od ognia

zaczęło się od blasku słońca -

promienie kładły na fasadę

światło - biel grała bez załamań

a chmury ostrzegały - falą

przeciągającą się leniwie -

ich cienie darły aurę chciwie

i coś mściwego się czaiło -

niczym złowróżbny sen - na miłość

 

w antraktach siąpił deszcz, sechł chodnik

snuło się życie oślepione

tą fluoryzującą bielą

i happeningiem nad kościołem

(stał rozłożysty, niewzruszony,

zimny jak kamień). nie zapomnę

gdy zmierzch zażegnał blask przedwiośnia -

niebo w płomieniach, strach do kości

 

że moje niebo jak pochodnię

na moich oczach (!) strawi ogień

 

żywioł trwał chwilę. za widnokrąg

tlące się smugi pospadały

wkrąg spopielenia po pożodze

nieba nie dało się ocalić

 

_______________

*marzec 2018

Średnia ocena: 3.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Grafomanka 10 miesięcy temu
    Ten wiersz... wszedł mi pod skórę. Wcześniej jakieś fragmenty, a tutaj całość.
    Świetnie napisany i poszczególne etapy jak obrazy... jest tutaj wszystko. Od zauroczenia, po miłość, i zakończone wszystko wypaleniem.

    Super wiersz 6
  • TseCylia 10 miesięcy temu
    Bardzo dziękuję.
  • piliery 10 miesięcy temu
    Pięknie ułożyłaś ten wiersz. Trudno nad nim przejść bez uznania.
  • TseCylia 10 miesięcy temu
    Miło mi. Dzięki

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania