Ogień

Pociemniało. Ciężkie chmury zasnuły nieboskłon, zmieniając barwy i kształty wszystkiego dookoła. Raz po raz grzmot przewalał się człowiekowi nad głową. On stał, patrzył i słuchał.

Nagle niebo zajaśniało oślepiająco i pękło. Błysk i huk rzuciły go na ziemię. Został przygnieciony przez siłę, która nie zadała mu bólu.

Przeżył już kiedyś coś podobnego w czasie polowania, gdy ranny koń kopnął go w bok. Padł jak teraz, ale wtedy bardzo bolało i bolało jeszcze długo potem.

Teraz upadł bez bólu. Leżał z twarzą w trawie półprzytomny, ogłuszony i oślepiony, ale żył. Powoli wracała mu świadomość, a wraz z nią nadszedł strach - siła, która każe uciekać lub zabijać.

Chciał uciec. Podniósł głowę, ale to, co zobaczył, nie pozwoliło mu wstać. Przed nim płonęło drzewo. Złamane, paliło się szarpanym przez wiatr płomieniem.

Nigdy jeszcze nie widział ognia, a ten widok przewyższał wszystko, co znał dotychczas. Ogień ciągle zmieniał kształt. Strzelał w górę lub pochylał na boki, rósł lub malał, dzielił się na części przeskakujące pomiędzy gałęziami, a potem łączył w jedność obejmującą całe drzewo. Zmieniał kolor, zanikał i wybuchał jeszcze większym światłem. Burza tymczasem przeszła, wiatr ucichł, a człowiek ciągle leżał i patrzył. Drzewo płonęło coraz słabiej, rozpadając się powoli na wiele dymiących kawałków. Wygasła też trawa i pobliskie krzaki. Ogień zanikał wraz z zachodzącym słońcem.

Wtedy człowiek wstał, podniósł z ziemi kamień i ruszył w stronę drzewa. Skradał się jak do zwierzyny. Bał się, ale strach zagłuszało uczucie, którego do tej pory nie znał - ciekawość.

Tuż, na wyciągniecie ręki leżała gałąź - jasna i ciepła. To było dziwne. Znał ciepło kamieni nagrzanych słońcem i ciepło innego człowieka, ale nie znał ciepła gałęzi. Był bliżej i bliżej. Już palce prawie dotykały drewna, gdy nagle ono złamało się, trysnęły iskry i błysnął płomień. Odskoczył, wzniósł rękę do ciosu i czekał na atak. Obserwował gałąź uważnie jak przyczajonego węża, ale ataku nie było.

Ostrożnie podchodził bliżej i bliżej, czuł już ciepło gałęzi i... chwycił ją. Ścisnął mocno i wtedy nieznany ból poraził mu dłoń. Puścił gałąź i uderzył ją kamieniem. Atak za atak. Posypały się iskry. Drewno pękło, jakiś czas świeciło i ściemniało. Uderzył ponownie. Znowu trysnęły iskry i gałąź zamarła. Jakiś czas obserwował ją jak jadowitego węża, którego nie wolno chwytać w dłoń, ale wydawała się być już martwa. Zbliżył powoli dłoń i dotknął jej ostrożnie. Była bardzo ciepła, ale już nie gryzła jak poprzednio.

Uspokoił się. Ostrożnie wszedł w krąg wypalonej trawy przy drzewie. Zapadł już zmierzch, więc widział tylko rozżarzone węgielki rozsiane po ziemi i smużki dymu. Nie bał się już ich, a wręcz zrozumiał, że dają one przyjemne ciepło chroniące przed chłodem nocy. Usiadł na ziemi i po chwili usnął.

O świcie obudził się zdrętwiały z zimna. Dookoła leżały spopielone kawałki drewna pogaszone poranną rosą. Zaczął je potrącać w poszukiwaniu ognia i ciepła - nadaremnie. Ogarnęła go złość. Zaczął bić je kamieniem, łamać i rozrzucać. Czasem jakiś kawałek był cieplejszy, ale ognia w nim nie było. Po gniewie przyszła rezygnacja i siły go opuściły.

Znał już to uczucie. Kiedyś długo czatował na brzegu rzeki, aż w końcu podpłynęła wielka ryba. Uderzył celnie. Ryba znieruchomiała i przewróciła się na bok. Gdy chwycił ją w rękę, nagle ożyła i umknęła. Wtedy też ciskał kamieniami z bezsilnej złości i długo potem siedział na brzegu osowiały i głodny.

Teraz też poczuł głód. Wstał więc i pobiegł w stronę rzeki, gdzie powinni być pozostali członkowie jego gromady. Byli tam. Wiedział, że będą, bo nie zjedli jeszcze do końca świeżo upolowanego kozła.

Zwierzę leżało tam, gdzie upadło. Obdarty ze skóry jego bok był już prawie ogołocony z mięsa. Łaziły po nim mrówki i muchy. Podszedł, odwrócił kozła i próbował zedrzeć skórę z drugiej strony. Sam nie dałby rady, ale chłopiec z blizną na szyi pomógł mu i wspólnie oskórowali drugi bok zwierzęcia. Zaraz też podeszło kilku z gromady i wyciągnęło ręce po świeżo odsłonięte mięso. Odpędził ich. Potem oddarł kawał mięsa i odszedł w cień.

Jadł powoli, patrząc na gromadę. Odpędzeni wrócili i odrywali kawałki mięsa, jeden z chłopców oglądał zranioną stopę, dwie kobiety zajęte były iskaniem - gromada żyła normalnym życiem.

Zjadłszy, wstał, uniósł ręce i przywołał współplemieńców. Powoli podchodzili i patrzyli na niego z wyczekiwaniem. Gdy otoczyli go ciasnym kręgiem, zaczął stopami wybijać takt drobnych kroczków i rozpoczął swój taniec-opowieść. Najpierw pokazał, jak szedł długo i jak niebo zaciągnęło się chmurami. Oni mrucząc, miarowo kołysali się na boki. Rozumieli jego opowieść. Byli tam razem z nim i czekali na burzę. Potem krzycząc, pokazał wielki grzmot i swoje przerażenie. Tańczyli razem z nim, krzyczeli głośniej i rozumieli.

Następnie pokazał płonące drzewo i swój strach. Zatrzymali się i przestali krzyczeć. Patrzyli, chłonęli każdy jego gest, czekając dalszego ciągu opowieści. Wpadał w taneczny trans. Pokazywał, jak walczył z nieznanym i jak nocą było mu ciepło pomiędzy ognikami. Wtedy zauważył, że już go nie słuchali. Rozchodzili się. Nikt już nie tańczył razem z nim. Zostawili go tak, jak nieraz zostawiali człowieka, który upadł i przestał oddychać. Odeszli od niego. Nie byli już ciekawi jego opowieści. Nie rozumieli go. Został sam.

Po kilku dniach gromada ruszyła, bo potrzeba zdobycia jedzenia nakazywała pochód. Wysforował się na przód i skierował w stronę spalonego drzewa. Inni poszli za nim. Znalazł to miejsce już bardzo zmienione. Wiatr rozwiał popiół, a przez spaloną trawę prześwitywała świeża zieleń.

Pokazał im pień spalonego drzewa i rozrzucone gałęzie. Pokazał tę, z którą walczył i zaraz kilka rąk na raz sięgnęło po nią. Kruszyła się, a w dłoniach zostawały zwęglone kawałki i popiół. Ktoś dotknął ubrudzoną popiołem dłonią piersi i ślad jej pozostał na skórze. Wtedy inni też zaczęli mazać się popiołem po twarzach i piersiach. Cieszyli się, pokazywali się jemu i sobie nawzajem.

Usiadł z boku i patrzył na rozbawioną gromadę. Chciał im pokazać miejsce, gdzie przeżył coś niezwykłego, ale oni go nie zrozumieli. Myśleli, że przyprowadził ich tu po to, żeby dać im popiół do malowania się. Że chciał, by kobiety wyglądały pięknie z paskami na brzuchach, a mężczyźni wspaniale z uczernionymi twarzami.

Po chwili w pobliżu pojawiło się stado antylop. Jedna z nich kulała i wyraźnie zostawała w tyle. Gromada z krzykiem dopędziła ją i zabiła kamieniami. On nie pobiegł z innymi. Powoli ruszył ostatni i zanim doszedł, gromada już rozpoczęła ucztowanie. Rozstąpiła się jednak przed nim, a chłopak z blizną podał mu kawał wątroby. Wziął, odgryzł kęs i wtedy inni z powrotem rzucili się do jadła. Jedząc, wciąż spoglądali na niego, a ich spojrzenia mówiły: „To on nauczył nas zdobić nasze ciała, on doprowadził do antylop i dał nam jeść. Jest mądry. Niechaj nas dalej prowadzi.”

Został ich wodzem, ale był samotny ze swoimi wspomnieniami o piorunie, ogniu i strachu.

Oni go nie rozumieli. 

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (15)

  • Na początku trochę powtórzeń; niebo i ból po kilka razy bodajże w dwóch trzech zdaniach. Poza tym, całkiem spoko opowiadanie. W sumie przekaz aktualny do dziś, ktoś kto widzi więcej niż inni, nie zawsze jest dobrze rozumiany.
    Pozdrawiam
  • Marian 06.01.2018
    Dziękuję Ci za wizytę i komentarz. Faktycznie, te powtórzenia są do przemyślenia. Zrobię to.
  • Ozar 06.01.2018
    Dobry tekst, pachnie trochę "Walką o ogień ". Pociągnąłbym to dalej, po jest wielkie pole do popisu. Jak ten gość opanuje i nauczy się zapalać ognisko, będzie dla swoich współplemieńców niczym Bóg. Dla mnie 4+ mocne i czekam na dalszy ciąg.
  • Marian 06.01.2018
    Dziękuję Ci za przeczytanie i komentarz. Jakoś nie myślałem o dalszym ciągu, ale może ...
  • Ozar 06.01.2018
    Marian Nie myśl tylko pisz !!!!! Tu aż się prosi o poznanie ognia, a potem pieczenie mięsa, ochrona przed drapieżnikami itd. Kufa można zrobić z 10 części
  • Marian 08.01.2018
    Ozar, podpuściłeś mnie i wpadł mi nowy pomysł do głowy. Nie będzie to kontynuacja tego tematu, ale coś w podobnym klimacie. Zaczynam pracę. Pozdrawiam.
  • Agnieszka Gu 08.01.2018
    Marian Łał, zatem ja też czekam. Bardzo lubię klimaty jak w powyższym tekście :)
  • Agnieszka Gu 06.01.2018
    Witam,
    "On stał, patrzył i słuchał." - po pierwszym akapicie, i to tak zakończonym, nie sposób nie czytać dalej.
    "strach - siła, która każe uciekać lub zabijać." - to perełka.
    "jego gromada. " - gromady - literówka

    Skojarzyło mi się z Odyseją... tylko monolitu brak. A poważnie - rewelacyjny tekst. Czekam na cd...
    Chyba warto by kontynuować, skoro tak dobrze się zaczęło?...
    Pozdrawiam serdecznie.
  • Marian 07.01.2018
    Dziękuję Agnieszko za przeczytanie tego kawałeczka i miły komentarz. Literówkę poprawiłem. Pozdrawiam.
  • Dekaos Dondi 07.01.2018
    Nie dosyć, że płynnie się czyta - to jeszcze bardzo ciekawy tekst. Nawet trochę - filozoficzny. Każda nowość - rodzi przeważnie przeszkody lub niezrozumienie. Nic dziwnego, że był smutny. Mogli tyle zyskać, gdyby został zrozumiany. Ale to widocznie miało przyjść później. Jeszcze nie był - ten czas. Zresztą nie wiadomo, jakie były by konsekwencje - gdyby go zrozumieli. Może jeszcze nie byli na to przygotowani. Sorry. Przynudzam. Jakby scena z filmu - tak opisane. Pozdrawiam - 5
  • Marian 08.01.2018
    Dziękuję Dekados za odwiedziny i komentarz. Wcale nie przynudzasz, analizujesz tekst. Pozdrawiam.
  • MarBe 28.01.2018
    Niestety opisałeś nie tylko przeszłość człowieka po upadku ostatniej wysoko rozwiniętej cywilizacji, lecz i najbliższą przyszłość, do której brakuje tylko ciut.
  • Marian 29.01.2018
    Dzięki MarBe za przeczytanie i komentarz.
    Myślę, że takiej przyszłości nie będzie. Wcześniej rozwalimy Ziemię.
  • Pasja 29.01.2018
    Ciekawa opowieść o żywiole jakim jest ogień. Na przykładzie gałęzi pokazałeś walkę z ogniem i o ogień. Zostać wodzem jest tak łatwo, wystarczy dać jedzenie i maski które zdobią. Lud szybko to kupi. Czy ten człowiek będzie dążyć do tego, aby to wszyscy zrozumieli, czy rządzić będzie głupim narodem. Przeszłość, a jaką teraźniejsza.
    Ukłony
  • Marian 30.01.2018
    Dziękuję Pasjo za odwiedziny i ciekawy komentarz. "Panem et circenses" mawiali Rzymianie i tak zostało do dzisiaj. Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania