Obłąkani przez Boga

Ostatni raz widziano ją w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Przechadzała się po wybrzeżu Nowego Yorku by ni stąd ni zowąd znaleźć się w myślach Leonarda Cohena, który ku swojemu zaskoczeniu wyśpiewał ją nad ranem w swoim obskurnym pokoju dzielonym z całą zgrają pokiereszowanych przez wojnę i odmienne stany świadomości współtowarzyszy – artystów, żołnierzy i prostytutek.

Początkowo obecność w tym miejscu wydawała się Joannie dość niestosowna. W końcu przez wieki wypracowała sobie jakowyś prestiż i pozycję wśród Obłąkanych Przez Boga i raziła ją nędza bohemy, która Boga miała za absolutnego szaleńca, a istnienie jego co rusz podważała bezsensownymi dowodami jakoby tenże był zarówno w nich i poza nimi a czasem - ci o mniej otwartych sercach - w ogóle podważali jego istnienie. Śmieszyło to ją niezmiernie, bowiem tylko idiota może twierdzić, że Boga nie ma. Na dowód podsuwała im pod nos swąd swojego palącego się ciała co niestety powodowało zupełnie przeciwne skutki – jej męczeńska śmierć w ich oczach stawała się dowodem braku Boga.

Po kilku próbach świętego nawracania, zrezygnowana i rozczarowana ludzkością połknęła kwas, który na nowo rozpalił płomień. Do głosu powróciła prawdziwa Joanna d’ Arc, przerażając Jerzego, który zawrócił z polowania na smoki, by przywołać swoją rywalkę w świętości do porządku.

Joanna przyjęła rycerza z szacunkiem na jaki zasługiwał i po szybkim spółkowaniu w ciasnym korytarzu hotelu, rozpoczęli dyskurs teologiczny na tematy zupełnie niepolityczne, co w drastyczny sposób uszczupliło problemy religijne do jednego tylko – kto dorzuci drewna do ogniska – ci dobrzy czy ci źli – bo w końcu kto wypełnia wolę Boga? No i może jeszcze do tego, że oswajanie smoków ku chwale Boga ma się dokładnie tak samo jak zagarnianie ziem rdzennym mieszkańcom przez uduchowionych katolików.

Obecność świętych w hotelu ściągnęła na głowę artystów, żołnierzy i prostytutek policję, przez co szacowni bądź co bądź goście, zmuszeni zostali do ucieczki. Wymykając się wyjściem przeciwpożarowym pomachali piewcom i kronikarzom swoich żywotów i zniknęli gdzieś w bocznych ścieżkach Centraal Parku.

Z czasem wzmianki w prasie o osobliwej parze grasującej w mieście straciły na popularności. Nikt już nie przejmował się mężczyzną uganiającym się za smokami a widok płonącej kobiety stał się tak powszedni, że nawet czcionka, która to opisywała zdawała się z każdym dniem coraz bardziej blednąć.

Próby wskrzeszenia swojej wielkości opłacili więc marnymi ochłapami pięciominutowej sławy, która nie pozostawiła po sobie niczego co nie można by nazwać zwykłym kacem.

Doprowadzeni na oślep na skraj załamania nerwowego, poczuli nierozwiązalną więź łączącą ich z Kasandrą - kobietą, która wbrew rozsądkowi a nawet bliskiemu im przecież szaleństwu - darła się po nocach w obskurnych uliczkach Brooklynu o rychłym końcu świata, o czym zostali poinformowani przez Suzanne sprzedającą chińskie pomarańcze.

Koniec świata dla nikogo nie okazał się tematem interesującym, za to egzotyczna uroda Kasandry przysporzyła jej co nieco zwolenników, wśród których w pierwszym szeregu jej fan clubu dumnie kroczyli Joanna i Jerzy.

Tak się akurat złożyło, że były to czasy hippisów i anarchistów, więc pochód świętych nie wyróżniał się znacząco wśród innych pochodów, a nawet hasła na transparentach wydawały się podobne. Ubiory i fryzury niemal identyczne, nie pozwalały na dokładne określenie tożsamości protestujących i właśnie przez to Jerzy spędził niezbyt przyjemną noc w areszcie, uznany za największego mąciciela myśli nastolatków Johna Lennona. Dzięki Bogu miał plecy w postaci płonącej Joanny, która przez sentyment i wspomnienie niekontrolowanej utraty dziewictwa, postanowiła przywrócić go na łono natury. Nikt bowiem tak jak ona nie zdawał sobie sprawy, że nie sposób uganiać się za smokami, kiedy siedzi się zamkniętym w czterech ścianach w towarzystwie innych, którzy powyłapywali wszystkie smoki, które ewentualnie mogłyby się tutaj znajdować. Przecież nie łapie się smoków, których nie ma.

Tak więc Joanna udała się na posterunek policji, wzbudzając popłoch i alarm przeciwpożarowy, przyczyniając się do uwolnienia, nie tylko Jerzego, ale całej reszty wraz z Krzysztofem Kolumbem na czele. Przy okazji uwolnieniu ulegli Kapucyni, którzy miast siedzieć na Srebrnym Wzgórzu postanowili zakosztować życie zgoła odmiennego od swojego, choć opartego też na doświadczeniach cielesnych.

Cała ta sytuacja przygnębiła nieco Joannę. Pobyt – choć chwilowy- w areszcie stał się niewątpliwie trigerem i przeniósł ją kilka wieków wstecz powodując spotkanie z małą dziewczynką, którą- jak jej się wydawało - nigdy nie była. Na nic zdały się próby perswazji podjęte przez dzielnego, choć trochę złamanego Jerzego. Nic też nie pomogły święte śpiewy zakonników a nawet kuszenie wielkimi odkryciami rozpościeranymi obrazowo za pomocą rysunków na piasku przez Kolumba. Joanna gasła.

I wtedy ktoś rzucił hasło, ktoś się przewrócił i ktoś powstał – mogły być to trzy różne osoby albo jedna, mogło być i tak, i tak.

Świat na nowo dostrzegł Joannę. Znalazła się na okładkach wielu magazynów, wielu dziennikarzy chciało przeprowadzić z nią wywiad i z służbowego obowiązku sprawdzić prawdziwość jej dziewictwa. Jej sława sięgała o wiele dalej niż kilka wieków temu swąd jej palącego się ciała roznoszonego przez wiatr.

Fotografowali ją najwięksi tego świata. Annie specjalnie zmieniła plany uznając, że prezydent jakiegoś wschodnioeuropejskiego kraju może spokojnie poczekać do przyszłego wieku, kiedy świat uzna, że przyszedł czas na zgrabne fotki, kompletnie odwracające uwagę od rozgrywanych bluźnierstw i zbrodni w umysłach wszystkich dookoła. Annie wiedziała, że wprawdzie będzie już wtedy starą kobietą, ale i stare kobiety pieniędzy potrzebują.

W ten sposób więc Joanna w końcu zaczęła cieszyć się w pełni sławą i pieniędzmi. Upodobniła się w tym do wszystkich Obłąkanych przez Boga. Miała jednak swoją tajemnicę, która coraz częściej nie pozwalała jej spać po nocach. Płomień, którym wszyscy się tak zachwycali, zaczął palić jej trzewia. Dosięgał już niebezpiecznie do gardła i za chwilę miał zająć jej oczy. Wprawdzie gdyby dotarł do oczu, można by to jeszcze sprzedać jakiejś firmie reklamowej, ale stawało się coraz jaśniejsze, że w miarę upływu czasu Joanna się wypala.

Jeszcze tylko parę razy zapłonęła niczym Supernowa, kiedy pod wpływem natchnienia Leonard wśpiewywał ją na pierwsze miejsca list przebojów. Z czasem zapominana i opuszczona przez przyjaciół, zamknęła się w sobie, powodując tym odcięcie powietrza i totalne wygaśnięcie ognia.

W owej chwili nie było przy niej nikogo. Nawet Jerzy odpłynął gdzieś za morza. Jemu udało się odwrócić swoje własne losy i miast udać się na kolejne polowanie smoków, wskoczył na statek Kolumba i wraz z Kasandrą, którą uwiódł rzutem na taśmę, stosując znane chwyty sztuk walki, opływa świat żeglując w rytm zachodzącego słońca.

Odeszła więc a za nią w tamtą noc podążały płomienie – jak śpiewał jedyny świadek tego wydarzenia Leonard Cohen.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Lotos dwa lata temu
    Powiem, no... naprawdę dobre, ładnie poprowadzone opowiadanko.
  • BarbaraM Sadowska dwa lata temu
    Dziękuję bardzo

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania