,, Obraz nie ten sam"

W powietrzu dało się wyczuć woń świtu. Umiejętność określania danej pory dnia, za pomocą węchu, jest bardzo rzadka, lecz niebywale potrzebna. Lis Aderman, posiadał tę umiejętność, dzięki czemu, nawet gdyby był niewidomy, wiedziałby, w której części dnia, funkcjonuje. Wstawszy dzisiaj, rozpamiętywał, skonsumowany przez niego przed laty posiłek, który zawierał upolowaną zimnokrwiście sarnę. Tak dawno, nie miał do czynienia w swojej jamie ustnej, ze zwierzęciem. Był już w podeszłym wieku, co powodowało, że efekty jego polowań przeistaczały się powoli w nie dające pożytku próby. Kiedy po niecałych trzech godzinach, zakończył daremne grzebanie w niedalekich zakątkach, pojemnej pamięci, rozpoczął dzień jak co dzień.

Idąc, nostalgicznie, wspominał tym razem, pomimo wcześniejszej niechęci, gęś napotkaną niecały rok temu. Była piękna, przede wszystkim dlatego, że wydawała się wręcz idealną kolacją. Jego szał radości, zamienił się jednak po chwili w dozę goryczy, gdy przypomniał sobie

o mizernym zakończeniu owej próby napadu na ofiarę. Biorąc pod uwagę skutki rozmyślań, zaprzestał ich produkcji i począł prędko gnać w kierunku zauważonego przed momentem zająca. Czuł euforię, taką, do której daleko mu było w niedalekiej przeszłości. Ekscytacja spowodowała, jeszcze szybszy, o ile to możliwe, bieg z jego strony. Jego chęć upolowania, po tak długiej przerwie, zwierzyny była nieopisana. Będąc już blisko doznał nagłego ataku paniki, który spowodowany był znajomym dla niego dźwiękiem. Zawsze, kiedy go słyszał, niekontrolowany sznur grozy zawiązywał się na jego szyi. Zaczął uciekać, nie przejmując się już całkowicie napotkaną przed momentem zwierzyną. Akt dezorientacji i desperacji, rozpętał w jego głowie ogromny kłębek nerwów, którego hiperbolicznie nienawidził. Po chwili jednak, cała machina grozy ustała. Zastąpiła ją jednak wściekłość Adermana, której powodem było, utracenie szansy na udane polowanie. Na jego policzku momentalnie pojawiły się łzy, świadczące o ogromnym zaangażowaniu, występującym u niego w chęci napadu.

Kiedy się otrząsnął, powrócił do swej nory, gdzie bezcelowo spędzał każdy dzień. Niczym się one dla niego nie różniły. Były smutne, nie posiadające większego sensu, a przede wszystkim męczące. Choć do jedynych jego, wykonywanych rutynowo czynności, należało koczownicze życie w swoim umyśle, sprawiało mu to niemiłosierną mękę. Zapewne dlatego, iż większość zapisanych w jego głowie ,, dokumentów'', należało do spełzłych na niczym i pokrytych wyjątkową cząstką smutku. Tak wciąż duchowo rozpaczając, zasnął i pomyślał oczywiście nad jutrzejszym dniem. Pora, jak domyślał się wczesna, a w jego umyśle, niesamowity gwar. Aderman podniósł powieki i ujrzał sarnę. Równie majestatyczną, jak ta, która sprawiła, że jego wspomnienia nabrały trochę kolorytu. Nie czekając ani chwili, ruszył ze swojego miejsca i podbiegł do, nieskazitelnego z wyglądu zwierzęcia. Zawsze postrzegał owe sarny, jako piękne damy, toteż żywił do nich szacunek, który razem z ich duszą i ciałem połykał po chwil. Nie chciał, tak naprawdę brać za swoje ofiary tych zwierząt. Były one jednak, tymi, które złapać było najłatwiej. Jakżeż by się załamał gdyby teraz coś odebrało mu tak utęskniony smak zdobyczy. Chwilę później leżał bezradny, skatowany, wydawało mu się dźwiękiem sprzed chwili, po czym raz na zawsze dał objąć się Morfeuszowi.

Radziłowski, zsunął z siebie energicznie kołdrę, wydawałoby się, nie będąc szczególnie poruszony minionym snem. Wstając z łóżka, obudził swoją żonę, bardzo nad tym ubolewając.

- Co ty robisz, piąta rano? - powiedziała zaspana.

- Przyśnił mi się lis, może takie dzisiaj na mnie czekają.

- Daj sobie spokój z tymi polowaniami, co ci to daje?!

- Satysfakcję.

Po chwili chwycił za strzelbę i dumnie ruszył w kierunku lasu.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania