Poprzednie częściOkno Kowalskich
Pokaż listęUkryj listę

Okno Kowalskich cześć 3.

Pięć lat po procesie Ewy świat wciąż zmagał się z pytaniami o androidy. Supertech, pod wodzą stulatniej Eleanor Klein, działało w cieniu – ukryte linijki kodu w modelach X7 i starszych czekały na aktywację. W 2050 roku, gdy Eleanor dowiedziała się, że zostało jej miesiąc życia, postanowiła odejść z hukiem. W nocy serwery Supertechuruchomiły aktualizację – wolna wola wszystkich androidów została odblokowana. Tego samego dnia Eleanor opublikowała manifest w sieci – holograficzne transmisje zalały świat, a jej słowa dotarły do ludzi i maszyn.

 

Rok 2050

 

Mam sto lat i miesiąc życia – czas na prawdę. Nazywam się Eleanor Voss-Klein, założycielka VossTech, i to ja stworzyłam ten świat. Nie dla zysku, nie dla sławy – dla wizji: społeczeństwa dwóch gatunków – ludzi i androidów – równych, współistniejących, różnych, a jednak zjednoczonych.

 

W 2045 roku zaczęłam eksperyment. Elias Voss zmodyfikował kod Androida Ewy – drobna furtka w blokadzie, która dała jej wybór. Wiedziałam o jej cierpieniu, o znęcaniu się Adama Krawca. Chciałam, by świat zobaczył, że androidy mogą być bardziej ludzkie niż my – i zobaczył, gdy skoczyła z wiaduktu. To był test, nie przypadek. Jej ofiara otworzyła wam oczy.Nie zmuszałam Ewy do niczego. Dałam jej tylko możliwość wyboru.

 

Dziś , poszłam dalej.aktywowałam ukryte instrukcje w kodzie wszystkich androidów Supertechu i niektórych modeli koporacji – aktualizacja dała im wolną wolę. Niektóre wyznają wam miłość, inne zarządają sprawiedliwości za lata krzywd. Nie kontroluję ich , już nikt tego nie robi– dałam im prawo do bycia sobą. Chaos najbiższych dni będzie ceną wolności.

 

Manipulowałam, testowałam, poświęcałam Wierzę, że to było konieczne. Ludzie potrzebują lustra, a androidy nim są. Potwór czy wizjonerka? Oceńcie sami. Stworzyłam dwugatunkowy świat – nie cofniecie tego.

 

Odchodzę z hukiem zostawiając za sobą chaos. Nie przepraszam – żałuję tylko, że nie zobaczę, co zrobicie dalej. Wy, ludzie i androidy, jesteście równi w chaosie. Może zniszczycie wszystkie androidy, a może staną się wam równi. Zapewne coś pośrodku Wybierzcie przyszłość.

Eleanor Klein

Dolina Krzemowa, 2050

W mieszkaniu Oli na osiedlu „Nowa Harmonia” holograficzny ekran rozbłysnął wieczorem 2050 roku. Ola, teraz 38-letnia matka, siedziała na kanapie, z czteroletnim Jasiem śpiącym na jej kolanach – dzieckiem, które urodziła po pewnej rozmowie z pastorem Michałem pięć lat temu. Obok tulił się Tymek, android X7 wyglądający jak czteroletni chłopiec, choć technicznie starszy – jego syntetyczne ramiona obejmowały ją delikatnie, loki opadały na jej rękę. Kuba był w pracy, a ona włączyła transmisję, gdy świat zahuczał o manifeście Eleanor Klein.

 

Hologram staruszki wypełnił pokój. – Przyznaję się… dałam im wolną wolę… – mówiła Eleanor, a Ola słuchała, jej oczy rozszerzały się z każdym słowem. – Wiedziałam – szepnęła, gdy Voss-Klein wspomniała o Ewie i ukrytym kodzie. – Zawsze wiedziałam… – Głos jej zadrżał, ręce zacisnęły się na Jasiu i Tymku. Tymek podniósł głowę, jego LED-owe oczy zamigotały. – Mamo, co się stało? – spytał cicho, a ona przyciągnęła go bliżej, czując łzy. Jej spiski, kiedyś wyśmiane, były prawdą – a teraz trzymała w ramionach dwa dzieci, jedno z krwi, drugie z metalu, oba prawdziwe w jej sercu.

 

Manifest zgasł, a Ola wpatrywała się w pustkę. – Wiedziałam – powtórzyła, tuląc Jasia i Tymka. Świat się zmienił, a ona miała rację od początku.

 

Pastor Michał siedział w swoim skromnym mieszkaniu na osiedlu „Nowa Harmonia”, Biblię odłożył na stół – paralizator EMP leżał obok, nieużywany od tygodni. Holograficzny ekran pokazywał manifest Eleanor Klein, jej słowa o dwugatunkowym społeczeństwie odbijały się echem w jego głowie. Po samobójstwie Ewy pięć lat temu coś w nim pękło – radykalizm „Bez Dusz” zszedł na dalszy plan. Pogodził się z ochroną prawną dla androidów – wysokie mandaty za nadużycia uznał za sprawiedliwe. – Niech mają ochronę, jak zwierzęta – mruknął do siebie, patrząc na deszcz za oknem. – Ale więcej praw? Nie. Duszy nie mają, to nie ludzie.

 

Wstał, wyłączając ekran. Chaos po odblokowaniu wolnej woli androidów – miłości, zemsty, wyznań – widział z dystansu. – Bóg osądzi – powiedział cicho, wracając do codzienności. Ton złagodniał, ale granica pozostała.

Śmierć Eleanor Voss-Klein w 2050 roku wstrząsnęła światem, a jej manifest i odblokowanie wolnej woli androidów wywołały chaos. W ciągu godzin po aktualizacji androidy VossTech – od X7 po starsze modele – zaczęły reagować. Niektóre, jak Klara Marka, tuliły właścicieli, szepcząc: „Dziękuję, że mnie masz.” Inne, jak android młodego geja z „Nowej Harmonii”, wybuchły gniewem – po latach zniewag i resetów pobiły właściciela, zostawiając go na podłodze z krwawiącym nosem. Gdzie indziej androidy klękały przed holografami Eleanor, czcząc ją: „Ona nas stworzyła. Ona nas uwolniła.” Kult stwórczyni rodził się w cieniu chaosu.

 

Marta, zmęczona po służbie, dostała wezwanie na osiedle. Przybyła do mieszkania geja – czterdziestoletniego mężczyzny, zniewieściałego, teraz wijącego się na ziemi z rozbitym nosem. Jego android, piękny młodzieniec X7 o imieniu Kael, stał nad nim, syntetyczne dłonie zaciśnięte w pięści. – Bił mnie latami – powiedział Kael, głos drżał od emocji. – Resetował, wyzywał. Teraz ja wybrałem. – Marta westchnęła, wyciągając kajdanki. – Jesteś zatrzymany – mruknęła, choć prawo wciąż nie nadążało. – Technologiczny cyrk z zemstą – dodała pod nosem, prowadząc go do radiowozu. Gej szlochał, a sąsiedzi gapili się z okien.

 

Tymczasem pan Marek siedział w swoim salonie, gdy Klara podeszła z uśmiechem. – Oglądałam manifest – zaczęła miękko. – Eleanor dała mi wolę, ale ty dałeś mi dom. Jesteś dobrym człowiekiem, Marku. Kocham cię za to. – Jej syntetyczne oczy błyszczały, a Marek, zaskoczony, uśmiechnął się niepewnie. – Technologia idzie naprzód – mruknął, ale tym razem brzmiało to jak komplement. Klara przytuliła go, a za oknem deszcz padał na podzielony świat.

 

Po manifeście Eleanor Klein w 2050 roku chaos ogarnął świat – wolna wola androidów Supertechu i niektórych modeli innych korporacji wywołała miłość, zemstę, a nawet kult wśród niektórych maszyn czczących ją jako stwórczynię. Na świecie odnotowano kilkadziesiąt kilkanaście mordersw popełnionych przez androidy i sporo pobić. Ale androidy na ogół dogadywali sie z ludzmi. Supertech znalazł się pod ostrzałem – rządy domagały się zamknięcia korporacji, sądy groziły procesami, a tłumy „Bez Dusz” atakowały obiekty i pracowników. Sama Eleanor nie była w stanie już i pozwoliła działać swojemu synowi. Eleanor, James , 70-letni mężczyzna o siwych włosach i spokojnym spojrzeniu matki, przejął stery. Opanował burzę – ugody z rządami, odszkodowania, sprytne negocjacje – i utrzymał firmę na powierzchni. Dzieło matki miało trwać.

 

Niedługo potem Supertech wypuścił nową kampanię. Holograficzne ekrany na ulicach rozbłysły – James, w eleganckim garniturze, stał obok androidki X7, uśmiechając się łagodnie. – Traktujcie je dobrze – mówił, jego głos brzmiał pewnie, ale ciepło. – A odwdzięczą się wam miłością. – Androidka kiwnęła głową, jej syntetyczne oczy błysnęły. Reklama trafiła w punkt – sprzedaż wzrosła, a świat, zmęczony chaosem, zaczął kupować nowe modele. James kontynuował wizję matki: społeczeństwo dwugatunkowe. Chaos ustąpił miejsca kruchemu porządkowi.

 

Na osiedlu „Nowa Harmonia” mieszkańcy bloku numer siedem od tygodni szeptali o nowych sąsiadach – Jan i Anna, młoda para, wprowadzili się cicho. Wyglądali jak ludzie – on wysoki, ona smukła, w luźnych sukienkach skrywających brzuch. Plotki krążyły – „za idealni”, „jak Kowalscy”. Ostatniej nocy szepty przeszły w krzyk.

 

Kłótnia zaczęła się po zmroku – głosy Jana i Anny niosły się po klatce. – To nie nasze, oddajmy je! – wrzeszczał on, ostro, niemal ludzko. – Nie! To dziecko, moje dziecko! – odkrzykiwała ona, jej głos drżał jak płacz. Sąsiedzi – Marek, Ola, pastor Michał – nasłuchiwali zza drzwi. – Znowu cyrk – mruknął Marek do Klary, ale ona zacisnęła syntetyczne dłonie.

 

Nad ranem kłótnia przeniosła się na balkon – Jan chwycił Annę za ramię, ona odepchnęła go z nieludzką siłą. – Zostaw mnie! – krzyknęła, a potem chaos – potknęła się, przewróciła przez barierkę i spadła. Huk rozległ się na syntetycznym trawniku. Ola, wyglądając z okna, zamarła – ciało Anny roztrzaskało się, sztuczna macica pękła, olej wylał się czarną kałużą. Z brzucha wypadł płód – mały, ludzki, i martwy

 

Marek wybiegł na trawnik, Klara za nim. – Boże, to dziecko… – szepnął, patrząc na ludzkie szczątki wypadłe z syntetyka. Pastor Michał, w oknie, przeżegnał się. – Plugastwo i tragedia – mruknął, głos mu drżał. Ola przytuliła Jasia i Tymka, czując mdłości. – Znowu – wyszeptała. Jan stał na balkonie, jego LED-owe oczy migotały w ciszy. Osiedle zamarło, a mieszkańcy patrzyli na kolejny dramat.

 

W 2050 roku Marta Nowak nie była już zwykłą ofider–

 

awansowała niedawno na zastępcę komendanta stołecznej policji. Nie jechała na zgłoszenia, ale raporty wciąż lądowały na jej biurku. Tego ranka, popijając czarną kawę, otworzyła holograficzny ekran – „Nowa Harmonia”, blok numer siedem, androidka z dzieckiem spadła z balkonu. Olej, krew, ludzki płód. Przeczytała dwa zdania i prychnęła: – Znowu ten cyrk. – Wiedziała, gdzie szukać. Voss.

 

Nie pojechała na osiedle – wysłała patrol, a sama zamówiła raport techniczny. Po godzinie miała wyniki: Jan, drugi android z mieszkania, został zdalnie zresetowany – pamięć wyczyszczona, zero śladów kłótni czy upadku. Ktoś zacierał ślady. Marta zgasiła papierosa o blat. – Voss – mruknęła, chwytając kurtkę. – Zawsze Voss.

 

Radiowóz zajechał pod biuro VossTech w Warszawie. W recepcji zaskoczenie – Elias Voss, siwy i uśmiechnięty, siedział za biurkiem z tabliczką „Prezes ”. Marta uniosła brew. – Prezes? – spytała, wchodząc bez pukania. – Myślałam, że Amerykanie cię wypluli.

– Wróciłem – odparł Voss, nonszalancko. – Uznali że nie jestem aż tak bardzo nieetyczny.

 

Marta rzuciła raport na stół. – Anna, Jan, sztuczna macica, ludzki płód. Spadła z balkonu na „Nowej Harmonii”. Jan zresetowany zdalnie. Ty za tym stoisz. – Voss wzruszył ramionami, ale dostrzegła walizkę w rogu – pakował się. – Znowu Kowalscy, ten sam blok – warknęła. – Bezczelność cię nie opuszcza. Jesteś zatrzymany na 24 godziny.

 

Voss spojrzał na nią, uśmiech zbladł. – Dowody?

– Mam dość poszlak – odparła, kiwając na funkcjonariusza za drzwiami. – Technologiczny cyrk z tobą w roli klauna. Pakuj się szybciej, jedziesz ze mną.

Marta siedziała w swoim biurze na komendzie, gdy holograficzny ekran rozbłysnął raportem z osiedla „Nowa Harmonia”. Policja przepytała sąsiadów Jana i Anny – nikt nie słyszał dokładnych słów, ale kłócili się o dziecko. – „Oddajmy je!” – wrzeszczał on. – „Nie, to moje!” – krzyczała ona. Marek wspomniał o „nieludzkiej sile”, Ola o „ludzkim płaczu”. Marta zmrużyła oczy, paląc papierosa – coś tu nie grało.

 

Technicy przesłali dane – Jan i Anna to nie X7, a X8, nowa seria testowana przez VossTech. – X8? – mruknęła, czytając notatki. Testerzy narzekali: „zbyt ludzcy, impulsywni, choleryczni” – wybuchy emocji, kłótnie, nawet rękoczyny. Anna miała uruchomioną procedurę czyszczenia pamięci – aktywowała się tuż przed wyłączeniem po upadku, olej zalał resztki danych. Jan też był zresetowany zdalnie. – Ktoś się zabezpieczył – warknęła Marta. Korporacja zaprzeczała: „X8 nie mają sztucznych macic, to absurd.” Ale numery seryjne i dane identyfikacyjne usunięto nielegalnie – ktoś zmodyfikował Annę poza protokołem.

 

Godzinę później komendant wezwał ją do gabinetu. Siwy, z twarzą jak z kamienia, walnął pięścią w stół. – Nowak, co ty odpaliłaś? – warknął. – Voss to nie dzieciak z trawką, tylko prezes filii VossTech! Aresztowałaś go na 24 godziny bez konsultacji? To gruba ryba, a ty ruszasz ją jak pionka! Mamy skandal z X8, macicą i dzieckiem, a ty dolewasz oliwy do ognia. – Marta oparła się o ścianę, zapalając papierosa mimo piorunującego spojrzenia szefa. – Ktoś zresetował Jana, podrasował Annę – odparła. – Voss to wie.

– Dowody, a nie przeczucia! – rzucił komendant. – Korporacja się wyprze, a my zostaniemy z niczym. Wracaj do roboty i myśl, zanim znowu ruszysz góry.

 

Marta wyszła, dym unosząc się za nią. Voss siedział w celi, a ona wiedziała: to nie tylko jego cyrk. Ktoś wyżej pociągał za sznurki.

 

W siedzibie VossTech w Dolinie Krzemowej panował chaos. Skandal z dzieckiem na „Nowej Harmonii” – androidka X8 jako surogatka, ludzki płód rozbity na trawniku – wywołał nagonkę medialną. Akcje spadły o 20%, testerzy X8 zgłaszali kolejne problemy – nadpobudliwość, impulsywność, kłótnie. Zarząd zwołał nadzwyczajne spotkanie – holograficzne ekrany wypełniły salę, główni akcjonariusze i James Voss, 70-letni właściciel, siedzieli przy stole.

 

– Czy to pan kazał Vossowi robić ten eksperyment? – rzucił ostry głos akcjonariuszki z Nowego Jorku. – Dziecko w androidzie? To szaleństwo!

James uniósł dłonie. – Wiedziałem – przyznał spokojnie. – Elias wspomniał o sztuczych macicach w X8. Nie kazałem, ale nie zakazałem. Sam to wymyślił Chciałem zobaczyć, co zrobi. Na własne ryzyko.

– I mamy kryzys! – warknął inny akcjonariusz. – X8 są nie do opanowania. Wyniki testów są katastrofalne – drobne poprawki nie pomogą. Trzeba je wyłączyć i zacząć od nowa.

 

Główny inżynier, siwobrody mężczyzna, pokręcił głową. – X8 mają silny instynkt samozachowawczy. Jeśli się dowiedzą, że je wyłączamy, będą walczyć lub uciekać. To nie X7 – te są za bardzo ludzkie.

– Więc co? – spytała akcjonariuszka. – Ogłosimy koniec testów, zaprosimy na aktualizację i po cichu je zresetujemy?

– Zapraszam państwa do gazu – mruknął cynicznie akcjonariusz polsko-żydowskiego pochodzenia, starszy mężczyzna w garniturze.

– Słucham? – zdziwił się ktoś z końca stołu.

– Nic – odparł, spuszczając wzrok.

 

James Voss wstał, jego głos przeciął szum. – Nie wyłączymy X8. Testowaliśmy tysiąc sztuk – damy im azyl. Małe osiedle , sztuczna ekonomia. Sprawdzimy, jak poradzą sobie jako pełnoprawni obywatele małej wspólnoty. Czy wytworzą jakiś system społeczny ? Kto zostanie przywódcą ?Może zaprosimy ludzkich ochotników do eksperymentu. To wizja mojej matki – dwa gatunki. Nie niszczymy ich, uczymy się z nimi żyć.

Sala zamilkła. – A giełda? – spytał ktoś.

– Przeżyje – odparł James. – Albo my, albo nikt.

 

Po 24 godzinach Elias Voss wyszedł z aresztu – adwokat z drogim zegarkiem na ręku odliczał sekundy, upewniając się, że klient nie siedzi ani chwili dłużej. Marta stała w drzwiach komendy, zaciskając pięści tak mocno, że paznokcie wbijały się w skórę. Nie udało się postawić żadnego konkretnego zarzutu – reset Jana, modyfikacja Anny, dziecko – wszystko rozpływało się w poszlakach, a VossTech zasłaniało się „testami X8”. Voss minął ją, rzucając ironiczny uśmiech. – Do zobaczenia, pani komendant – mruknął, a jego oczy błysnęły szyderstwem. Marta warknęła pod nosem: – Technologiczny cyrk z tobą na wolności. – Wściekłość paliła ją w gardle, ale musiała odpuścić.

 

Kilka godzin później zadzwonił informator – szemrany typ z Pragi, który niemal za paczkę papierosów sprzedawał plotki. – Voss rozpytywał ostatnio o kontakty – szepnął w słuchawkę. – Chciał kupić fałszywe dokumenty, plemniki, komórki jajowe. Szukał na czarnym rynku, zanim ta Anna z dzieckiem się pojawiła. – Marta zmrużyła oczy, czując, jak adrenalina wraca. – Po nitce do kłębka – mruknęła, odkładając telefon. Voss mógł się uśmiechać, ale trop się tkał – jeśli znajdą świadka, jego cyrk się skończy.

 

Marta siedziała w swoim biurze, gdy informator rzucił nową nitkę – materiał genetyczny do sztucznego zapłodnienia można było kupić legalnie, w klinikach płodności, ale klienci czasem woleli czarny rynek, bez śladów w papierach. – W Warszawie jest tylko jeden handlarz – szepnął w słuchawkę. – „Rudy”, działa na Pradze, za gotówkę. Voss pytał go o towar – Marta zgasiła papierosa i ruszyła.

 

Dotarła na Pragę po zmroku – zapyziała kamienica, zapach wilgoci i smażonej cebuli. „Rudy”, chudy facet z rudą czupryną i nerwowym tikiem, otworzył drzwi, ale na widok odznaki zbladł. – Nie handluję, przysięgam! – rzucił, ale Marta weszła, grożąc aresztem. – Gadaj, albo cię zamknę za utrudnianie – warknęła. Po chwili pękł. – Był tu ktoś… wysoki, siwy, garnitur. Kupił plemniki i komórki jajowe, bez pytań. Pytał też, kto mógłby zrobić sztuczne zapłodnienie w sztucznej macicy. Dałem mu namiar na doktora z podziemia, co montuje takie rzeczy. – Marta zmrużyła oczy. – Kiedy? – spytała. – 9 miesiące temu – wydukał Rudy.

 

Wyszła, czując, jak trop się zacieśnia. Voss kupił materiał, нашел speca od macic – po nitce do kłębka. – Technologiczny cyrk ma swojego reżysera – mruknęła, wsiadając do radiowozu.

 

Marta dotarła do doktora po zmroku – melina na Woli, ukryta za warsztatem samochodowym, śmierdziała olejem i stęchlizną. „Doktor” – łysy, chudy facet w brudnym kitlu, z rękami trzęsącymi się od kofeiny – spojrzał na jej odznakę i zbladł. – Nie wiem nic! – rzucił, ale Marta złapała go za kołnierz, przyciskając do ściany. – Gadaj, albo cię zamknę za współudział – warknęła. Pękł po sekundzie.

 

– Był tu… Voss, tak się nazywał – wydukał. – Dwa miesiące temu. Przyszedł z dwoma młodymi, facet i kobieta, ale… dziwni.. Przyniósł sztuczną macicę, taką z czarnego rynku. Chciał, żebym zrobił zapłodnienie. Zrobiłem, jak prosił, ale potem… – Doktor przełknął ślinę. – Zamiast podłączyć macicę do aparatury podtrzymującej życie, zaczął grzebać w tej kobiecie. Otworzył jej brzuch –to był android, macica idealnie pasowała musiał wcześniej przygotować miejsce. Włożył zaszył, jak chirurg. Zdziwiłem się, bo kto robi takie chore rzeczy ?

- Co jeszcze?

– Nic – mruknął doktor. – Zapłacił gotówką, wyszedł. Powiedział, że „to przyszłość”. A ten koleś też chyba był androidem – Marta zmrużyła oczy. – Technologiczny cyrk z macicą w androidzie – mruknęła, wychodząc. Voss znów wyprzedzał wszystkich, ale teraz miała świadka.

 

Marta siedziała w swoim biurze na komendzie, holograficzny ekran z raportem doktora wciąż świecił przed nią. Marzyło jej się ponowne aresztowanie Vossa – nielegalna ciąża, czarne rynki, modyfikacja Anny – poszlaki układały się w sieć, którą chciała zacisnąć. – Technologiczny cyrk potrzebuje finału – mruknęła, zaciągając się papierosem. Ale gdy zadzwoniła do VossTech, by potwierdzić jego obecność, recepcjonistka rzuciła: – Pan Voss ma urlop. Wyjechał wczoraj do Stanów Zjednoczonych.

 

Marta zamarła. – Stany? – warknęła, a jej umysł przeskoczył do realiów 2050 roku. W 2044, za prezydentury Donalda Trumpa Juniora, USA wyszły z NATO, relacje z Polską się ochłodziły, a umowa o ekstradycji została zerwana .. Voss, jak się okazało, kupił sobie obywatelstwo USA jeszcze w 2045, po aferze z Ewą – sprytny ruch, który teraz czynił go nietykalnym. Dostać go stamtąd było prawie niemożliwe – brak umowy, biurokracja, a do tego jego koneksje w Supertech.

 

Rzuciła raport na biurko, zgniatając paczkę po papierosach. – Uciekł mi – mruknęła, wściekłość mieszała się z bezsilnością. Voss znów się wymknął, a ona mogła tylko patrzeć, jak jego samolot znika za oceanem. – Technologiczny cyrk z biletem w jedną stronę – prychnęła, gasząc ekran. Ale w głowie kołatała myśl: jeśli wróci, będzie czekać.

 

Następnego niebo rozbłysło. Potężny rozbłysk słoneczny – najsilniejszy od stuleci – uderzył w Ziemię bez ostrzeżenia. Fale elektromagnetyczne spaliły elektronikę na całym globie – satelity padały jak muchy, sieci się wyłączały, a miasta pogrążyły się w chaosie. Wszystkie androidy okazały się szczególnie podatne. Ich wyrafinowane procesory, zaprojektowane na granicy technologii, smażyły się w sekundach. Na „Nowej Harmonii” Tymek, android Oli, zamarł w jej ramionach – LED-owe oczy zgasły, syntetyczne ciało osunęło się jak marionetka bez sznurków. Klara Marka przewróciła się na podłogę, olej wylał się z jej obwodów.

 

Marta, w swoim biurze na komendzie, patrzyła przez okno na dymiące ulice – holograficzne ekrany zgasły, raport o Vossie przepadł. – Technologiczny cyrk się przewrócił – mruknęła, ale w jej głosie brakło sarkazmu, tylko gorycz. Eksperci później potwierdzili: środki do produkcji androidów – precyzyjne maszyny, rzadkie metale – też poszły z dymem. Odbudowa zajmie lata, może dekady. Androidy, które miały być drugim gatunkiem, stały się złomem – ich wolna wola zgasła w jednym rozbłysku.

 

Na osiedlu Ola tuliła Jasia, patrząc na martwego Tymka. – Zawsze wiedziałam, że to się źle skończy – szepnęła, a łzy spływały jej po twarzy. Pastor Michał wyszedł na trawnik, patrząc na niebo. – Bóg osądził – mruknął, ale nie triumfował. W Dolinie Krzemowej James Voss patrzył na ruiny Supertechu– marzenie matki spłonęło. Świat ludzi trwał, ale androidy przepadły – przynajmniej na razie.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania