Odyseja sklepowa.
Sklep 1
Niestety nie prowadzimy.
Sklepik ten znajdował się w bocznej uliczce miasteczka. Nie miał żadnej nazwy ani reklamy. Zza brudnej, nieumytej szyby wystawowej niewiele dało się zauważyć. Tak w ogóle całą ulicę spowijał bury dym lecący z kominów w niebo. Z szarych budynków odpadał tynk, gdzieniegdzie ktoś namazał coś sprejem. Nie była to literatura ani poezja tylko zwykła "kurwa" albo " chuj ci w dupę". Inne sklepiki, które kiedyś sprzedawały coś na tej ulicy pozamykano. Szyby wystawowe pozasłaniano arkuszami brązowego papieru do pakowania, na którym widniał napis: "Lokal do wynajęcia". Zachował się tylko ten sklepik. Ludzie rzadko przechodzili tą ulicą. Była boczną odnogą tętniącego życiem centrum. Nie była nikomu potrzebna. Nikt nie musiał tu nic załatwiać. A jednak przypadki odwiedzenia sklepiku zdarzały się. Wpadały tu najczęściej kobiety, które obeszły wszystkie sklepiki w miasteczku i nie znalazły w nich tego co chciały albo tego co byłoby w najniższej cenie. Wchodziły, więc do tego sklepu z nadzieją,że tu wreszcie zakończą poszukiwania. Pchały drzwi, które otwierały się ciężko i z piskliwym jękiem i rozglądały się dokoła. Za biurkiem- ladą siedziała kobieta w nieokreślonym wieku i czytała książkę. Na widok klientki wstawała odsuwając krzesło z głośnym szuraniem i uśmiechała się.
- Dzień dobry, czy znajdę u pani bieliznę?
- Jaką męską czy damską ?
- Męską.
- Niestety, nie prowadzimy.
- A damską- drążyła klientka?
- Niestety, nie prowadzimy- rozkładała bezradnie ręce sprzedawczyni.
Kobieta zastanawiała się jeszcze czy zapytać o coś innego, ale po chwili wahania wycofywała się.
Następnego dnia do sklepiku wszedł emerytowany rencista, pan Marian.
- Dzień dobry, czy tu jest szmateks?
- Niestety, nie prowadzimy.
- A ma pani takie czapki z daszkiem jak ta- wskazał na swoją podniszczoną czapkę na głowie.
- Niestety, nie prowadzimy- brzmiała odpowiedź.
- A gdzie ja taką czapkę znajdę?
- Nie wiem, nie powiem panu.
- Kurczę, nigdzie nie ma, będę musiał chodzić w swojej aż do śmierci.
Kobieta uśmiechała się ze zrozumieniem, czekała aż klient zamknie za sobą drzwi i siadała do książki.
Innego dnia do sklepu weszły dwie kobiety.
- Ma pani czerwone stringi- zapytała pierwsza?
- Niestety, nie prowadzimy.
- A męskie muszki w grochy- zapytała druga?
- Niestety, nie prowadzimy- odpowiedziała sprzedawczyni z nutą zdziwienia w głosie.
- Idziemy na imprezę i tam będzie to potrzebne- tłumaczyły kobiety- ale nigdzie nie możemy znaleźć. Obeszłyśmy całe miasto i nigdzie nie ma, myślałyśmy,że może tu...
- Niestety, nie prowadzimy- rozłożyła ręce sprzedawczyni.
Tego samego dnia odwiedził ją jeszcze młody, tęgi mężczyzna w roboczym kombinezonie.
- Ma pani pilarki spalinowe?
- Niestety, nie prowadzimy.
- Powiedzieli mi,że znajdę je tu na tym zadupiu.
Sprzedawczyni milczała.
- To przenieśli gdzieś te pilarki, nie wie pani?
- Niestety my nie prowadzimy.
Zdarzały się klientki lub klienci drążący poszukiwania i wtedy sprzedawczyni dodawała do swojej zwykłej odpowiedzi coś jeszcze.
- Czy znajdę u pani spodnie na sto w pasie?
- Niestety, nie prowadzimy.
- A na ile pani ma?
- Niestety, nie prowadzimy spodni.
- A bluzę pani ma taką wielką. Taką przynajmniej 4xl?
- Niestety, nie prowadzimy.
- A co pani ma z dużych ubrań?
- Niestety, nie prowadzimy.
- A małe ubranka dziecięce?
- Niestety, nie prowadzimy.
- A coś dla syna, on ma rozmiar M.
- Niestety, nie prowadzimy.
- A dla mnie coś pani ma? Nie chce mi się chodzić po sklepach.
- Niestety, nie prowadzimy.
- To co pani tu sprzedaje, myślałam,że ubrania, a to spożywczy jest?
- Niestety, nie prowadzimy.
- To co tu pani sprzedaje, co tu prowadzicie?
- To co widać- odpowiedziała sprzedawczyni i wskazała na puste półki.
Kobieta spojrzała na nią zdziwiona i wyszła. Potem powiedziała swojemu mężowi,że na jej oko sprzedawczyni miała nie po kolei w głowie albo była zombie.
Sklepik pociągnął jeszcze miesiąc i dołączył do innych lokali do wynajęcia. Na szybie wystawowej zagościł znajomy papier i koślawe literki. Czasem w małej dziurce zrobionej w papierze pojawiało się oko i łypało na ulicę.
Wersja 2- minimalistyczna
Do sklepiku na ulicy Ogrodowej weszła klientka. Rozejrzała się i podeszła do stojącego na środku pomieszczenia stojaka. Dyndały na nim trzy wieszaki z ubraniami. Wisiała tam bluzka z żabotem z bistoru, marynarka z szerokimi klapami pamiętająca czasy przedwojenne i różowy moherowy sweterek. Kobieta przyjrzała się każdej rzeczy z osobna , obmacała materiały, znalazła ceny i rozmiary.
- Czy to już cała oferta- zapytała głośno?
Zza lady stojącej w ciemnym kącie sklepu podniosła się sprzedawczyni. Była to kobieta w średnim wieku z odrostami w przefarbowanych na blond włosach z lekką nadwagą i bez makijażu. Na twarzy miała odciśnięty rękaw swojej bluzy dresowej, który jej służył za poduszkę w czasie snu. Przeciągnęła się , ziewnęła i spojrzała nieprzytomnym wzrokiem na klientkę.
- Czy macie inne rozmiary- kobieta wskazała na moherowy sweter?
- To co widać- odparła sprzedawczyni i uśmiechnęła się szeroko.
Klientka zrobiła zdziwioną minę i ruszyła do wyjścia. W drzwiach zderzyła się z wysokim, chudym mężczyzną o niechlujnym wyglądzie.
- Pani Heniu- zwrócił się do sprzedawczyni- niech mnie pani poratuje, potrzebna mi złotówka na chleb.
- Nie mam, nic nie sprzedałam, ale mogę panu dać bułkę.
Pani Henia wyciągnęła w kierunku menela pieczywo przełożone kiełbasą. Facet skrzywił się i spojrzał na klientkę wychodzącą ze sklepu.
- A pani by mi nie dała złotówki?
- Tfu na psa urok- wzdrygnęła się klientka. Co to ma być?
Sprzedawczyni i menel roześmiali się głośno i popatrzyli na siebie.
- To co widać- odpowiedziała pani Henia i podrapała się pod pachą. Następnie podeszła do stojaka, na którym wisiały ubrania, przyjrzała się im z czułością i poprawiła moherowy sweterek.
Sklep 2
Takie, ale inne.
A teraz cofniemy się wstecz, piętnaście, może dziesięć lat. Na tej samej ulicy, ale jakże innej stał ten sam sklepik, ale jakże inny. Ulica nie była jeszcze miejscem, gdzie jak to mówią: "psy dupami szczekają", a i sklepik nie był upadającym lokalem czekającym na wynajęcie. Fasady starych, kamienicznych budynków pomalowano na kolorowo, dziurawą nawierzchnię ulicy wyłożono świeżym asfaltem. Położono nowe chodniki, którymi maszerowali uśmiechnięci, modnie ubrani mieszkańcy miasteczka. Wszyscy chcieli tu coś kupić albo załatwić. Ulica żyła. W dolnych kondygnacjach budynków znajdowały się lokale, które właściciele wyremontowali i wynajmowali. W jednym z takich lokali przyjmował swoje pacjentki znany w miasteczku ginekolog. Był niezwykle atrakcyjnym mężczyzną i kobiety ciągnęły do niego jak magnez. A w naszym sklepiku znajdował się damski butik. Właścicielem i sprzedawcą w jednej osobie był w nim czarujący i przystojny mężczyzna o imieniu Stefan. Tajemnicą poliszynela było,że ginekolog i Stefan są parą, ale kobietom to nie przeszkadzało. Okno wystawowe butiku lśniło czystością, a w sklepie pachniało perfumami. Klientki Stefana były wybredne, ale sprzedawca miał na nie swoje sposoby.
-Dzień dobry panie Stefanie, przyszłam do pana w poszukiwaniu czegoś nowego i w dobrej cenie. Chciałabym,żeby to mnie odmładzało i wyszczuplało.
- Ależ oczywiście- Stefan zatarł ręce i podbiegł do regału z kolorowymi bluzkami, sukienkami i spódnicami.
- Może to- wskazał malinową tunikę.
- Nie ten kolor.
- A ta sukienka- wyciągnął z wieszaka turkusową sukienkę.
- Nie ten krój.
- Mhm- mruknął Stefan- a te spodnie- zaprezentował białe spodnie z wąską nogawką.
- Wie pan, może nie białe,bo pogrubiają.
- Niech pani nie żartuje, ma pani idealną figurę, ale pokaże pani coś innego- podszedł do drugiego regału z wizytowymi rzeczami. Proszę coś takiego- wyciągnął czarną, ołówkową spódnicę i czarny żakiet z wąskimi klapami.
- No wie pan, nie jest to takie złe, ale trochę zbyt oficjalne.
- A ten t-shirt- pokazał na czarną, luźną bluzkę z nadrukiem.
- No to już prędzej, a ma pan to w innych kolorach?
Stefan wyciągał kolorowe bluzeczki i prezentował je klientce.
- Jest biała, żółta, czerwona...
- A w beżu?
- Niestety nie ma, ale pani urodę będzie podkreślała ta czerwona.
- Nie lubię się rzucać w oczy.
- To może sama pani coś wybierze i przymierzy- sprzedawca odsunął się od klientki i poprawił sobie włosy.
- No dobrze- odpowiedziała- wybiorę kilka rzeczy i przymierzę, ale pan mi powie jak wyglądam.
Klientka wzięła do przymierzalni białą bluzkę z nadrukiem, dżinsy rurki i czarny żakiet. Kiedy zniknęła w kabinie, Stefan otarł pot z czoła i wziął łyk zimnej kawy z kubka stojącego na ladzie.
- Może pan podejść, już jestem gotowa- zawołała po chwili.
Stefan przestraszył się i rozlał kawę na podłogę.
- Kurwa- zaklął pod nosem- już idę,pędzę do pani.
Klientka wyszła z przymierzalni i oglądała się ze wszystkich stron w sklepowym lustrze.
- Moim zdaniem to jest to. Dżinsy leżą na pani idealnie i w zestawie z luźną bluzką wyraźnie panią odmładzają. Żakiet do tego to jak kropka nad i. I elegancko i młodzieżowo.
- To ja tak staro wyglądam panie Stefanie- klientka wypięła zalotnie biust.
- Ależ skąd, może źle to ująłem. Jest pani atrakcyjną kobietą- odpowiedział Stefan, chociaż jej zalety fizyczne w ogóle go nie interesowały.
- A nie uważa pan,że to wytarcie dżinsów pogrubia mi nogi i biała bluzka też?
- Nie, ale mogę pani przynieść inny zestaw- Stefan odwrócił się i podbiegł do regału, z którego zabrał kilka ubrań.
- Proszę oto drugi zestaw- pokazał klientce granatowe dżinsy i czarną bluzkę.
- Nie to nie to.
- A ten- przyłożył czerwoną bluzkę do innych spodni.
- To też nie to.
- A taki- zestawił żółtą bluzeczkę z białymi rurkami.
- To też nie to- jęknęła klientka- nie o to mi chodzi, nie o takie zestawienia mi chodzi.
- A o jakie- zapytał płaczliwym głosem sprzedawca?
- Takie, ale inne.
- Jebdokia- zawołał nagle Stefan- Jebdokia!
Drzwi harmonijkowe na zapleczu uchyliły się i wyszła stamtąd pulchna, rumianolica, blondwłosa kobieta.
- Jebdokia Jebanowna Jebanuszka - przedstawiła się- usługi krawiecki, przeróbki i tym podobne. Jaka jest u pani wizja to ja tak uszyję. Co do joty i będzie takie, ale inne- powiedziała ze śpiewnym akcentem.
Klientka wydała się zaskoczona takim obrotem sprawy.
- No wie pani nie jestem na to przygotowana, a ile to by kosztowało?
- Trochę to by kosztowało, myślę,że od dwustu w górę- odezwał się Stefan.
- No to ja to jeszcze przemyślę- powiedziała klientka i schowała się w przymierzalni. Sprzedawca i krawcowa popatrzyli na siebie porozumiewawczo.
Za chwilę klientka już przebrana podeszła do lady i położyła na niej przymierzane rzeczy.
- Wie pan ja na razie podziękuję i przemyślę te ciuchy oraz propozycję tej pani. Do której macie otwarte?
- Do osiemnastej.
- To ja może jeszcze dzisiaj wstąpię, do widzenia.
- Myślę,że się nie doczekam- pomyślał Stefan i uśmiechnął się do wychodzącej kobiety.
- Następnym razem pan mnie szybko woła, po co się tak męczyć- powiedziała Jebdokia do swojego szefa.
Tymczasem do sklepu weszła nowa kobieta.
- Ja sobie tylko pooglądam- zwróciła się do Stefana- a jak coś kupię to można będzie zwrócić?
Sklep3
Nie kraść. Ja wszystko widzę.
Przenosimy się na naszą ulicę wehikułem czasu do roku 2089. Stare kamienice wyburzono, a na ich miejscu wybudowano nowoczesne apartamentowce. W miasteczku krążyły słuchy,że zamieszkała tam emerytowana, biseksualna gwiazda rocka. Ulicą bezszelestnie sunęły poduszkowce nazywane kiedyś samochodami. Większość ludzi robiła zakupy i załatwiała sprawy podłączając się do swoich maszyn, ale niektórzy chcieli jeszcze nabywać rzeczy w sposób staromodny. Dla nich pozostawiono nieliczne sklepiki w tym nasz znajomy sklep. Asortyment pozostał ten sam czyli odzież damska i męska. Zawód sprzedawcy zanikł, więc do tej roli zatrudniono robota. Robot miał zainstalowany odpowiedni program. Był łatwy i tani w obsłudze. Nie trzeba mu było płacić, wysyłać na urlop albo dawać wolnego dnia za przepracowany weekend. Znosił wszystkie humory i kaprysy klientów, bo pod tym względem nic się nie zmieniło. Od czasu do czasu trzeba go było podładować i sprawdzić oprogramowanie.
- Dzień dobry- witał klientów w sklepie swoim głosem robota i skłaniał głowę. Klienci zdawali się go nie zauważać i często nie odpowiadali na powitanie. Szli w kierunku wieszaków z ubraniami i wybierali sobie coś do przymierzenia. Robot trzymał się od nich w pewnej odległości zawsze gotowy do pomocy.
- Jeśli chcą państwo jakiś rozmiar albo fason, proszę pytać- mówił grzecznie.
Mężczyźni coś odburkiwali, a z ust kobiet padała często odpowiedź:
- Ja tylko oglądam, chyba mogę sobie pooglądać.
Następnie te oglądające zabierały ze sobą stos ubrań do przymierzalni [ robot rejestrował co i ile swoim specjalnym,ruchomym, ukrytym okiem ] i znikały w czeluściach kabin. Wyłaniały się z nich po jakimś czasie i przywoływały czekającego cierpliwie w kącie robota.
- Proszę mi podać rozmiar 40 z tej bluzki albo inny kolor albo większe dżinsy.
Robot sunął swoim posuwistym krokiem w kierunku wieszaków z ubraniami i przynosił to czego żądano. Zaprogramowano go tak, żeby rozróżniał kolory, rozmiary i fasony. Jedyne czego nie potrafił to doradzić klientowi czy dobrze wygląda w wybranych ciuchach. Po prostu tego nie wiedział. Był w końcu tylko robotem. Często jego bieganina w te i z powrotem z coraz to innymi ubraniami kończyła się niczym. Kobiety i mężczyźni wychodzili z przymierzalni nadąsanymi minami, rzucali na ręce robota sterty zmiętolonych i nie przewróconych na właściwą stronę ubrań i bez słowa wychodzili ze sklepiku. Robot podążał za nimi i żegnał ich formułką:- Dziękuję państwu za odwiedzenie naszego sklepu i zapraszam następnym razem. Po czym zabierał się za doprowadzenie porzuconych ubrań do porządku i wieszał je na wieszakach. Zdarzało się,że do sklepiku wpadała gromadka młodych, chętnych do figli chłopców i robiła sobie z robota żarty.
- Ej robot, a ty masz siusiaka?
- Jeśli chcą państwo jakiś rozmiar albo fason to proszę pytać- odpowiadał po chwili robot.
Chłopcy wybuchali śmiechem.
- Robot, a jak ty robisz siku i kupę?
- Rozmiar 38 jest na zapleczu- odpowiadał robot i kierował się do magazynu.
- Ej, ale ty głupi jesteś robot- odpowiadali chłopcy zanosząc się śmiechem . Następnie zaczynali dziką gonitwę między regałami z ciuchami.
- Robot, goń nas!
Robot nie ruszył się z miejsca, ale jego głowa kręciła się wokół szyi. Chłopcy zrobili jeszcze kilka rundek, powyrzucali ubrania z wieszaków na podłogę i wybiegli ze sklepu. Robot podążył za nimi ze znaną śpiewką:- Dziękuję za odwiedzenie naszego sklepu i zapraszam następnym razem. Biedny robot jego oprogramowanie nie przewidywało takich incydentów. Natomiast w innych przypadkach radził sobie tak jak trzeba. Sklep odwiedzili pewnego dnia dwaj młodzi mężczyźni. Na pierwszy rzut oka widać było,że nie są to klienci. Ich niechlujne ubrania, czerwone, obrzmiałe twarze i zapach jaki wydzielali, zdradzał skłonność do używek. Pokręcili się po sklepie, popatrzyli na ubrania i jeden z nich podszedł do robota.
- Panie robot, chciałbym kupić czarną marynarkę na pogrzeb.
- Służę pomocą- robot podszedł do regału z eleganckimi ubraniami. Proszę tu sobie pooglądać. Jeśli coś się panu spodoba, służę rozmiarem.
W tym czasie drugi mężczyzna zdjął kilka ubrań z wieszaków i upchnął je pod swoją kurtkę. Wszystkowidzące oko robota zdążyło to zarejestrować.
- Jakoś nic mi się nie spodobało- odezwał się pierwszy mężczyzna, skinął na kolegę i skierowali się do wyjścia.
Przed drzwiami drogę zasłoniła im nagle czerwona, laserowa wiązka.
- Proszę zapłacić albo oddać ubrania- odezwał się spokojnie robot.
Złodziej rozpiął kurtkę i na podłogę upadły zwinięte w kłąb ubrania. Czerwony, laserowy miecz zniknął i mężczyźni czmychnęli. Oprócz wszystkowidzącego oka robot był podłączony czipem do każdej sztuki odzieży, więc kradzież nie wchodziła w grę.
Program robota nie przewidywał też klientów gawędziarzy czyli takich, którzy przychodzili do sklepiku po to, żeby ich ktoś wysłuchał. Chociaż ludzie przyszłości woleli kontakt z maszyną, zdarzali się i tacy, którzy musieli porozmawiać z drugą istotą. Takim gawędziarzem odwiedzającym robota regularnie był emerytowany rencista pan Marian, praprawnuk naszego Mariana od czapki z daszkiem.
- Witam kochanego pana- witał się czule z robotem.
- Dzień dobry panie Marianie- odpowiadał robot, bo zapamiętywał imiona stałych klientów, chociaż emeryt nic jeszcze u niego nie kupił.
-Jak tam zdrówko- pytał Marian i nie czekając na odpowiedź mówił dalej. Ja marnie spałem tej nocy, moja żona też przewracała się z boku na bok. Myślę, że to już najwyższa pora żeby udać się do kliniki odnowy komórek biologicznych. Potem może być już za późno. Włożą mnie do jakiejś tuby podłączą do tego i owego i będę jak nowy. Oczywiście namawiam do tego moją żonę, bo jak to by było ja młody, piękny i zdrowy, a ona stara baba. Ja ze stojącą kuśką, a tu zwiotczałe ciało- Marian zaśmiał się głośno i zakasłał.. Jedno mnie powstrzymuje. A jeśli tam po drugiej stronie coś jednak jest? To może lepiej dać sobie spokój i umrzeć. Jak pan myśli robocie?
Robot wysłuchał grzecznie pana Mariana, ale nie bardzo wiedział co na takie pytanie odpowiedzieć. Przebierał w miejscu nogami i patrzył w ziemię.
- Służę pomocą, jestem wdzięczny za odwiedzenie naszego sklepu, mamy też inne rozmiary i fasony... zaciął się i spojrzał smutno na Mariana.
- Wiem, wiem chciałbyś odpowiedzieć, ale nie potrafisz. Mimo to myślę,że mnie rozumiesz.
Robot popatrzył na niego z wdzięcznością.
Wieczorem przed zamknięciem sklepu robot przesyłał dane do centrali, mył podłogę i gasił wszystkie światła w sklepie poza wystawowym. Następnie chował się na zapleczu, gdzie po przyciśnięciu odpowiednich guzików przełączał się na tryb nocny i w takim jakby odrętwieniu oczekiwał na następny dzień w pracy.
Pewnego dnia stało się coś co wydaje się niemożliwe, a jednak się wydarzyło. Robotowi pomieszało się w głowie. Tego dnia sklep odwiedziło skłócone małżeństwo. Kłócili się już w drzwiach wejściowych. Właściwie robot nie wiedział czy wejdą czy pójdą dalej i czekał cierpliwie z ukłonami. Weszli ,ale nie odpowiedzieli na jego powitanie. Kłótnia przeniosła się do regałów z ubraniami, a potem do przymierzalni. Robot stał w tym czasie cichutko w kącie i czekał. Wreszcie padły ostatnie kwestie:
- Ty pieprzony, mały fiutku, dymaj sobie tę lafiryndę!
- Pewnie, a do czego ty mi jesteś potrzebna? W łóżku leżysz jak kłoda.
Kobieta wyszła z kabiny ze łzami w oczach, oddała robotowi ubranie i wybiegła ze sklepu. Zaraz po niej przymierzalnię opuścił mężczyzna. Był czerwony na twarzy, rzucił ubraniami w usłużnego robota i odepchnął go od siebie tak mocno,że ten zatoczył się i przewrócił na podłogę. W głowie robota otworzyła się jakaś klapka i zapaliły się kolorowe światełka. Wszystko trwało sekundy. Potem klapka automatycznie się zasunęła. Robot wstał i pozbierał rozrzucone ubrania, ale to już nie był ten sam robot.
Tego samego dnia zaraz po kłócącym się małżeństwie do sklepu weszło kilka kobiet i dwóch mężczyzn. Robot popatrzył na nich tak jakoś dziwnie i nie przywitał się z nimi. Klienci rozeszli się po sklepie i zajęli oglądaniem ubrań. Robot zbliżył się do nich bezszelestnie i nagle nie wiedzieć czemu powiedział:
- Nie kraść. Ja wszystko widzę.
Kobiety popatrzyły na niego oburzone.
- Ten robot nie nadaje się do pracy w sklepie- powiedziała jedna z kobiet do swojego partnera i wydymała usta w dzióbek.
- Panie robot, chyba nie jesteś tu po to , żeby obrażać klientów- odezwał się jej facet.
Robot złapał się za głowę i trwał tak chwilę.
- Nie ma dzień dobry, nie ma służę pomocą, nie ma nic co było- jęknął. Nie kraść. Ja wszystko widzę.
- Chyba się zaciął - odezwała się inna kobieta.
W sklepie zapadła cisza i po raz pierwszy wszyscy zainteresowali się robotem.
- Może jest przepracowany- powiedział drugi mężczyzna, który wybrał sobie kilka par dżinsów i rozglądał się za przymierzalnią. Czy mogę zapytać, gdzie są kabiny- zwrócił się do robota?
- Nie kraść. Ja wszystko widzę- odpowiedział mu robot.
- Dobrze już dobrze, sam sobie znajdę.
- Przecież on jest skonstruowany po to,żeby nam służyć. Nie może być przepracowany ani humorzasty. Obrażono mnie tu, więc złożę skargę w odpowiednim miejscu i więcej tu nie przyjdę- powiedziała jedna z klientek
Skierowała się do wyjścia,ale tuż przed drzwiami drogę zasłoniła jej czerwona wiązka laserowa.
- Co to ma znaczyć robot, wypuść mnie stąd natychmiast- krzyknęła.
Robot podszedł do niej i zapytał spokojnie:
- Masz siusiaka? Jak robisz siku i kupę?
- On zwariował, widzicie- kobieta zwróciła się do pozostałych w sklepie. Ktoś parsknął śmiechem, robot odwrócił się błyskawicznie w tym kierunku.
- Nie kraść. Ja wszystko widzę.
- Spokojnie robot, wypuść moją panią i nas, a potem zgłoś się do kogoś kto cię naprawi- odezwał się partner obrażonej kobiety. Klienci podeszli do czerwonej laserowej nitki i czekali.
Robot znowu złapał się za głowę i pokręcił nią we wszystkich kierunkach.
- Kupujesz coś, mały fiutku- zwrócił się nagle do mężczyzny?
- Nie jestem małym fiutkiem ty głupia maszyno- warknął facet!
- To wynocha!
Czerwona wiązka zniknęła, a robot znalazł się w ułamku sekundy przy kliencie. Złapał go za kołnierz kurtki, podniósł wysoko i wyrzucił przez otwarte drzwi. Ciało mężczyzny wylądowało na chodniku. Facet pozbierał się szybko i zaczął rozcierać obolałe pośladki.
- A wy lafiryndy- robot odwrócił się do przerażonych kobiet- kupujecie coś? Nie, to wynocha!
Spanikowane kobiety rozbiegły się po sklepie. Robot wyłapywał je kolejno jedna po drugiej, podnosił ich fikające nogami ciała w górę i wyrzucał przed sklep. Niedoszłe klientki zbierały się z chodnika z płaczem, rzucały w stronę robota przekleństwa i wygrażały mu pięściami. W sklepie została jeszcze jedna osoba, mężczyzna, który mierzył w kabinie spodnie. Robot poszusował w tamtym kierunku i otworzył drzwi przymierzalni.
- Nie kraść. ja wszystko widzę- zagadał do klienta.
- Robot daj mi przymierzyć, przecież ci nic nie ukradnę- odpowiedział facet, który był w samych bokserkach.
Robot zastanowił się przez chwilę po czym wyciągnął mężczyznę z kabiny w samych majtkach i powlókł przez cały sklep do drzwi wyjściowych. Klient zapierał się nogami o podłogę i łapał regałów z ubraniami, ale w konfrontacji z nieobliczalną maszyną nie miał szans. Zaraz też dołączył do pozostałych. Kiedy robot został już sam złapał się za głowę i zastygł w miejscu.
Po piętnastu minutach pod sklep podleciał poduszkowiec z logo firmy zajmującej się produkcją robotów zatrudnianych w usługach. Z poduszkowca wysiadł drobny, ubrany na czarno mężczyzna w asyście dwóch rosłych robotów.
- To tutaj- wskazali im drogę poszkodowani klienci i gapie.
Roboty otworzyły drzwi i weszły do środka.
- Można wejść, szefie- powiedział jeden z nich do drobnego mężczyzny.
Oszalały robot trwał w tej samej pozycji z rękami obejmującymi głowę. Kiedy zobaczył wchodzących wstał i ukłonił się.
-Witam w naszym sklepie. Proszę się rozejrzeć. Na pewno coś sobie państwo wybiorą. Służę pomocą.
- Brać go- zwrócił się mężczyzna do ochrony.
Wielkie roboty pochwyciły swojego małego kolegę pod pachy i wyprowadziły na zewnątrz. Robot nie stawiał oporu. Popatrzył po twarzach zebranych przed sklepem ludzi, uśmiechnął się i powiedział.
- Służę pomocą, mam różne fasony i rozmiary.
- My już ci robot podziękujemy, obsługa nie jest twoją najlepszą stroną- odezwał się mężczyzna w bokserkach.
Nagle twarz robota wykrzywił dziwny grymas. Robot zakasłał i zwymiotował. Z jego ust wyleciała na ulicę czarna, oleista maź. Ludzie odsunęli się i jęknęli z obrzydzeniem.
- Spokojnie, to nic takiego, zaraz sprowadzę służby sanitarne- powiedział do ludzi mężczyzna w czerni i sięgnął po telefon.
Potem drzwi poduszkowca rozsunęły się bezszelestnie i wszyscy zniknęli w jego wnętrzu. Za chwilę nad ulicą pojawił się inny poduszkowiec i wysiadły z niego służby sanitarne. Było to kilka skromnej postury robotów, które migiem uporały się z bałaganem. Sklepik zamknięto do czasu znalezienia nowego pracownika. Okazał się nim robot z nowym, doskonalszym oprogramowaniem, które przewidywało nawet kto z wchodzących do sklepu klientów zrobi w nim zakupy. Tym chcącym coś kupić, robot miał poświęcać więcej czasu, ale stało się inaczej. Klient, który przychodził z zamiarem pooglądania i nic poza tym był przez robota wypędzany ze sklepu. I znowu wybuchła afera. Nie wie jakie były jego dalsze losy.
Sklep 4
Promocja
Był jeszcze taki moment, między butikiem Stefana, a upadłym sklepikiem o, którym sobie przypomniałam. Lokal stał już długo pusty, bo ku rozpaczy kobiet Stefan zwinął interes i wyjechał z kochankiem do innego miasta. Informacja o wynajmie lokalu umieszczona na wyrwanej kartce z zeszytu jakoś nikogo nie przyciągała, a okno wystawowe straszyło pustym oczodołem. I wtedy na ulicy pojawiły się dwie względnie młode kobiety, które wpadły na pomysł, że otworzą tu sklep z markowymi dżinsami, nawiasem mówiąc bardzo drogimi. Liczyły,że przyciągnie on bogatą klientelę, której nie wypada chodzić ubranej w niemarkowych dżinsach oraz modne kobiety, a może jeszcze kogoś. Zaciągnęły duży kredyt, można by za te pieniądze kupić nowe, dobre auto i zapełniły półki sklepowe spodniami we wszystkich rozmiarach i krojach, W swojej naiwności kobiety snuły wizję bogatej przyszłości pełnej podróży, młodych kochanków i operacji plastycznych. Z czułością układały spodnie na pólkach, bo wierzyły, że to dzięki nim spełnią się ich marzenia. Rozczarowanie przyszło szybko. Było jak wdepnięcie nowymi, pachnącymi butami w gówno. Owszem klient nie zawiódł i odwiedził sklepik, ale był to klient, który porozrzucał starannie poukładane na pólkach dżinsy, sprawdził ich ceny, zorientował się,że nie ma tu dla niego nic za darmo i wyszedł. Bogaci też się nie sprawdzili. Pod sklepikiem parkowały drogie auta i wysiadali z nich mężczyźni nikłej postury prowadząc pod pachę dumne małżonki, ale wyglądało to na ogół podobnie.
- Proszę spodnie dla męża- wołała od progu nowobogacka.
Właścicielki biegły do półek ze spodniami i prezentowały mężczyźnie przeróżne kroje, wytarcia i fasony, a kiedy zgodził się łaskawie przymierzyć dwie pary czekały z niecierpliwością.
- Czy dobre rozmiary podałam- pytała jedna z kobiet, szatynka w krótkich włosach?
- Właściwie tak wycedziła nowobogacka- ale to nie jest to o co nam chodziło.
- To ja może podam państwu inne fasony ?
- Nie, nie my na razie podziękujemy- odpowiadała szybko żona, a kiedy sprzedawczyni się oddaliła mówiła ściszonym głosem do męża.
- Nie za takie pieniądze Heniek. Znajdę ci coś w szmateksie.
Natomiast modne kobiety przebierały w spodniach jak w ulęgałkach.
- A to nie takie, a to takie, ale inne.
A kiedy już wybrały, pytały o cenę i padała znajoma odpowiedź:
- Wie pani co, ja to jeszcze przemyślę.
Właścicielkom opadały ręce, a marzenia o podróżach i operacjach plastycznych oddalały się od nich z każdym dniem.
Potem wybuchła epidemia promocji. Każdy kto odwiedził sklepik chciał dżinsy w promocji.
- Poproszę spodnie w dobrej cenie- mówiła modnisia z ustami w dzióbek.
- To znaczy jaka by panią interesowała- pytała sprzedawczyni?
- Oczywiście ta promocyjna, bo jak nie to kupię u konkurencji.
- Kupię spodnie, ale tylko w promocji- mówił młody mężczyzna. Innych nie będę oglądał.
- Macie tu promoncję- pytał emeryt, pan Marian- bez promoncji ani rusz.
- Sprzedajecie spodnie w promocji- pytało małżeństwo w drzwiach? Jeśli nie to my w ogóle nie wchodzimy.
- Co oni kurwa z tą promocją- zachodziły w głowę właścicielki? Przecież nie będziemy rozdawać spodni za darmo. Nie prowadzimy działalności charytatywnej.
Sytuacja sklepiku była opłakana. Przez miesiąc kobiety sprzedały tylko pięć par spodni w tym jedna, męska została zwrócona następnego dnia. Przyniosła ją żona klienta i rzuciła z wściekłością na ladę.
- Co to za sklep i co to za obsługa- pieniła się- omotałyście mojego faceta i wcisnęłyście mu takie drogie spodnie!
- Byłyśmy po prostu miłe i profesjonalne- odparła przestraszona szatynka.
- Już ja znam tę profesję- krzyczała wkurzona baba- oddajcie mi pieniądze.
- Tylko bez takich insynuacji- odparła zimno blondynka.
Wyciągnęła z szuflady banknoty, przeliczyła i podała kobiecie.
- Nie chcemy tu pani ani pani męża więcej widzieć.
Kobieta zgarnęła pieniądze, prychnęła pogardliwie i wyszła.
- To co, zamykamy budę- zapytała po dłuższej chwili szatynka?
- A kredyt?
Kobiety popatrzyły na półki pełne dżinsowych spodni i westchnęły.
- Trzeba coś wymyślić.
I wymyśliły. Następnego dnia na szybie wystawowej zawisł duży arkusz białego brystolu, na którym czarnym mazakiem napisano:
PROMOCJA
PRZY ZAKUPIE JEDNEJ PARY SPODNI DO WYBORU:
-15 MINUT PORADY PSYCHOLOGICZNEJ [ DWIE PARY 30 MINUT ],
- TŁUMACZENIE SNÓW.
- WRÓŻENIE PRZYSZŁOŚCI Z KULI ALBO Z FUSÓW OD KAWY.
Ta nietypowa promocja została najpierw wyśmiana i zlekceważona, ale po chwili namysłu ten i ów klient zdecydował się z niej skorzystać. I tak najpierw ospale, ale potem już w całkiem rytmicznym tempie, interes zaczął się rozkręcać. Właścicielki udzielały porad na zapleczu, które znajdowało się w bliskiej odległości od przymierzalni. Zdarzało się też czasem,że strzępki rozmowy słyszał drugi klient, który mierzył akurat spodnie. Z ofert promocji największym zainteresowaniem cieszyły się piętnastominutowe porady psychologiczne. Czasem ktoś zażądał tłumaczenia snów, wróżenie przyszłości zresztą zgodnie z przewidywaniami, nie miało wzięcia. Mało kto chciał poznać swoją przyszłość, chociaż kobiety były na taką ewentualność przygotowane. Przyszłość zawsze miała być przedstawiana w różowych kolorach: miłość, namiętność, wycieczki zagraniczne, zdrowie i długie życie. W tłumaczeniu snów dobra była szatynka. Natomiast poradami psychologicznymi kobiety dzieliły się na zmianę, chyba,że klient miał swoją ulubioną panią psycholog. Na psychologicznych seansach kobiety uskarżały się na ogól na swoich partnerów, a mężczyźni na swoje partnerki. Były tam zdrady, skrywane namiętności, zakazana rozkosz seksualna albo jej całkowity brak, problemy finansowe, zazdrość i cała reszta ludzkich problemów. "Psycholożkom" trafiło się kilka osób ukrywających alkoholowy nałóg, dwóch paranoików i jedna osoba z depresją. W takich wypadkach kierowały swoich "pacjentów" do AA lub do psychiatry. Oczywiście kobiety obowiązywała tajemnica lekarska, a więc nie komentowały przypadłości swoich klientów między sobą ani nie rozpowiadały o nich poza sklepem. Przytrafił im się także tak zwany zboczeniec. Był to niewysoki, chudy mężczyzna z twarzą pokrytą śladami po trądziku. Kupił parę dżinsów i poprosił o piętnastominutową poradę. Poszedł z szatynką na zaplecze i po chwili jej koleżanka usłyszała stamtąd krzyk.
- Jazda stąd, ty pieprzony zboku!
Blondynka złapała w ręce młotek, którym kobiety przybijały do ścian plakaty z modelami spodni i pobiegła na zaplecze.
Facet był rozebrany od połowy w dół i pokazywał szatynce swojego zwisającego smętnie penisa.
- Chowaj fujarę i wynocha ze sklepu- krzyknęła blondynka i pomachała facetowi młotkiem przed nosem.
Po twarzy mężczyzny przemknął cień strachu. Wepchnął ptaka w spodnie, zapiął rozporek i zaczął uciekać.
- Żebyśmy cię tu więcej nie widziały- krzyknęła za nim szatynka.
Kobiety popatrzyły na młotek i wybuchnęły śmiechem.
W pół roku od wprowadzenia promocji w życie, właścicielki sklepiku z dżinsami spłaciły kredyt i zaczęły wychodzić na prostą, ale ich szczęście w interesach zaczęło kłuć w oczy innych , mniej zaradnych i pomysłowych właścicieli sklepików. Nasłali, więc na kobiety komisję, która miała sprawdzić ich kompetencje i kwalifikacje. Komisja złożona z dwóch mężczyzn w czarnych garniturach i jednej kobiety w beżowej garsonce, zawitała pewnego dnia w sklepiku i wylegitymowała się.
- My przyszliśmy do pań w związku z tym ogłoszeniem-jeden z mężczyzn w czerni wskazał ręką na szybę wystawową. Proszę,żeby panie pokazały nam papiery zaświadczające o tym,że macie odpowiednie studia albo kursy.
- Nie mamy takich papierów- odparły kobiety po chwili.
- No to proszę zdjąć tę promocję.
- A niby dlaczego?
- Bo działacie wbrew prawu i na niekorzyść osób, które proszą was o pomoc.
- Co my im złego robimy?
- Bez odpowiednich papierów robicie im szkodę.
- Ludzie chcą się wygadać, bo nie mają przed kim i my z nimi rozmawiamy, gdzie tu jakaś szkoda?
- Do tego trzeba mieć odpowiednie kompetencje, a panie zajmują się sprzedażą spodni i niech tak zostanie.
- A co nam zrobicie jeśli nie zdejmiemy ogłoszenia o promocji?
- Nałożymy na was karę pieniężną, a jeśli to nie poskutkuje, każemy zamknąć sklep- odpowiedziała kobieta w beżu.
- Pies was trącał- warknęła blondynka.
- Proszę uważać na słowa i zdjąć z wystawy to ogłoszenie.
Blondynka podeszła do szyby i jednym , mocnym ruchem ręki zdarła papier.
- Widzi pani, jeden ruch ręki i po sprawie i proszę nie kombinować, bo już nie będzie ostrzeżenia tylko konsekwencje- powiedział członek komisji.
- Życzymy udanego handlu- odezwała się kobieta w garsonce. Czy ktoś w ogóle kupuje takie drogie spodnie,żeby jeszcze jakość była dobra, ale ten materiał- złapała w palce jedną parę dżinsów- rozłazi się w rękach.
- Powiem pani coś, bo wydaje mi się,że jestem w tym momencie kompetentna. Okropnie pani wygląda w tej beżowej garsonce- odparowała blondynka.
- A to jest kolor beżowy- zapytał swojej koleżanki mężczyzna w czerni?
- W sklepie powiedzieli mi, że to róż.
- Ja myślę,że to łososiowy- powiedział drugi facet.
Właścicielki sklepiku popatrzyły na siebie zdziwione i rozbawione.
- No i co teraz zrobimy- zapytała szatynka po wyjściu komisji?
- Coś wymyślimy- odparła jej koleżanka.
I wymyśliły. Następnego dnia na szybie wystawowej pojawił się duży arkusz białego papieru, na którym napisano:
DROGI KLIENCIE
PO NABYCIU SWOICH WYMARZONYCH DŻINSÓW
OFERUJEMY CI KAWĘ I MIŁĄ ROZMOWĘ NA KAŻDY TEMAT.
Rozmowy przy kawie na każdy temat cieszyły się nie mniejszym wzięciem niż porady psychologiczne i sklepik pociągnął jeszcze długo. Z tego co wiem kobiety zamknęły go z żalem i tylko dlatego,że uzbierały odpowiednią ilość pieniędzy na spełnienie swoich marzeń. potem mogłoby już być za późno na operacje plastyczne i młodych kochanków.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania