Okrąg problemów X

13.02.2014r.

 

Tego dnia stałam po dwóch stronach świata.

Damon jest w śpiączce.

 

Miał wypadek. Auto wypadło z drogi, wszyscy są cali. Ale nie on, jego mózg umiera. Serce bije tylko przy respiratorze, lekarze twierdzą... Że to nie jest do odratowania, dają mu dwa tygodnie. A później go odłączą. Ma już dwa dni w plecy. Dowiedziałam się dwa dni po wypadku, nikt mnie nie poinformował. Dopiero kiedy nie zadzwoniła Patty, przyjaciółka Damona.

 

W tym momencie siedzę na poczekalni. Biję się z myślami- Co ja tutaj robię? Nie jesteśmy już razem od tygodnia, ale tu jestem. Dlaczego tutaj siedzę- Mam ochotę wyjść, ale tego nie robię. Rozstaliśmy się z powodu tego, że będzie ojcem. To nie tak że już mi przeszło, dalej mnie to boli. Lecz tak będzie lepiej, Cleo będzie go potrzebować. Ja nie zamierzam siedzieć w tym przedstawieniu. To dziecko będzie potrzebować obydwu rodziców.

Widzę z daleka zrozpaczoną kobietę w ciąży, a razem z nią idzie matka Damona. Obie mierzą mnie wzrokiem. W reszcie podchodzi ciężarna- Co ty tu robisz? Nie powinno Cię tu być. Zostałaś wykluczona z tej rodziny już dawno. On ma walczyć o życie dla naszej córeczki, nie dla ciebie. Uważasz, że jak się obudzi zostawi mnie i pójdzie do ciebie? Kochanie on bierze odpowiedzialność za swoje czyny.- Co za suka! Ale ma racje, jednak będzie to córka...- Wiesz co właśnie wychodzę! I nie wiem po co tu przyszłam... Masz jeszcze czelność ze mną rozmawiać? A może się boisz że się obudzi i jednak stwierdzi, że bycie z tobą to bez sens. Jedno ci powiem masz mój krzyżyk na drogę. Bo mnie z tym człowiekiem już nic nie łączy.- Tak naprawdę to się oszukuję. Przecież dalej go kocham, ale nie mogę! Już niedługo rozpocznę studia w Stanford, z daleka od Seattle.

______________________________________________________________________________________________________

 

Pierwsze spotkanie- 16.06.2014r.

 

Szukuje się koncert w Seattle Rity Ory- Ja i moi przyjaciele ją uwielbiamy. A szczególnie ja i Michael. Jeszcze mają iść z nami kolega Johna Adam.

Jeśli chodzi o koncert to nie mam pojęcia w co się ubrać, Caroline postawiła na vintage. Jej stylizacje do atmoswery mnie szokują, a z jednej strony zachwycają. Ponieważ jest w 100% sobą! Ale album jest w stylu Panku, więc stawiam na skórę, czerwoną koszulę w kratę obwiązaną wokół krótkich jeansowych spodenek. Oraz do tego okulary hipiskie. W sumie to może być.

 

Zaczyna się koncert wszyscy zaczynamy tańczyć w rytm muzyki, a kiedy leci wolniejsza muzyka do tańca prosi mnie John. -Kourth zatańczysz ze mną?- Wolny nie jest jego dobrą stroną. Lecz nie chcę robić mu przykrości.- Oczywiście Panie Millam. - Tańcząc kawałek cały czas przygląda nam się Adam. Nie za bardzo przepadam za tym typem, być może dlatego że wychowaliśmy się na tej samej ulicy, oraz nasze relacje jako dzieci nigdy nie były dość przyjemne. - Kończy się taniec, mam ochotę coś wypić. Więc udaję się do baru, wraz za mną Adam. - Kourth zaczekaj pójdę z tobą. - To niezbyt przyjemne, ale to przyjaciel Johna. Postanawiam poczekać na natrętnego fagasa.- Kourthney postawie ci kolejkę. Wiesz nie powinnaś łazić sama, to niebezpieczne.- O nie! Ja ci zaraz powiem gnojku co jest bezpieczne! - Adam nie nazywaj mnie " Kourthney" okej? I nie mów mi co jest dla mnie bezpieczne. Na pewno bezpieczne nie jest siedzenie tutaj z tobą. Ale jesteś przyjacielem Johna, więc jakoś cię znoszę. - Stoi wryty, ale przez chwilę uśmiecha się. - Wiesz, co Kourthney... Ja tu nie jestem z twojego powodu, chce zdobyć Caroline. To bardzo podniecająca dupa. A no i nie mogę też stanąć na drodze tobie i Johnowi.- On i Caroline? Ja i John? W życiu- Wiesz, co nic nie czuję do Johna. A ty i Caroline to nie wypał. A wiesz dlaczego? Bo ona czuje coś do Michaela.- Zaniemówił, idzie sobie. O tak! Idź do diabła Adam!

 

Stercze nad butelką Burbona, wydawał się taki dobry... Super nadchodzi kontrola. John! Cholerny John, kłamca. A z jednej strony przyjaciel do wykorzystywania, czuję się jakbym go wykorzystała definitywnie. Płakałam po stracie PI, był przy mnie cały czas. Za każdym razem kiedy kłóciłam się z Caroline stawał w mojej obronie, nawet kiedy to ja zawiniłam. Miałam od niego co chciałam. Był jak chłopiec na posyłki. To straszne!

- Kourth, jesteś pijana.- Wywody. Super.

- Wiesz co John, jak mogłeś być takim zdrajcą.- Patrzy na mnie zdziwionymi oczami. Tak do ciebie mówię!

- O co ci chodzi?- Niewiniątko, tak? Dalej coś brzęczy,ale nie mam ochoty słuchać. Jestem zbyt... Pijana.

- O to że miałeś mnie nie kochać.- Dobra to zdanie było bez sensu. Lepiej zostawię go tutaj. Idę przewracając się, jednak do upicia się dobry jest Burbon. Dalej coś do mnie krzyczy, lecz idę zaparcie. Przed siebie, chodź nie wiem jak. - Teraz się zastanawiam PI czy mi to wybaczysz?- Stoję i gadam do nieba. Dlaczego jej tu nie ma? Dlaczego?- Zaczynam beczeć jak dziecko. - Nie Kourthney Rose Carmen, miałaś nie płakać! Miałaś nie czuć już jej tego bólu!- Jestem tak zmęczona, że siadam na jakiejś ławce w parku.

 

I wtedy...

- Kourthney!!!- Jest i naćpany Adam.

- Czego chcesz?

- Chcę tylko pogadać jak na razie.. Nawet nie wiesz co zrobiłaś Johnowi. Biedak płacze... Zastanawia mnie to dlaczego płacze za najebaną zdzirą?

- Uważaj co mówisz!- Próbuję wstać, żeby mu walnąć trzy tuby. Już w miarę wytrzeźwiałam.

- Raczej ty uważaj. Mógłbym cię tylko wykorzystać, a później pobić i zostawić samą na pastwę losu. Chyba że wolisz przy rzece? Tak samo jak z twoją siostrą co? Historia lubi się powtarzać. Jesteś identyczna, teraz kiedy wydoroślałaś... Jesteś jej odbiciem, ciekawe jak twoi rodzice patrzą codziennie na ciebie. Może wcale nie uważają cię za Kourthney tylko za Penelope?- Wstaję i zbieram siły, za siebie i PI! Trzy tuby padły na jego twarz. Zaczyna odzyskiwać siły i mnie szarpie.

- Ej! Puść ją!- Jakiś chłopak biegnie,żeby mnie ratować. Adam ucieka..

- Nic ci nie jest?- Chwyta mnie za twarz i patrzy prosto w oczy.

- Nie spokojnie, dziękuję.

- Powinnaś uważać. To sprawa alkoholu co?

- Tak przyznaję się niecała butelka Burbona mnie powaliła.

- Dlaczego piłaś?- Kolejny detektyw?

- Nie jestem alkoholiczką. Tak to jest kiedy po 2 latach wychodzisz do ludzi. I zaczynasz iść do przodu, a tak naprawdę jesteś w tyle.- Jest mi cholernie głupio. Ma mnie za jakąś gówniarę, albo alkoholicze.- Dziękuję za ratunek.- Wstaję i powoli idę w stronę domu.

- Poczekaj odwiozę cię do domu.

- Wolałabym się przejść to mi lepiej zrobi. Naprawdę dziękuję za pomoc.- Teraz go spławiłam, ale jest nie wyrafinowanym dupkiem.

- To pójdę z tobą nie pozwolę, żeby coś ci się stało.

- Posłuchaj, skąd mam widzieć czy sam nie jesteś seryjnym mordercą?

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Nazareth 16.03.2016
    Ciężka sprawa. MASA błędów wszelkiej maści. Zwykle nie wypowiadam się w tej kwestii ale u ciebie jest na tyle źle ze utrudniają one znacznie odbiór tekstu. Poza tym tekst jest fabularne nispojny. Czuje się jakby mnie wrzucono w środek przypadkowego odcinka serialu dla nastolatek. Nie mam najmniejszego pojęcia o co chodzi i kto jest kim. Bombardujesz czytelnika imionami postaci których ni przedstawiałaś i o których kompletnie nic nie wiadomo. Tak samo z główna bohaterka/kami nawet nie jestem pewny ile ich jest. Jednak akcja rozwija się i idzie do przodu w miarę płynnie i widać w niej przebłyski jakiegoś zamysłu autora a to już podstawa (chybotliwa ale zawsze) wokół której można zacząć budować warsztat. Dziś zostawiam 3 na zachętę mam nadzieje ze następny tekst będzie lepszy. Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania