od ognia
zaczęło się od blasku słońca -
promienie kładły na fasadę
światło - biel grała bez załamań
a chmury ostrzegały - falą
przeciągającą się leniwie -
ich cienie darły aurę chciwie
i coś mściwego się czaiło -
niczym złowróżbny sen - na miłość
w antraktach siąpił deszcz, sechł chodnik
snuło się życie oślepione
tą fluoryzującą bielą
i happeningiem nad kościołem
(stał rozłożysty, niewzruszony,
zimny jak kamień). nie zapomnę
gdy zmierzch zażegnał blask przedwiośnia -
niebo w płomieniach, strach do kości
że moje niebo jak pochodnię
na moich oczach (!) strawi ogień
żywioł trwał chwilę. za widnokrąg
tlące się smugi pospadały
wkrąg spopielenia po pożodze
nieba nie dało się ocalić
_______________
*marzec 2018
Komentarze (4)
Świetnie napisany i poszczególne etapy jak obrazy... jest tutaj wszystko. Od zauroczenia, po miłość, i zakończone wszystko wypaleniem.
Super wiersz 6
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania