Okruch szczęścia

„Pory roku się zmieniają, przemijają. Podobnie jest z ludźmi. Kiedy jedni rozpaczają nad śmiercią bliskiej osoby, drudzy radują się z powodu przyjścia na świat nowego członka rodziny. Nic nie trwa wiecznie, nikt nie jest nieśmiertelny. Na każdego z nas przyjdzie kiedyś pora wkroczyć w ramiona śmierci i powitać ją niczym dawno niewidzianego przyjaciela.”

- Nastka, zaraz się spóźnisz!

Z moich rozmyślań wybudza mnie głos mojej starszej o dziesięć lat siostry, Sary. Kończę rozczesywać swoje średniej długości, czarne włosy, a następnie łapię w pośpiechu torbę, po czym zbiegłam na dół.

- Dziękuję - odbieram od kobiety pudełko z jedzeniem, w tym samym czasie całując ją w policzek.

Ledwo zdążyłam na autobus. W tym samym momencie, gdy ja ustałam przy znaku, wskazującym przystanek, drzwi do pojazdu, się otworzyły. Płacąc za bilet, uśmiechnęłam się miło do kierowcy.

Dzisiaj humor niesamowicie mi dopisywał. Nawet fakt, iż będę spoglądać na chore dzieci, które nie wiadomo kiedy zobaczą świat spoza szpitalnych sal, nie psuł mojego nastroju. A to wszystko, dlatego że będę mogła po raz kolejny, chociażby spróbować, żeby na ich twarzach zagościł uśmiech. Chyba nie ma nic piękniejszego od szczerego śmiechu dziecka...

Pół godziny później, kroczę szpitalnym korytarzem. Moim celem jest pokój, w którym leży Zuzanna - dziewięcioletnia dziewczynka, z którą uwielbiam spędzać czas. Jak zawsze z uśmiechem na twarzy, pukam do drzwi, a kiedy słyszę wesołe „Proszę", wchodzę do środka.

- Cześć - mówię do małej. - Jak tam się miewasz? - przytulam Zuzię na powitanie, po czym witam się z jej mamą uściskiem dłoni.

Widzę, jak Zuza męczy się przez swoją chorobę. Z każdym dniem, od kiedy do niej przychodzę, zauważam, jak mała wręcz niknie w oczach. Mimo to - z całego serca cieszę się, iż jej radość wciąż jest taka sama. Pod tym względem, nic a nic się nie zmieniła.

- Może wyjdziemy na dwór? - proponuję po mniej więcej dziesięciu minutach.

Spoglądam na kobietę pytającym wzrokiem. Pani Ewelina Białszyc jest matką dwójki dzieci. Szesnastoletniego Janka i dziesięcioletniej Zuzy. Jestem pewna, że nie ma więcej, niż trzydzieści pięć lat.

-Myślę, że lekarz nie będzie miał nic przeciwko. Akurat dzisiaj Zuzia nie miała zaplanowanych żadnych badań. Pójdę się zapytać - odpowiada.

W tej samej chwili obydwie wstajemy ze swoich krzeseł. Dwa pozostałe łóżka są puste.

- Pójdę razem z panią, jeśli mogę - proponuję, na co matka Zuzanny kiwa twierdząco głową.

Wydaje się zamyślona. Nie chcę być nachalna, lecz (nie ukrywam) martwię się o tę dziewczynkę. Z każdym dzieckiem, które spotkałam na tym oddziale, w pewien sposób się zżyłam.

Miesiąc temu, kiedy zaczęłam wolontariat w szpitalu, nie myślałam, że będę to wszystko tak przeżywać. Teraz, po tych czterech tygodniach, wychodzę stąd z myślą, że następnym razem jednego pacjenta już tutaj nie będzie. Jeszcze - na całe szczęście - tak się nie stało, jednak... Nie znamy dnia ani godziny, prawda?

- Anastazjo - pani Ewelina przystaje i odwraca się w moją stronę. - Usiądźmy na chwilę.

Przygryzam niepewnie wargę. Siadam na żółte krzesło, jedno z całego rzędu, które są ustawione pod ścianą Cały oddział dziecięcy jest w rysunkach postaci z bajek. W świetlicy wywieszone zostały tablice, gdzie powieszono rysunki dzieci. Niektóre z nich przedstawiały rodzinę, kwiatki na łące, a inne jeszcze coś innego. Pomimo tego, że wielu rodziców nie może być z dziećmi całymi dniami i nocami, cały personel szpitala oraz wolontariusze próbują dzieciom stworzyć jak najbardziej rodzinną atmosferę.

Gdy pani Białszyc się nie odzywa dłuższą chwilę, zaczynam się niepokoić i stresować. Sama nie wie do końca dlaczego. Czy przebywanie wśród chorych tak na mnie wpływa?

- Więc... - staram się w jakikolwiek sposób rozpocząć rozmowę, ponieważ wątpię, abyśmy przystanęły tylko, zostawiając dziecko same w pokoju, żeby posiedzieć i pooglądać ilustracje Myszki Minnie, Kaczora Donalda, czy Kubusia Puchatka.

- Dlaczego zdecydowałaś się być wolontariuszem w szpitalu, gdzie wiesz, że następnego dnia, gdy tutaj przyjdziesz któregoś z pacjentów może nie być, ponieważ... Ponieważ... - głos jej się załamał.

Zrobiło mi się jej szkoda. Nie wiem, jak czuje się matka, jak czuje się rodzic, gdy jej dziecko może w każdej chwili odejść z tego świata. Mogłam się jedynie tego domyślać, lecz jestem pewna, że nawet moje wyobrażenie nie jest w stu procentach zgodne z prawdą.

- Sama nie wiem - wzdycham. - Równie dobrze mogłam zgłosić się do jakiegoś schroniska dla zwierząt, ale... Coś ciągnęło mnie tutaj. Do szpitala. Kiedy byłam mała chciałam zostać superbohaterką, niczym Batman, Spider-Man czy inny komiksowy wytwór. To marzenie nie opuszczało mnie przez następne lata. Potem gdy poszłam do szkoły, a na lekcjach historii uczyliśmy się o Żołnierzach Wyklętych, wszystkich poległych w wojnach i bitwach, także chciałam, aby ktoś zapamiętał mnie i po kilku latach spisał moją historię.

Biorę głęboki oddech, a po moich policzkach spływa kilka łez. Próbuję się uspokoić. Gdy tylko mi się to udaje, kontynuuję:

- Teraz gdy mam dziewiętnaście lat, wiem, że nikt na pewno nie spiszę moich wyczynów, ponieważ nie są one wybitne. Żołnierze walczący w innych krajach, czy chociażby lekarze i pielęgniarki, którzy codziennie zmierzają się ze śmiercią swoich pacjentów. Jest wielu bohaterów. A ja w ten sposób także się nią staję. Tak przynajmniej sądzę. I pani także jest bohaterką. Jest pani matką dwójki dzieci, z czego jedno z nich znajduje się w szpitalu. Walka o przyszłość swoich pociech z pewnością musi być okropnie trudna. Moja mama była lekarką, widziała niejedną śmierć, dlatego też myślę, że stąd ten mój pomysł.- spoglądam w jej oczy.

Po moim niebywale długim wywodzie zachodzi (po raz kolejny) dłuższa cisza, którą przerywają odgłosy personelu, pacjentów oraz ich bliskich. Nerwowo przygładzić niebieskie jeansy na udach.

- Masz racje. Okropne jest uczucie, że twoje ukochane dziecko może umrzeć. Pomimo że masz zaledwie dziewiętnaście lat, zdecydowałaś się na to. Sprawiłaś, że moja córka coraz więcej się uśmiecha. Zawsze wypytuje mnie, kiedy przyjdzie Anastazja. Myślę, że jeśli jest jakiś wzór bohatera to ty również się w niego wpisujesz.

Nie spodziewam się tego, co dzieje się zaledwie ułamek sekundy później. Czuję, jak ramiona pani Eweliny obejmują mnie, a koszulkę moczy potok łez. Nie przeszkadza mi to. Ja także jestem wzruszona...

Rodzice, kiedyś opowiadali mi, iż Śmierć to tak naprawdę nasz stary przyjaciel, któremu zabraliśmy jego ulubioną zabawkę, a on chce ją odzyskać, aby w dalszym ciągu móc z nami się bawić... Tak naprawdę nigdy nie dowiemy się czym jest owa Śmierć, ponieważ gdy my żyjemy, jej nie ma, a gdy ona po nas przychodzi to nas nie ma na tym świecie...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • LBnDrabble dwa lata temu
    Zapraszamy do wzięcia udziału w Bitwie na Drabble.
    Tematy to:
    1↔Metamorfozy
    2↔Sekretne Życie Autorytetów
    3↔Styropianowe Kowadło
    4↔Samotne Skrzydła Motyli
    Można pisać na dwa lub na jeden. Zaznaczamy, że tylko jedno drabble wrzucamy do puli.
    Piszemy do 20 maja /północ/
    Liczymy na Ciebie!!!
    Wszystko znajdziesz tutaj: https://www.opowi.pl/konkursy/
    A zasady konkursu tutaj: https://www.opowi.pl/profil/lbndrabble/
    Literkowa

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania