Obłęd część 1

Ciemność, mrok, mają wiele twarzy. Każda z nich to osobna historia. Krew każdej z nich była tak słodka, tak ciepła… To wszystko było fikcją. Zabijać z miłością? Niemożliwe? Ci, co tak myślą nie mają pojęcia o miłości.

***

-Ten zamek?- Pani Rogerson wskazała pulchną dłonią, w stronę porośniętego bluszczem zabytku.

- Nie- wycedziła po raz setny przez zęby Edith. Nie na taką robotę umawiała się z redakcją. Miała przeżyć przygodę, zamieszkać w miejscu zwanym kobiecym trójkątem szatana, zebrać informację, skleić i wrócić do Londynu. Zamiast tego stała teraz po kostki w błocie, na jakimś rozdrożu, a ta ordynarna kobieta- Bess Rogerson znowu opowiadała jej jakieś brednie o siłach nadprzyrodzonych i udawała(zresztą jak wszyscy mieszkańcy tej zapomnianej wioski), że zjadła wszystkie rozumy. Jej potrzebne były prawdziwe historie i prawdziwe fakty, a nie czcza gadanina.

- Dziękuje Pani, naprawdę- Edith obdarzyła kobietę jednym ze swych wredniejszych uśmieszków.- Ale ja szukam tutaj PRAWDZIWEJ sensacji, a nie opuszczonych, szkockich dworków, tak?

Kobieta cała poczerwieniała na swym otyłym obliczu i krzyknęła:

- Toć ja już nie wiem, jak Pani zaradzić! Panie urwała się z Londynu i myśli że ma świat u stóp! Dziecko chłopa ci lepiej szukać z chałupą! A nie, szlaja się to po wioskach i sensacji szuka! Gdzie Pani matka pytam się?!

Edith rzuciła Pani Rogerson spod ronda kapelusza, spojrzenie pełne pogardy, zwilżyła wargi i zacisnęła dłonie w pięści.

- Nie mam matki, ale to już nie jest chyba PANI sprawa, tak?- mówiąc to , wyciągnęła sprawnym ruchem dłoni, ugrzęzłą w błocie walizkę i w swych ubłoconych szpilkach channel udała się w głąb wioski. Tylko Edith Meredith odważyłaby się na zarazem tak spektakularny jak i bezczelny krok.

***

- To jest silniejsze ode mnie! Nie rozumiesz? Ja kocham…

- Co kochasz Viktorze?

- Ciebie…

- To, czemu mi to robisz?

- Nie panuje nad tym.

- W takim razie muszę odejść na zawsze.

- Wiesz, że Ci nie pozwolę.

-, Ale musisz.

- Nic nie muszę.

- Ja również Victorze.

- Nie, Ty musisz.

Zacisnął dłonie na jej kościstych nadgarstkach i przyciągnął bliżej siebie. W jej oczach widział strach. Położył ręce na jej okrytych jedwabnym suknem ramionach i złożył pocałunek na bladym niczym papirus policzku. Odprężyła się i ułożyła głowę na jego ramieniu.

- Tak mocno kocham Ariadno… tak mocno…

Kobieta odepchnęła go i zalała się łzami.

-, Ale ja nie jestem Ariadną!

- Jesteś.

-Nie…

Rzucił się w jej stronę, powalił ją na marmurową posadzkę i spojrzał na nią z pogardą. Rzuciła mu błagalne spojrzenie. Jej twarz była cała w czarnej krwi wypływającej strugami z jej szyi. Otarł usta rękawem swego atłasowego surduta i uśmiechnął się szyderczo, pozostawiając kobietę na zimnej podłodze. Nie znał litości.

***

Edith z zadowoleniem rozejrzała się po swoim nowym lokum. Jak się okazało mieszkańcy hrabstwa Yorkshire nie mają zbyt wygórowanych cen za wynajem, ale czemu się dziwić, to w końcu nie jest Londyn. Kobieta cicho westchnęła, otworzyła stare okiennice i wystawiając twarz przez okno upajała się zapachem i wilgocią tutejszego, wieczornego powietrza. Wiatr cicho igrał z igliwiem sosnowym i przynosił słodkie orzeźwienie. Gdzieś tam, wśród równin i lasów kryła się tajemnica. Było nadzwyczaj spokojnie, aż trudno było uwierzyć, iż właśnie w tej wiosce może się kryć takie piekło. Myśląc o tym Edith przeszedł zimny dreszcz, uroki nocy zaczęły ją męczyć. Gwałtownym ruchem zatrzasnęła okiennice i usiadła zrezygnowana do biurka, na którym piętrzyły się papiery. Zapaliła papierosa i zaczęła bacznie przyglądać się zebranym informacjom.

- Ciekawe… Interesujące- powtarzała, co jakiś czas.

Z wiru pracy wyrwało ją dosyć natarczywe pukanie do drzwi. Wywróciła oczami, zgasiła papierosa i obojętnym tonem krzyknęła:

- Proszę wejść!

W drzwiach stała szczupła kobieta o puszystych włosach w kolorze śmietanki, ubrana w czarne leginsy i prostą koszulę w kratę. Na nogach miała stukające chodaki. Nowo przybyła obdarzyła Edith promiennym( wręcz podejrzanym) uśmiechem.

- Przepraszam, że przeszkadzam- Cicho zamknęła za sobą drzwi i wsunęła się do pokoju-, ale jako gospodyni, musze dbać o swoich gości, a już zwłaszcza takich jak Pani, Pani Meredith- kolejny przesłodzony uśmiech- Proponuję Pani wieczerze w zaciszu mojej kuchni i małą rozmowę przy kawie… oczywiście zachowam dyskrecję, jeżeli chodzi o cel Pani przybycia.

Edith uniosła swoją kruczoczarną brew i pociągnęła łyka ze stojącego obok kieliszka wiśniowej brandy. Dobrze wiedziała, co kryje się za tą sztuczną warstwą lukru, być może ludzka ciekawość, lub(najprawdopodobniej) chęć osiągnięcia sławy, przy pomocy jej artykułu.

- Nalegam- wycedziła przez zęby gospodyni.

- Hmm… kusząca propozycja Pani…

- Madlock, Cyntia Madlock, I dla Pani wiadomości, ja nie toleruje sprzeciwu.

***

Kuchnia Pani Madlock była najmroczniejszym miejscem w całym jej ponurym domostwie. Poczynając od ogromnego pieca, znajdującego się w centrum, kończąc na przykrytym ceratą dębowym stołem. Po krótkiej rozmowie przy kawałku chleba i kieliszku wina, Edith miała już pełny obraz swej gospodyni. Pani Cyntia okazała się kobietą wścibską(jak większość kobiet z tej wioski), słodka i zarazem przebiegłą. Nie była ona, bowiem zwykłą gosposią, lecz kobietą sukcesu, która większość oszczędności inwestowała w ziemię poza hrabstwem i liczne nieruchomości. Rozmowa nie obyło się oczywiście bez pytań o cel przyjazdu Panny Meredith do wsi, jednak Edith gładko uniknęła odpowiedzi na pytania, które jej zdaniem nie powinny paść z ust Panny Cyntii, a sama zyskała wiele przydatnych informacji…

CDN

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania