Oczy
Złamała kolejny paznokieć na mojej twarzy. Poczułem wtedy uporczywe pieczenie, a spływająca wolno krew, splamiła mój policzek. Gdy w szkole koledzy pytali mnie, dlaczego jestem podrapany, dumnie odpowiadałem, że oberwałem od gałęzi, wspinając się z ojcem po drzewie. Oczy im się wtedy świeciły z zazdrości. Co prawda ojca swego nawet nie znałem. Ale kto by o tym wiedział? Płyta grobowa. Ta, która deklarowała ciszę...
Pewnego wieczoru zgoliła moje loki. Ponoć za bardzo przypominałem jej ojca. I wstyd przyznać. że za tymi brązowymi kosmykami uroniłem tyle łez... Uciekałem wtedy przed lustrami, aby nie zalać się łzami ponownie. Na szczęście trwały wakacje i w szkole nie musiałem tłumaczyć się kolegom. Niemniej jednak spałem niespokojnie. W obawie, że wydłubie mi niebieskie oczy. Były przecież podobne do tych ojca...
Uparcie czekałem, aż mama dnia pewnego zapyta mnie, jak było w szkole. Przyzwyczaiłem się jednak do ciągłych rozczarowań. Wpadającymi do dziennika czwórkami i piątkami chwaliłem się ptakom, które przesiadywały na prętach balkonu. Musiałem utrzymywać odpowiednią odległość, aby te się nie spłoszyły. Bywało to problematyczne, ale chęć posiadania przyjaciół, choćby ptasich, stawała się coraz silniejsza. Rzucałem im zawsze kawałki bułki śniadaniowej. Nieraz dostawały też plaster szynki czy sera. Szybko przekonały się, że mój balkon jest najlepszym w okolicy.
Mama jednak zwinnie pozbyła się moich towarzyszy, rozsypując na balkonie trutkę na szczury. Gołębie z wielką radością rzucały się na różowe wiórki. W konsekwencji musiałem posprzątać kilka ptasich ciał z balkonowych płytek. Płakałem wtedy bardziej niż za brązowymi lokami.
Czas płynął, a ja stercząc nad łóżkiem matki, nadal nie mogłem spojrzeć jej w oczy. W oczy, które były mi kompletnie obce przez ponad trzydzieści lat. A ona... leżała schorowana, okryta jedynie samotnością, gdyż kołdra jakiś czas temu spadła na ziemię.
– Daj mi wody – rzekła zachrypłym głosem.
Podstawiłem jej pod twarz szklankę ze słomką, aby mogła zaspokoić pragnienie. Zmieszałem z wodą różne detergenty.
Te, którymi kiedyś kazała mi całe mieszkanie szorować niemalże na kolanach.
Ledwo łyka złapała i już chciała ciecz wypluć, lecz dłoń szybko zacisnąłem na matczynych ustach i nosie. Wtedy też po raz pierwszy i ostatni spojrzałem jej głęboko w oczy, w których odnalazłem swoje: pełne nienawiści.
Komentarze (17)
Dziękuję za odwiedziny.
Nieuzasadnione wielokropki.
Wiele takich 'mamuś' niestety krzywdzi, ważny temat poruszyłeś, autorze.
3.
Narratorowi dzieciństwo zostało odebrane. Przez wspomnienia znowu staje się tym bezradnym dzieckiem.
Dziękuję bardzo za odwiedziny. Miłego dnia.
Zabawne, bo jak dotarłam do momentu, kiedy chłopiec podaje matce wodę, pomyślałam sobie: chyba jej nie otruje, nie, nie otruje
Bang - otruła.
No nic. Z jednej strony brakuje mi tej emocjonalności, jakiejkolwiek, bo w końcu pisze to mężczyzna jednak rozgoryczony. Z drugiej, musiał się jakoś zdystansować, po tylu przeżytych rozczarowaniach. Cięzko mi się obiektywnie odnieść, w sumie.
Szalo, sorry, ja szczerze.
Umiesz pisać. Więcej. Masz swoje małe uniwersum, gdzie piszesz mądrze i zawsze z przesłaniem. Bardzo lubię wiele Twoich tekstów, ale praca nad językiem musi być. Tutaj ten element kuleje.
Pozdrox
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania