Odurzeni - część I

Codzienność, nie cierpię tego słowa. Kojarzy mi się z dziwactwami, zagubionymi ludźmi i moim szalonym życiem. Minęło już wiele lat, odkąd matka wyrzuciła mnie ze swojego łona. Nie pamiętam jej twarzy, jej głosu i dotyku. Moje najtrwalsze wspomnienie to dziedziniec sierocińca, w którym się wychowywałem. Tam w wieku kilku lat podjąłem się pierwszej walki na pięści z Ziggim Joe, straciłem sporo mleczaków, ale nie przegrałem. W krwawej walce, gdzie wszystkie chwyty były dozwolone, użyłem kamienia. Otoczony tłumem krzykliwych chłopców, zatłukłem Ziggiego Joe na śmierć. Pamiętam jak krew spływała z jego czoła, zgubił oddech. Krzyki i doping umilkły. Każdy spoglądał na mnie zdziwiony, wtedy dowiedziałem się co to jest zło. W momencie, gdy budziłem się z szoku, nadszedł dyrektor. Rozgonił zbiegowisko i w milczeniu podszedł do mnie. Stałem z pochyloną głową nad ciałem Joe, nie mogłem uronić łzy ani wykrztusić słowa. Dyrektor zimną dłonią chwycił mnie za kark i kazał mi iść wraz z nim do gabinetu. Nie minęło dużo czasu nim przyjechała policja. Pamiętam urywek rozmowy oficera z dyrektorem.

 

- Ten smarkacz zabił?! - rzucił zdziwiony policjant, spoglądając na mnie.

- Tak. Nie mam pojęcia co z nim zrobić. - odpowiedział zdezorientowany dyrektor.

- Jest pewne miejsce, dla takich jak on.

- To znaczy?

- Proszę nam zostawić chłopca, przekażemy go odpowiednim ludziom. - rzekł policjant.

 

Ostatecznie zostałem wpakowany do wozu pancernego. Miałem dziwne przeczucie, że źle skończę. Pod dozorem milczącej kobiety w białym kitlu, jechałem dość długo. Przez całą podróż towarzyszył mi sterylny zapach i zimny wzrok młodej brunetki. Wiedziałem, że postąpiłem źle. W trakcie jazdy zaczęły do mnie docierać fakty. Chciałem przeprosić, jednak nie wiedziałem kogo. Ostatecznie popłakałem się i łkając pytałem "Co mi pani zrobi?". Odpowiedzią było tajemnicze milczenie. Poczułem, że wóz zatrzymał się. Kobieta mocno uderzyła mnie w załzawioną twarz, po czym nałożyła mi worek na głowę. Ostatnim momentem jaki pamiętam, było to jak jestem prowadzony za rękę. Nie wiem kto dokładnie mnie prowadził. Wiem, że doszliśmy do jakiejś windy, która zabrała nas w nieznane. Kiedy winda zatrzymała się, kilka osób siłą wrzuciło mnie na łóżko. Nadal nic nie widziałem, poczułem jak coś wbija mi się w ręce i nogi. Zasnąłem...

 

Sen dobiegł końca, nie wiem dokładnie ile trwał. Po otwarciu oczu, nad głową widziałem rzędy rażących lamp diodowych biegnących wzdłuż białego sufitu. Zapach był podobny jak ten z furgonetki, nieprzyjemny. Podnosząc się z łóżka szpitalnego, zauważyłem, że jestem w pustym pokoju całkiem nagi. Wyciągnąłem igły z nóg oraz rąk, które podpięte do gumowego wężyka, biegły z jakiegoś dziwnego gniazda w ścianie. Zauważyłem, że moje ciało jest inne, o wiele większe, dojrzalsze. Na mojej skórze nie było włosków, na głowie również łyso. Nim stanąłem na nogi, zwymiotowałem jakąś przeźroczystą mazią. Dreszcz obiegł każdy skrawek ciała, poczułem stopniowo narastające zimno. Moje mięśnie u rąk i nóg były niesamowicie rozwinięte. Czułem, że posiadam nadludzką siłę. W głowie kłębiły mi się wspomnienia z przed niewiadomo ilu lat. Nie należały one do dobrych. Przypomniała mi się bójka z Ziggim Joe, tak jakby działo się to wczoraj. Starałem się o tym zapomnieć. Szukałem wskazówek, które rozwikłają zagadkę tego dziwnego miejsca. Jedną z nich stanowił okrągły właz, który nie posiadał pokrętła. Widocznie można było go otworzyć tylko z jednej strony. Załamałem się, wiedziałem, że nic nie wskóram. Pozostało czekać. Ale na co? Krążyłem od kąta do kąta, chcąc rozgrzać organizm. Z nerwów wyrwałem wężyki z gniazdka, z którego zaczęła wypływać ciecz, na widok której moje serce pulsowało mocniej. Nalałem jej trochę na dłoń, po czym liznąłem delikatnie językiem. Ten smak był niesamowity, im więcej piłem tym silniejszy się czułem. Nie mogłem przestać, po większych ilościach płynu, narastały przyjemne halucynacje. Co za dużo to nie zdrowo, znów poczułem mdłości. Chociaż pociąg do substancji błyskawicznie rósł, przestałem ją spożywać, ze strachu, że mogę przez to umrzeć. Serce tłukło po klatce piersiowej jak szalone. Oparłem plecy o białą ścianę. Całe pomieszczenie zmieniało barwy, jakby zamiast rażących ciągłym światłem diod, migał stroboskop. W mózgu narastała bitwa myśli, przez pamięć biegły wzory matematyczne i fizyczne, alfabety i inne skomplikowane rzeczy. Ktoś mnie zaprogramował? Będąc dzieckiem, nie umiałem pisać ani czytać. Teraz czułem się, jakbym pożarł kilka tomów encyklopedii, słowniki i całą stertę innych książek. Halucynacje powoli słabły, z nosa jak i ust uciekła mi krew. Nie miała posmaku typowo metalicznego, była słodka i bardzo gęsta, krzepła tuż po kontakcie z powietrzem. Czas począł uciekać nieubłaganie, nie wiedziałem ile go minęło, ale bezczynność stopniowo powodowała u mnie stany lękowe. Wpadłem na pewien pomysł. Skoro z dziury wychodziły te gumowe wężyki, to za ścianą na pewno coś jest. Wziąłem porządny zamach, uderzyłem z całych sił pięścią. Owszem zrobiło się wgniecenie i nawet nie poczułem bólu, lecz nic nie wskórałem. Stopniowo obijałem ścianę w tym samym miejscu, lecz metal, który stanowił jej budulec rozciągał się niczym guma. Stwierdziłem, że porzucę walkę ze ścianą. Moją uwagę przykuł właz. Podszedłem do niego i już chciałem uderzyć z całych sił, jednakże jakieś dziwne pole siłowe odrzuciło mnie na koniec pokoju. Porzuciłem wszelkie pomysły na ucieczkę, padłem w zwątpieniu na szpitalne łóżko i gapiłem się w sufit. Nie mogłem zmrużyć oka, to było niemożliwe po takiej dawce snu. Po jakimś czasie zaczęło się coś dziać. Usłyszałem zza włazu rozmowę dwóch mężczyzn. Nie mogłem nic zrozumieć, ale przeczuwałem, że ktoś wkrótce mnie odwiedzi. Właz stopniowo począł się uchylać. Po jego otwarciu nikogo nie spotkałem, a za nim było bardzo jasno. Stwierdziłem, że skoro jest otwarte to wyjdę. Ostrożnie podszedłem do wyjścia, bałem się tego pola siłowego, jednakże nic mnie nie odrzuciło. Za progiem pomieszczenia znajdował się wąski korytarz, z szeregiem kamer. Ściany jak i sufit oraz podłogę pokrywały diody. Korytarz prowadził do kolejnego włazu, przed którym leżały białe szaty i buty. Ktoś wszystko dla mnie przygotował i widocznie czekał, aż się odzieję. Kiedy wrzuciłem na siebie ubrania, właz się otworzył. Moim oczom ukazała się kwiecista łąka, zdobiona szeregiem pagórków.Wyszedłem na zewnątrz. Gdzieniegdzie rosły samotne drzewa liściaste. Spojrzałem w błękitne niebo, tam zamiast słońca i chmur wisiały pozakrzywiane zegary, emitujące łagodne światło, ich wskazówki stały w miejscu. Panowała wszechobecna cisza. Rozglądałem się wokół, by znaleźć kogokolwiek, z kim mógłbym zamienić słowo. Popatrzyłem jeszcze na właz, który stopniowo się zamykał. Najdziwniejsze było to, że ów właz wisiał w powietrzu, za nim i pod nim nic nie było. Jakby stanowił jakiś portal pomiędzy wymiarami. Mimo wszystko nie chciałem wracać do tego pomieszczenia, tutaj czułem się swobodniej. Zacząłem biegnąć przed siebie, by dotrzeć do najbliższego wzgórza. Gdy na nie dotarłem począłem się rozglądać w dal. Niestety nie zobaczyłem nic ciekawego, prócz kwiatów i samotnych drzew. Wykorzystałem swoją siłę i niczym konik polny skakałem z miejsca na miejsce, pokonując dziesiątki metrów jednym skokiem. To było wspaniałe uczucie, jak z jakiejś bajki. Skacząc tak bezcelowo, napotkałem dziwaczne drzewo. Rosło we wnęce pomiędzy wzgórzami, nie posiadało liści, jednak rosły na niej gruszki. Najlepsze było to, że gruszki rosły na wierzbie! Z niedowierzaniem podszedłem do wierzby by zerwać owoc, gdy już sięgałem po gruszkę, usłyszałem takie "KSZ, KSZ". Od razu cofnąłem rękę. Może coś mi się zdawało? Tym razem pewnie chwyciłem owoc i go zerwałem. Nagle wierzba wyskoczyła wraz z korzeniami z gleby i uciekła na kilka metrów.

 

- Przestań mnie molestować! - rzekł kobiecy głos dochodzący od wierzby.

- Ty mówisz? - zapytałem zdziwiony

- Tak, jestem uczuciowa i delikatna. To bolało, ty parszywy robalu!

- Przepraszam. Nie wiedziałem, że jesteś świadoma tego co dzieje się wokół.

- Na nic mi twoje przeprosiny. Gruszki już nie odzyskam!

- Owszem, z miłą chęcią ją zjem. - odparłem szyderczo.

- Ty mały gnojku, odejdź już z stąd, nikt cię tu nie zapraszał.

- Dobrze, pójdę sobie. Ale powiedz mi, gdzie ja właściwie jestem?

- Nic ci nie powiem chamie. Zostaw mnie w spokoju.

- Mam ukraść kolejną gruszkę? Nawet smaczne masz owoce.

- Rozumiem, że nie dasz mi spokoju głupcze?

- Póki nie odpowiesz na moje pytanie... nie, nie dam ci spokoju droga wierzbo.

- Sam tego chciałeś, wzywam Gajowego!

- Kogo?

- Poczekaj kilka sekund, zaraz się tu pojawi i złoi ci skórę.

- Nie mogę się doczekać! - krzyknąłem zagryzając gruszkę.

 

Wierzba zaczęła gwizdać! Nie posiadała ust czy oczu, ale potrafiła mówić i do tego gwizdać! W czasie wydawania dźwięku, nacierała na mnie, chcąc zrobić mi krzywdę. Odskakiwałem jej, drażniąc wierzbę co raz bardziej. Po chwili gwizdanie ustąpiło. Z nieba strzelił piorun i na łące pojawił się Gajowy. Miał dziwny ubiór, cylindryczny czarny kapelusz sterczał mu na głowie, jego zakręcony wąs prawie wchodził mu do nosa a puszysta twarz robiła się czerwona ze złości. W białej pelerynie chował zapałki i papierosy. Odpalił nerwowo papierosa.

 

- Kim ty jesteś?! Co chcesz od wierzby?! - zapytał z furią w oczach.

- Nic nie pamiętam. Chciałbym się dowiedzieć gdzie jestem...

- Jesteś w Pod świecie # 2.

- Co to jest Pod świat # 2? - zapytałem zaciekawiony.

- To świat, który nie został jeszcze ukończony przez Króla Kreatora.

- On jest jakimś bogiem?

- Nie będę odpowiadał na więcej pytań. Jesteś na terenie mojego gaju!

- Co w związku z tym?

- Musisz się wycofać, inaczej użyję siły!

- Siły? Nie możemy jeszcze porozmawiać?

- Nie ma o czym, obraziłeś moją wierzbę i basta!

- Daj mi chociaż jakąś wskazówkę panie Gajowy.

- Ale pójdziesz sobie wtedy?

- Tak obiecuję, że pójdę i dam spokój twojej wierzbie.

- Przejdę od razu do sedna. Musisz znaleźć Białą Dziurę!

- Co to takiego, ta Biała Dziura?

- To portal, który odeśle cię tam skąd przybyłeś.

- I to tyle? Mam to tylko znaleźć i wracam?

- Cha! To nie takie łatwe, ten świat praktycznie nie ma końca.

- Jak to nie ma końca?

- Po prostu, został niedokończony!

- Czyli mogę się tak błąkać całą wieczność?

- Owszem, być może spotkasz innych Odurzonych, którzy szukają Dziury.

- Odurzonych?

- Tak! Jesteś jednym z nich. Pomieszały ci się światy i cały czas mi tu przeszkadzasz.

- Rozumiem! Będę szukał tej Dziury!

- Ale uważaj gdy zegary zgasną i nastanie mrok!

- Co się wtedy dzieje? - zapytałem lekko wystraszony.

- Budzą się molderkiny. Istoty pożerające Odurzonych.

- Ja jestem Odurzony?

-Pomyliłeś światy! Ile mam ci powtarzać?! Jesteś nieprawidłowością! - odparł nerwowo

- Mam się bać?

- Jak zadasz kolejne pytanie to wpadnę w furię i zamienię cię w krzew z jagodami!

- Dobrze już dobrze! Odchodzę, nie ma mnie! Żegnaj!

- I więcej tu nie przychodź chamie! - dodała ozięble wierzba.

 

Odskoczyłem na kilkadziesiąt metrów i począłem szukać Białych Dziur. Jak to wygląda? Nie miałem pojęcia, liczyłem na łut szczęścia. Świat, w którym się znajdowałem, wydawał się niedorzeczny, pozbawiony sensu. Skacząc tak, podziwiałem monotonny krajobraz, który nasuwał miliony pytań. Unosząc się w powietrzu, dostrzegłem rzeczkę, która wypływała z pod ziemi. Zatrzymałem się przy niej by wziąć kilka łyków i zaspokoić pragnienie. Woda była lodowata, zdjąłem więc buty i zamoczyłem w niej stopy. Miała kojące właściwości, całe zmęczenie zeszło ze mnie w ciągu kilku sekund. Położyłem się w trawniku, poczułem senność i zamknąłem oczy. Mój spokojny sen przerwało szturchanie po ramieniu. Natychmiastowo podniosłem powieki. Ujrzałem kota, wielkości średniego człowieka. Stał na tylnych łapach, jego białą sierść zakrywał zielony płaszczyk. Wystraszyłem się i w momencie gdy stanąłem na nogi, odskoczyłem jak najdalej się dało.

 

- Nie uciekaj! - krzyknął zachrypniętym głosem kot.

- Kim jesteś i czego chcesz?

- Jestem Alfred - zbliżył się do mnie - Chcę tylko porozmawiać.

- Przepraszam za moją reakcję, nigdy nie spotkałem takiego kota.

- Ale ja nie jestem kotem...

- To kim jesteś?

- Wyda się to śmieszne, ale byłem człowiekiem.

- To dlaczego wyglądasz jak kot?

- Zadarłem z Gajowym, jeżeli go spotkasz to uciekaj najdalej jak się da.

- Już miałem z nim przyjemność...

- To powinieneś się cieszyć że nie jesteś teraz myszką, Cha cha cha.

- Co tu robisz Alfredzie?

- Tak jak i ty przyszedłem nabrać wody. Prowadzę nieopodal bibliotekę...

- Bibliotekę?

- Tak. Może chcesz ją odwiedzić? Jest skromna ale znajdziesz kilka ciekawych tytułów.

- Czemu nie i tak skaczę po okolicy szukając bezowocnie białych dziur.

- Jesteś Odurzonym?

- Wydaje mi się, że tak. Gajowy mnie tak nazwał, widzę, że ty też coś wiesz...

- Wiem sporo. Możemy porozmawiać na spokojnie przy herbatce.

- Z miłą chęcią. - odparłem uśmiechnięty.

- Chodź za mną, mimo że nie znam twojego imienia to robisz wrażenie dobrego człowieka.

- Nie chciałem być nieuprzejmy, ale nie wiem jak się nazywam.

- Nic się nie stało, a teraz na herbatkę!

 

Alfred wziął rozpęd i wyskoczył w powietrze, zrobiłem to samo i podążałem za nim. Dziwny kot mieszkał w bibliotece, która bardziej przypominała dworek. Ściany z białym tynkiem, pokryte lawendą i dach z czerwonym gontem robiły dobre wrażenie estetyczne. Na werandzie obok wejścia, stał stół i bujany fotel. Drewniane okna, gdzieniegdzie miały pęknięcia na szybach. Biblioteka mieściła się między wielkimi dębami, przed nią rozrastał się piękny ogródek z jabłoniami, morelami, a także wieloma kwiatami i warzywami. Całą działkę otaczało drewniane ogrodzenie. Zapachy, które unosiły się w powietrzu przyjemnie mieszały w głowie. Od razu poczułem się lepiej gdy tam przybyłem. Alfred nakazał mi usiąść na fotelu bujanym, po czym poszedł zrobić herbatę. Przyniósł na tacy porcelanowy sagan i dwie filiżanki, po czym przytargał z domu drugi fotel bujany i rozsiadł się.

 

- Chcesz zapalić jointa? - zapytał nagle.

- No nie wiem, chyba pozostanę przy herbatce.

- Mam najlepsze zioło w całym pod świecie, nie daj się prosić, dawno nie paliłem z kimś.

- Skoro tak nalegasz, nie wypada mi odmówić.

 

Kot wyciągnął z pelerynki pudełko, w którym trzymał bibułki i woreczek z marihuaną. W kilka sekund skręcił sporego jointa, po czym go odpalił.

 

- Zaciągaj się powoli, to mocna "amnezja".

- Ale dobrze smakuje, na prawdę zacnie. A ta herbatka, no niebo w gębie.

- Cieszę się, że wszystko ci smakuje. Widzę, że nadajemy na podobnych falach.

- Rzeczywiście mocne to zioło, wszystko wydaje się takie śmieszne.

- Cha cha cha, jestem Alfred, Alfred który wie co dobre.

- Tu się muszę z tobą zgodzić.

- Niedługo zgasną zegary, będziemy musieli się schować w środku.

- Przed molderkinami? - zapytałem.

- Tak! Skąd o nich wiesz?

- Gajowy mnie ostrzegał, że pożerają odurzonych.

- Owszem. Są małe, włochate, koloru fioletowego, mają tylko jedno oko i ogromną szczenę.

- Ty też jesteś odurzony? - zapytałem nagle.

- Nie, skądże. Stworzył mnie Król Kreator. Jestem tu od zawsze, w tym oto miejscu.

- Spotkałeś tu kogoś oprócz mnie?

- Tak, młodą kobietkę, ładna była, spodobałaby ci się.

- Co się z nią stało?

- Wiesz, jestem tu sam. Nie mogłem się powstrzymać by chwycić ją za piersi przy herbatce.

- Czyli uciekła od ciebie? W sumie się nie dziwię...

- Niestety, dostałem od niej mocno w twarz po czym odskoczyła najdalej jak się da.

- Mam nadzieję, że do mnie się nie będziesz dobierał Alfredzie.

- Jeżeli miałbyś spore piersi, to już by leżały w moich łapach.

- Jesteś trochę zboczony...

- Chyba jak każdy facet. Nie mów mi, że nie pomacałbyś cycuszków?

- Nie mówię że nie, ale do kobiet trzeba podchodzić w delikatny sposób.

- Skąd to wiesz? Byłeś już z jakąś?

- Właśnie nie, ale mam takie przeczucie. Jak myślisz co się z nią stało?

- Widziałem ją niedawno, jak się kąpała koło rzeki. Molderkiny jej nie zjadły...

- Mówiła coś ciekawego? Na przykład o tym skąd się tu wzięła?

- Owszem, mówiła coś, ale nie pamiętam co. Jej piersi wywarły na mnie zbyt duże wrażenie!

- Czyli jej nie słuchałeś...

- No nie, chociaż obiło mi się o uszy, że wyszła z jakiegoś portalu.

- Hmm, myślisz, że mam szansę ją spotkać?

- Myślę, że tak, proponuję zaczaić się przy rzece.

- Zaczaić? Brzmi podejrzanie. Alfred czy ona kąpie się nago?

- Strzał w 10! Pooglądamy sobie cycusie! Może przyjdzie jutro...

- Nie zamierzam jej podglądać, tylko chcę porozmawiać.

- Zgrywasz świętego, ale gdy zobaczysz to co ja, to oślepniesz.

- Na prawdę jesteś wyposzczony. - odparłem rozbawiony.

- Bang! Zegary zgasły. Patrz jak ciemno przyjacielu. Chodźmy do środka.

- Właśnie widzę, że zegary dosłownie gasną!

- To urok tego miejsca, dzień pojawia się nagle, noc także.

- Jestem ciekaw co tu jeszcze zobaczę...

 

Ciemność spowiła całą krainę. Przekroczyliśmy próg biblioteki i od razu natknąłem się na regały biegnące wzdłuż ścian. Nie było nic innego, wszędzie książki! Alfred oprowadził mnie po dziwacznym domu. Jego kuchnia była skromna, składała się z piecyka kaflowego z żeliwnym blatem, na którym stał już czajnik z parzącą się wodą. Na stole przy którym dostawione były cztery krzesła leżał stos ksiąg i zwojów. Nie mogłem się nadziwić ile on tego tu ma. Za oknami zaczęły skakać molderkiny, wydawały odgłos podobny do roju pszczół. Mój nowo poznany przyjaciel zapewnił mnie, że tu jest bezpiecznie, a molderkiny boją się światła bijącego z jego lamp naftowych. Powróciliśmy do rozmowy, tym razem przy stole kuchennym.

 

- Przepraszam za ten bałagan drogi nieznajomy. Ale ostatnio badam pewną sprawę...

- Co dokładnie? - zapytałem zaciekawiony.

- Słyszałeś już o białych dziurach, prawda?

- Tak, szukam ich, żeby powrócić do swojego świata.

- Widzisz, może ci pomogę...

- Na prawdę? Byłbym wdzięczny.

- Ale nic nie obiecuję. Prowadzę badania nad białymi dziurami...

- Na czym one polegają, te badania?

- Cóż, według ksiąg otrzymanych od Króla Kreatora, da się takową dziurę stworzyć...

- Dałbyś radę zrobić coś takiego?

- Nie mam pojęcia. Do jej stworzenia potrzebne jest Oko Błękitu, którego nie posiadam.

- Gdzie można znaleźć takie oko?

- Wiem gdzie jest i przez nie jestem teraz futrzakiem.

- Domyślam się, że ma je Gajowy. - odparłem z pewnością.

- Tak, widziałem jak się nim kiedyś bawił...

- Bawił? W jakim sensie?

- Oko Błękitu, to niebiański kamień wielkości małej piłeczki, spełnia wszystkie życzenia właściciela.

- I co takiego robił tym kamieniem?

- Cha cha cha. To było śmieszne. Wieszał gruszki na wierzbie. - odparł rozbawiony Alfred.

- Zerwałem jedną gruszkę, a ta wierzba mówiła i mnie nawet zwyzywała.

- To Kornelia. Rozmawiałem z nią kiedyś, gdy była jeszcze człowiekiem.

- Co się z nią stało?

- Cóż, chyba nie muszę ci mówić kto jej to zrobił. Również chciała posiąść moc kamienia.

- Kim jest Gajowy?

- To pół bóg, pół człowiek, strażnik Pod świata # 2. Więcej o nim nie wiem.

- Czyli, żeby się stąd wydostać, potrzebny jest tylko ten kamień?

- Tylko? Nawet nie myśl o tym żeby go zdobyć! Czy Gajowy już ci groził?

- Tak, za zerwanie tej gruszki z wierzby. Ostrzegł, że zamieni mnie w krzew z jagodami.

- Masz szczęście, że tego nie zrobił, ale następnym razem się nie zawaha.

- Gdzie on mieszka?

- Nie wiem czy to mądre ci to mówić. Ale nieopodal, w Wielkim Borze.

- Jest tam sam?

- Tak. Prowadzi samotne życie w drewnianej chacie. Jego przyjaciele to drzewa.

- Nie poszedłbyś ze mną Alfredzie? Może spróbujemy z nim porozmawiać.

- Dobra, pójdę z tobą ale pod jednym warunkiem! - rzucił wysokim tonem Alfred.

- Jaki to warunek?

- Musisz przekonać tę panienkę, żeby dała mi pomacać swoje...

- Nie ma mowy! Już raz ci dała kosza. Myślisz, że masz jeszcze jakieś szanse?

- Rozumiem, czyli chcesz tu zostać calutką wieczność?

- No nie. Ale nie wiem jak przekonać kobietę do takich rzeczy. Tym bardziej, że ją zraziłeś do siebie.

- Masz całą noc, żeby coś wymyślić. Porozglądam się jutro za nią i wiesz, zagadasz do niej...

- Nie wiem czy to się uda, ale mogę spróbować.

- Byłbym ci bardzo wdzięczny, jej cycuszki są takie...

- Dobrze już dobrze, oszczędź mi tych sprośności, zrobię co będę mógł.

- Tak trzymaj nieznajomy przyjacielu! Tak trzymaj. - odparł uradowany.

 

Skończyliśmy długą pogawędkę wypalonym jointem do snu. Alfred zaprowadził mnie do mojego pokoju, który znajdował się na piętrze. Wystrój pomieszczenia był podobny jak w całym domu, wszędzie książki i regały, a między regałami znajdowało się drewniane łóżko. Alfred miał pokój obok, który był totalnym stosem książek, łóżko ledwo wystawało z pod nich. Poprzewracane regały podkreślały negliż, jaki panował w jego sypialni. Nie miałem ochoty zwiedzać reszty pomieszczeń, ponieważ senność co raz bardziej mnie porywała w kierunku łóżka. Wypalenie skręta dało mi w kość, padłem jak kłoda i wtuliłem głowę w poduszkę. Zasnąłem niczym niemowlę.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Constantine 29.12.2015
    "Tam w wieku kilku lat podjąłem się pierwszej walki na pięści z Ziggim Joe" - przecinek po "tam", "lat", o ile traktować to jako wtrącenie.

    "Pamiętam jak krew spływała z jego czoła" - przecinek po "pamiętam"

    " wtedy dowiedziałem się co to jest zło. " - przecinek po "się"

    "Nie mam pojęcia co z nim zrobić. " - przecinek po "pojęcia"

    "Jest pewne miejsce, dla takich jak on." - wydaje mi się, że bez przecinka

    "łkając pytałem " - przecinek po "łkając"

    "Ostatnim momentem jaki pamiętam, było to jak jestem prowadzony za rękę." - przecinek po "momentem", "to"

    "Nie wiem kto dokładnie mnie prowadził" - przecinek po "wiem"

    "poczułem jak coś wbija mi się w ręce i nogi. " - przecinek po "poczułem"

    "nie wiem dokładnie ile trwał." - przecinek po "dokładnie"

    "diodowych biegnących wzdłuż białego sufitu." - przecinek po "diodowych"

    "z przed " - sprzed

    "Z nerwów wyrwałem wężyki z gniazdka, z którego zaczęła wypływać ciecz, na widok której moje serce pulsowało mocniej." - powtórzenie "której"

    "im więcej piłem tym silniejszy się czułem." - przecinek po "piłem"

    "Nie mogłem przestać, po większych ilościach płynu, narastały przyjemne halucynacje." - wydaje mi się, że bez drugiego przecinka

    "z nosa jak i ust uciekła mi krew. " - przecinek po "nosa"

    " nie wiedziałem ile go minęło" - przecinek po "wiedziałem"

    " Owszem zrobiło się wgniecenie " - przecinek po "owszem"

    " lecz nic nie wskórałem. Stopniowo obijałem ścianę w tym samym miejscu, lecz metal, " - powtórzenie "lecz"

    "lecz metal, który stanowił jej budulec rozciągał się niczym guma." - przecinek po "budulec"

    "Stopniowo obijałem ścianę w tym samym miejscu, lecz metal, który stanowił jej budulec rozciągał się niczym guma. Stwierdziłem, że porzucę walkę ze ścianą" - powtórzenie "ścianą"

    "skoro jest otwarte to wyjdę. " - przecinek po "otwarte"

    "znajdował się wąski korytarz, z szeregiem kamer" - wydaje mi się, że bez przecinka

    " Ściany jak i sufit oraz podłogę pokrywały diody. " - przecinek po "ściany"

    "tam zamiast słońca i chmur wisiały pozakrzywiane " - przecinek po "tam", "chmur"

    " Gdy na nie dotarłem począłem się rozglądać w dal." - przecinek po "dotarłem"

    "Zacząłem biegnąć przed siebie, by dotrzeć do najbliższego wzgórza. Gdy na nie dotarłem począłem się rozglądać w dal. " - powtórzenie "dotrzeć"

    " Niestety nie zobaczyłem nic ciekawego," - przecinek po "niestety"

    "Z niedowierzaniem podszedłem do wierzby by zerwać owoc" - przecinek po "wierzby"

    "rzekł kobiecy głos dochodzący od wierzby." - wydaje mi się, że przecinek po "głos"

    "jesteś świadoma tego co dzieje się wokół." - przecinek po "tego"

    " z stąd" - stąd

    "Nic ci nie powiem chamie." - przecinek po "powiem"

    "Rozumiem, że nie dasz mi spokoju głupcze" - przecinek po "spokoju"

    " nie, nie dam ci spokoju droga wierzbo." - znów przecinek po "spokoju"

    " krzyknąłem zagryzając gruszkę" - przecinek po "krzyknąłem"

    "co raz " - coraz

    "wchodził mu do nosa a " - przecinek po "nosa"

    "W białej pelerynie chował zapałki i papierosy. Odpalił nerwowo papierosa." - powtórzenie "papierosa"

    "Chciałbym się dowiedzieć gdzie jestem." - przecinek po "dowiedzieć"

    "wskazówkę panie Gajowy" - przecinek po "wskazówkę"

    "Tak obiecuję" - przecinek po "tak"

    "który odeśle cię tam skąd przybyłeś." - przecinek po "tam"

    "Ale uważaj gdy zegary " - przecinek po "uważaj"

    "Jak zadasz kolejne pytanie to wpadnę w furię " - przecinek po "pytanie"

    "Dobrze już dobrze" - przecinek po "już"

    " I więcej tu nie przychodź chamie" - przecinek po "przychodź"

    "Zatrzymałem się przy niej by wziąć " - przecinek po "niej"

    "Wystraszyłem się i w momencie gdy stanąłem na nogi, odskoczyłem jak najdalej się dało." - wydaje mi się, że przecinek po "momencie", "odskoczyłem"

    "jeżeli go spotkasz to uciekaj najdalej jak się da." - przecinek po "spotkasz"

    "Co tu robisz Alfredzie?" - przecinek po "robisz"

    "Tak jak i ty przyszedłem nabrać wody" - przecinek po "ty"

    "Jest skromna ale znajdziesz " - przecinek po "skromna"

    "Czemu nie i tak skaczę po okolicy szukając bezowocnie białych dziur." - przecinek po "nie", "okolicy"

    " mimo że nie znam twojego imienia to robisz " - przecinek po "imienia"

    "ale nie wiem jak się nazywam." - przecinek po "wiem"

    "Na werandzie obok wejścia," - przecinek po "werandzie"

    "Drewniane okna, gdzieniegdzie miały pęknięcia na szybach." - bez przecinka

    " Zapachy, które unosiły się w powietrzu przyjemnie mieszały w głowie. " - wydaje mi się, że przecinek po "powietrzu"

    "Od razu poczułem się lepiej gdy tam przybyłem." - przecinek po "lepiej"

    "po czym poszedł (...) po czym przytargał " - powtórzenie

    "pod świecie" - wydaje mi się, że powinno być z dużej litery, skoro to nazwa własna.

    "na prawdę " - naprawdę

    "Rzeczywiście mocne to zioło" - przecinek po "rzeczywiście"

    "Alfred który wie co dobre." - przecinek po "alfred"

    "Nie mogłem się powstrzymać by chwycić ją za piersi przy herbatce." - przecinek po "powstrzymać"

    "twarz po czym" - przecinek po "twarz"

    " dobierał Alfredzie." - przecinek po "dobierał"

    "Jak myślisz co się z nią stało?" - przecinek po "myślisz"

    "Na przykład o tym skąd się tu wzięła?" - przecinek po "tym"

    "Alfred czy ona kąpie się nago?" - przecinek po "Alfred"

    "Strzał w 10" - "strzał w dziesiątkę"

    "Patrz jak ciemno przyjacielu. " - przecinek po "patrz", "ciemno"

    "Jestem ciekaw co tu jeszcze zobaczę..." - przecinek po "ciekaw"

    "Na stole przy którym dostawione były cztery krzesła leżał stos ksiąg i zwojów. Nie mogłem się nadziwić ile on tego tu ma. " - przecinki po : "stole", "krzesła", "nadziwić"

    "Przepraszam za ten bałagan drogi nieznajomy" - przecinek po "bałagan"

    ' Wiem gdzie jest" - przecinek po "wiem"

    "widziałem jak się nim kiedyś bawił..." - przecinek po "widziałem"

    "Oko Błękitu, to niebiański kamień wielkości małej piłeczki" - bez przecinka

    " mówić kto jej to zrobił." - przecinek po "mówić"

    "tym żeby go zdobyć!" - przecinek po "tym"

    "Nie wiem czy to mądre ci to mówić" - przecinek po "wiem", poza tym brakuje mi tu "aby" lub "by" między "mądre" a "ci"

    " mną Alfredzie" - przecinek po "mną"

    "tobą ale pod jednym warunkiem" - przecinek po "tobą"

    "Ale nie wiem jak przekonać kobietę do takich rzeczy" - przecinek po "wiem"

    "Nie wiem czy to się uda," - przecinek po "wiem"

    "Dobrze już dobrze, oszczędź mi tych sprośności, zrobię co będę mógł.
    - Tak trzymaj nieznajomy przyjacielu! " - przecinki po : "już", "zrobię", "trzymaj"

    "Wystrój pomieszczenia był podobny jak w całym domu, wszędzie książki i regały, a między regałami znajdowało się drewniane łóżko. Alfred miał pokój obok, który był totalnym stosem książek, łóżko ledwo wystawało z pod nich." - powtórzenie "książki", "łóżko"



    Hm. Specyficzny tekst, dość ciekawy pomysł, moim zdaniem, chociaż jest jeszcze kwestia tego, w jaki sposób go przedstawisz. Twój sposób raczej nie przypadł mi do gustu, aczkolwiek początek był dla mnie nawet obiecujący. Brakuje mi opisu uczuć bohatera w kluczowych momentach, na przykład podczas bójki z Ziggim lub po przedostaniu się na drugą stronę portalu. Ponadto, mnóstwo błędów interpunkcyjnych, w połowie wręcz dopadla mnie ochota, żeby przestać czytać, bo czasem aż raziło mnie w oczy. Co więcej. Wydaje mi się, że kiedy nasz bohater rozmawia z Alfredem, nie musisz tak często podkreślać, że kwestie wygłasza właśnie kot, ponieważ dla czytelnika to dość oczywiste, w ten sposób uniknąłbyś również powtórzeń. Podczas czytania niektórych zdań, wydawało mi się, że można by jednak pozamieniać znaki interpunkcyjne, trochę urozmaicając w ten sposób tekst. Jeszcze kwestia opisów, jak dla mnie zbyt "suche" i mało obrazowe, nie czyta się ich z przyjemnością, niestety (przynajmniej w moim odczuciu). Ach, i akapity. Trzeci był dla mnie niemal nie do przebrnięcia, wystraszył wręcz swoją obszernością. Można by zrobić z niego kilka pomniejszych, co - jak mi się wydaje - wcale nie zmieniłoby drastycznie tekstu, a pomogłoby odbiorcy czytać fragment z większym komfortem, to samo zresztą odnośnie pozostałych akapitów.

    Poza tym podoba mi się postać Alfreda :F dodaje kolorytu opowieści :)

    zostawiam 3/5, życzę powodzenia w dalszym pisaniu i pozdrawiam ;)

    ach, i przepraszam za tak długi komentarz xD
  • Atropina 29.12.2015
    Dziękuję za tak obszerny komentarz, tu nie ma za co przepraszać :D! Nie zostało mi nic innego jak poprawiać. Interpunkcja u mnie kuleje, muszę przyznać. Akapity to chyba wina przeglądarki, bo próbowałem to poprawić wcześniej, być może jak zrobię to na jakimś chromie czy operze to będzie Ok. Kontynuacja będzie bardziej dopracowana, popracuję nad opisami, postaram się by były bogatsze. Pozdrawiam! :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania