Poprzednie częściOdbicie - Rozdział 1

Odbicie - Rozdział 2

- Przepraszam za spóźnienie - wybełkotałam, wchodząc do klasy.

- Kurwa, Marcela, co masz z ręką?! - usłyszałam z lewej, gdy już siadałam w ławce.

No tak, mogłam się tego spodziewać. Mieszkałam w Gnieźnie od siedmiu miesięcy; początkowo myślałam, że będę sama, właściwie...to by mi odpowiadało. Jednak gdy tylko się pojawiłam, Dominik przyległ do mnie, nazwał swoją Mrówką i tyle było z mojego samotnego spędzania czasu. Był miły, ale wydawało mi się, że go krzywdzę. Polubił zamartwianie się ode mnie.

Zerknęłam kątem oka na nauczycielkę. Nie wyglądała na zadowoloną, jasnym było, że słownictwo mojego przyjaciela jej się nie podobało, jednak nie miała zamiaru się odzywać. Najważniejsze - zachować spokój. Po ułożeniu na ławce książki oraz zeszytu zrzuciłam plecak na podłogę, po czym wbiłam wzrok w swoją dłoń. Wiedziałam, że on również się w nią wpatruje.

- Lustro?

- Lustro

- To już drugie. Powinienem zapisać w pamiętniku.

Uśmiechnęłam się. Nie żartował, planował świętować, byłam tego pewna. Nie powiedział, co dokładnie planuje, coś idiotycznego. Kto wie, może w przyszłym roku, gdy nadejdzie dwudziesty pierwszy maj, dzień, w którym własną pięścią rozbiłam już drugie lustro, on kupi mi nowe? Albo - co gorsza - zabierze mnie do pokoju luster! Zadrżałam. Nie zrobiłby tego, zna mnie.

''- To nie tak, że boję się luster...

- Jasne, że nie. To one powinny bać się ciebie''

Dokładnie te same słowa zapisałam na przedmiocie, o którym była mowa. Po czym go zniszczyłam. A może ja wcale tak siebie nienawidzę? Może pragnę, by coś lub ktoś drżał ze strachu przede mną? I...wybrałam własne odbicie?

 

- To co, wyskoczymy gdzieś? - zapytał, gdy wiązałam buty. Cały on, niczym się nie przejmował, najważniejsze, by się bawić.

- Mam ochotę na gorącą czekoladę - przyznałam. Coś musi rozgrzać me zimne serce, prawda?

- Mrówa, pomyśl trochę... - Dominik zwrócił mi uwagę, przyglądając mi się zdenerwowany. Chwyciłam ramię plecaka i wyszłam ze szkoły, on za mną. Kiedy zrozumiał, że nie zapytam o co chodzi, objaśnił:

- Czekolada nie chce być nazywana gorącą. Czasem chce być beauty, zrozum!

Wybuchnęłam śmiechem, a następnie uderzyłam go pięścią w ramię. I mi się przypomniało. Zamilknęliśmy. Ciszę przerwał dzwonek, odebrałam. Rozmowa nie trwała długo, rozłączyłam się po trzech minutach, żegnając Piotra słowami ''nie zapominaj, że nie jesteś moim ojcem''.

- Nie wypominaj mu tego - usłyszałam. Odważył się odezwać, choć wiedział, że jestem okropną zołzą, gdy nie mam humoru. Skoro odezwałam się w ten sposób do człowieka, który uratował mi tyłek przygarniając mnie, najwyraźniej już go nie miałam.

- Obchodzi cię to, co mu wypominam? - odparłam zirytowana. Nie powinnam odpowiadać, trzeba było uciąć temat. W końcu Dominik nie zawinił, więc dlaczego miałabym się na nim wyładowywać?

- Mrówko, rozumiem Cię, ale...

- Nie rozumiesz. To nie twój ojciec odebrał sobie życie - przypomniałam mu i odwróciłam się napięcie. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam biec, ale już po dziesięciu minutach byłam w swoim pokoju, gdzie rzuciłam się na łóżko, przytulając poduszkę. Wszystko wróciło. Dokładnie pamiętałam ten dzień...

Siedziałam tuż przy tacie, trzymałam Jego dłoń. Modliłam się by żył, by nie zostawił mnie. Starałam się zrozumieć, o czym myślał w chwili, gdy zażywał tabletki. Chodziło o mnie? To przeze mnie ranił swe dłonie, chciał się zabić? Kolejna łza spłynęła po moim posypanym piegami policzku, potem po brodzie i skończyła na marynarce mego taty, która wsiąknęła ją, niczym suchy kwiat wodę.

- Wraca! - usłyszałam głos jednego z mężczyzn w ubraniu w kolorze turkusu. Wzdrygnęłam się, zdążyłam się przyzwyczaić do grobowego milczenia w sali, gdzie słychać tylko maszyny wspomagające pacjenta. Kręciłam głową, gryzłam palec wskazujący, umierałam ze strachu, z przejęcia. Rzeczywiście, wracał. Na chwilę otworzył oczy, następnie je zamknął, jednak oddychał.

- Bo każdy kiedyś umiera, Marcelu... - dało się słyszeć Jego słaby głos. A potem już tylko ciszę. Dopiero później zdałam sobie sprawę, iż była to odpowiedź na moje dawne pytanie 'dlaczego to robisz?'. Po raz kolejny - grobowe milczenie. W tamtym momencie nie słyszałam już nawet maszyn. Jedna z nich, ta, która pokazywała nam, czy serce mojego taty bije, ucichła. Ścisnęłam jego dłoń mocniej, jakby to mogło przywrócić go do życia. Ale nie przywróciło. On już się nie obudził, a ja tylko płakałam, przez co, gdy lekarze wywozili go z sali, na jego ubraniu widoczna była niejedna mokra plamka. Siedziałam tam jeszcze długo, choć jego już nie było. I siedziałabym dłużej gdyby nie pielęgniarka, która z wymuszonym uśmiechem na twarzy poprosiła mnie o wyjście.

Po raz kolejny płakałam. W wyobraźni widziałam każdy jego uśmiech, każdą łzę, każdą bliznę...zasnęłam. Ale ja się obudzę, on już nie.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania