Zła krew
Zaczęłam odchodzić w maju, miał to być najlepszy miesiąc na miłość... Pachniał bez, kiedy poleconym otrzymałam wyrok, a raczej zaproszenie do odczytania. Białaczka limfocytowa(PBL).
Po chemii wyglądałam jak dzieło Frankensteina i tak samo się czułam. Nowy twór jak śmieć przywrócony życiu.
Niemniej trzeba się było cieszyć, nastąpiła wszak remisja. Więc się cieszyłam szczególnie, kiedy na leki musiałam pracować za granicą, bo w Polsce nikt nie wpadł na to, żeby refundować.
Bawiłam się w różnych państwach, poznawałam ciągle nowych ludzi, z niektórymi cały czas jestem w kontakcie, bo życie na obczyźnie - zbliża lecz nie wszystkich, byli tacy, których oddalało..
Po powrocie zawsze słyszałam ''tej to dobrze, zarabia w euro''. Nie narzekałam, widocznie było dobrze. Cóź to znaczy pracować po czternaście godzin na dobę, sama wszak przyjemność.
Minęło kilka lat, kiedy nastąpił progres. Nadzieja jedynie w przeszczepie szpiku, pod warunkiem, że wyjdzie zgodność. Nie wyszła.
Nikt konkretnie nie powiedział ile dni, miesięcy potrzebują moje czerwone krwinki, by zaniknąć. Dlatego żyję, jakby każdy dzień był ostatnim.
Szczerze mówiąc nie czuję się źle. To odchodzenie nie boli. Boli tylko, że tak długo trwa, za długo, żeby jeszcze w coś wierzyć.
Wczoraj powiedział mi, że ma mnie dość. Nie zdziwiłam się, chociaż zabolało, ale przecież ja też mam siebie serdecznie dość. Poza tym, też bym go pewnie zostawiła w chorobie, bo co za frajda męczyć się z czyimiś humorami, atakami rozpaczy. Każdy jest wolnym człowiekiem i nie musi zmuszać się do jakichś poświęceń, wyrzeczeń czy choćby zrozumienia.
Na szczęście fajki mi już nie szkodzą, jednak śmiesznie by było, gdybym zmarła na raka płuc...
Komentarze (12)
P.S. Jeno tytuł. Od razu mi się skojarzył z czerwonymi wnerwionymi krwinkami z krwiożerczymi zębami. Ale ze mną tak jest:)
Tak czy inaczej, poniekąd łącze się z tobą w bólu, rozumiem.
Końcówka rozwala.
5
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania