Obcy cz.5 – Fanficion "Obcego" autorstwa Abbie Faria, czyli jednorazowy wybryk mojej klawiatury
Nie minęło pięć minut, a Riddick usłyszał skrzypnięcie drzwi.
– Kawalerze musimy sprawdzić twoje funkcje prożyciowe – Słodki głosik pielęgniarki szedł w parze z zsuwaniem się dolnej części jego piżamy.
– Masz szczęście stary – stwierdził Steven nieco metalicznym głosem. – Agata jest zajebiście skuteczna.
Riddick nawet nie musiał zastanawiać się, co to znaczy. Pielęgniarka weszła na jego łóżko i nachyliła się zachęcająco.
– Siedemnaście – powiedziała, a on poczuł zniewalający zapach jaśminu. Dokładnie tak pachniała Helena!
– Kocham Helenę – wydukał, wpatrując się w oczy Agaty. – Żółte białka?
– Nie – zaśmiała się pielęgniarka, a on stwierdził, że to musiał być efekt załamania promieni słonecznych. – Dziewiętnaście – dodała i odsłoniła trzy, spore piersi.
– Trzy?
To wszystko nie trzymało się kupy, to nie było możliwe! Niestety krew odpływała mu z mózgu, a jemu coraz trudniej było sklecić właściwe wnioski.
– Masz wyobraźnię – szepnęła mu do ucha, a on stwierdził, że nad jego oczami falują dwie stożkowe piersi. – Dziewiętnaście – dodała.
– Dlaczego stożki? – wydukał, a w ustał poczuł cholerną suchość.
– Piękne, duże okrąglutkie – odpowiedziała, a on mógł się naocznie przekonać, że nie kłamała. – Dwadzieścia trzy – dodała.
– Liczby pierwsze? – spytał, ona jednak nie zrozumiała jego sugestii.
– Dwadzieścia siedem – powiedziała jedynie, a on poczuł, że jest w środku. – Trzydzieści trzy – dodała zadowolona.
– To nie liczba pierwsza – jęknął z rozkoszy.
– To twój nowy rozmiar kochanieńki – powiedziała, ale jej ton głosu. On był metaliczny!
No i jego skarb nie mógł być aż tak duży! Jednak funkcja prożyciowa została przez niego spełniona. Leżał przerażony i dotarło do niego, że nie był w szpitalu, ale w jaju, czyli statku obcych. To była mistyfikacja! Został porwany, prawdopodobnie po to, by oddać nasienie. A kosmitami byli Tleilaxanie, czyli zmiennokształtni!
– Powtórzymy to jeszcze? – spytał, starając się ukryć zdenerwowanie.
– Oczywiście kochanieńki – odpowiedziała Agata i dała mu całusa lewym oczodołem.
Nie mógł dopuścić do tego, żeby oni wiedzieli, że on wie, bo gdyby oni wiedzieli, to jego wiedza do niczego by się nie przydała. A tak miał przewagę. Mógł ich zaskoczyć, tak jak oni go zaskoczyli. Tylko co, jeśli będzie miał dzieci z pielęgniarką, czy wtedy będzie wstanie wystąpić przeciw matce swoich dzieci? Nie wiedział. Był w pułapce jednak gdy usłyszał skrzypiące drzwi, stwierdził, że nie jest tak źle. Do pokoju weszła druga pielęgniarka.
Komentarze (55)
Przynajmniej jest coś z SF, a nie denna obyczajówka.
Dzięki za koment
Pozdr
„Przynajmniej jedna rzecz uległa poprawie.”
->
„Przynajmniej jedna rzecz się poprawiła.” lub „Przynajmniej jedna rzecz została poprawiona.”
Ulec można wypadkowi, nie poprawie. Tutaj więcej na ten temat:
https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/ulec-poprawie;2763.html
Samo opowiadanie mnie nie wciąga: brakuje atmosfery, ciekawych postaci, nie mówiąc już o jakiejś głębszej myśli.
Pozdrawiam bez oceny. ?
Faktem jest, że samo słowo "ulec" ma wydźwięk negatywny, ale z wyrazem "poprawie" dla mnie osobiście zmienia znaczenie. Nie mówiąc już o tym, że w tym konkretnym przypadku "ulec poprawie" ma niby pozytywne znaczenie, ale jednak jest nieco kłopotliwe (bohater jest teraz zbyt chojnie obdarowany). Tak więc poprawa jest wątpliwa.
A te opko trzeba czytać po czterech częściach Abbiego, wtedy pojawia się ciągłość zdarzeń. Po prostu taka lekka komedia SF?
Dzięki za ciekawy koment?
pozdr
SJP ulec
«zostać pokonanym w grze, walce itp.»
2. «zgodzić się na coś wskutek czyichś próśb, nalegań, podporządkować się komuś lub czemuś»
3. «pozwolić sobą zawładnąć jakimś uczuciom»
4. «zmienić się lub zniszczeć w wyniku działania jakichś czynników»
5. «zgodzić się na współżycie płciowe»
Równie dobrze można by napisać:
„Jestem silnie słaba” — brzmi ciekawie, ale jak się zastanowić, nie ma sensu.
Jakość języka schodzi na psy, poziom nauczania coraz gorszy, a błąd powtarzany staje się po pewnym czasie dopuszczalną normą.
Język polski jest zaśmiecony obecnie górą takich błędów:
• poszedłem po najmniejszej linii oporu
• fatalny stan ogumienia autobusów
• gorąca temperatura
to tylko kilka przykładów.
Problemem jest nie to, że ludzie robią błędy, bo każdy je robi, ale że nie chcą się do tego przyznać, będą dorabiać całą teorię obronną, żeby nie wystawić swojego autorytetu na szwank. Przyznanie się do pomyłki wymaga przede wszystkim dużo odwagi i charakteru, a mało kogo na to stać.
Pozdrawiam. ?
"Jakość języka schodzi na psy, poziom nauczania coraz gorszy, a błąd powtarzany staje się po pewnym czasie dopuszczalną normą." - wszytko co obecnie nazywamy językiem polskim, kiedyś było nazywane zaśmiecaniem. Język ewoluuje i jeśli zastosowanie jakiegoś zwrotu w nietypowy sposób jest celowe, spójne logicznie i w kontekście lepiej oddaje charakter opisywanej rzeczy/czynności/lub osoby, niż poprawna forma, to czemu nie.
„Jestem silnie słaba" - są lepsze określenia na poziom słabości, a to jest w dodatku wyjątkowo szkaradne, więc nie ma sensu.
"poszedłem po najmniejszej linii oporu" - to nie ma sensu więc jest to ewidentny błąd.
Ale np u siebie w tekście użyłem określenia "ujemny entuzjazm" choć wiem, że to nie jest poprawne? ale...
Jest logiczne bo ujemny kojarzy się z brakiem i pasowało mi do tekstu.
Można eksperymentować, ale to musi mieć sens i jakiś cel.
Powstają różne połączenia, która teoretycznie nie powinny istnieć: "oczy szeroko zamknięte" "pyrrusowe zwycięstwo" "słodko gorzki smak"
Tak więc gdyby to błąd byłby oczywisty, to nie byłoby problemu z poprawą, tutaj nie widzę tej oczywistości, a podany przez Narratora link dodatkowo gmatwa sytuację.
pozdrawiam:)
Wracając do twoich propozycji: „Przynajmniej jedna rzecz się poprawiła.” lub „Przynajmniej jedna rzecz została poprawiona.” - nie pasują mi. Nie powiem dlaczego, bo nie wiem. Jest to z pewnością poprawne językowo, ale brakuje mi "mrugnięcia okiem".
No cóż, zalecił bym językoznawcy poczytać trochę na wattpadzie: tam jest nad czym ubolewać:)
"Przyznam, że cytowane wyżej utwory Głowackiego i Sapkowskiego po takiej zmianie (czyli poprawie błędu - mój przypis) nie wyglądają lepiej. Uległy pogorszeniu, a nie poprawie!" Mirosław Bańko
Dlatego do każdego przypadku trzeba podchodzić indywidualnie. Czasami wyrzeźbiłsz zdanie całkowicie poprawne gramatycznie, a jednak to poprzednie wydaje się lepsze:)
A już, dla mnie przynajmniej, dziwnie wyglądają dialogi, w których każdy bohater używa idealnie skomponowanych zdań.
Swobodna rozmowa między ludźmi tak nie wygląda.
Ze słów, które używam nagminnie a wiem, że niepoprawnie to np. posoka jako synonim krwi.
Poprostu mi pasuje do takich pseudo średniowiecznych klimatów i tyle:)
Było kiedyś określenie: „szkolny błąd”, oznaczające błąd oczywisty, bezdyskusyjny, popełniany zwykle przez ucznia, stąd nazwa.
Problem pojawia się wtedy, kiedy szkolny błąd staje się błędem nauczyciela, urzędnika, dziennikarza. Trzeba wówczas ratować twarz i nagiąć reguły.
Słyszałem kiedyś przemówienie Dudy, które roiło się od błędów, takich na przykład jak: „cofamy się do tyłu”. Oczywiście Duda tego przemówienia nie napisał, tylko jakiś urzędnik, ale to jest właśnie przykład, kim są dzisiejsi urzędnicy: kopiują bezmyślnie cudze teksty z błędami i tak już zostaje, bo przecież nie wypada poprawiać prezydenta.
Ewolucja ma służyć stworzeniu silnych gatunków, podobnie w pisaniu: ma ułatwić komunikację, a nie gmatwać i ściemniać. Sięganie lewą ręką do prawej kieszeni to nie jest ewolucja, to jest degradacja.
„Ulec poprawie” to ewidentny błąd, ponieważ „ulec” znaczy „ustąpić”, „przegrać”, lecz preferujesz zwięzłość oraz grę słów (jak w poezji) aniżeli logikę. Oczywiście można debatować, iż czasem przegrana prowadzi do poprawy: ustępując Hitlerowi i oddając Czechosłowację, Chamberlain odwlekł wybuch wojny o rok, ale to już jest kontekst historyczny, który nie powinien zmieniać zasad poprawnej pisowni.
Na tym skończę, ponieważ jest to jałowa dyskusja, która nikogo nie przekona i do niczego nie doprowadzi, a jest jedynie stratą czasu i dowodem, że nie należy pisać komentarzy. ?
Tak jak pisałem wcześniej ciekawa sprawa, dodatkowo zaś nigdy tak nie patrzyłem i możliwe, że używam też innych błędnych połączeń. W tym utworze nie poprawiłem, bo nie jestem przekonany, co nie znaczy, że po czasie zdania nie zmienię. Po drugie jest to kawałeczek, który nie może "żyć" samodzielnie, a cała reszta nie moja.
Dzięki za zwrócenie uwagi
Pozdrawiam
Oj tak, tak, każdy chce być doskonały, ale po huk nam ta doskonałość? Uczenie się na błędach jest dużo przyjemniejsze, bo własnego błędu się łatwo nie zapomina. Ano tak, często nieświadomie powielamy błędy językowe, dlatego nie ma się co upierać, gdy ktoś nam np. uwagę zwróci na pleonazm. Sam wielki psor Miodek przyznał się publicznie do zaćmienia językowego, zapomniał, pisząc dedykację, czy Sylwii przez dwa 'i', czy jedno, napisał - Sylwce ? Pisownia tego imienia podlega regule o zapożyczeniach, które w mianowniku lp. mają końcówkę - ia. Imię Sylwia pochodzi z łaciny - silvo (las), czyli jest zapożyczeniem.
Tjaaaaaaa, tu same Miodki, wykształcone, wygadane, otrzaskane, no, z czym do Miodków, panie dzieju? ?
Taki jakby dylemat "starzy" kontra "młodzi".
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Argumentu o ubogacaniu i ewolucji języka nie kupuję. Idąc tym tropem, można całkowicie zignorować ortografię i pisać, skuwka przez ó, albo wziąść, zamiast wziąć, tłumacząc zmianę ewolucją, albo artystycznym performancem(specjalnie ;P).
"Przyznam, że cytowane wyżej utwory Głowackiego i Sapkowskiego po takiej zmianie (czyli poprawie błędu - mój przypis) nie wyglądają lepiej. Uległy pogorszeniu, a nie poprawie!" Mirosław Bańko
Czyli co, z błędem lepiej brzmi, niż bez błędu?
Tylko co będzie, jak będzie miał dzieci z pielęgniarką, czy wtedy będzie wstanie wystąpić przeciw matce swoich dzieci?
Będzie, będzie, będzie...
Nie wiedział. Był w pułapce jednak gdy usłyszał skrzypiące drzwi, stwierdził, że nie jest tak źle. Do pokoju weszła druga pielęgniarka.
Nagromadzenie czasowników, przez co zdanie podkreśla relacyjny styl. W dodatku uporczywe trzymanie się nieokreślonego podmiotu sprawia, że zdanie jest toporne i słabo czytelne.
Interpunkcję i strukturę pomijam, bo zdaję się, że Ty też ją pominąłeś.
Każde zdanie można zapisać na sto sposobów, zabawa polega na znalezieniu odpowiedniego. W końcu zabawa słowem to cały urok pisania.
BTW. Poprawny język, to niekoniecznie język oficjalny. Tak jak budynek zbudowany zgodnie z zasadami sztuki murarskiej nie zawsze jest kościołem.
Ten utwór z zasady musi być prosty i łatwy w odbiorze i taki chyba jest.
BTW. Do Tokarczuk nie ma co rościć pretensji, że umie pisać lepiej niż niektórzy czytać.
Zgadzam się z tobą z wykonalnością, tylko różne rzeczy, różnie się wykonuje.
Co do Tokarczuk, to porównam to do rowerów. Gdy kupujesz w markecie są zazwyczaj nietrwałe, tym samym złej jakości. W sklepach rowerowych masz szerszy wachlarz i gdy dochodzisz do pewnego pułapu cenowego, masz rower trwały, wygodny, spełniający twoje potrzeby, którym będziesz jeździł lata. Najwyższa półka cenowa nie będzie dla ciebie, mniej przekładni, zbyt długa rama, a rower nietrwały, czyli będzie dla ciebie tym samym, co rower z marketu. To samo z literaturą, lichą i zbyt ambitną (przekombinowaną) pominiesz, bo nie chodzi o to, by się męczyć, ale by przyniosła Ci tzn rozrywkę. Tokarczuk to przerost formy nad treścią. Rower dla zawodowców jest tylko dla określonego terenu, inny na zjazdy enduro, inny na czasówki itd...
Wiem, że niektórzy chełpią się tym, że czytają tzn "ambitną" literaturę. Może to przynosi im satysfakcję, pewnie tak. Za to jest tylko garstka osób, którym to faktycznie się podoba. I tak ma być, każdy jest inny i nie ma potrzeby wpychać każdego w sztywne ramy, bo ona pęknie. Człowiek nie nauczy się jeździć na rowerze i nie będzie czytał, w przypadku gdy nic nie było dla zwykłych ludzi. Każdy ma swój własny szczyt i o to toczy się walka, by na nim być? Gdy się o coś walczy, to możliwości rosną, ale i tak nie przeskoczymy siebie.
Pozdr
Jak najbardziej, też pozdrawiam ?
Co do szczytu, to się nie zgodzę. Brzmi, jakby rozwijanie własnego warsztatu literackiego miałoby się kiedyś skończyć, a tak może się stać tylko wtedy, gdy sami o tym zadecydujemy. Więc jeśli ktoś zadecydował, że właśnie osiągnął szczyt, to nie ma sensu polemizować na temat innych gór, bo te z jego perspektywy zawsze będą za wysokie, za strome, no, ogólnie: nie dla normalnych ludzi... Nie ma problemu, każdy decyduje za siebie, warto tylko pamiętać, że Mount Everestu nie zdobędzie ten, kto poddaje się już na starcie.
I niech nikt nie mówi, że "rzecz poprawiła się" to to samo, co "rzecz uległa poprawie". Poza tym nienawidzę poprawności. Nigdy jej nie ulegnę ?
Pozdrawiam ?
Pozdr.
Rozumiem Cię, tak jak pisałem wcześniej całkiem ciekawie pomyślane.
Diuma wspaniała książka i dalsze części też super. Czytałem te od Franka Herberta. Dalsze części pisze jego syn i tych nie czytałem, ale podobno też dobre. Tak więc lektura na długo.
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania