Obudź mnie
Fale gorąca zrywają oknu życia horyzont,
by wcisnąć mnie między strzaskane meble.
Nie słyszę huku innych wybuchów.
Usta i gardło dławi mi kurz.
Zwisam na krzyżu i
po prawicy Sprawiedliwego wznoszę błagania.
Może wysłucha mojej modlitwy?
„Niech to się nie dzieje!”
Fragmenty domu,
kiedyś naszego,
rozbite i rozszarpane wokół krateru,
niech wrócą nienaruszone na swoje miejsca!
Wtedy dociera do mnie,
że śnię.
Przecież to niemożliwe…
Poszukiwacze śmierci już przyleciały.
Czarne jak jak ptaki i moje myśli,
kraczą złowieszczo,
gdy je odganiam.
Ale ja walczę z tamtym koszmarem,
to się nie dzieje.
I chociaż koncert,
tych z nieba cicho ciskanych gromów
wciąż trwa,
wiem,
że,
by to skończyć,
spomiędzy gęsto rozsianych trupów,
muszę wyłowić też własne ciało.
Później…
Wystarczy się ocknąć.
Oglądam synka i żonę zmasakrowaną.
Jest też córeczka,
chociaż jej nóżka… wszyscy na miejscu.
Mnie tutaj nie ma.
Więc muszę usnąć i
gdy jeszcze raz otworzę oczy,
tego wszystkiego więcej nie będzie.
Krzyk niepotrzebny,
nie trzeba płakać.
Kładę się pośród swoich najbliższych i cicho szepczę moje zaklęcie:
„Niech mnie ktoś zbudzi!”
Komentarze (4)
Popraw inwersję, bo aż kopie po oczach psując dobry utwór.
Dzięki za wskazanie newralgicznego puntu w Twojej ocenie, ale póki co niech zostanie jak jest.
Bardzo dziękuję za rzeczowy komentarz.
Ps Tak ciut, ciut :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania