Okruszki z Bieszczad
Na moją trawę spadają okruszki gliny z Bieszczad. Wiszą na sznurku spodnie i trampki. A na nogawkach i podeszwach krusząca się resztka szlaku. Że też chciało się ostatniego dnia wyjść. Wyjść w deszcz. Chciało się, no to poślizgnęło się, upadło, nazbierało gliny i przywiozło do domu razem z obfotografowaną drogą powrotną, z Lublinem, z wierszami na schodach i ścianach kamienic.
I nagle ląduje mi na brzuchu tomik Harasymowicza „Bieszczady”.
– Dorcia? – Cieszę się. Była wczoraj, jest dzisiaj. I pewnie już przeczytała.
– Nie ma tu żadnego wiersza o dwóch Bukach – mówi z pretensją w głosie i pakuje się, układa na starym drewnianym leżaku z podnóżkiem, takim samym, na którym ja sobie leżę. Obok.
– Nie o tych Bukach – Bukach! O bukach – bukach – mówię. – Zresztą, Buka była tylko jedna.
– O bukach?... A!... O bukach!... A!... Ten o bukach! Tak, tak! Cholera... Ale dla mnie jeszcze „Bieszczadzkie pustkowie” – trochę zmieszana podnosi książkę z mojego brzucha i szuka. I znajduje: „Drzwi domu są szeroko otwarte/ Wiklina deszczu wyplata świat”
– No... A to... – Teraz ja wyszukuję. – ”Przez las swoich lat chodzę / coraz większy/ że trudno się rozeznać// Dopóki nie upadnę/ jak ta wioska w dolinie/ na wznak”
– A umiesz tak? – Dorcia wyciąga przed siebie nogę i pstryka palcami. Duży paluch ociera się o sąsiedni.
– Umiem! Ale tylko prawą. Lewą nie. – I demonstruję lewą. Że nie. Nie przyznaję się także, że paznokcie obcinam dziwacznie. Z lewej ręki nożyczkami, a z prawej – cążkami. Inaczej nie potrafię.
– A tak? – Dorcia rozcapierza paluchy i jej stopy wyglądają jak kocie łapy w momencie, kiedy kot się przeciąga. Jej nogi na niebie. I moje.
-Cha, cha, cha! No nie! Cha, cha, cha!
Leżymy sobie. Pierwszy dzień bez upałów. Fajny wiatr. Nagle moja przyjaciółka informuje mnie, że ma w górnej szczęce trzynaście zębów. A w dolnej – całe szesnaście. Patrzę, jak trzyma palce w buzi i liczy. Wkładam palce do swojej. Nieźle.
– Mój dentysta jest duży i obły, jak wieloryb. Ma krowie, łagodne oczy. Ale wiesz? Jedno ucho ma zakończone półkoliście, a drugie – ostro. Jak u diabła.
– A ja chodzę do starej baby. Wszyscy mówią na nią Kotunia, bo tak się do nas zwraca. Kotuniu, szerzej. Kotuniu, nic się nie bój. A po wszystkim – zapal, kotuniu. I palimy w gabinecie.
– No co ty?
– Tak. Patrz! – Dorcia pokazuje swoje dłonie. – Masz blizny?
– Mam. O tu... Na wskazującym po oparzeniu drzwiczkami od pieca. Ta – nie wiem już po czym. A ta, na kciuku, przy paznokciu, kiedy kroiłam ser. Na prawej nic.
– Nic, bo nic nie robisz lewą. Cha, cha! A to moja – mówi, i demonstruje serdeczny lewej. – Po usunięciu tatuażu.
– Wiem.
Na bramie siedzą trzy sójki – para starych i dzieciak. Stare coś skrzeczą, a dzieciak łypie jednym okiem na nas. My rozkładamy i składamy nasze pięciopalczaste skrzydła na tle siwiejącego nieba.
– A tak umiesz?
– Nie.
– A tak?
– Cha, cha, cha! Jasne! Od dzieciństwa!
Przez płot gromada motyli, zygzakami i zawisa nad trawą. Para bażantów wraca pod porzeczki.
– Patrz – mówi Dorcia. – Łąka chodzi.
Brązowo – szara łąka podskakuje stadem szpaków. A w końcu zrywa się i frunie w stronę sadu.
– A ten o bukach – mówi – zapamiętałam. „Bieszczady// Dwa motyle/ szukają się w trawie/ całe życie/ i nie znajdują// Dwie dusze/ szukają się w niebie/ całe życie/ i nie znajdują// Dwa buki / splecione razem/ całe życie/ nie wiedzą o tym”.
Komentarze (31)
Znów zazdroszczę Ci pamięci do szczegółow. Ja tak nie mam.
Wiersza o bukach nie znałam, a piękny...
https://www.empik.com/sekretne-zycie-drzew-wohlleben-peter,p1125876466,ksiazka-p
"W lesie dzieją się zdumiewające rzeczy. Są tam drzewa, które porozumiewają się ze sobą, drzewa, które z oddaniem troszczą się o swe potomstwo oraz pielęgnują starych i chorych sąsiadów, drzewa, które doświadczają wrażeń, mają uczucia i pamięć. Niewiarygodne? Ale prawdziwe! Leśniczy Peter Wohlleben snuje fascynujące historie o zdumiewających zdolnościach drzew. Przytacza wyniki najnowszych badań naukowych i dzieli się swoimi obserwacjami z codziennej pracy w lesie. Otwiera przed nami sekretny świat, jakiego nie znamy."
https://www.youtube.com/watch?v=zOiWeGwzIIg&t=10s
Coś w tym jest...
refluks był w różnych polskich górach, Alpy też widział, piękne, nie można powiedzieć, ale Bieszczady mają w sobie taką magię, jak żadne inne góry.
Podobnie Tatry.
A Bieszczady wciąż dzikie, wciąż własne, nie zajęte przez ludzi.
Pozdrawiam:)↔%
Pozdrawiam:)
Szczególnie ten:
„Bieszczady// Dwa motyle/ szukają się w trawie/ całe życie/ i nie znajdują// Dwie dusze/ szukają się w niebie/ całe życie/ i nie znajdują// Dwa buki / splecione razem/ całe życie/ nie wiedzą o tym”
Dzięki za zajrzenie, Maćku. Do pisania najlepiej zasiadać, jak się natrafi na coś, co nas poruszyło. Tak, jak to napisałeś w komentarzu.
https://www.youtube.com/watch?v=dmeRyjuVYSY
Dzięki za spokojną, kojącą piosenkę,
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania