Ogród, czekający na słońce.
Nikt tam nie zaglądał.
Ścieżka prowadząca do ogrodu zarosła dawno temu. Trawy przykryły kamienie, mech przylgnął do zapomnienia, a cisza rozgościła się między gałęziami drzew. Jak stara przyjaciółka. Gdyby ktoś spojrzał zza ogrodzenie, mógłby pomyśleć, że to po prostu opuszczone miejsce. Kawałek ziemi, który dawno przestał być wart czyjejkolwiek troski.
Ale nie byłby to do końca prawdziwy obraz. Bo pod warstwą liści, za zasłoną cienia ogród wciąż żył.
Miał swoje sekrety. Płatki róż, które mimo braku światła nie przestały oddychać. Nasiona marzeń zagrzebane głęboko, czekające cierpliwie. I świergot wspomnień, które czasem poruszał wiatr, gdy przeciskał się miedzy gałęziami starej jabłoni. To był ogród, który tętnił kolorami. Był miejscem śmiechu, eksperymentów, zapachu świeżych pomysłów. Kiedyś należał do kogoś, kto wierzył, że wszystko ma sens, że nawet najmniejsze ziarenko może zamienić się w coś pięknego, jeśli tylko dać mu czas, ciepło i uwagę.
Ale potem przyszedł cień.
Nie nagle. Raczej jak cień drzewa, który przesuwa się powoli, niepostrzeżenie.
Aż orientujesz się, że siedzisz w chłodzie. Może to były słowa, które zabolały zbyt mocno. Może spojrzenia, które nie rozumiały. A może po prostu zbyt wiele razy zasiane marzenie nie zakiełkowały.
Więc ogród został zamknięty.
Jego właścicielka, choć nikt już jej nie widział, podobno tu czasem przychodziła. Siadała na starym pieńku i patrzyła. Niczego nie dotykała, niczego nie podlewała. Jakby bała się, że nawet dotyk może zniszczyć coś, co jeszcze próbuje przetrwać.
Ale ogród zgasł. Nie umarł. Tylko spał. Jak serce, które wciąż bije, choć bije ciszej. Jak głos, który milczy, ale w środku ma jeszcze całe symfonie. I choć słońce dawno tu nie zaglądało, ogród czekał.
Nie na cud.
Na moment.
Na oddech, który nie będzie ciężarem. Na słowo, które rani. Na kogoś, może nawet tę samą osobę, która go zasadziła, która wróci by powiedzieć: ,,Jeszcze nie koniec. Jeszcze możesz zakwitnąć''
I kiedyś się to wydarzy. Kiedyś pierwszy promień przedrze się przez chmury. I choć nie rozświetli od razu wszystkiego, wystarczy, by poruszyć jedno nasiono. Jedną nadzieję. Jedną iskrę odwagi, bo ten ogród nie potrzebuje więcej. Potrzebuję tylko światła, które uwierzy, że on wciąż jest.
I wtedy, wszystko zacznie się od nowa. Liść po liściu. Kolor po kolorze. Dźwięk po dźwięku. A ogród, który przez lata milczał, stanie się znów miejscem pełnym życia.
Bo tak to już jest z pięknem, które ukrywa się w cieniu.
Ono nie znika. Ono czeka.
Cicho. Pokornie.
Ale z uporem.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania