Odrodzona z popiołu - ROZDZIAŁ 2
Siedzę na krześle w wytwornej restauracji, czekając na Johna. Nerwowo zerkam na zegarek. Ma jeszcze pięć minut. I po co ja tak się spieszyłam? Nie żebym była jakimś ekspertem w tych dziedzinach, ale wydaje mi się, że to on powinien na mnie czekać. Rozglądam się po pomieszczeniu. Wszystko jest czarno-białe, z wyjątkiem czerwonych róż, znajdujących się w wazonach na każdym stoliku. Prawie wszystkie stoliki są zajęte przez pary pogrążone w rozmowie. Totalnie nie moje klimaty. W kącie dostrzegam przystojnego blondyna, który siedzi sam. Przez chwilę zastanawiam się nad podejściem do niego, ale po chwili dosiada się do niego jakaś kobieta. Nie widzę jej twarzy, ponieważ jest obrócona plecami do mnie. Karcę się w duchu za pomysł poderwania blondyna. Przecież jestem umówiona. Zastanawiam się czy moja niebieska sukienka pasuje do tego miejsca. Może powinnam zadzwonić do Emmy, żeby przywiozła mi coś bardziej wytwornego. Chyba zdążyłabym się przebrać przed przyjściem Johna.
Nagle zauważam, że drzwi się otwierają. No, no, no… Postarał się. Ubrany jest biały garnitur, a wokół szyi ma zawiązaną czarną muchę. Muszę przyznać, że wygląda w tym bardzo podniecająco. Bujne, brązowe włosy postawił na żelu. Rozgląda się po sali i po chwili jego wzrok spoczywa na mnie. Jego usta rozszerzają się w uśmiechu, który odwzajemniam. Powoli do mnie podchodzi, a moje serce zaczyna bić szybciej. Skąd u mnie taka reakcja? Siada naprzeciwko, a ja podziwiam jego piękne, czarne oczy.
- Cześć – mówi, po czym się uśmiecha.
- Hej.
Uświadamiam sobie, że wciąż wpatruję się w jego oczy i nie mam ochoty przestać. Coraz głębiej i głębiej. Topię się w nich. Między nami panuje cisza. Nagle słyszę jakiś wysoki, kobiecy głos.
- Coś dla państwa?
Z niechęcią przenoszę wzrok na jasnowłosą kelnerkę, ale ona jest zbyt zajęta patrzeniem na Johna, żeby zwrócić uwagę na mnie. Zirytowana przewracam oczami. Kątem oka zerkam na mojego partnera i stwierdzam z zadowoleniem, że zainteresowanie jest jednostronne. Chłopak przegląda kartę dań, nawet nie zerkając na blondynkę. Kobieta przenosi wzrok na mnie, a ja posyłam jej tryumfujące spojrzenie. Kelnerka unosi brwi. Chyba nie powinnam się tak zachowywać w restauracji.
- Dla mnie pieczony kurczak po prowansalsku – oznajmia John. – A dla ciebie skarbie?
Od kiedy on mnie tak nazywa? Wyjaśnimy to sobie później. Głupio się uśmiecham w stronę Johna. Mam nadzieje, że inne kobiety tak właśnie się zachowują przy swoich partnerach.
- To samo.
- Do tego poprosimy butelkę waszego najlepszego wina – mówi John, a widzą, że blondynka nadal stoi przy naszym stole dodaje - To tyle, może już pani iść.
Kobieta odchodzi, a ja patrzę na róże, znajdujące się przede mną. To miła odmiana. Róże, drogie wino… Mogłabym się przyzwyczaić. Oczywiście jeśli towarzyszyłby mi ktoś taki jak John. Lekko się uśmiecham.
- Skąd ten uśmiech? – pyta John.
- Nigdy wcześniej nie byłam na randce.
Chyba go tym zaskakuję. Mam nadzieję, że pozytywnie. Przez chwilę po prostu się na mnie patrzy, a potem uśmiecha się promiennie.
- Mam czuć się zaszczycony?
- Tak, nawet nie wiesz jak bardzo.
Znowu się uśmiecha, co jest zaraźliwe. Zdaję sobie sprawę, że lubię jak to robi. Wygląda wtedy tak beztrosko, tak młodo, tak… pięknie. Ja prawie w ogóle się nie uśmiecham. Jest tak mało powodów do uśmiechu. John poważnieje. Patrzy na mnie, dając mi okazje do ponownego podziwiania jego czarnych oczu.
- Jak to możliwe, że taka piękna kobieta nigdy nie była na randce?
- Bo widzisz ja…
Przerwałam widząc kelnerkę, niosącą nasze zamówienie. Naprawdę chciałam mu powiedzieć. Znamy się od kilku dni, a ja już ufam mu bezgranicznie. Powiedziałabym mu o mojej pierwszej miłości, i o moim złamanym sercu, i o moim załamaniu, i o zamknięciu się na ludzi. Nie rozmawiam o tym nawet z Emmą. Boję się jej reakcji. Ona zna mnie najlepiej, ale boję się, że gdyby poznała mnie jeszcze bliżej, odwróciłaby się ode mnie. Kobieta stawia przede mną talerz. Dobrze, że mi przerwała, przed palnięciem jakiegoś głupstwa.
- Źle się czujesz?
John wygląda na zaniepokojonego. Uświadamiam sobie, że podczas swoich przemyśleń kilkakrotnie marszczyłam brwi i zaciskałam usta. Ale jestem głupia. Czuje jak moje policzki robią się czerwone.
- Może chcesz wyjść na zewnątrz? Wyglądasz strasznie. Jesteś cała czerwona. Gorąco ci?
- Wszystko w porządku. Nie zgrywaj bohatera.
- To nie jest śmieszne – ton jego głosu staje się surowy. – Nie chcę, żeby coś ci się stało.
- Potrafię o siebie zadbać kochanie – głupio się uśmiecham.
John nie kryje zirytowania. Przewraca oczami i unosi ręce w geście poddania się.
- Według mnie nie wyglądasz na taką, co potrafi o siebie zadbać. Nie przejmuj się, będę się tobą opiekował – posyła mi ten swój uśmiech.
- Jaki ty jesteś zabawny.
- Każda mi to mówi – patrzy na mnie przed chwilę. - A teraz jedz.
John bierze do ręki nóż i widelec, po czym zabiera się za swój posiłek. Biorę z niego przykład i po chwili ogarnia nas milczenie. Ciekawe co miał na myśli mówiąc ,,każda’’. Ile ich było przede mną? Postanawiam się go o to zapytać.
- Ile miałeś dziewczyn?
Podnosi wzrok z nad talerza, ale nic nie mówi.
- Przepraszam, jeśli wkroczyłam w prywatną strefę – mówię, nie kryjąc zażenowania.
Nadal nic. Po prostu patrzy na mnie. Zaciska dłoń w pięść i przykłada ją do ust. No co jest?
- Czemu milczysz?
- Liczę.
Unoszę brwi. Aż tyle ich miał? I pewnie z każdą oglądał filmy i brał je na kolacje do restauracji, takich jak ta. Może nawet do tej. Pewnie zmienia dziewczyny jak rękawiczki. W co ja się wpakowałam? Ale przecież ja nie jestem lepsza. Może on też ma jakąś ,,mroczną’’ przeszłość. Lepiej, żeby tak nie było. Już jedna osoba przy tym stole ma posrane w głowie i tyle stanowczo wystarczy. Uciekam od jego spojrzenia. John wreszcie przerywa panującą ciszę.
- Skończyłem.
- Zechcesz się ze mną podzielić wynikami? Ile ich było?
- Razem z tobą… dwie.
Co za ulga. Więc jednak nie jest lowelasem. Ale chwila…
- Jak to razem ze mną? – pytam cicho.
- Więc… Wiem, że znamy się dopiero od soboty, ale nigdy wcześniej przy żadnej dziewczynie, nie poczułem tego, co czuję przy tobie. Chciałbym, się z tobą spotykać, zabierać do kina i na randki, ale nie jako znajomy. Gdybyś chciała, może jakiegoś poważniejszego związku?
OMG! To się dzieje. Teraz. Ale pytanie czy ja chce takiego życia? W niewoli miłości? Która oczywiście nie istnieje. Zawsze warto spróbować. W razie czego po prostu zerwę. Czy to aż takie łatwe? Patrzę na niego. W te piękne, czarne oczy. Chłopak jest ładny, miły, zabawny. To chyba działa na jego korzyść. Mam nadzieje, że dobry w łóżku… To się sprawdzi. Najważniejsze jest to co ja przy nim czuję. Jeśli on czuje to samo przy mnie, to wróżę temu związkowi ciekawą przyszłość. John nadal patrzy na mnie wyczekująco. W końcu się nad nim lituję.
- Tak.
Jego usta rozciągają się w uśmiechu.
- Wiedziałem, że się mi nie oprzesz.
Też się uśmiecham.
- Dasz się zaprosić na spacer? – pyta mój chłopak.
- Jasne.
John wstaje z miejsca i podchodzi odsunąć moje krzesło. Jaki dżentelmen. Bierze mnie za rękę i razem kierujemy się w stronę drzwi. Po chwili chłopak się zatrzymuje.
- Poczekasz chwilkę, muszę zapłacić.
- Spoko. Często zapominasz o takich sprawach?
- Tylko, kiedy jestem z tobą. Klika sekund i znalazłbym się na liście gończym.
Chichoczę pod nosem, niechętnie puszczając rękę Johna. Chłopak podchodzi do blondynki, która nas obsługiwała i prosi o rachunek. Kelnerka uśmiecha się do niego, po czym znika w pomieszczeniu obok. Chwilę później wraca z kartką, którą wręcza mojemu chłopakowi. John wyciąga kartę kredytową i wręcza ją blondynce, która znowu gdzieś znika. Kilka sekund później wraca, szeroko uśmiechając się do Johna. Jakie to jest irytujące. Chłopak zabiera kartę i wraca do mnie.
- Jeszcze jedna, ważna sprawa.
Pokazuje mi karteczkę z jakimś numerem. Na górze pisze ,,Andrea :)’’. To pewnie imię tej kelnerki, a to jest jej numer. Jak śmiała? Na pewno domyśliła się, że jesteśmy parą. Moje zdenerwowanie ustępuje, kiedy widzę, jak John wyrzuca karteczkę do kosza. Jaki on jest kochany.
- Teraz możemy iść – mówi.
Wychodzimy z restauracji. Nie złapał mnie za rękę. Czemu? Lubię jego dotyk. Idzie dwa kroki przede mną, kierując się na drugą stronę jedni. Nie czeka na mnie. Nawet nie rozgląda się zanim przejdzie na drugą stronę. Co on wyprawia? Przecież to niebezpieczne. Przyspieszam kroku, próbując go dogonić. Słyszę pisk opon. Widzę jasne światło. Czuję ogromny ból. Chyba upadam. Moja głowa. Słyszę krzyk kobiety, a potem głos Johna.
- Mary! Mary słyszysz mnie?! – chyba płacze – Mary odezwij się! Spójrz na mnie!
Łzy napływają mi do oczu. Patrzę na mojego chłopaka. Staram się uśmiechnąć, ale nie mogę. Umieram. Już nic nie czuję. Ostatnią rzeczą, którą rejestruję są piękne, czarne oczy.
+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
Tego chyba nikt się nie spodziewał :)
Ale to jeszcze nie koniec :D
UWAGA! Od następnego rozdziału będzie już dużo mniej romansowania, także zastanawiam się nad zmianą kategorii. Myślicie, że to dobry pomysł?
Komentarze (1)
"- Cześć – mówi, po czym się uśmiecha." Myślniki lubią być zawsze te same. Zawsze. Poza tym, on już wcześniej się uśmiechał. No, w ogule, sporo razy się uśmiechał. Wiesz, ja nie mam nic przeciwko radosnym postaciom, ale jak czytam co chwila, że się uśmiechał to mnie to irytuje.
"- Jaki ty jesteś zabawny.
- Każda mi to mówi – patrzy na mnie przed chwilę. - A teraz jedz." - To zabrzmiało tak, jakby to był ojcec małej dziewczynki, a nie chłopak ze swoją "dziewczyną"
Za krótki opis śmierći! To można było rozwinąć na pół strony dobrego opisu! No, dobrze, że romans się skończy, bo wychodzi ci z całym szacunkiem średniawy. No, tylko ciągłe mówienie jaki to on jest zajebisty. Ja wiem, że tak widzą świt zakochani, ale mogłaś trochę z tym wychamować. Było dużo możliwości, opisanie smaku jedzenia, trochę więcej napisać o kelnerce, wydłużyć rozmyślania bohaterki o jej przeszłości, albo skrócić ten tekst i skupić się na jej śmierci. No, póki co dam trzy i czekam na resztę.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania