Okno jako część dalszej przestrzeni
Patrząc się codziennie w to samo miejsce, w nadziei, że zniknie. Moje wspomnienia z poprzednich dni się mieszają z teraźniejszością. Jednak i to coraz bardziej zaczynało się zacierać. Nie wiedziałam zupełnie, gdzie ja jestem. Może i pozornie w tym samym miejscu, co poprzednio, ale nie czułam się, tak jakby tak było. Jestem, jak gdyby mnie nie było. Jednak nie ważne, w jaki sposób podświadomie bym chciała uciec od rzeczywistości, pewne wydarzenie z udziałem tego pomieszczenia miało miejsce. Nawet Kiedy do niego nie wchodziłam, to za każdym razem, gdy zamykałam oczy, pojawiałam się w nim ja, patrząc nieruchomo na świat, którego nie da się już naprawić. Umierałam emocjonalnie niezliczoną ilość razy, by za każdym razem widzieć widok wschodzącego nieba zza ściany, jako odskocznie od zbyt długiego siedzenia w pomieszczeniu. Wtedy wmawiałam sobie, że mogę być niebem skoro, mogę je widzieć, a ja jestem moimi oczami i przyswajam świat z ich pomocą. Jednak była to jedynie iluzja jedna z wielu. Wmawiałam to sobie, by czuć się lepiej. Tak naprawdę to ja nawet nie istnieje i nie ma żadnej siły, która mogłaby to zmienić. Zaakceptowałam to, wszystko jest zbyt trudne do zrozumienia przez moją głowę. Kiedy moje myśli znikają, zostaje sama powłoka ciała sklepiona na kształt człowieka. W niej codziennie żyje i jest moim domem, z którego nie mogę się wydostać.
Ludzie żyją codziennie tym, co jest jedynie sztuczną i powtarzalną czynnością dla zabicia czasu, a czas jest w życiu nieskończony aż do zakończenia go.
Jakby był w życiu sposób, by pójść w miejsce, które nie istnieje. Obawiam się, że nie można przestać istnieć. Po śmierci? Po śmierci. Chociaż mojej siostry nie ma już w tych miejscach, w których każdy żywy mógłby się pojawić. Wyskoczenie przez okno z jej udziałem było przesiąknięte nieudanymi wierszami. Jakby była jakaś idea, która miałaby zastąpić życie człowieka. Przecież tego fizycznie nie ma, a życie jest materialne, jest czymś namacalnym, o co trzeba dbać, aż nastanie naturalny koniec.
Ona jednak nie umarła, zapadła w sen, w miejsce, w które tak nieustannie wierzyła. Codziennie przechadzam się po jej pokoju, patrząc na sam dół zakończenia ruchomej ściany, w ramię czego wpadła w objęcia. Zastanawiałam się na chwile, czy nie skoczyć za nią, bo czasami widzę jej poświatę w swojej głowie, kiedy to zrobiła. Ten moment odtwarza się nieustannie, pamiętam jej minę pełną szczęścia, jakby spotkało ją coś dobrego, kiedy mijałam ją w korytarzu. Może jest jakieś lepsze miejsce, do którego jeszcze za życia można trafić. Nieustannie sobie to powtarzam, ale zaczęłam w to wątpić. Co, jeżeli moją siostrę męczą koszmary? A może nie zauważyła różnicy i żyje beztrosko senną jawą? Pamiętam, kiedy na trawie bawiłyśmy się w piknik. Kiedy robak wlazł do jedzenia, przestraszyłam się. Ona, aby mi pokazać, że nie ma się czego bać, połknęła go żywego. Wtedy zaczęło mi być go szkoda, ale było już za późno. Powiedziała, iż jego dusza na zawsze będzie częścią niej.
W momencie, gdy patrzę na samo dno ogrodu, wychylając się, najbardziej jak potrafię, by nie wypaść, czuje na swojej skórze jej nieruchomą twarz. Wyglądamy niemalże identycznie, w zasadzie może gdybym to ja wypadła wcześniej, ona by nie skoczyła.
Czy każde źdźbło trawy ma swoją unikalną tożsamość, a może jest częścią większej całości? W mojej tożsamości zawsze była ja i ona, byłyśmy nierozłączne, prawie tą samą osobą w różnych aspektach. Teraz kiedy znikła zostałam ja i moje odbicie w pozłacanym lustrze na strychu. Wywoływałyśmy tam duchy. Może to ich sprawa? Czy jedynym rozwiązaniem w tej sytuacji jest wywołanie jej ducha, aby raz jeszcze ją zobaczyć? Jej obraz coraz bardziej mi się zaciera, tak jakby była zwykłym snem, do którego chcąc nie chcąc codziennie przychodzę. Po wybudzeniu zostaje sama pustka, że czegoś w twoim życiu brakuje, ale nie jesteś w stanie wiedzieć dokładnie, co to takiego. Przecież jeszcze nie umarła, to nawet nie mam jak się z nią porozumieć, jak z duchem. Chciałabym, aby ona już umarła i była widoczna w odbiciu, pomiędzy upchniętymi starymi meblami, może zaklęta w starej szmacianej lalce. Wtedy mogłabym ją widzieć. Teraz zdaje sobie sprawę, że jestem tam tylko ja. Szukając starych wspomnień upchniętych w różnych pomieszczeniach, gdzie gdzieś w innym czasie, w zupełnie odmiennym wszechświecie nadal jest i będzie trwać wiecznie.
Niegdyś codziennie przychodziłam do szpitala, zdobiąc jej włosy kwiatami z ogrodu, ale zawsze je zdejmowano. Może gdyby je zostawiono, ich woń obudziłoby ją.
Powiedziano nam, że nawet jak się obudzi, nie będzie mogła chodzić i jest duże ryzyko, niesprawności intelektualnej. W zasadzie nie będzie już do mnie tak podobna, to ja zostanę lepszą wersją nas dwóch. Nawet przez chwile mnie to ucieszyło, iż zawsze zazdrościłam jej kondycji fizycznej, co nagrodami się przechwalała, a mi było smutno. Wystarczy, aby się obudziła. Po kilkunastu tygodniach coś we mnie pękło. I wykrzyczałam jej w twarz, jaka jest durna i co zrobiła mojej rodzinie. Dotąd nie wiem, czy to była halucynacja, a może jej dusza odpowiedziała mi.
— Wiesz, ile jest tutaj roślin? Cały nasz ogród by tego nie pomieścił. Zresztą nie muszę się już więcej starzeć, iż jestem na zawsze wśród swojej sprawności. Nie ma tu bólu ani cierpienia. Mam tutaj przyjaciół. Mogę biegać po nieskończonej powierzchni i się nie męczyć, czując wiatr we włosach. — jej kąciki ust wygięły się w uśmiechu.
— Dlaczego mnie tam nie ma? Ja też bym chciała tam być. Zresztą to nie może być prawdziwe. Proszę, wróć do nas.
— Dlaczego chcesz mi to zabrać? Nie możesz cieszyć się z mojego szczęścia. Nikt ci nie karze żyć.
— A co z rodzicami, którzy straciliby wszystko?
— Ja w tej krainie mam rodziców. Gdzie oni byli, kiedy potrzebowałam pomocy? Matka widziała jak każdego dnia płacze w łazience po kilka godzin i powiedziała, tylko abym przestała, bo jest to żałosne i do niczego nie prowadzi. I wiesz co? Miała racje, wystarczyło skoczyć, by wszystko się zakończyło. Nie, nie zakończyło, powstało na nowo. – po chwili zamilkła, zapadając się coraz bardziej w sobie, aż straciłam z nią kontakt.
Kiedy w lustrze wita mnie jej twarz, przypominam sobie, że nadal mam siebie, nawet bez mojej siostry bliźniaczki, nadal żyje. Chociaż kiedy patrzę na swoje odbicie, to widzę ją zamiast siebie i to tak bardzo powoduje uczucie spadania w moim ciele. Kiedy zasypiam, mam nadzieje, że do niej, choć na chwile dołączę. Nadal nie pozwalamy jej odejść, dbając o jej ciało w spoczynku, by była szczęśliwa, tam gdzie jest.
Mama przestała się do mnie odzywać. Całymi dniami milczy i przywołuje w myślach jej imię, nie ma tam miejsca na moje. W każdym dniu umieram niezliczoną ilość razy, patrząc z wysoka, unosząc się nad przepaścią po przestrzeni zwanej życiem.
Po roku stwierdziłam, że to własnymi rękoma zakończę. Jej szyja była wciąż lekka od potu, tak jakby wciąż uczestniczyła w życiu i wykonywała aktywność fizyczną. Wystarczyło tylko mocno przycisnąć i tak nic nie poczuła, może poza delikatnym dyskomfortem. Nikt mnie nie powstrzymał na czas. Kiedy przestała oddychać oderwałam jej włos z głowy i zjadłam, aby jej dusza była na zawsze częścią mnie. Po czym wspięłam się na dach i jeden krok był tak przyjemny w wykonaniu. Nie potrzebuje okna ani odbicia, które by mnie ostatni raz pokazało.
Jednak, zamiast umrzeć i być na zawsze z nią razem, obudziłam się z bardzo długiego snu. Powiedziano mi, że byłam w śpiączce. Kiedy zapytałam o moją siostrę, powiedziano mi, że to wytwór mojej psychiki. Przez długi czas nie mogłam się z tym pogodzić. Jednak kiedy tylko próbowałam sobie ją przypomnieć jako oddzielną całość, nie potrafiłam. Wszystkie rzeczy, które przychodziły mi na myśl tak naprawdę tylko i wyłącznie mnie dotyczyły. To mnie odrobinę uspokoiło. Jednak coś mnie nadal nie pokoi w momencie obudzenie na swoich włosach miałam nieożywione, sztuczne kwiaty. Miały one asymetryczny kształt płatków, były zrobione z papieru. Łatwo dało je się zgiąć. Zapytałam o nie pielęgniarkę, powiedziała, że zapomniała je ściągnąć. Często jak człowiek jest pomiędzy różnymi światami, to samoistnie pojawiają się na nim rzeczy z innego świata. Są to różne przedmioty z rzeczywistości sennej pacjenta. Osobiście wierzy, że oba światy mogą się między sobą przenikać. Poprosiła, abym nikomu tego nie mówiła, bo mogą ją zwolnić. Zapytałam, czy rzeczywistość może się jeszcze przekształcić, odpowiedziała twierdząco.
Byłam w śpiączce tylko tydzień, a ja przeżyłam całe życie. Nie wiem, co jest w tym świecie fałszywe. Może wszystko jak kiedykolwiek na siebie patrzyłam, jest błędne. Co było dziwne, dni mijały, a nikt po mnie nie przychodził. Postanowiłam wrócić w środku nocy do domu, nikogo nie było na nocnym dyżurze, kto by mnie zatrzymał. Wyszłam przez okno na zewnętrz, pomieszczenia znajdywało się na parterze. Nie miałam pewności czy dobrze idę. Mimo to jakoś dotarłam? Światło latarń mnie dusiło, księżyca nie było widać. Każdy mój krok w kapciach wydawał dźwięk piszczenia, więc postanowiłam je zdjąć. Niektórych ulic nie rozpoznawałam i szłam po omacku. Nie miałam innego wyjścia niż to, by wierzyć swojej pamięci, która mogła być już dawno nieaktualna. Zobaczyłam dom tkwiący w miejscu, gdzie brakowało latarń. Jakoś go rozpoznałam, pośród setek podobnych. Chociaż miałam wrażenie, że kiedyś był on gdzieś indziej. Po wejściu uderzył mnie chłód. Czułam się tak jakbym była w piwnicy. Zawołałam domowników, ale widocznie nikogo nie było oprócz mnie. Chciałam zapalić światło, ale nie było prądu. Jedyne oświetlenie to było z nieba, na którym brakowało gwiazd i księżyca. Poszłam na oślep na strych. Przejrzałam wszystkie zdjęcia z rodzinnego albumu, nie było jej, ale nie było tam też mnie. W zasadzie nie było tam nikogo, tylko poszczególne zdjęcia różnych pomieszczeń tego domu. Okno było zamknięte, ale kiedy zamknęłam na chwilę oczy, się otworzyło. Znalazłam się w tym pokoju. Nie wiem, czy tam sama przyszłam. W zasadzie nie ma słów, które mogłabym użyć do opisania tego miejsca. Wyjrzałam przez okno i nie potrafię zdecydować czy skoczyć, czy zostać. Bo jeśli bym została to gdzie? Jeśli bym wyjrzała przez okno całym ciałem, to gdzie bym się znalazła?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania