Obsydianowe ostrze

Łagodne pagórki, pokryte szumiącymi trawami, ciągnęły się daleko aż po horyzont, gdzie w świetle zachodzącego słońca, przekształcały się w ostre szpice wysokich góry, których szczyty pokryte były białym puchem. Ostatnie promienie leniwie przesuwały się po ziemi, dając znak stworzeniom dnia do spoczęcia, a stworzeniom nocy przyzwolenie na wyjście.

Pośród długich do pasa traw szedł mężczyzna. Wodził dłonią po źdźbłach i uśmiechał się do ukrytych pomiędzy nimi żyjątek, które tworzyły istny zbiór przyjemnych dźwięków – cykanie, pohukiwania i inne niezidentyfikowane melodie, składały się na zaskakującą rozkosz dla ucha.

Teraziusz korzystał z paru wolnych chwil, podążając własną wydeptaną drogą, z dala od utrwalonej kamieniami ścieżki. Mało ludzi zwracało na niego uwagę, jak gdyby był niewidzialnym, ale wyczuwalnym duchem, jednakże i tak wolał podążać z dala od miejsc, gdzie występowało podwyższone ryzyko trafienia na inną żywą istotę, poruszającą się na dwóch nogach. Nie martwił się ewentualną potyczką albo atakiem. Po prostu wiedział, że nie był zbyt mile widziany w tych terenach.

Przesunął wzrokiem po polach przed sobą i sięgnął dłonią do piersi, gdzie pod materiałem czarnej szaty wytatuowany miał symbol smoczej paszczy. Sięgnął myślami ku Gresowi, swojemu bogu, ale odpowiedziała głucha cisza. Poczuł drobne ukłucie żalu i echo dawnej potęgi przyjaciela. Teraz nędzniał w mroku i samotności, zdając się na jedyną istotę, która mogła go ocalić – na swojego człowieka.

A Teraziusz Bartel był gotów zrobić wszystko, aby ocalić Gresa, który podarował mu nowe życie i pokazał co to znaczy żyć, żałować i wybaczać. Gdyby nie Terel już od setek lat gryzłby zębami piach, oddając duszę pełną goryczy i nienawiści. Tymczasem jednak zaciągnął nieoczekiwany dług, zupełnie przypadkiem, który musiał teraz spłacić. I jeśli należało, to poświęci nawet życie.

Stary Gres mawiał Bartelowi, że do każdego celu należy podejść z rozwagą i ostrożnością, a czasami nawet należy zaszkodzić w wypełnieniu go, aby potem uzyskać nowy wachlarz możliwości. Dlatego też podążał teraz własną drogą do miasta, od którego wszystko miało się zacząć. Do miejsca, gdzie z taką łatwością utworzono sposobność, aby pozbyć się nie tylko bogów, ale również i ich wysłanników – Emisariuszy. Wchodził w pułapkę i chociaż czuł dreszcze niepokoju, to przekonywał sam siebie, że właśnie tak należy zrobić. To jest to, czego pragnął Terel, a skoro wydał takie polecenie, to musiało się kryć za nim coś więcej.

Wydał polecenie udania się do Betronu. Słynnego miasta kowali. Miasta, które mogło przynieść ocalenie, a zarazem zagładę całemu kontynentowi.

Dlatego na początku opierał się, gdy pewnej nocy zbudził się zlany potem i lewitujący nad przepaścią. Ludzie, zagrożeni śmiercią zdecydowanie zrobiliby wszystko, aby przetrwać, ale nie on. Wiedział co znajduje się po drugiej stronie, miał świadomość czym jest umieranie, bo w końcu towarzyszyło mu od najmłodszych lat. Przez stulecia zostawiał za sobą ścieżkę pełną trupów, wiedząc co ich spotka. Więc nawet nie mrugnął, gdy ujrzał pod stopami przepaść, której dno ginęło w ciemności.

Gres długo utrzymywał go w powietrzu najpierw grożąc, potem błagając, ale gdy i to nie przyniosło skutku, wreszcie postawił go na ziemi i zaczął tłumaczyć. Jeszcze nigdy nie widział boga tak zdesperowanego jak ta smocza istota, z którą dzielił wolę życiową i moce. I pomimo całej swojej początkowej niechęci zgodził się wyruszyć w podróż, aby uratować Terela i innych Gresów.

Aby na nowo umożliwić im powstanie, chociaż miał świadomość, że po przebudzeniu i odzyskaniu sił ich głód nie ustanie na Smoczym Królestwie, a zemsta bogów sięgnie o wiele dalej. Zdawał sobie sprawę, że przykłada dłoń do dzieła, które z biegiem wydarzeń nabierze miano krwiożerczego, morderczego. Nie wypierał się.

Wiedział dlaczego tak musiało się stać.

Dlatego, gdy pierwsze budynki wyrosły na oczach Bartela nie zawahał się. Zszedł wreszcie z pola i postawił stopy na kamiennej drodze, prowadzącej do bramy wykutej z ciemnego metalu. Proste pręty o ostrym szpikulcu groźnie wyszczerzyły się, gdy przeszedł pod nimi, przekraczając również linię wysokich murów, wykonanych z czarnego jak smoła kamienia.

Pierwszą zauważalną rzeczą tuż po wejściu do miasta była cisza. Zaskoczyła go podejrzana pustka na drodze do placu oraz na samym rynku i wokół ratusza. Drzwi do domów były pozamykane, okiennice zabite deskami, jakby bano się słonecznego światła. Nikt nawet nie wyjrzał, gdy przystanął przed jedną z pierwszych kuźni i krzyknął krótko.

Powróciło jedynie głuche i zwielokrotnione echo.

Rozejrzał się po okrągłym placu i przyjrzał uważnie ulicom, które były dosłownie wszędzie i skręcały raz w lewo a raz w prawo. Zdążył się zorientować, że miasto wybudowano na wzór koła. Jego środek stanowił rynek oraz ratusz, a od niego rozchodziły się większe koła, których obwód stanowiły szerokie ulice, a pomiędzy nimi stały domy, sklepy, warsztaty, szpitale, a przede wszystkim kuźnie.

Na pierwszy rzut oka układ przypominał labirynt i niewprawiony wędrowiec mógł się zgubić, ale nie Teraziusz. Bywał w zbyt wielu podobnych miastach, aby się zatracić w zaułkach i ślepych ulicach. Te w Betronie przypominały wyglądem podziemne korytarze – wahające się od czerni po jasną szarość, pokryte dziwnym pyłem, zapewne wydobywającym się z kuźni. Królował brud oraz charakterystyczny zapach, towarzyszący wykuwaniu przedmiotów.

Rozejrzał się raz jeszcze po mieście, przechadzając się spacerowym krokiem, aż znieruchomiał, po czym nabrał powietrza i uśmiechnął się, czując dziwną ulgę. Przyśpieszył i w końcu dopadł do lekko uchylonych drzwi, do których przymocowana została charakterystyczna podkowa, wygięta w górę.

Właśnie znalazł jedyną otwartą kuźnię w mieście.

Już od progu poczuł buchający gorąc, jakby wciąż miechy pracowały przy palenisku, czekając na metal, a mimo tego panowała cisza. W powietrzu nie unosił się żaden cięższy odgłos niż dwa oddechy. Jeden ciężki, nieco przygnębiony, a drugi lekki, ostrożny. Starał się powoli nabierać powietrza, aby przyzwyczaić płuca do drastycznej zmiany temperatury. W końcu jednak zrobił krok w przód i ujrzał mężczyznę z czarną, niczym noc, brodą i o zwalistej sylwetce. Siedział na krześle, spoglądając bezmyślnie na ściany obwieszone najprzeróżniejszą bronią – mieczami jednoręcznymi, dwuręcznymi, maczugami, halabardami czy kuszami. Na środku pomieszczenia znajdował się stół, na którym najpewniej wykuwał swoje dzieła, a na drugim, znajdowały się formy oraz różnych rodzajów młoty, kleszcze, cyrkle czy pilniki.

Teraziusz wszedł tak cicho, że kowal nawet nie usłyszał, nie mówiąc o wyczuciu obecności Emisariusza. Przyglądał się bezkarnie otoczeniu, aż w końcu przeniósł spojrzenie na mieszkańca Betrenu i uśmiechnął się krzywo.

– Witajże, kowalu. Mam dla ciebie zadanie.

Mężczyzna podskoczył z okrzykiem i porwał miecz z ziemi, celując go w Bartela i przyglądając mu się nieufnie. Ten nie zwrócił uwagi na wymierzony w gardło czubek ostrza. Spojrzał w orzechowe pełne przerażenia oczy, wkładając w następne słowa całą umiejętność perswazji oraz moc i rzekł:

– Wykuj dla mnie betrońskie ostrze. Mamy świat do zniszczenia.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Rafał Łoboda 10.08.2021
    Hej, hej
    Taka krótka łapanka:
    - Po co jest w ogóle pierwszy akapit? Zbędny.
    - Drugi akapit, podobnie. Tylko pierwsze zdanie niesie jakąś konkretną informację.
    "żyjątek, które tworzyły istny zbiór przyjemnych dźwięków " - żyjątka tworzyły zbiór dźwięków? Trochę dziwnie brzmi. Może lepiej "które wydawały przyjemne dzwięki", choć i tak bym całe zdanie usunął.
    "Teraziusz korzystał z paru wolnych chwil" - że co? Był na jakimś krótkim urlopie?
    "i tak wolał podążać z dala od miejsc, gdzie występowało podwyższone ryzyko trafienia na inną żywą istotę, poruszającą się na dwóch nogach." - "podążał" masz już zdanie wcześniej. Nie łatwiej napisać: "mało uczęszczaną"?
    "Dlatego, gdy pierwsze budynki wyrosły na oczach Bartela nie zawahał się. Zszedł wreszcie z pola i postawił stopy na kamiennej drodze, prowadzącej do bramy wykutej z ciemnego metalu. Proste pręty o ostrym szpikulcu groźnie wyszczerzyły się, gdy przeszedł pod nimi, przekraczając również linię wysokich murów, wykonanych z czarnego jak smoła kamienia." - Jeśli budynki wyrosły mu na oczach, to ma facet problem. Zszedł z pola? To nie był na ścieżce? Pręty o ostrych szpikulcach. Jak pręty się szczerzą? W "przekraczają również" również niepotrzebne. Znów "wykonane z...". Bohater nosi czarną szatę, brama z ciemnego metalu, mury z czarnego kamienia. Mógłbym zrozumieć, że brama i mury są pokryte sadzą, jeśli to np. miasto kuźni, ale na razie trąci grimdarkiem. Jeśli coś ma robić wrażenie "mrocznego", to trzeba mu przeciwstawić "jasne" rzeczy. Gdy wszystko jest czarne i mroczne, to przestaje robić wrażenie.
    "Zdążył się zorientować, że miasto wybudowano na wzór koła." - skąd to wie?
    "Jego środek stanowił rynek oraz ratusz, a od niego rozchodziły się większe koła, których obwód stanowiły szerokie ulice, a pomiędzy nimi stały domy, sklepy, warsztaty, szpitale, a przede wszystkim kuźnie." - skąd to wie?
    "Na pierwszy rzut oka układ przypominał labirynt i niewprawiony wędrowiec mógł się zgubić, ale nie Teraziusz" - jak wyżej.
    "Bywał w zbyt wielu podobnych miastach, aby się zatracić w zaułkach i ślepych ulicach." - czyli wszystkie te miasta miały podobny układ?
    "wahające się od czerni po jasną szarość, pokryte dziwnym pyłem, zapewne wydobywającym się z kuźni." - może ten dziwny pył to sadza?
    "Królował brud oraz charakterystyczny zapach, towarzyszący wykuwaniu przedmiotów." - Opisujesz, nie pokazujesz. Pokaż ten brud: niech wdepnie w łajno, niech uderzy go zapach zgniłych resztek na zapleczu, niech duże szczury patrzą na niego jak na potencjalną przekąskę, po czym wrócą do chłeptania spienionej od końskiego moczu kałuży.
    "Właśnie znalazł jedyną otwartą kuźnię w mieście." - skąd to wie? Może po drugiej stronie miasta jest otwartych nawet pięć kuźni. A uchylone drzwi bardziej świadczą o włamaniu, niż krzyczą "Otwarte!"
    "Już od progu poczuł buchający gorąc, jakby wciąż miechy pracowały przy palenisku, czekając na metal, a mimo tego panowała cisza. W powietrzu nie unosił się żaden cięższy odgłos niż dwa oddechy. Jeden ciężki, nieco przygnębiony, a drugi lekki, ostrożny. Starał się powoli nabierać powietrza, aby przyzwyczaić płuca do drastycznej zmiany temperatury." - Zaraz. Znaczy drzwi uchylone, kuźnia wygaszona, a gorąc bucha? Tak drastycznie?
    "W końcu jednak zrobił krok w przód i ujrzał mężczyznę z czarną, niczym noc, brodą i o zwalistej sylwetce." - czarny jak smoła, czarny jak noc... Trzeba blondyna w tym mieście!
    "Na środku pomieszczenia znajdował się stół, na którym najpewniej wykuwał swoje dzieła, a na drugim, znajdowały się formy oraz różnych rodzajów młoty, kleszcze, cyrkle czy pilniki." - dobra, nie znam się, ale stół do wykuwania? Obawiam się, że od uderzenia młotem, stół złamałby się dość szybko. Kowadło, moja droga, kowadło. Cyrkle u kowala? No, no...
    "Teraziusz wszedł tak cicho, że kowal nawet nie usłyszał, nie mówiąc o wyczuciu obecności Emisariusza. Przyglądał się bezkarnie otoczeniu, aż w końcu przeniósł spojrzenie na mieszkańca Betrenu i uśmiechnął się krzywo." - skąd Teraziusz wie, że kowal go nie usłyszał lub wyczuł? Po co "bezkarnie"? Dlaczego uśmiecha się krzywo?
    "czubek ostrza" - sztych
    "Spojrzał w orzechowe pełne przerażenia oczy, wkładając w następne słowa całą umiejętność perswazji oraz moc i rzekł:" - uwierz mi, że kolor oczu kowala jest absolutnie zbędny.
    "– Wykuj dla mnie betrońskie ostrze. Mamy świat do zniszczenia." - gdybym był kowalem i ktoś mi tak powiedział, to po pierwsze uznałbym, że jest szaleńcem, po drugie wzywałbym straż miejską. Kto gada, że ma świat do zniszczenia? Przecież kowal tu żyje i może chcieć żyć dalej?
    Pozdrawiam :)
  • Liv12365 10.08.2021
    Dziękuję za komentarz, zapoznam się z nim gruntowniej. ;)
    Był potrzebny - dzięki.
  • Dekaos Dondi 10.08.2021
    Liv12365↔Dwa pierwsze akapity są jakby wprowadzeniem. "Otwarciem książki"
    Mnie się dobrze czytało i z uwagi na to, jak sam piszę i w sensie treści też.
    Zatem nie dziwi mnie odbieganie od ''zwyczajowych reguł gramatycznych'',
    w sensie zdań, sformułowań i skrótów myślowych typu↔ ''które tworzyły istny zbiór przyjemnych dźwięków''
    ''Zdążył się zorientować"...w domyśle, połaził przedtem, pospozierał widzeniem→dlatego wiedział... i takie inne.
    To jeno wzbogaca język:)↔Pozdrawiam:)↔%
  • Liv12365 10.08.2021
    Dzięki Deakosie za komentarz i opinię. ;)
    To prawda, pierwsze dwa akapity miały nieco wprowadzić - tutaj trzymałabym linię obrony, jeśli chodzi o "zbędność".
    Co do reszty rzeczy - myślę, że cześć zawsze się jakoś wybroni opisem.

    Pozdrawiam również!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania