Oddech duszy

Gdy patrzę prawdzie w oczy, odwraca wzrok.

Moją siłą są słabości, w oczach ciągły mrok.

Stać mnie na to, by do śmierci szepnąć czule – chodź.

Stoję z zakrwawioną duszą, z kosą u swych rąk.

 

Świat już dla mnie się zatrzymał, wykrzyczałem – stop.

Niebo nie może mnie przyjąć, grzeszny był mój los.

Czuję, jakbym jednym gestem mógł pokonać zło,

z ust podmuchem zgasić gwiazdy, tak by zapadł zmrok.

 

Zimna dusza, która zmroziłaby setki słońc,

płacze gorącym strumieniem krwi ciemnej jak noc.

Jestem silny i bezbronny, nicość to mój dom,

skuty w kajdany wolności – czekam na swój sąd.

 

Wpadłem w pułapkę swych myśli, wydostań mnie stąd.

Zbytnio zaufałem życiu, może to był błąd.

Wszystkie gwiazdy patrzą na mnie, śledzą każdy krok.

Zliczę każde ziarno piachu, tylko powiedz coś.

 

Moje serce jest zajęte, właśnie zszywa rany.

Wszyscy z czasem rozumiemy że jesteśmy sami.

Kto zraniony był choć raz do końca życia krwawi. Uczucia potrafią krzywdzić dla samej zabawy.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Janka pół roku temu
    Brzmi to trochę jak spoken word.
  • Skurwinner pół roku temu
    Bardzo możliwe że zostanie to w taki sposób wydane 😉

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania