Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Ogień I Cień - To, co zostaje po płomieniu, nie zawsze jest popiołem.(1)
Ostatni weekend przed rozpoczęciem roku akademickiego. Miasto pachniało moim powrotem. Miasto nocą pulsowało, w powietrzu unosił się zapach potu, dymu i alkoholu. Czułem napięcie ludzi, którzy jeszcze nie wiedzieli, że już na starcie przegrali.
Wróciłem, zostawiając za sobą dom ojca – sterylny świat marmuru, ciszy i wyćwiczonej postawy. Klatka z echem pod kontrolą. Klatka, w której się dusiłem.
Tutaj znowu byłem sobą. Już po pierwszym kroku coś odpuściło – ramiona opadły, oddech się wydłużył. Płuca chłonęły zapach miasta jak pierwszy buch po odwyku.
To miejsce pamiętała moje imię. Moje zasady. A jeśli nie, szybko sobie przypomni.
Muzyka wbijała się w ciało jak drugie tętno. Bas walił w żebra, światła cięły powietrze ostrymi pociągnięciami.
Ledwie odpaliłem papierosa, gdy pojawiła się brunetka. Znajoma, może nie. W sumie bez znaczenia. Pachniała słodko, aż mdli. Dobre perfumy, tania gra.
Przykleiła się jak plaster, który trzeba zerwać jednym ruchem.
— Król wrócił do swojego królestwa — zamruczała mi do ucha. Jej dłoń sunęła po moim ramieniu, podjechała za wysoko – zbyt pewnie.
Złapałem ją spokojnie za nadgarstek i oderwałem od swojego ciała.
— Zapomniałaś zasad? — Wypuściłem dym nosem, puszczając jej dłoń.
— Graves nadal w formie — westchnęła, rozmasowując nadgarstek.
Parsknąłem śmiechem.
— Właśnie. Więc nie zapomnij, kto tu kogo prowadzi.
Niektórzy potrzebują przypomnienia, zanim jeszcze zacznie się noc.
Rozejrzałem się po klubie. Ludzie poruszali się jak szczury w klatkach. Ich wzrok – szybki, ukradkowy, gotowy zniknąć, gdy tylko skrzyżuje się z moim.
Wyciągnąłem Zippo. Klik, otworzyć. Klik, zamknąć. Znajomy rytm – mój metronom.
Przy stoliku siedzieli Swansonowie. Ruszyłem w ich stronę. Nie musiałem się oglądać – ludzie i tak schodzili z drogi. Brunetka ruszyła za mną jak cień –bezszelestnie.
Lucas rozwalony na kanapie, Logan z tym swoim chytrym uśmiechem i spojrzeniem, które prześwietlało ludzi na wylot. Gdy podszedłem, przesunęli się automatycznie. Moje miejsce zawsze było wolne.
— Graves. — Logan podał mi szklankę whisky. — Zastanawialiśmy się, kiedy wpadniesz.
Brunetka stanęła obok, pytająco. Nie odpowiedziałem. Po chwili usiadła na oparciu za moimi plecami. Jej dłoń znów na moim karku. Nie przeszkadzała, jeszcze.
— Kiedy wróciliście? — rzuciłem do braci, biorąc pierwszy łyk. Alkohol spłynął gorącem po gardle.
— Trzy dni temu. — Odpowiedział Lucas, zerkając na brunetkę za moimi plecami.
— Monroe już jest? — Zapytałam, obracając szklankę w ręku.
Nie musieli nawet odpowiadać, prawda była taka, gdyby Hunter Monroe wrócił, już przy wejściu wyłapałbym jego gębę.
Logan chciał się odezwać, ale przerwał, gdy Frog ruszył w naszą stronę.
— Wielki powrót Graves! — zarechotał przeciągle. — Ledwie wszedłeś, a klub już huczy...
Reszta jego słów zniknęła w tle. Coś w tłumie przykuło moją uwagę.
Kręgosłup napiął się, kark zesztywniał –jakby ktoś przejechał po nim ostrzem.
Stała przy barze. Nowa. Nie było opcji, żebym jej wcześniej nie zauważył.
Ciało już wiedziało – to nie była zwykła studentka.
Nie chodziło o nogi, nie o sukienkę – która opinała ciało i zostawiało cholerny niedosyt.
Nie o tatuaże. Chodziło o aurę – magnetyzm, spokój, którego nie da się podrobić.
Stała, jakby klub był jej mapą, a ona punktem odniesienia. Nie szukała uwagi – to uwaga znajdowała ją.
Włosy płomiennorude, neon tańczył na nich jak ogień. Oczy zieleń tak czyta, że aż niepokojąca.
Kciuk przesunął mi się po dolnej wardze. Obserwowałem ją bezwstydnie, szukając słabości. Nawet nie mrugając.
Gdy w pole widzenia wszedł ktoś jeszcze. Typ, który myślał, że wystarczy kilka pustych zdań i pewny chwyt, żeby taka dziewczyna padła mu w ramiona. Źle, frajerze.
Już po jej drobnym geście – gdy zacisnęła palce na szklance wiedziałem, że przegrał. Uśmiech sam wszedł mi na usta. Odpaliłem papierosa, obserwując z rozbawieniem, jak ślepy sam pcha się pod nóż.
Potem popełnił drugi błąd – chwycił ją za biodra, dociskając do siebie.
Kolczyk w mojej wardze przekręcił się sam. Palce zdrętwiały, Powietrze zgęstniało.
Klik. Zippo zagrało swój rytm.
Coś drgnęło. Czułem to w karku – napięcie, które zawsze coś zapowiadało. Spojrzałem w bok. Ktoś się poruszył, wstał. Bez pośpiechu, przeciągle. A wszyscy wokół już go wyczuli, ja też.
Nowy. Spokojny – siła, która nie potrzebowała krzyku. Przeszedł przez salę, obracając pierścień na kciuku – raz, drugi – i to wystarczyło.
Chwycił dłoń tamtego, odrywając ją od dziewczyny. Jego knykcie zbielały od uścisku. Widziałem to nawet z tej odległości.
Nachylił się, mówiąc coś do frajera, tamten tylko się zaśmiał. To był jego trzeci i ostatni błąd.
Szybki ruch dłonią – trzask. Cichy, nieunikniony.
Typ krzyknął, łapiąc się za palce. Nikt nawet nie zareagował.
Nie zauważyli? Nie. Widzieli. Po prostu każdy woli odwrócić wzrok.
Krzyk rozmył się w muzyce jak kurz w dymie.
Spojrzałem na nią. Przez cały ten czas nawet nie drgnęła, nie spojrzała. Jakby ich tam wcale nie było. Jakby ten facet nie połamał drugiemu palców za to, że ją dotknął.
Stała spokojnie, kręcąc w dłoni szklankę z różowawym płynem. Dopiero gdy dopiła, spojrzała na swojego “wybawcę”. Chwyciła jego dłoń, splotła palce, odepchnęła się od baru. Ruszyli razem w stronę wyjścia – niespiesznie, naturalnie, jakby to, co się wydarzyło, było codziennością.
— Przesadził? — Logan spojrzał na mnie z ukosa.
Nie odpowiedziałem. Patrzyłem dalej.
Ona – rudzielec, który mnie nie zauważył. To już było nowością. Zazwyczaj nie muszę się ruszać. Wystarczy, że patrzę, a ludzie czują się jak na celowniku. Ale ona? Nie drgnęła.
Brunetka przesunęła dłoń po moich włosach. Przypominając mi, że istnieje. Ledwie to zarejestrowałem.
— Kto to? — odezwałem się w końcu. Palce zacisnęły się mocniej na zapalniczce. Klik.
— Rudzielec czy Callachan? — Logan uśmiechnął się krzywo. Coś już wiedział, widziałem to w jego oczach.
Słowo rudzielec odbiło się echem w mojej głowie, paliło od środka.
— Oboje — powiedziałem, przekręcając kolczyk. Zaczynało robić się ciekawie.
— Nie powiesz, że też wpadłeś? — Lucas parsknął śmiechem.
Poczułem zimne szarpnięcie wzdłuż kręgosłupa – jakby ktoś wsuną ostrze.
Zrzuciłem z siebie dłoń brunetki, opierając łokieć na podparciu. Kciuk przejechał po wardze.
— Większość wpada — dorzucił Frog.
Zmrużyłem oczy, patrząc w światła odbijające się na posadzce.
Może każdy wpada. Ale nie ja.
— Już ich tu znają — odzywa się Logan. — To ich nie pierwszy występ.
Coś się we mnie ścisnęło, ale to nie był niepokój. Raczej wściekłość. Złość na coś, czego nie kontrolowałem.
Ktoś miał czelność mnie zignorować. Ktoś jeszcze nie wiedział, gdzie jego miejsce.
Zrobił ruch na moim terenie, a to już była sprawa zasad. Moich zasad.
Spojrzałem na brunetkę, która nadal kręciła się wokół mnie jak pisklę, które nie rozumie, że nie ma dla niego miejsc w tym układzie.
Każdy jej ruch, każde spojrzenie tylko potwierdzało moją kontrolę.
— Twój szczęśliwy dzień — rzuciłem chłodno.
Jej oczy się rozjaśniły, dostała to, o co wałczyła. Moją uwagę.
Nie czekałem na odpowiedź. Była zbędna.
Spoglądała na mnie, jakby liczyła, że coś się w tej grze zmieni.
Że dostanie więcej niż inne.
Ale nie było w niej nic, co mogło, by mnie zatrzymać. Więc nie potrzebowałem więcej.
— Zaraz wracam — rzuciłem do chłopaków.
Bez tłumaczenia. Oni i tak zawsze wiedzieli.
Ruszyłem po schodach. Czułem ją za sobą - jak cień, który nie potrafi ruszyć w
Swoją stronę.
Poszła, bo chciała. Bo chciała być właśnie w tym miejscu.
Gdy drzwi pomieszczenia się zamknęły, uśmiechnąłem się pod nosem.
Seks nie miał znaczenia. Liczyła się tylko jej uległość, utrzymanie rytmu.
Jej ciało – nieobecne – nie miało żadnego ciężaru.
Czułem tylko mechaniczny dotyk, który pasował.
Nie szukałem niczego więcej, nic więcej nie dawałem. Tak miało pozostać.
Skończyłem bez pośpiechu, bez słów. Ubrałem się i wyszedłem.
W moim świecie nigdy nie chodziło o uczucia. To była transakcja.
Wróciłem do chłopaków. A ona?... już poszła w zapomnienie, bez imienia, bez wspomnień. Tak jak zawsze.
Komentarze (1)
"Obok niego stali Lucas i Logan Swanson, bracia bliźniacy z tego samego rocznika." - proszę, zastanów się dlaczego to zdanie jest równie śmieszne, co głupie
*a te "kurwa" na końcu to z jakiej okazji?
Ostrożniej z enterami - tekst nie potrzebuje takich przerw, a i robienie kilkunastu akapitów z pojedynczych zdań też wygląda nienajlepiej.
No i te słówka na oznaczenie zmian punktu widzenia: "klub", "jassper" - do wywalenia. Nie mam pojęcia skąd ta maniera, ale nie ma ona żadnego sensu i zastosowania w literaturze.
No a ogólnie... eee... ujdzie? Nie wiem, zawsze mam problem by cokolwiek sensownego pisać o takich tekstach xd
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania