Ogień I Cień. Rozdział 1
Klub
Muzyka pulsowała w powietrzu jak drugie serce tego miasta.
Była głośna, intensywna, przytłaczająca- dokładnie tak jak Larissa lubiła najbardziej.
Czerwone i niebieskie światła klubowe odbijały się od lśniącej podłogi i butelek alkoholu. Powietrze było ciężkie od zapachu dymu papierosowego, perfum i potu. Ciała ludzi poruszały się w rytm dudniącego basu, zlewając się w jeden chaotyczny obraz.
Ale Larissa nie była jego częścią.
Stała ponad nim.
Opierała się o bar, jednym palcem przesuwając po krawędzi szklanki z sokiem grejpfrutowym. Kochała ten smak goryczy na języku.
Gdyby spojrzeć na nią z daleka, mogłaby wydawać się niepozorna.
Nie była wysoka, ale jej długie nogi i proporcjonalna sylwetka sprawiały, że wyglądała jak usposobienie napięcia- jak ktoś, kto w każdej chwili może zrobić coś, czego nikt się nie spodziewa. Ognistorude włosy spływały falami na ramiona, kontrastując z jej jasną karnacją i ciemno zielonymi oczami, które patrzyły na świat z wyrachowaną obojętnością.
Nie bawiła się włosami. Nie poprawiała sukienki. Nie musiała.
Ludzie i tak na nią patrzyli.
Jej długie, czarne paznokcie zaczęły stukać o blat baru. Gdy przygryzła dolną wargę, chłopak stojący obok popełnił błąd i zatrzymał się przy niej o sekundę za długo.
— Czego chcesz? — zapytała, nie podnosząc wzroku na mężczyznę, który wpatrywał się w nią z zainteresowaniem.
Nie musiała go widzieć.
Wyczuwała ludzi.
— Towarzystwa — odparł chłopak, zbyt pewny siebie, za bardzo przekonany, że ten wieczór potoczy się po jego myśli.
Larissa nie odpowiedziała od razu.
Jej palce przestały bębnić o blat, a potem odwróciła się powoli, obdarzając go spojrzeniem, które mogło być albo zaproszeniem, albo wyrokiem.
Lub jednym i drugim.
— Jeśli myślisz, że jestem twoim szczęśliwym trafem, to chyba pomyliłeś wieczory — powiedziała leniwie.
Chłopak uśmiechną się, jakby przyjął wyzwanie.
I wtedy popełnił swój drugi błąd.
Dotkną jej.
Położył dłoń na jej biodrze, jakby już uznał ją za swoją zdobycz.
I zanim zdążył zorientować się, co zrobił źle, ktoś już się poruszył.
Cerber.
Ander.
Nie musiał patrzeć, żeby wiedzieć.
Czuł to.
Jeszcze zanim Larissa przygryzła policzek od środka, zanim jego dłoń zacisnęła się na jej ciele o ułamek sekundy za długo.
Siedział na skórzanej kanapie w rogu klubu, jeden łokieć opierając na oparciu i trzymając papierosa między palcami.
Dym unosił się wokół niego leniwie.
Do czasu.
Bo kiedy Larissa znalazła się w sytuacji, której sama nie sprowokowała, nie istniało coś takiego jak bezczynność.
Podniósł się bez pośpiechu. Przekręcił srebrny pierścień na kciuku.
Raz, potem drugi.
Nie potrzebował więcej.
Chłopak nawet nie zdążył go zobaczyć.
Poczuł tylko silny uścisk na nadgarstku.
Stalowy. Bezlitosny
Ton głosu Andera nie zmienił się ani trochę. Był taki sam, jak wtedy, gdy rozmawiał, gdy się śmiał, gdy oddychał.
— Łapy przy sobie.
Chłopak próbował się wyrwać, ale jego pewność siebie zniknęła tak szybko jak się pojawiła.
— Twoja dupa?
Trzask.
Krzyk chłopaka zagłuszył muzykę tylko na sekundę.
Potem nikt już nie zwracał uwagi.
Larissa nawet nie drgnęła.
Sięgnęła po szklankę, pociągnęła łyk soku i spojrzała na Andera.
Nie powiedzieli nic.
Nie musieli.
Larissa splotła ich palce i ruszyła w stronę wyjścia,
Jak by nic się nie stało.
Jassper
Jassper stał pod ścianą, nieco z boku parkietu, odpalając papierosa.
Obok niego stali Lucas i Logan Swanson, bracia bliźniacy z tego samego rocznika. Rozmawiali o czymś z Frogiem, którego Jassper kojarzył z uczelni, ale jakoś nie chciał poznać bliżej.
Nie słuchał rozmowy.
Patrzył.
Nie dlatego, że obchodził go ten koleś, który teraz trzymał się za złamane palce.
Nie dlatego że obchodził go sprawca tego zamieszania.
Patrzyła na nią.
Nie dlatego, że zrobiła coś spektralnego. Właśnie o to chodziło - nie zrobiła nic.
Nie zauważyła go.
A to, przyciągnęło jego uwagę bardziej niż wszystko inne.
Kobiety patrzyły. Zawsze. Nawet jeśli nie chciały - instynkt, sprawdzanie, ocenianie, szacowane szans.
I właśnie to sprawiło, że miał ochotę pokazać jeje że jest, że istnieje.
— Przesadził? — zapytał Lucas, zerkając w stronę wychodzącej pary.
Frog parskną śmiechem, odpalając własnego papierosa.
Jassper przeniósł wzrok na chłopaka przy barze.
— Nie, stary. Ten kretyn dostał dokładnie to, na co zasłużył — Frog powiedział, pociągając piwo
Jassper nie komentował. Nie odrywał wzroku od wyjścia.
Od rudzielca, który ani razu nie odwrócił głowy w jego stronę.
Zwykle kobiety zauważały Jasspera. Ale nie ona.
I to go, kurwa, zaintrygowało.
Komentarze (1)
"Obok niego stali Lucas i Logan Swanson, bracia bliźniacy z tego samego rocznika." - proszę, zastanów się dlaczego to zdanie jest równie śmieszne, co głupie
*a te "kurwa" na końcu to z jakiej okazji?
Ostrożniej z enterami - tekst nie potrzebuje takich przerw, a i robienie kilkunastu akapitów z pojedynczych zdań też wygląda nienajlepiej.
No i te słówka na oznaczenie zmian punktu widzenia: "klub", "jassper" - do wywalenia. Nie mam pojęcia skąd ta maniera, ale nie ma ona żadnego sensu i zastosowania w literaturze.
No a ogólnie... eee... ujdzie? Nie wiem, zawsze mam problem by cokolwiek sensownego pisać o takich tekstach xd
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania