"Obietnica"

12 grudnia 1815 roku

 

Czasami zastanawiała się, jak wygląda Śmierć. Czy ma czarne szaty, ostre rysy twarzy, czerwone oczy i kosę? A może jest pięknym aniołem o najszczerszym uśmiechu i delikatnym dotyku? Czy zapuka do drzwi i odezwie się łagodnym głosem? Czy wtargnie jak burza i zarzuci swe sieci? Kiedyś usłyszała, że Śmierć przybiera postać osób, które się kocha. Niemożliwe, pomyślała. Bo jaki mogła zobaczyć w tym sens?

 

* * *

 

Leitil usłyszała krótki, lecz ogłuszający krzyk. Jej serce zabiło mocniej, ale tylko trochę. Otworzywszy oczy, wstała z łóżka i podeszła do okna. Jedynie kilka postaci przemieszczało się po zaniedbanej ulicy wśród ciemnej nocy. Dziewczyna nie potrzebowała świecy, aby widzieć wszystko dokładnie. Jej zmysły zawsze były wyostrzone. Kobieta o czerwonych jak ognień włosach i bladej cerze niosła małe dziecko, z którego rączki płynęła stróżka krwi. Znaczyła biały śnieg cienką linią. „Głupia.” myślała Leitil „Wilki z pewnością wpadną na jej trop.”

I już po chwili jej przypuszczenia się sprawdziły. Zza drzewa wyskoczyło czarne zwierzę z płomieniami w oczach. Skoczyło, powalając rudowłosą na ziemię. Zawinięte w szmaty maleństwo upadło kawałek dalej. Wilk ominął matkę i podszedł do płaczącego cichutko dziecka. Kobieta krzyknęła. Kilkoro przechodniów obejrzało się przez ramię, ale nikt nie przyszedł z pomocą. Wszyscy się bali. Wilki zamieszkujące lasy Amiru nie były bowiem zwyczajne. Ich pazury były ostrzejsze niż najostrzejszy nóż, zęby mocniejsze niż najtwardsza ze stali. Były ogromne, niektóre tak wielkie jak małe chatki. Ale co najstraszniejsze- mogły przybierać kształty ludzi. Nigdy więc nie można było mieć pewności, czy nie prosi się o przysługę bestii.

Głos kobiety rozchodził się po opustoszałej już ulicy. Nie był to jednak ten sam krzyk, który Leitil usłyszała wcześniej. Zwierzyna przysunęła pysk do główki dziecka. Pochlipywanie stawało się coraz to głośniejsze, aż w końcu przerodziło się we wrzask. Lecz znów nie był to ów dźwięk, który wybudził dziewczynę ze snu. Uznawszy, że widziała w swym życiu ciekawsze sceny, wróciła do łóżka.

Nie minęła minuta, a powietrze przeszył kolejny potworny krzyk. Brzmiał identycznie jak pierwszy. Leitlil, zaciekawiona i tylko trochę wystraszona, odrzuciła kołdrę. Uświadomiła sobie, że wrzask był zbyt głośny, aby mógł dobiegać z zewnątrz. Gdzieś na końcu jej głowy pojawiła się myśl. Myśl, od której zbierało się na dreszcze, ale.. tak, to mogło wiele wyjaśnić. Dziewczyna nigdy nie należała do tchórzy. Postanowiła więc wystawić na próbę swój instynkt.

Otworzyła drzwi, czego nie robiła od dwunastu lat, i wyszła z pokoju. Gdy tylko postawiła stopę na najwyższym z drewnianych stopni, wzniecił się kurz. I opadł równie szybko. Nie przejęła się tym zbytnio, bo znowu nie było to jedno z najbardziej niezwykłych wydarzeń, których była świadkiem. W idealnej ciszy jej serce biło głośniej niż najgłośniejszy dzwon i wydawało jej się, że każdy może je usłyszeć. Mimo to postawiła kolejny krok, powodując skrzypnięcie schodka. Przecież miała się nie bać.

Kiedy była mała i siedziała obok umierającej matki, ta ostatnimi słowami złożyła jej obietnicę: „Jeśli nie będziesz się bała cienia mego, jeśli nie przestraszy cię głos mój, jeśli odważysz się dotknąć skóry mej martwej i poczuć zapachu śmierci... mogę ci to przyrzec. Mogę obiecać, że wrócę po ciebie. Jeżeli tylko nie będziesz się bała.” A potem błękitne oczy kobiety zapatrzyły się w pustkę. Jedynym, czego wtedy pragnęła Leitil, było ponowne spotkanie z matką. Powiedziała sobie, że nigdy więcej nie będzie się niczego bać.

Od tamtej chwili z niecierpliwością wyczekiwała każdego podejrzanego ruchu, każdego słowa, wypowiedzianego dziwnym głosem. Czasami starała się nawet oszukać swój umysł i wmówić mu, że widzi matkę. A jednak nie dostała od niej żadnego znaku przez dwanaście lat. Właśnie tego dnia mijało dwanaście lat. Dziewczyna nie potrafiła zliczyć, ile razy chciała się poddać. Były dni, kiedy miała już dość czekania. Więc gdy schodziła po zakurzonych schodach jej serce przepełnione było nadzieją.

Stanęła na parterze i uderzyła ją ostra woń stęchlizny. Wyczuła też charakterystyczny, metaliczny odór. Wzdrygnęła się. Przy następnym kroku trafiła w coś mokrego. Opuściwszy wzrok, stwierdziła, że stoi po kostki w krwi. To jej zapachem przesączone było powietrze. Puls Leitil przyspieszył. Nie miała pojęcia, jak owa krew znalazła się w domu. Czy któryś z wilków rozprawił się tu z ofiarą? Nie, to niemożliwe. Przecież drzwi były zamknięte, a w okna wstawione kraty. Szybko szła długim korytarzem, mijając pokój dzienny, kuchnię, łaźnię, sprawdzała wszystkie okna, jednak żadne z nich nie zostało wybite. Aż w końcu spojrzała na duże drzwi okolone łukiem z freskami. Były uchylone. Serce podeszło jej do gardła, bijąc jak szalone. Wzięła głęboki wdech i pomyślała o obietnicy matki. Nie bój się, powtarzała w myślach, nic ci się nie stanie. Chwyciła klamkę i lekko pchnęła drzwi. Za nimi znajdowała się kapliczka. Kiedy dziewczyna była młodsza, często w niej przesiadywała. Modliła się albo rozmawiała z matką. Jednak pewnego razu wydawało jej się że widzi Śmierć. Wysoką i szczupłą kobietę o alabastrowej cerze i pięknej twarzy. Miała czarną suknię, dopasowaną u góry i rozkloszowaną od pasa do ziemi. Długie, kruczoczarne włosy opadały na ramiona, a jej oczy... W oczy istoty nie można było patrzeć. Nie wiedziała dlaczego. Wiedziała tylko, że nie wolno jej spojrzeć w oczy Śmierci.

Po tamtym dniu nigdy więcej nie udała się do kapliczki.

Drzwi jęknęły, otwierając się tylko trochę. Były cięższe niż zapamiętała. Oparła o nie ramię i pchnęła mocniej. Przejście nadal było małe, ale na tyle duże, że mogła się w nim zmieścić. Otworzyła szeroko oczy, ponieważ świece w całym pomieszczeniu, rząd po prawej stronie i rząd po lewej, były zapalone. Ale zamiast świecić jasnym, ciepłym blaskiem, płonęły czarnymi płomieniami. Ponadto, nic nie wskazywało na to, aby ktoś kontrolował ogień. Leitil obróciła się gwałtownie, zobaczywszy kątem oka, że płomienie zaczęły lizać drewnianą ławkę. Gdzieś w oddali rozległo się wycie wilka. Odpowiedziało mu kilka innych.

Wtedy zza drugich drzwi, znajdujących się po przeciwnej stronie kapliczki, wyszła odziana w czarną suknię postać. Leitil zdusiła okrzyk przerażenia, bo rozpoznała w niej istotę, którą uznała za Śmierć. Bose stopy kobiety pewnie kroczyły po dywanie biegnącym przez środek podłogi. Postać uniosła prawą dłoń i czarne płomienie zwiększyły się. Rosły tak wielkie, że zaczęły się łączyć i za Śmiercią budować ścianę. Leitil zamarła, chociaż serce biło w jej piersi mocniej niż kiedykolwiek. Chciała uciekać albo walczyć, ale nie mogła się ruszyć. Kobieta w czerni podeszła do niej i przyjrzała się dokładnie. Dziewczyna zacisnęła mocno powieki, żeby nie napotkać jej wzroku.

Krzyk.

Ten był najgłośniejszy ze wszystkich i najstraszniejszy. Leitil musiała otworzyć oko. Musiała zobaczyć, czy to Śmierć krzyczała. Nie. To nie była ona. Jej czerwone usta były zamknięte. Cały dom znów wypełnił się rozdzierającym wrzaskiem. Dziewczynie wydawało się, że stojąca przed nią istota cicho się zaśmiała ukazując ostro zakończone białe zęby.

-Czyżbyś nie rozpoznawała tego pięknego głosu?- spytała czystą, głęboką barwą.- Zapewne zastanawia cię, dlaczego brzmi inaczej? Przecież nie tak krzyczała, kiedy się oparzyła czy skaleczyła. Teraz jej krzyk jest piękniejszy. Mówicie, że najbardziej satysfakcjonuje zwycięstwo zdobyte największym kosztem. Ja mówię, że najszczerszy jest głos wydobyty przez najgorsze tortury. Nie brzmiała tak anielsko, kiedy śpiewała ci kołysanki.

Leitil chciała wrzeszczeć. Chciała biec, szukać matki. Ale nie mogła. Była jak sparaliżowana. Śmierć dotknęła jej policzka bladą dłonią, powodując, że po całym ciele dziewczyny rozszedł się potworny chłód.

-Idź- szepnęła z ustami przy jej uchu.- Znajdź ją, zanim będzie za późno.

Leitil odzyskała władzę w rękach i nogach. Kiedy następny krzyk rozdarł ciszę, rzuciła się biegiem do ołtarza na końcu kapliczki. Wydawało jej się, że to właśnie stamtąd dobiega głos. Ściągnęła obrus jednym płynnym ruchem, ale pod stołem nie było nikogo. Jedynie mała, biała kartka. Dziewczyna podniosła ją drżącymi rękoma. Myślała, że serce wyskoczy jej z piersi, kiedy powoli, literka za literką czytała ozdobne pismo „Czekałaś. Usłyszałaś. Przybyłaś.” Gdzieś za nią rozległ się hałas, jakby coś ciężkiego opadło na ziemię. Wstrzymała oddech i obróciła się, modląc w duchu, aby jej przeczucia się nie sprawdziły.

Na środku sali, tam, gdzie jeszcze przed chwilą stała straszna istota, kilka centymetrów nad podłogą unosiła się kobieta o jasnych włosach i błękitnych oczach. Odziana była w białe szaty, a pod jej stopami leżała Śmierć. Uśmiechnęła się łagodnie.

A potem wyciągnęła nóż i rzuciła.

 

* * *

 

Pomyślała, jak wielką wagę mają czasem ostatnie słowa. I że czasami ludzie nie potrafią dobrze ich zrozumieć. Pomyślała, jak bardzo można się pomylić. I że czasami najmniej zrozumiałe może być czymś, co znamy najlepiej.

Zobaczyła plamę krwi powiększającą się przy boku. Pewnie niedługo wywęszą ją wilki. Zamknęła oczy i powiedziała sobie w myślach „Wróciła, jak obiecała.”

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • alfonsyna 23.07.2016
    "rączki płynęła stróżka krwi" - strużka, bo od strugi, a nie od stróża :)
    "co najstraszniejsze- mogły przybierać" - spacja powinna być zarówno po, jak i przed myślnikiem; również w dalszej części tekstu powtarza się ten błąd
    "Zwierzyna przysunęła pysk" - "zwierzyna" to liczba mnoga, określająca ogół np. zwierząt leśnych, nie pasuje zatem do kontekstu - tu użyłabym raczej słowa "zwierzę", "zwierz" itp.
    "coraz to głośniejsze" - "to" jest zbędne, raczej bym się go pozbyła
    "wzniecił się kurz. I opadł równie szybko" - można by to właściwie pociągnąć jako jedno zdanie, brzmiałoby płynniej, ja bym z tego zrobiła coś w stylu: "wzniósł się tuman kurzu, który szybko opadł" - ale to tylko taka moja podpowiedź, równie dobrze możesz ją zignorować, jeśli się z nią nie zgadzasz ;)
    "poczuć zapachu śmierci" - zapach
    "stoi po kostki w krwi" - żeby stała po kostki, to jednak musiałoby tej krwi tam pływać małe bajorko, więc pewnie potrzeba by więcej niż jednej ofiary, zależnie też jak duże było pomieszczeniem, ale generalnie trochę bym to zmieniła, bo wydaje się mało wiarygodne
    "wyciągnęła nóż i rzuciła" - jeśli chodzi o to, że rzuciła ten nóż, to jednak trochę tu trzeba zmienić szyk, by stało się to bardziej oczywiste - "wyciągnęła i rzuciła nóż"
    To tyle z takich spraw "technicznych". Czytało mi się całkiem przyjemnie, udało Ci się stworzyć naprawdę dobry klimat dla tego typu opowieści - taki subtelnie mroczny, bym powiedziała. Jednakże trochę mi zabrakło jakiegoś podskórnie wyczuwanego napięcia, nie miałam poczucia, że zaraz wydarzy się jakieś charakterystyczne dla horrorów "bum". Nie przytrafił się również, przynajmniej dla mnie, jakiś szczególny element zaskoczenia, brak mi czegoś, co bardziej zapadłoby w pamięć. Sądziłam, że bardziej wykorzystasz potencjał wilków, wiele tajemnic też pozostało tak naprawdę niewyjaśnionych (ewentualnie ja czegoś nie wyłapałam, co jest absolutnie możliwe :D), a jednak pozostawanie przy samych niejasnościach i domysłach też nie zawsze przynosi dobry efekt. Ostatecznie tekst przyjemny, ale bez fajerwerków, miałam nie zostawiać oceny, bo mam trochę mieszane uczucia, ale chyba na dobry początek mogę zostawić dość solidną 4. :) Pozdrawiam i życzę weny do kolejnych ciekawych utworów. ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania