktowani jak dinozaury. Bo to, co dzisiaj proponowali, i wydawało się nowe i niesamowite, kiedyś będzie dostępne na każdym rogu.

Świat cały czas szedł do przodu, czy tego chcemy, czy nie. Gdyby nagle dziwnym trafem pojawiły się wieczne baterie i nikt nie musiał się martwić, że sprzęt zaleje się na deszczu, to kreatywna ludzkość znalazłaby tysiące zastosowań. Albo gdyby wprowadzono kary za elektronikę, którą trzeba chłodzić hałaśliwymi wiatrakami, to producenci widzieliby tysiąc sposobów na cichą pracę. Od lat mówiło się o wyświetlaczach w okularach i były nawet próby… co, gdyby stały się normalnością? Albo gdyby wyeliminować banki centralne i każdy miał własną kartę płatniczą, która nie wysyłałaby nic w świat?

– Lot dwa pięć sześć do Warszawy czeka na państwa. – Z rozmyślań wyrwał mnie głos z bramki.

 

***

 

– Wiedźmiminie, jaki jest stan obiektu sześć sześć dwa trzy pięć? – Choć system działał niezawodnie, młoda operatorka lubiła od czasu do czasu podglądać jednego chłopaka.

– Siedzi na lotnisku. Zawiesił się.

– Czy zrobił ostatnio coś nowego?

– Miał pomysł na portal. I napisał kod, który działa lepiej niż u konkurencji.

– Czy przekazałeś go dalej?

– Oczywiście, za kogo mnie masz?

– Nie obrażaj się. Jesteś debeściak.

– I moja mafia też. Wiem Saro, oglądałem ten film.

– Nie myśl o nich zbyt dużo. – Kolega dziewczyny ze stanowiska obok poklepał ją po ramieniu, a ona podskoczyła, a potem zaczęła się jąkać. – Ja, ja, ja...

– Głowa do góry. Wiem, przez co przechodzisz. Oni wszyscy na ekranie są tacy zdolni. Sam pamiętam, jak kiedyś jedna panna zawróciła mi w głowie.

– Doszła do czegoś? – Sara odzyskała rezon.

– Mieliśmy z nią dużo problemów, ale poprawki od przyjaciół załatwiły sprawę. Skończyła jako narkomanka.

– To smutne.

– To życie. W przyrodzie wygrywają najsilniejsi. Nie zapominaj, że gdyby rozwinęli swoje zdolności, nasz kraj byłby w poważnym niebezpieczeństwie.

– Pamiętam. – Dziewczyna się zarumieniła.

– To dobrze.

 

***

 

Lot minął mi szybko, a Okęcie przywitało mnie tym samym burdelem, co pięć i dziesięć lat wcześniej.

Stałem, czekając pół godziny na bagaż, i z nudów podglądałem innych. I tak chłopak obok czytał ebooka, a jego kolega przeglądał oferty, szukając taniego redmi czy ksiomi.

Zaśmiałem się w duchu. Wymienianie telefonów czy innych rzeczy co pół roku nie miało sensu i nie dawało realnych korzyści, tylko nabijało kabzę producentom i armii pośredników. Ja już dawno temu przeszedłem ten etap. Miałem odłożone pieniądze i nie szukałem funduszy, gdy pojawił się ten czy inny model. Nie musiałem. Gdy coś mi się podobało, szedłem do sklepu i płaciłem pięć, sześć czy siedem tysięcy. Pomijając takie sytuacje, raczej wpisywałem się w trend zwany wczoraj, który zakładał, że staramy się kupować wszystko ze wcześniejszych kolekcji, ale tylko wtedy, gdy osiągnie groszowe ceny i ludzie chcą pozbyć się tego z magazynu. Tak robiłem z elektroniką, tak postępowałem z grami. Dawkowanie emocji i nieuleganie przedsprzedażom miało w sobie coś motywującego, wręcz hipnotyzującego, poza tym programy czy sprzęt na tym etapie były bardziej dopracowane i dopieszczone niż pierwsze wersje.

Od dawna czułem, że ten świat jest jakiś dziwny. Rozwój technologii był żywiołowy, ale dziwnym trafem tylko w tych dziedzinach, które mogły służyć szpiegowaniu. Widziałem to jasno na każdym kroku. Ostatnio zamawiałem coraz więcej książek i pochłaniałem je setkami, a im więcej zamawiałem, tym częściej widziałem reklamy elektronicznych śmieci, które próbowano mi wcisnąć.

 

***

 

– Śpij dobrze, mój Romeo. – Sara całe życie ograniczała takich jak on. Nie była dumna z tego, co robiła, ale tłumaczyła sobie to tak, że geniuszom nie można pozwolić na nieograniczoną działalność.

Roman miał wysoki iloraz, niestety jego inteligencja emocjonalna pozostawiała wiele do życzenia. Nie było problemem, żeby utrzymywać go w stanie wegetacji, w którym próbował tworzyć różne rzeczy, ale nie odniósł zbyt wielkiego sukcesu. Oprogramowanie od przyjaciół odwalało całą brudną robotę, i tacy jak on często kończyli jako zgorzkniałe grubasy, bez rodziny i bliskich. Tym razem miało się stać jednak inaczej, a ona miała plan.

 

***

 

– Przesyłka dla pana. Proszę pokwitować. – Młoda dziewczyna podsunęła mi tablet, a ja mimochodem zarejestrowałem, że imienia Sara nie spotyka się zbyt często.

– Ale jak nic nie zamawiałem. – Zdziwiłem się, że na paczce zobaczyłem swoje dane.

– Ja tam nic nie wiem. Tylko rozwożę. – Wzruszyła ramionami i pobiegła po schodach na dół.

Zamknąłem drzwi i rozpakowałem paczkę. W środku zobaczyłem najnowsze okulary do rzeczywistości wirtualnej. Założyłem je… ale były zepsute, a w każdym razie nie mogłem ich włączyć. Rzuciłem je ze złością w kąt, myśląc, że zajmę się tym po powrocie.

Nie miałem czasu. Następnego dnia leciałem na kolejny projekt. Wszystko miało być rutynowe, ale w trakcie lotu zemdlałem na pokładzie.

 

Kiedyś

– I co to według was jest? – Celnik pokazał książeczkę z napisem „Paszport” i popatrzył badawczo, a ja z przerażeniem rozglądałem się po pomieszczeniu na lotnisku, które było przesiąknięte słusznie minionymi czasami.

– Paszport… chyba – bąknąłem.

– Paszport! Paszport! To był paszport! – Pokazał mi porwany środek. – Jesteście zatrzymani do wyjaśnienia.

– Ale ja nic nie rozumiem – jęknąłem.

– Zdzisław Oblesiński, syn Zbigniewa – czytał z dokumentu. – To wy?

– Mój ojciec – zdębiałem.

– Kiepska obrona. Zdjęcie mówi, że to, wypisz, wymaluj, wy. – Porównał mnie z obrazkiem z dokumentu. – Robicie jakieś cyrki na pokładzie, mdlejecie przy gościach dewizowych, a teraz to. Towarzyszu, tak nie może być. – Spojrzał na milicjanta stojącego przy drzwiach. – Wyprowadzić!

Funkcjonariusz nie powiedział ani słowa, tylko otworzył drzwi i pokazał coś ręką, a po chwili dołączył do nas jego kolega. Założyli mi kajdanki z przodu, a potem zaprowadzili mnie do dużego fiata. Samochód był w okropnym stanie, w środku śmierdziało stęchlizną, a mężczyzna za kierownicą cały czas zgrzytał biegami.

Jechaliśmy przez Warszawę. Mijały nas stare skody, śmierdzące trabanty i syreny, do tego liczne kopcące ikarusy. Widziałem plakaty ze schyłku PRL, tu i tam mignęła mi data z rokiem osiemdziesiąt osiem. Coś wykluwało się w mojej głowie. Mój ojciec zwariował w tym czasie w jednej z podróży służbowej, a cała rodzina miała przez to spore problemy. Nie pamiętałem dokładnie, kiedy zabrano go do szpitala, ale miałem wrażenie, że moja obecna sytuacja jest z tym powiązana.

Wysiedliśmy przed pałacem Mostowskich.

– Nie zatrzymywać się. – Milicjant pociągnął mnie, gdy przystanąłem przed jedną ze szklanych powierzchni.

Byłem coraz bardziej pewien, co się stało. Wyglądałem jak mężczyzna z albumów rodzinnych. Nie wiedziałem, jak to możliwe, ale musiałem się jakoś zamienić z własnym staruszkiem.

 

***

 

Przesłuchanie na komendzie to było jakieś wielkie nieporozumienie. Nie spałowano mnie, ale zdrowia też mi nie przybyło.

Do tego miałem mocne wrażenie, że świat się zmienił. Wszystko wydawało się takie stare. Zastanawiałem się nawet, czy nie jestem chory. Nie pamiętałem niczego sprzed lotu, to znaczy były jakieś wspomnienia, ale zupełnie niedorzeczne. W głowie widziałem urządzenia do komunikacji, które można było schować do kieszeni, przenośne komputery dla każdego, samochody na prąd i wiele innych rzeczy, które nie miały sensu.

– Nie wiesz, co się dzieje. Jesteś zdezorientowany. – Na ławce obok przysiadł się mężczyzna. – Myślisz, że zwariowałeś.

– Pardon?

– Gogle, które dostałeś, pozwoliły ciebie namierzyć. Jesteś naprawdę w osiemdziesiątym ósmym. Możesz przeszkolić siebie samego, żebyś w przyszłości lepiej pokierował swoim życiem. Nie spieprz tego, a jeżeli komuś coś powiesz, to każdy cie wyśmieje.

Odebrało mi mowę, a on wstał i odszedł.

 

Wiele lat później

Moja żona Sara coraz bardziej mnie kochała, a firma w ostatnim roku miała dwa tysiące procent zysku. Zyskałem strategicznych partnerów biznesowych z Ameryki, i wszystko byłoby dobrze, ale nie dogadywałem się z synem. Gówniarz myślał, że wie wszystko najlepiej. Widział we mnie tylko spasionego kapitalistę, a ja przecież wszystko robiłem dla niego i dla rodziny. Trudne czasy tymczasem wymagały trudnych decyzji. Czasem płakałem, że musiałem schować ideały do kieszeni, ale przecież cel uświęcał środki.

 

Gdzieś ponad tym wszystkim

– Jak twój projekt szkolny?

– Ziemia?

– Tak.

– Małpy pilnują same siebie.

– A system?

– Jaki system?

– Pegasus, echelon, czy jak go tam nazywasz.

– Działa idealnie. Jedni pilnują drugich. Sprytniejsi są cały czas odsyłani w przeszłość.

– Uczą się? Optymalizują?

– Tak.

– I o to chodziło. Myślisz, że kiedyś wyjdą z tej pętli?

– Nie mam bladego pojęcia, ale ojciec dałby mi w dupę, gdyby rozleźli się po całym domu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Józef Kemilk ponad rok temu
    Bardzo fajne opko.
    Piąteczka
    pozdr
  • Kavita rok temu
    Podoba mi się pierwsze zdanie "Rodzimy się nadzy i równi sobie, ale całe życie mamy podporządkować się innym." - trafniej bym tego nie ujęła.
    Opowiadanie bardzo fajne, podoba mi się sposób w jaki zostało opisane. To drugie Twoje opowiadanie jakie czytam, i tak jak przy wcześniejszym, mam niedosyt. Byłaby z tego świetna historia.
    Miłego wieczoru :)
  • tommy rok temu
    Komentarze takie jak wasze powodują, że chce się pisać. Dziękuję.
  • tommy rok temu
    (napisałem wasze z małej litery, bo jak rozumiem, nie używa się zasady z wielką literą jak przy Twoje).
    Pozdrawiam i życzę miłej każdej pory dnia :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania