Odejdź i wróć.

Stajemy pod Da Grasso, picka może być, nie chujowa ale i nie wybitna jakaś, boczki wypieczone, sosy niezłe dają i oliwa jest, Włosi z oliwą jedzą to i ja zjem jak Włoch, z oliwą. W końcu wiedzą co robią. Podchodzi młoda dziewczyna, na stówę nie włoszka, mój upalony mózg budzi tego skurwysyna, a skurwysyn gdy wie że jarałem to dojeżdża mnie podwójnie. Albo ja słaby jestem, albo on silny. Nie słyszę jego słów, nie słyszę jego myśli, to nie takie proste, to coś zupełnie na innym poziomie świadomości, coś jak przeczucie, jak intuicja, wsiąka ten skurwiel swoim jestestwem we mnie całego, i podpowiada niewerbalnie zupełnie, podpowiada wnikając we mnie i tylko czuję jego słowa, nie słyszę, ale czuję jego słowa, i czuję jak mówi, że gdy się odezwę to wszyscy usłyszą, że mówię, wszyscy usłyszą co mówię i wszyscy usłyszą, że jestem podczłowiekiem. Że oszukuję wszystkich wkoło, że przyszedł oto człowiek z krwi i kości. Chuja tam z krwi i z gości, raczej z gówna, czuję. Czuję jak mówi. Gówno prawda! Nie oszukasz ich śmieciu, udało ci się parę razy, ale to byłoby na tyle, tym razem nikt nie nabierze się na twoje udawane pierdolenie. Nie masz co udawać, od razu widać, że łżesz jak pies, od razu, nawet jak nikt cię nie zdemaskuje od razu, to i tak będzie wiedział kim

jesteś, będzie o tym myślał i przekaże swe myśli o tobie dalej i wszyscy będą kurwa wiedzieli co z ciebie za jeden, co z ciebie za kurwa oszust i śmieć.

Podchodzi więc kelnerka, młoda dziewczyna, zgrabna ale zupełnie nie w moim typie urody, taki styl bliżej barbie, farbowany blond, wielkie paznokcie co by plecy drapać miała usługowo gruboskórnym grubasom. Głupie, że zawsze oceniam wygląd kobiet. Pyta co podać, ja mówię że dla mnie dwa browary i margherite. Browary uciszą skurwiela. Mija czasu trochę zanim przynosi na tacy dwa piwa i kolę, kola dla Alberta. Niecierpliwiłem się. Denerwowałem, zwalczałem skurwiela w nierównej walce gdy Albert czytał kartę, listę picek i składniki. Zagadywał co raz, że kurwa może z kaparami, ale chuj wie co to, więc nie, wiejska musi być, kiełbasy napierdolone na grubo, to jest picka dla Polaka. Pewnie ma rację. Wypijam łapczywie szklankę piwa, pół litra, dziesięć sekund, znieczulenie powoli zaczyna działać, dobry chłopiec, grzeczny chłopiec, wypierdalaj spać, choć wolałbym żeby wypierdalał na zawsze, ale jak myślę o tym, żeby wypierdolił na zawsze to jakoś mi za nim robi się tęskno. Taki to paradoks skurwysyna.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • 00.00 rok temu
    Podejrzewam, że to Twój wewnętrzny krytyk.
    Upalony?
    Dobre.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania