Odkupienie - Rozdział I

Błonie we wrześniu pokryte były już jesiennymi barwami od krwistej czerwieni po złote odcienie, czasem wydawało mi się, że na pogórkach tuż przed sowiarnią rozkłada się dywan wszystkich barw domów w Hogwarcie. Na niebie przewijały się leniwie białe obłoki, przybierały dziś zabawne kształty. Jeden z nich na przykład wydał się podobny do Krzywołapa, kiedy spał inne z kolei przypominały przekrzywione okulary Harrego.

Piąty rok w Hogwarcie.

Wydawało mi się, że jeszcze tak nie dawno Tiara Przydziału szeptała mi do ucha, a Harry i Ron patrzyli na mnie nie ufnie. Kto by przypuszczał, że staną się dla mnie najlepszymi przyjaciółmi. Chodź nie ukrywam, że od razu polubiłam Harrego to z Ronem miałam jednak spory problem. Po pierwsze jego zachowanie przy stole pozostawiało wiele do życzenia, często chodził umorusany od czekolady szczególnie na nosie i ta jego lekkomyślność podczas ćwiczeń zaklęć – machał różdżką, jakby to był długopis, a on był po prostu mugolem, który trafił tutaj zupełnie przypadkiem. Ron jednak przez te wszystkie lata nie raz mnie zaskoczył i wiem teraz czemu Tiara przydzieliła go do Gryffindoru – Ron był odważny. Często to w nim podziwiałam. Nie był pewny siebie na co dzień wręcz przeciwonie był mocno zakąpleksiony, ale w najważniejszych chwilach potrafił przeciwstawić się wszystkim i zabrać głos by bronić swoich przyjaciół.

Ostatnie wakacje jednak spędziłam w większej części z Ginny. Zaprzyjaźniłyśmy się. Być może z czasem i wiekiem, zdałam sobie sprawę, że dobrze mieć przy sobie przyjaciółkę z którą można porozamawiać o innych sprawach niż Quidditch czy szachy czarodziejów. Spojrzałam na czarny zegarek na prawej ręce, dochodziła piąta i na dworze niebawem zacznie się ściemniać. Podniosłam się z zimnej trawy, otrzępałam dżinsy i przygładziłam dłonią szary swetr. Schyliłam się po Historię Hogwartu i już miałam udać się do drzwi wejściowych, kiedy kątem oka dostrzegłam czarne szaty z zielonymi wstawkami po prawej stronie tuż pod sowiarnią. Szli szybkim krokiem w stronę zamku wysoki brunet, dwóch osiłków i Malfoy. Przbliżyłam się do drzewa pod którym siedziałam tak żeby mnie nie zauważyli. Nie żebym była tchórzem, ale nie miałam ochoty na słuchanie mądrości żadnego z nich o tym, że czarownicy, jak ja nie powinni mieć wstępu do Hogwartu. Przez te pięć lat wystarcząjąco dużo się o tym nasłuchałam, a że nic nowego nie usłyszę to zostanę w cieniu na te dodatkowe dziesięć minut, wieczór jest przecież taki piękny, a na lustrze wody właśnie zaczyna zbierać się mgła.

 

-Nie bądź głupi Goyl tylko bierz się do pracy! – głos był mocny i tubalny w niczym nie przypominał piskliwego jazgotu Malfoy’a z tamtego roku. Mocniej przytuliłam się do drzewa, opierając się o konar klatką piersiową. Pochyliłam się delikatnie do przodu, tak aby zobaczyć jak przechodzą po drugiej stronie.

 

- Od kiedy ty tu jesteś szefem Malfoy ?! – wyniosły, nieco prześmiewczy ton na pewno należał do Zabiniego. Podczas lekcji z eliksirów, którą dzieliśmy ze ślizgonami nie raz wymądrzał się przed Snapem. Spróbowałam wychlić się jeszcze bardziej żeby zobaczyć minę Malfoy’a i przechyliłam się do przodu tak, że wylądowałam twarzą na korzeniu drzewa pod którym stałam.

 

- Co to było? – usłyszałam pytanie i szybko podniosłam głowę w górę. Na szczęście ziemia tutaj lekko się zapadała i chodź ja widziałam ich to oni spoglądali zdezorientowani to w prawą to w lewą stronę. Nic więcej nie usłyszałam, zobaczyłam jedynie jak Malfoy kiwa na pozostałych głową i ruszają w stronę wejścia. Odczekałam chwile zanim drzwi zamknęły się za tą czwórką i podniosłam się z ziemi. Do swetra i dżinsów przyczepiło mi się kilka liści, zrzuciłam je dłonią po raz drugi podniosłam opasły tom Histori Hogwartu i ruszyłam w stronę, gdzie przed chwilą zniknęli ślizgoni.

 

Korytarze zamku o tej porze były opustoszałe, a jedyne dźwięki dochodziły z poruszonych obrazów. Czasem wydawało mi się, że postacie z ram bardziej cieszą się na widok uczniów, wracających w mury zamku niż my. W pokoju współnym Grifindoru, jak zawsze w pierwszy dzień szkoły było tłoczno i gwarno.Pomieszczenie było okrągłe, ściany miały czerwony kolor i pokryte były goblinami. W pokoju znajdowało się kilka stolików i miękkich foteli, a uczniowie rozmawiali między sobą o tym, jak spędzili wakacje. Tablica ogłoszeń stała w prawym kącie. Harrego i Rona nie musiałam długo szukać – siedzieli przy kominku, jak zawsze zajęci partyjką szachów.

 

- Nie krzyw się tak – burknał Ron, podpierając ręką brodę i wpatrując się zaciekle w pionki.

 

- Wcale się nie krzywię – zaprotestowałam słabo, bo zdawałam sobie sprawę, że być może, ale jedynie być może Ron ma rację.

 

- Właśnie, że to robisz, nie musze nawet na ciebie patrzeć żeby to wiedzieć, wystarczy, że na stole pojawia się partyjka szachów, a ty już chodzisz ze skwaszoną miną – powiedział przesuwając pionka i uśmiechnął się dumnie w stronę Harrego

 

- To prawda Hermiono – odpowiedział kruczowłosy, spoglądając na mnie kątem oka.

 

- Szachy to jedyna rzecz, w której jesteś po prostu słaba i dlatego tak maurdzisz

 

-Ron – zaczęłam i usiadłam na kanapie – Dobrze wiesz, że nigdy w nie nawet nie grałam i to nie z powodu braku wiedzy, szachy czarodziejów to brutalna gra i nie popieram jej – rozłożyłam Historię Hogwartu i pochyliłam się żeby skończyć rozdział.

- Świat jest brutalny – burknął i skrzywił się, kiedy Harry wykonał ruch.

 

Próbwałam skupić się na historii założycieli Hogwartu, ale to co powiedział Ron nie dawału mi spokoju. Miał rację świat był brutalny. Przed rokiem podczas Turnieju Trójmagicznego zamorodowano Cedrika, po szkole już krążyły plotki o tym, że Harry i Dumbledor postradali zmysły, oskarżając o to sami wiecie kogo, ale ja znałam Harrego, a Dumbledor był wielkim czarodziejem i nie mogłam wątpić w ich słowa. I chodź żadne z nas o tym nie mówiło to od tamtego czasu czuliśmy na plecach zimnych powiew i cichy szept, że Voldemort powrócił. Co to oznaczało dla nas? Dla świata? Dla Harrego ? Tego nie wiedzieliśmy. Podczas ferii zimowych ma odbyć się kolejne spotkanie z Zakonem Feniksa być może wtedy dowiemy się czegoś więcej. Będziemy mogli zacząć działać.

 

- Herimono? – nie zdawałam sobie sprawy, że przez ten cały czas spoglądałam zmartiowna na Harrego. Czułam, jak zaczynam się czerwienić

 

-Włosy ci urosły – burknęłam i wróciłam z powrotem do ksiązki, ale kątem oka widziałam jak Ron pokazuje Harremu kółko palcem koło głowy.

 

- Ron!

 

Pierwszy dzień zaczynaliśmy od trzech godzin w lochach razem ze ślizongami, eliksirami i Snapem. I chodź Harry z Ronem narzekali od samego początku śniadania ja czułam podniecenie. Więkość wakacji przesiedziałam nad tomami z eliksirów i ważeniem tych najtrudnijeszych, czułam się przygotowana w stu procentach i wiedziałam, że w tym roku Snape nie będzie ze mnie szydził. O ile oczywiście da mi jakąkolwiek szanse się wykazać. Podczas śniadania, gdzieś pomiędzy mlaskaniem Rona, a opowieściami Ginny o randce z Danem, Dumbledor wstał zaklaskał w dłonie odczekał aż gwar rozmów umilknie.

– Mam ogromną przyjemność ogłosić, że w tym roku nasza szkoła została zaproszona do udziału w konkursie na Wyspie Feniksa. Dla nie wtajemniczonych i bardziej leniwych uczniów kilka słów wstępu. Konkurs odbywa się od trzech stuleci, a biorą w nim udział cztery wybrane szkoły ze względu na swoje osiągnięcia. Reprezentacja każdej z nich zależy od wyników poszczególnych uczniów, którzy przez dotychczasowy okres nauki wykazali się ponad przeciętnymi umiejętnościami oraz wiedzą. Jak zapewnie się domyślacie nie da się nadorbić straconych lat w kilka dni dlatego oficjalną listę kandydatów ogłosimy podczas niedzielne uczty. Tym czasem smacznego!

– Myślisz, że Cię wybiorą? – szepnęła Ginny pochylając się w moją stronę.

– Żartujesz – powiedział Ron i otarł rękawem buzię, przeżuł ostatnie kęsy omleta i dodał – Siedzi nad książkami w wakacje, czas wolny od lekcji spędza w bibliotece, a na trzecim roku zaliczyła chyba największą ilość przedmiotów. To jasne, że ją wybiorą – skończył i sięgnął po drożdżówkę z malinami. Musiałam przyznać, że mimo tego jak bardzo obrzydlliwie zachowywał się podczas mówienia to miło było usłyszeń takie słowa.

– Dzięki Ron – burkneła, czując jak się czerwienie – To miło z twojej strony, że tak uważasz.

Być może Ron miał rację i nie miałam co martwić się o miejsce w konkursie jednak przez resztę śniadania nie dawało mi to spokoju i postanowiłam, że zaraz po nim podejdę do McGonagall i podpytam dla pewności.

– Pani Profesor – zaczęłam i poczekałam aż kobieta odwróci się w moją stronę. To dziwne, ale przez wakacje wydało mi się, że na jej twarzy pojawiło się kilka dodakowych zmarszczek, zwłaszcza w okolicy kącików ust, między mysimi pasmami włosów zaczęły pojawiać się refleksy szarości, a policzki wydały mi się bardziej zapadnięte niż je zapamiętałam.

– Ach to ty Granger – powiedziala nieco zsapana – O co chodzi ?

– O konkurs pani profesor ja chciałabym wiedzieć czy mam jakieś szanse ? – czułam się głupio te dopytywanie, ciekawstwo, wymadrzanie się to cechy których bardzo chciałam się pozbyć przez te pięc lat, jednak odpowiedź na pytanie które wisiało w powietrzu było silniejsze.

– Nie wygłupiaj się – pokręciła głową i zacisnęła wąskie usta w linie – To jasne, że jesteś w reprezentacji. Panno Granger nie musze pani mówić, że pani średnia jest najlepszą od trzydziestu lat. Zdaje sobie pani doskonale z tego sprawę, a teraz proszę nie zawracać mi już głowy. – powiedziała i odeszła, a jej długa czarna szata powiewa w rytmie jej szybkich kroków. Uśmiechnęłam się radośnie i już miałam ruszyć przed siebie, kiedy usłyszałam za sobą klaskanie. Odwróciłam się.

– Brawo Granger jako pierwsza zniszczysz reputację i prestiż tak szanowanego konkursu – lekki ironiczny, ale jednocześnie gardłwy głos Malfoy’a zniszczył ten piękny moment radości.

- Czasami się zastanawiam czy unieszczęśliwianie ludzi to twoje hobby Malafoy, ale wybacz tym razem nawet twoje gadanie nie zepsuje mi humoru – powiedziałam i ponownie odwróciłam się do niego plecami.

Pierwszą lekcją w tym roku są eliksiry więc przeszłam kawałek korytarzem i skręciłam w lewo. Korytarz wyłożony był czerwonymi dywanami, a z prawej strony znajdowało się kilka okien.

– Zastanawiam się czy w regulaminie konkursu nie ma czasem wzmianki o tym, że udział mogą brać tylko czytokrwiści czarodzieje to by była niespodzianka co ? – rzucił, mijając mnie z prawej strony.

– Na szczęscie twój ojciec nie ma wpływu na zasady konkursu i nie możesz do niego polecieć ze łzami w oczach i prosić o dopisanie takiego podpunkty.Szkoda co ? – odgryzłam się i wyprzedziłam go. Przyspieszyłam nieco kroku tak żeby już mnie nie dogonił, dotarłam do wąskich schodów w północej części zamku, które są skrótem do lochów. Dogonił mnie przy pierwszych trzech stopniach i teraz w ramie w ramie szybki krokiem po nich schodziliśmy. Korytarz oświetlony był tylko słabym światłem pochodni. Z jednej i drugiej strony otaczała nas gruba kamienna ściana, a Malfoy wcale nie zamierzał zwolnić kroku więc ustąpiłam i przystanęłam. Zrobił to samo kilka stopni niżej spojrzał na mnie i powiedział :

– I to się chwali Granger znasz swoje miejsce w hierarchii wiesz, że tacy jak ja zawsze są pierwsi – zaśmiał się i ruszył przed siebie, ale nie był to przyjemny śmiech.

– Ustępuje głupszemu fredko ! – krzyknęłam zanim i jestem pewna, że mnie słyszał.

 

– Jak mogłam myśleć, że w tym roku Snape nagle zacznie być normalnym, szanującym i uczciwym profesorem ! -wykrzyknęłam zaraz po wyjściu z eliksirów. Czułam jak całą drżę ze zdenerwowania.

– Mówiłem ci nie wychylaj się, a ty jak zawsze swoje – powiedział zrezygnowany Ron, spoglądając niepewnie w moją stronę. Trzy godziny eliksirów, trzy godziny moich marzeń o tym, że ten rok będzie innych niż pozostałe, miesiące nauki, ważenia eliksirów to wszystko zrujnowane w zaledwie 7 minut od rozpoczęcia lekcji. Snape upokożył mnie przed cała klasą nazwał nadgorliwą, wyszczekaną, niekulturalną i hałaśliwą smarkulą, a wszystko dlatego, że chciałam powiedzieć na czym polega uważenie eliksiru szczęścia i uratować Harrego.

– Do tego dostałam szlaban ! W głowie mi się nie mieści, jak można być tak wrednym, obrzydliwym…

– Panno Granger – usłyszałam za sobą chłodny zachrypnięty głos, a mój żołądek zrobił salto. Odwróciliśmy się w trójkę, a przed nami stał nie kto inny, jak Severus Snape.

– Przypominam, że o godzinie dwudziestej oczekuje Pani w bibliotece, czy t o j e s t j a s n e – ostatnie słowa wysyczał.

– Oczywiście profesorze – burknęłam, patrzyliśmy jak wpatruję się w każdego z osobna, a jego oczy zamieniają się w małe czarne szpary, po czym zamachnął się swoją długą czarną szatą i odszedł w kierunku swojego gabinteu.

– Czasami marzę o tym, żeby dostał posadę nauczyciela czarnej magii – szepnął Harry

– Zwariowałeś ?! – krzyknął zaskoczony Ron na co kruczowłosy odpowiedział z uśmiechem

– Pamiętając o tym, że pod koniec roku te stanowisko dziwnym trafem się zawsze zwalnia to nie Ron, nie zwariowałem.

 

W wielkiej sali, jak zawsze podczas obiadu panował gwar i tłok, pierwszoroczni rozmawiali z podnieceniem o pierwszym dniu szkoły o zajęciach, profesorach i nowych zaklęciach. Ron zajadał się nóżkami z kurczaka, a Harry leniwie grzebał w swoim puree, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że myśli gryffona są gdzieś daleko, a to co się w nich znajduję nie jeste niczym przyjemnym.

W pewnym momencie podczas szóstego? A może siódmego kawałka udka? Który tak łapczywie pochłaniał Ron,a ja mimowolnie obserwowałam to ze skwaszoną miną Harry się odezwał.

– Hermiono,chciałbym o czymś z tobą porozmawiać przed twoim szlabanem u Snapa – przesunęłam na niego zdzwiony wzrok. To jasne,że Harry ma mi coś ważnego do powiedzenia inaczej nie uprzedzałby mnie o tej rozmowie tylko powiedział teraz przy wszystkich.

– Jasne Harry po obiedzie możemy pójśc na błonia – powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego na co pokiwał głową i ponownie zanurzył widelec w puree. Mus czekoladowy, który stał przede mną w miseczce wydał mi się, jakby mniej smaczny. Harry od początku dzisiejszego dnia wydawał się nieobecny, a jedyny żart jaki padł z jego ust to ten o Snepe’y jako o nauczycielu czarnej magii. Humor Harrego od końca tamtego roku był mocno naruszony, Ron opowiadał mi, że kruczowłosy czesto budzi się w nocy z krzykiem, jednak żadne z nas nie poruszało tego tematu. Zdawaliśmy sobie sprawę, że koszamary, które go męczyły miały związek ze śmiercią Cedrika. Harry nie wiele mówił o tym co zdarzyło się w labiryncie. Zaledwie raz zwierzył nam się z tego co tam się stało, ale i to wystarczyło by po polecach przeszły nam ciarki. Nie trzeba było zgadywać, że Harry w jakiejś część wini siebie za wydarzenia tamtego dnia. To było nieuczciwe – był ofiarą tak samo, jak Cedrik tyle, że miał większe szczęscie. Mimo to na nic były romozwy czy pocieszanie, bo tak na prawdę nic z tego nie było w stanie cofnąć czasu. Stało się. Tak tamtego wieczoru powiedział Dumledor i nie słyszałam w jego głosie niczego po za zadumą, tak jakby jego myśli już dawno wyprzedziły wydarzenia, a on planował kolejny i kolejny krok. Być może tak właśnie było od dłuższego czasu, zdawaliśmy sobie sprawę z obecności Voldemorta jednak każdy z nas miał nadzieje, że nigdy nie powróci do swojej cielesnej postaci. Teraz nie było już miejsca na nadzieje, trzeba było działać, planować i być przygotowanym na to co przynisie czas. Dlatego właśnie dołączyliśmy do Zakony Feniksa – rodzice Harrego i Rona zrobili to w tym samym wieku co my, a ja miałam dziwne przeczucie, że czas zatacza koło. Z drugiej strony siedzieliśmy teraz w wielkiej sali, Ron pożerał siódme udko z kurczaka i wygladał tak jakby miał zaraz zwymiotwać, Ginny nieśmiało zerkała na Dena, a on na nią, Harry zrezygnował z puree i zabrał się za ciasto dyniowe, a ja nabrałam łyżką sporą porcję musu. To było normalne życie, jak więc wierzyć, że gdzieś tam na świecie, w cieniu czai się zło?

 

W momencie, kiedy zamknęły się za nami wejściowe drzwi, uderzył w nas mocny podmuch zimnego powietrza. Szczelniej opatuliłam się szatą i ruszyłam razem z Harrym w stronę dębu tuż przy jeziorze. W drodze z wielkiej sali nie mówił za wiele i zaczełam się niepokoić. Twarz miał bladą bardziej niż zwykle, a jego zielone oczy spogladały nieufnie to w prawo to w lewą stronę.

– Harry – zaczęłam, kiedy doszliśmy do brzegu jeziora.

– Umiesz puszczać kaczki ? – spojrzał na mnie po czym schylił się i podniósł jeden z kamieni pod naszymi stopami. Wybrał najbardziej płaski i długi po czym zamachnął się i rzucił. Na wodzie kolejno pojawiały się koła spowodowane uderzeniem kamienia o tafle jeziora. Jeden, dwa, trzy, cztery.

– Nie jestem w tym zbyt dobra – powiedziałam, kiedy podał mi podobny kamyk. Spojrzałam na niego powątpiewająco, zacinęłam w dłoniach i zamachnęłam się. Kamień od razu zanurzył się w wodzie – Widzisz.

– Każdy jest w czymś dobry. Ty w wielu rzeczach jesteś nalepsza – miał cichy i skupiony głos, jakby się nad czymś zastanawiał, spogladał przed siebie obracając w dłoniach zielonkawy kamyk, który wydał mi się bardzo podobny do tego którym rzuciłam przed chwilą. – Pamietasz, jak na drugim roku rozwikłałaś zagadkę bazyliszka ? – zapytał i przeniósł wzrok na mnie.

– Pamiętam – przytaknęłam i zaczerwieniłam się.

– Jesteś w tym dobra, prawda?

– Myślę, że tak – powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego – To chyba przez to, że jestem taka wścibska i wszystko muszę wiedzieć – zażarotwałam i zaśmiałam się po czym rzuciłam kolejnym kamieniem w tafle.

– Potrzebuję twojej pomocy – przyznał i potarł dłonie żeby je nieco ocieplić, cały czas spogladał to przed siebie to w prawo to w lewo, wydawał się zdenerowany.

– Harry, o co chodzi ?

– Wczoraj wieczorem spotkałem się z Dumbledorem. – zaczął i usiadł na trawie po czym poklepał miejsce obok siebie więc i ja usiadłam

– Chodzą słuchy, że Malfoy podczas wakacji złożył przysięgę Voldemortwi.

– Harry ! – wykrzyknęłam zdziwona.

– To było do przewidzenia. Podczas Turnieju Trójmagicnzego tam w labiryndzie Lucjusz był obecny.

– To nie znaczy, że Draco też jest śmierciożercą to absurd Hary !

– Czyżby? Jeżeli my jesteśmy Członkami Zokonu Feniksa to i on może być sługą Voldemorta – powiedział i spojrzał mi w oczy chyba pierwszy raz od kiedy wyszliśmy na błonia – To się stało Hermiono, Malfoy dostał swoje pierwsze zadanie. Ma je wykonać podczas pobytu na wyspie, jednak nasz szpieg nie dotarł do informacji na czym ono ma konkretnie polegać.

– Chcesz żebym go szpiegowała? Bo Malfoy też będzie brał udział w konkursie tak ?

– Tak. Chcę żebyś dowiedziała się czego tam szuka.

– Jeśli się dowiem, co wtedy ? – uśmiechnął się na te odpowiedź, popatrzył na mnie, a w jego oczach pojawiły się wesołe iskierki za którymi tak tęskniłam przez ostatnie miesiące.

– Skontaktujesz się ze mną, a ja z Dumbledorem wtedy zastanowimy się co robić.

– Jeśli się myslisz ? Jeśli Malfoy wcale nie jest śmierciożercą ?

– Nie mylę się.

– Dobrze. Zrobię to – powiedziałam i spojrzałam na taflę jeziora na której powoli zaczęła pojawiać się mgła.

– Uważaj na siebie Hermiono.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Zaciekawiony 11.10.2017
    "Chodź nie ukrywam" - choć, chociaż. "chodź" to można do kury powiedzieć żeby podeszła

    "Nie był pewny siebie na co dzień wręcz przeciwonie" - dobrze by było dodać przecinek po "siebie". Przeciwnie
    "zakąpleksiony" - zakompleksiony.

    "otrzępałam dżinsy" - otrzepałam

    "szary swetr" - sweter

    Błędnie zapisujesz dialogi. Komentarz po wypowiedzi zapisuje się zaczynając od małej litery tylko gdy tworzy z tą wypowiedzią jakby zdanie, a więc wszystkie te "powiedział" czy "usłyszałem". Natomiast opisy nie będące całością z wypowiedzią zapisujemy od dużej litery, jako osobne zdanie.
    Czyli nie:
    "-Nie bądź głupi Goyl tylko bierz się do pracy! – głos był mocny..."
    tylko:
    "-Nie bądź głupi Goyl tylko bierz się do pracy! – Głos był mocny..."

    "że być może, ale jedynie być może Ron ma rację." - może być, że być może coś ci się tu źle napisało może.

    "Więkość wakacji " - większość

    "ważeniem tych najtrudnijeszych" - jeśli chodzi o gotowanie czegoś w magicznym kociołku, to "warzenie". Słowo pochodzi od "wrzenia" i pisze się przez "rz".
    * najtrudniejszych

    " fredko" - to znaczy?

    Przed wykrzyknikami nie robi się spacji!

    "patrzyliśmy jak wpatruję się " - patrzyła na siebie jak się wpatruje?


    Opowiadanie wypada na razie całkiem nieźle, widać że miałaś pomysł na to aby Hermiona miała jakiś własny charakter, w efekcie jej narracja jest bardzo spójna i dobrze się ją czyta. Przeszkadzają różnego rodzaju błędy, część wypisałem ale jest jeszcze dużo literówek, źle postawionych przecinków czy spacji. Jeśli masz tutaj na portalu możliwość edycji to wrzuć tekst na przykład do MS Word czy innego edytora podkreślającego błędy, następne odcinki możesz w ten sposób sprawdzić przed wrzuceniem, ewentualnie dodając tekst pisz używając przeglądarki Firefox która często automatycznie podkreśla najbardziej oczywiste błędy.
    Generalnie opowiadanie dobrze rokuje na przyszłość.
  • Evergreen1 11.10.2017
    Literowki zdążają się bardzo często przed dodaniem czytam tekst z dziesięć razy, ale niestety tekst znam na pamięć i umykają mi błędy, potem wracam po czasie czytam ponowanie i "nagle" pojawiają się kolejne. Edytuje rozdział na dniach poprawie błędy i mam nadzieje, że będzie dobrze. Jeżeli chodzi o samą postać Hermiony - staram się trzymać jej cech charakteru z książki i nie zmieniać w zupełnie inną postać. Dzięki za poświęcony czas ( szczególnie jeśli chodzi o omówienie błędów)
  • Neurotyk 11.10.2017
    Zaciekawiony pamietam Cię z anonima . Nie byłeś trollem. Fajnie że zarejestrowales się - musiałeś ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania