Odważny Olek
W jednym hałaśliwym mieście, pośród szumu samochodów i jaskrawych witryn, stał wysoki blok mieszkalny. W mieszkaniu nr 25 mieszkał chłopiec o imieniu Olek. Był zwykłym chłopcem o niezwykłej duszy — dobrej, ciekawskiej i bardzo odważnej.
Olek nie mógł chodzić sam — jego nogami był wózek, który cicho stukał po podłodze i przewoził go tam, gdzie chłopiec chciał. Ale to nie przeszkadzało Olkowi w marzeniach, śmiechu i pomaganiu innym.
Codziennie mama szła do pracy, a Olek zostawał w domu z książkami, swoim ukochanym papużką Jaszkiem i marzeniem — zostać ratownikiem, który pomaga ludziom w potrzebie.
Pewnego letniego wieczoru, gdy słońce już schowało się za dachami, na podwórku nagle zapaliła się śmietnikowa komórka — ktoś chyba wyrzucił niedopałek. Ogień szybko zaczął się rozprzestrzeniać, a z dołu słychać było krzyki:
— Patrzcie! Tam dym! Ogień!
— Pomocy! Tam jest kotek! Jest przestraszony, nie może się wydostać!
Mieszkańcy biegali zdezorientowani, dzwonili po straż pożarną. Mama Olka jeszcze nie wróciła do domu.
Chłopiec podjechał do okna i zobaczył, jak dym unosi się coraz wyżej.
— Nie mogę stać z boku — powiedział do siebie.
Wziął swoją latarkę, wilgotną szmatkę, aby móc oddychać przez dym, i bez wahania wyjechał z mieszkania. Nacisnął przycisk windy, a serce biło tak mocno, że zdawało się, iż usłyszą je wszyscy sąsiedzi. Lecz strach nie mógł pokonać odwagi — Olek wiedział, że musi pomóc.
Kiedy podjechał do komórki, dym już snuł się po ziemi, oczy piekły, a ręce bolały od napięcia. Serce biło coraz szybciej. I nagle usłyszał ciche miau.
Kotek siedział przy ścianie, przestraszony i okopcony, próbował się wspiąć, ale łapki ślizgały się po brudnej desce.
Olek nie mógł podejść bliżej — było za gorąco. Ale przypomniał sobie, że w wózku ma sznurek, którym mama kiedyś przywiązywała jego zabawkę, żeby nie spadły, albo hamowała koła na pochyłości.
— Trzymaj się, maluszku, uratuję cię — wyszeptał.
Chłopiec ostrożnie podciągnął sznurek bliżej. Kotek, jakby zrozumiał, że to ratunek, złapał go łapką. Olek napiął sznurek, przyciągnął go do siebie — i oto przestraszony futrzak drżał na jego kolanach.
Chłopiec przykrył kotka szmatką i cicho powiedział:
— Wszystko dobrze, teraz jesteś bezpieczny.
Kiedy ludzie to zobaczyli, wszyscy zaczęli bić brawo. Pożar wkrótce ugaszono, a kotek cicho mruczał na kolanach Olka.
Gdy mama wróciła do domu i usłyszała od sąsiadów, co się stało, od razu pobiegła do Olka.
Chłopiec siedział przy oknie, trzymając na kolanach uratowane kocię, które już cicho mruczało, jakby dziękowało swojemu wybawcy.
Mama pochyliła się nad nim, objęła go i przez łzy wyszeptała:
— Jesteś prawdziwym bohaterem, mój synku.
Olek uśmiechnął się, spojrzał na mamę swoimi jasnymi oczami i odpowiedział:
— Nie, mamo, po prostu zrobiłem to, co podpowiedziało mi serce.
Lekko poklepał swój wózek i dodał:
— Żeby być odważnym, nie trzeba mieć silnych nóg — najważniejsze jest mieć silne serce.
Mama cicho przytuliła go do siebie, a kotek, zwinięty w kłębek, zasnął między nimi. W tej chwili zrozumiała, że jej syn to nie tylko chłopiec na wózku, ale prawdziwy przykład odwagi i dobroci.
I od tego dnia na podwórku pojawiła się tabliczka:
„Tu mieszka Olek — chłopiec o wielkim sercu i najsmielszych kółkach na świecie.”
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania