Ojczyzny zew rozdział 1

23 października 1946

 

Włożył czarny golf i spojrzał na ponury pokoik zatopiony w mroku nocy. Wszystko było takie ponure, przytłaczające. Uciekł jak tchórz z ukochanej Polski, zostawiając wszystkich, których kochał, szanował i przyjaźnił się. A dlaczego? By być bezpieczny daleko od Ojczystej ziemi? Gdzie są nauki, jakie wpajał mu ojciec?

 

Westchnął i wyciągnął papierosa. Odkąd przyjechał, nie robił tu nic użytecznego. Siedział i oddychał powietrzem. Wolnym powietrzem.

 

Był tchórzem. Nikim więcej. Wystraszył się jednego zagrożenia i zostawił kraj. Uciekł. Gdzie jest to dumne pochodzenie nazwiska Karlińskich? Gdzie jest jego duma i honor? A może już go nie posiada? Tylko jest mięczakiem. Wysokie prawdopodobieństwo– przeszło mu przez myśl.

 

Brunet zaciągnął się dymem papierosa. Nie ma honoru, nie ma dumy, nie ma rodziny. Dziś jest tylko cieniem. Ma zmienione nazwisko.

 

Ktoś zapukał. Niebieskooki zgasił papierosa. Muszę wreszcie rzucić to świństwo– westchnął w myślach. Poprawił golf i zamknął okno. Poszedł otworzyć drzwi, za którymi stał starszy mężczyzna. Na oko mógł mieć 60 lat. Ubrany w garnitur, na widok bruneta ukłonił się.

 

– Wiedziałem, że cię spotkam teraz ,,Daniel"– powiedział i bez ceregieli wszedł do mieszkania. – Musimy porozmawiać.

 

Chłopak westchnął i zamknął drzwi. Mężczyzna zdjął płaszcz i poszedł do salonu. Przystanął przy oknie i wyjrzał na panoramę londyńską.

 

– Piękny ten Londyn. – Westchnął mężczyzna.

 

– Może pan się przedstawi – powiedział, trochę niegrzecznie, ,,Daniel". Gwizdał na to, jak staruszek to odbierze. Nachodzi go po pierwsza w nocy i myśli, że będzie dla niego miły. Niedoczekanie jego, pomyślał

 

– Znasz mnie, mój drogi. W lesie mówiliście na mnie ,,Stary". Pamiętasz?

 

Zimny pot oblał chłopaka po plecach. Jak on go znalazł? Zmylił wszystkie tropy. Uciekł, udawał, że nie żyje. A ,,Stary" go znalazł. Tu w Anglii, pół roku po ucieczce.

 

– Jak? – szepnął, lekko strwożony.

 

– Mam na imię Henryk. – Przedstawił się, wystawiając dłoń.

 

– Alan – Uścisnął ją.– Jak?

 

– Zapomniałeś w akcie zgonu dobrze napisać datę śmierci. Spokojnie nie przyjechałem cię ściągać.

 

Henryk usiadł w fotelu i wyjął angielskie cygaro. Zaciągnął się dymem i spojrzał na Alana. On lekko uspokojony usiadł naprzeciwko niego. O co mu mogło chodzić? Przecież powiedział, ze nie zmusi go do powrotu. On sam nie chce wracać. Nie chce znów widzieć śmierci kolegów. Wojna minęła, a tam w Polsce nadal się biją. Coraz słabiej, bo opór jest niestety zbędny. Zachód się nie upomni.

 

– To po co? – odpowiedział Alan, opierając się o oparcie fotela.

 

Staruszek spojrzał na alkohol stojący na stoliku i nalał sobie do pobliskiej szklanki.

 

– Trochę tanie – mruknął. – Porozmawiać i dać propozycję.

– Do kraju nie wrócę.

 

Siwowłosy zaśmiał się i wypił napój do dna.

 

– Wiem, powtarzać nie musisz – odpowiedział, przygładzając wąs niczym wyjęty z XIX wieku.

 

Każdy w lesie śmiał się z jego sposobu życia. Zachowywał się jak szlachcic właśnie z XIX wieku. Miły, kulturalny i choćby miał chodzić po lesie to zawsze w garniturze. To było śmieszne, bo jak to w błocie i deszczu w garniturze? Ano okazało się, że Henryk mógł.

 

Natomiast Henryk miał inne zdanie o swoich żołnierzach. Poważni i czasem zbyt żartobliwi. Co czasami żołnierzom nie przystoi. Żołnierz powinien nie plamić munduru niesmacznymi żartami– wyznawał żelazną zasadę. A oni potrafili takie żarty rzucić. Wtedy odwracał się zdegustowany i udawał, że nic nie słyszy. Tak najprościej. Potem tylko zabierał takiego na bok i tłumaczył obowiązki żołnierza i kazał się nauczyć 10 zasad żołnierskich. Alan jednak był inny od nich. Staruszek miał o nim bardzo dobre zdanie. Skromny, poważny, każdą decyzję przemyśliwał kilka razy. I taki powinien być żołnierz.

 

Dwudziestolatek patrzył wyczekująco na ,,Starego". Wyczekiwał, co ma mu powiedzieć. A on jak na złość się ociągał, delektując się najtańszym z możliwych whisky.

 

Gość odstawił szklankę. Wyczuwał niecierpliwość dwudziestolatka. Wcale mu się nie dziwił. Sam, by był zdenerwowany.

–Siatka wywiadowcza. Co o tym sądzisz?– powiedział wreszcie.

 

Młodzieniec spojrzał na starca. Od ostatniego spotkania wydawało się, że przybyło mu siwych włosów, a oczy jeszcze bardziej zszarzały. A może to efekt tak długiego niewidzenia? Kto tam wie.

 

– A dokładniej? – Młodzian nie bardzo rozumiał sytuację. Pół roku nikt się nim nie interesował, a tu nagle spotyka swojego byłego dowódcę. Wszystkiego się spodziewał, nawet ducha, ale nie jego.

 

– Likwidacja konfidentów, organizowanie przerzutów żołnierzy.

 

Alan poderwał się ze zniszczonego, skórzanego fotela i podszedł do okna. Przysiągł przecież sobie, że nie weźmie broni do ręki i nikogo nie zabiję. A teraz? Miałby to złamać? Nie– powiedział w myślach twardo.– Żadnej broni, żadnej walki. Miał być koniec.

Spojrzał na swojego byłego zwierzchnika. Co miał mu powiedzieć? Że już ma dość? Że przecież wojny nie ma? Że nie ma sensu walczyć?

 

Ale z drugiej strony jego serce wręcz rwało się do walki. Jeśli nawet byłaby poza granicami kraju. Może kiedyś do Ojczyzny wróci. A jak wtedy spojrzy sobie w oczy? Że walczył tylko 3 miesiąca i ze strachu uciekł?

 

– Chcę się zastanowić. – Westchnął.

 

– Oczywiste to jest. I zacznij trochę normalnie żyć, a nie po nocach jak wampir. – Zaśmiał się jegomość. – Tydzień starczy?

 

Alan kiwnął głową. Tydzień to w jego mniemaniu dużo. Przemyśli i może wygra tę rozterkę.

 

– To bardzo dobrze. Do widzenia.

 

Wyszedł, zostawiając po sobie dozę niepewności, zwątpienia. Co robić? Czy warto było wyjeżdżać, jeśli nawet tu komendant go znalazł?

 

Spojrzał na Londyn. Nocą pięknie oświetlony. Często się po północy włóczył po ulicy. Najczęściej siedział w barach, pił wódkę chcąc zapomnieć.

 

– Dość – powiedział sam do siebie i odwrócił się w stronę pokoju.

 

Od tygodni panował tu bałagan. Teraz dopiero było mu głupio, że Henryk musiał to zobaczyć. W kątach puste butelki. Czy nawet ubrania na podłodze.

 

Trzeba wreszcie naprawić to życie. Rano trzeba będzie posprzątać. I trzeba zacząć normalnie żyć– pomyślał.– I koniec z imprezami po nocach.

 

Spojrzał na kalendarz. 23 października 1946 roku dumnie piął się na białej, kalendarzowej kartce. Cóż mu po tym? To tylko pusta data pokazująca jakie życie jest kruche, nietrwałe i prowadzące do śmierci.

 

– Bo zaraz w depresje wpadnę. – Zaśmiał się sam do siebie.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania