Ołtarz przodków

Odkąd zawsze pamiętam tutejsze rejony zawsze były pokryte śniegiem. Praktycznie cały rok takowej wiecznej zmarzliny. Cała planeta zwana Deqeste na pozór dla większości niezdatna do zamieszkania i trochę to czasu zajęło, aby przyzwyczaić się do takich panujących tu warunków. Zaledwie kilka wiosek, i to tyle jako ten ślad po jakiejkolwiek cywilizacji. Jednakże w każdej wiosce była Starszyzna składająca się z czterech najstarszych osób, które miały to za zadanie przekazywać i podtrzymywać tradycję na kolejnym pokoleniom. Jedną z bardzo ważnych tradycji, zwłaszcza gdy się wkraczało w dorosłe życie była pielgrzymka szlakiem przodków. Ten szlak prowadził do ołtarza, na którym trzeba było umieścić podarek, aby zapewnić sobie dobrobyt oraz szczęście w dalszym życiu. Ten, kto tego nie zrobił to podobno był surowo karany. Także co roku częścią tradycji było wybieranie jednego kandydata, po to aby ten poszedł do tak zwanego ołtarza płomieni. Kolor płomienia w zależności od podarku miał bardzo ogromne znaczenie. Dlatego co roku starszyzna starannie przygotowała podarek składający się z wyselekcjonowanych tutejszych ziół i roślin oraz kilku przypraw. Dla naszej wioski kolor płomienia był bardzo ważny. Tak samo było w pozostałych wioskach. Pamiętam, że kiedyś słyszałem o czarnym płomieniu, i to był zły omen. Wydawać się może to nierealne, bo przecież płomień ognia nie może być czarny, ale Pan Beffers kiedyś takowy płomień widział. Pan Beffers należy do starszyzny. Ma on już 110 lat, a wygląda, jakby miał zaledwie ze 72 lata. Podobno czarny płomień przynosi wiosce same nieszczęścia. Opowiadał to zawsze co roku jako przestrogę.

Był to dla niego bardzo pamiętny dzień. Pan Beffers miał zaledwie 25 lat, gdy został wybrany, po to aby zanieść podarek do ołtarza płomieni. Czuł się zaszczycony i wiedział, że jest to odpowiedzialne zadanie. Nie mówił, jednak, jak długo to ta podróż mu przebywała, gdyż nie jest on dobrym gawędziarzem. Za długimi przemowami to on nie przepadał.

Wspominał, że gdy dotarł do ołtarza płomieni, to przed nim było jeszcze trzy osoby z podarkami. Pierwsza z tych osób to była młoda kobieta z podarkiem. Kolor płomienia zapalił się na żółty. Kolor żółty był takim neutralnym. Dla wioski oznaczało to lepszy czas zbiorów. Drugą osobą był mały chłopiec, który wyglądał na bardzo przestraszonego. Tego chłopca pocieszał jakiś typ spod ciemnej gwiazdy. Gdy mały chłopiec położył swój podarek, to płomień zapalił się na kolor zielony. Oznaczało to, że jego wiosce zawitają same dobre nowiny i przez najbliższy rok każdy będzie miał szczęście. Nadeszła kolej na trzecią osobę. Był to jakiś mężczyzna, który naprawdę nie wyglądał na osobę o dobrych zamiarach. Sam Beffers się zastanawiał, czy starszyzna w jego wiosce podjęła słuszną decyzję, wysyłając go tutaj. Gdy ten Pan podszedł, to nagle zerwał się silny wiatr. Wcześniej tego wiatru tam nie było, lecz to był znak, aby ten mężczyzna nie zbliżał się do ołtarzu. Jak to on powiedział „nawet ten Pan nie zdążył położyć swojego podarku, a płomień zapalił się w kolorze czarnym jak smoła”. Czarny kolor zwiastował same nieszczęścia. Oznaczało to jedynie śmierć i wyniszczenie. Od razu było wiadomo, że coś stało się niedobrego. Nadeszła kolej Beffersa. Podszedł do ołtarza ze swoim podarkiem. Ogień z początku się nie zapalił. Po chwili płomień zapalił się na niebiesko. Kolor niebieski oznaczał dobre zmiany oraz zapowiadał pomoc. Nie minęło kilka dni, gdy do naszej wioski przyszło kilkanaścioro rannych osób z wioski zza Dreadenowym lasem. Dreaden jest to rodzaj bardzo ciemnego, a zarazem solidnego drewna występującego tylko na planecie Deqeste. To drzewo jest wysokie i ma bardzo ostre cienkie nie, czym brzytwa liście. Wracając jednak do tych rannych osób. Te osoby przyszły dlatego, że na wioskę zaczęły spadać meteoryty oraz pobliska roślinność całkowicie zwiędła. To było dziwne, ale jak się wtedy Beffers dowiedział, że płomień w ołtarzu był czarny to aż go to zabolało. Ludzie tam z niewyjaśnionych przyczyn nagle zaczęli chorować i umierać, i ta garstka przyszła po pomoc do naszej wioski. Wiem tylko tyle, że pomoc oni otrzymali, a w ramach podziękowania dostaliśmy kilka drogocennych minerałów. W ten sposób te dwie wioski zaczęły pomiędzy sobą handlować. Także Beffers wraz pozostałymi odbudowali tamtą zniszczoną wioskę. Tamtego mężczyznę, który sprowadził nieszczęście to wygnano na zawsze. Sporo już minęło czasu od tamtego incydentu.

Teraz bardziej ostrożniej starszyzna wybiera osobę do ołtarza płomieni. Nie wiem, czy można wybrać tę samą osobę kolejny raz, gdyż w mojej wiosce się to jeszcze do tej pory nie przytrafiło. W tym roku każdy dzień wglądał tak jak pozostałe. Nie zapowiadało to dobrych plonów i jakiegokolwiek dostatku. Może to było spowodowane tym, że w tamtym roku płomień był jasnoczerwony. Sporo przez ten czas się działo. A mianowicie duży postęp w szkoleniu nowych wojowników. Także sporo zmieniło się w zakresie budowy domów. Widać jest postęp są solidniejsze niż przed kilku lat. Ten rok nazwałbym rokiem nauki. Można było zauważyć, że każdy w wiosce bardziej przykłada się do dalszego rozwoju. To na swój sposób jest fascynujące, a zarazem takie dające domyślenia. W tym roku nadszedł ten moment, kiedy to ja wyruszyłem w pielgrzymkę szlakiem przodków. Przed tą pielgrzymką dobrze się przygotowałem do drogi i wysłuchałem dokładnie starszyzny co mają mi do powiedzenia.

Dobrze Kerion to już ten czas, abyś wyruszył w pielgrzymkę – oznajmił Beffers.

To jest tradycja, którą trzeba pielęgnować. Chyba nie chciałbyś źle skończyć – wydusił to z siebie Jeremi, który w tym roku kończy 101, ale po nim widać było, iż jego koniec jest już bliski.

Masz rację Jeremi. Ci, co nie przejdą pielgrzymki szlakiem przodków będą naznaczeni – wtrąciła się Itiri. Itiri ma 125 lat jest najstarszą kobietą w naszej wiosce. Ona przeżyła swoich dwóch mężów. Jest tutejszą zielarką.

Weźcie go nie stresujcie. Ten chłopak da sobie radę. Jak mu się nie uda, to w najgorszym wypadku to… – zaśmiała się 102-letnia Urina.

Proszę nie kończ tego – przerwał jej wypowiedź Jeremi, po czym zasłabł.

Jeremi. Słyszysz mnie. Odezwij się… Jeremi! – krzyknęła Urina.

Spokojnie… mam nadzieję, że dzisiaj nie będziemy wygłaszać żałobnych wiadomości – uspokajała ją Ilirii.

Mów za siebie – we we łzach wydusiła to Urina.

Przeżyłam swoich dwóch mężów. Jeden z nich miał zawał, a drugi zmarł we śnie. Odsuń się Urino ja postaram się Jeremiemu pomóc – powiedziała Itiri.

Podszedł do mnie Beffers.

Posłuchaj Kerion. Ta pielgrzymka jest bardzo ważna. Pamiętaj nie odwracaj się za siebie, aby nie przynieść sobie pecha. Kiedyś taki błąd Jeremi popełnił i widzisz co teraz z nim na starość się dzieje. To cud, że on jeszcze żyje. Poza tym na pewno się nie zgubisz. – poinformował Buffers.

A skąd mam wiedzieć, jak iść? – zapytałem.

Szlak przodków ma takie małe trójkątne kamienie nieopodal ścieżki po obydwu stronach. Jak będziesz nimi podążał to dotrzesz na pewno do ołtarzu. – oznajmił Beffers.

Wtedy to wręczył mi podarek Beffers. Tak wyruszyłem w swoją pielgrzymkę. Po drodze wypatrywałem małych trójkątnych kamieni. Szedłem tak spokojnie przed siebie, gdy w końcu natrafiłem na to kamienie. Teraz miałem pewność, że idę w dobrym kierunku. Cała ta pielgrzymka trwała cztery dni, gdy ostatecznie dotarłem na miejsce. Był to ośnieżony szczyt i tutaj co ledwo mogłem wejść na górę. Było ślisko oraz w niektórych miejscach stromo. Musiałem kombinować jak tam mam dalej przejść. Ale ostatecznie udało się mi dotrzeć do ołtarza. Umieściłem tam podarek i chwilę tam zaczekałem. Poczułem nagle takie uczucie spokoju. Postanowiłem wrócić do swojej wioski. Po czterech dniach dotarłem z powrotem. Lecz tutaj zaszła jedna zmiana, a mianowicie wybrano nowego starszyznę. Okazało się, że podczas mojej pielgrzymki Jeremi umarł. Wybrano teraz tutejszego rzemieślnika Pana Gustavo, który ma 88 lat. Od razu było czuć pustkę bez Jeremiego. Szkoda, że umarł. Był odpowiedzialny za budowy domów. Jak na swój wiek sporo osób nauczył swojego fachu i sporo też w technice budownictwa przez lata dopracował. Najbardziej po nim opłakiwała jego rodzina. Mnie też było jego żal. Widać było, że się już męczył. Nawet Itiri nie zdołała mu ostatecznie pomóc.

Czas tak szybko zaczął płynąć, gdy ma się codziennie śniegi lód dookoła. Ostatnio nawet był bardzo mroźny wiatr, że to nie wróżyło nic dobrego. Jeszcze trochę i miał nadejść ten dzień, gdy starszyzna wybierze osobę, po to aby ta wyruszyła do ołtarza płomieni. Szczerze mówiąc mogą wybrać kogokolwiek z mojej wioski. Nie wiadomo, na kogo przypadnie ten zaszczyt. Nikt nawet tego nie potrafi rozgryźć, czym oni się kierują, że akurat ta osoba, a nie inna jest odpowiednia, aby tam wyruszyć. Minęły tak dwa miesiące. Nawet nie zorientowałem się, kiedy to tak szybko czas zleciał. I nadszedł ten bardzo ważny dzień, który będzie kluczowy dla tej wioski.

Wszyscy zgromadzi się przy starszyźnie. Każdy spoglądał na Beffersa, Itiri, Gustavo oraz Urine. To był ważny moment. Ja także spoglądałem w tłumie i czekałem co oni powiedzą.

Otóż moi drodzy. Zgromadziliśmy się tutaj, aby podsumować tamten rok. Był to rok, w którym wiele się nauczyliśmy. Także był to rok poświęcenia. To poświęcenie dało nam efekty. Jak już wiecie w tym roku zmarł Jeremi był on w starszyźnie od dwudziestu jeden lat. Niech on spoczywa w pokoju. Na jego miejsce wybraliśmy Gustavo. Swoją postawą udowodnił, że nadaje się na to stanowisko. Dba dobrze o tradycję oraz był to jeden z najbliższych przyjaciół Jeremiego. Przez ten rok każdy z nas poczynił postęp, ale tylko jedna osoba jest godna tego, aby móc zanieść podarek do ołtarza płomieni. Zastanawialiśmy się nad tym bardzo poważnie. Także musieliśmy uwzględnić propozycję Jeremiego – ogłosiła to Itiri.

Jak wiecie to jest odpowiedzialne zadanie – Wypowiedział to Gustavo.

Z racji tego stwierdziliśmy, że…- nie dokończyła mówić Urina.

Zadecyduję o tym ja – odrzekł Gustavo.

Każdy spojrzał się na niego i czekał na odpowiedź. Miałem takie dziwne przeczucie, aby się wyjść z tłumu i pójść dalej doskonalić się w walce. Wtedy usłyszałem…

Postanowiłem, że osobiście przyjdę do tej osoby – poinformował to Gustavo.

Po raz pierwszy nie było to ogłoszone na głos. Nikt nie wiedział, kto ma się udać. Większość od razu skupiło się na tym, aby zrobić, jak najlepsze wrażenie na Gustavo oraz aby, to on wybrał właśnie tę osobę. Szczerze mówiąc zaczęła się taka rywalizacja. Każdy chciał być lepszy od innego. Tylko mi na tym nie zależało. Tak się zastanawiałem, czy to ma sens udowadnianie tej swojej wyjątkowości. Poszedłem na grób Jermiego i zastałem tam Gustavo.

Był Pan jego najlepszym przyjacielem? – zapytałem.

Tak – burknął pod nosem .

Widzę, że nie jest dzisiaj Pan w nastroju – odparłem.

Tak. To jest irytujące, gdy każdy nagle zawraca Ci głowę – odrzekł lekko zdenerwowany Gustavo.

Zauważyłem. Każdy konkuruje tylko po to aby iść do ołtarza płomieni. Nie rozumiem, dlaczego tak wielu na tym zależy – powiedziałem.

Gustavo spojrzał się na mnie.

Wiesz, to jest zaszczyt, aby tam iść. Myślałeś Kerionie o tym, aby tam się udać? – zapytał .

Nie myślałem o tym… Szczerze mówiąc byłem niedawno na pielgrzymce szlakiem przodków. Na ten moment mi chyba wystarczy – odpowiedziałem.

Gustavo i ja tak milczeliśmy nad Grobem Jeremiego tak kilka minut w ciszy.

Wiesz, co Kerion… Jeremi chciał abyśmy zobaczyli wszystkich reakcję na tę decyzję. To ma być test. Każdy chce udowodnić mi, że mam wybrać tą konkretną osobę, ale to na tym nie polega wiesz… Sens w tym, że po prostu to starszyzna czuje, kto jest tego godzien, a kto nie. Wydaje to się każdemu dziwne, gdyż każdy ma swój charakter i osobowość. Każdy ma specjalizację lub dziedzinę, w której jest dobry. Nie ma takiej osoby, która, by wszystko potrafiła… Do tej pory ani razu starszyzna się nie pomyliła… Poza tym czuję, że może być to coś przełomowego – powiedział Gustavo.

Rozumiem. W takim razie zostawię Pana tutaj. Nie będę przeszkadzał – oznajmiłem.

Już miałem wychodzić z cmentarza, gdy zobaczyłem Pana Beffersa. Pomyślałem sobie, że pewnie idzie też na grób Jeremiego. Więc postanowiłem sobie pójść po moją tarczę i poćwiczyć obronę.

W tym czasie Beffers podchodzi do Gustavo.

I jak się trzymasz? – zapytał Beffers.

Wiesz nie potrafię pogodzić się ze śmiercią swojego przyjaciela. Poza tym Jeremi chyba trochę przesadził ze swoim pomysłem – odparł Gustavo.

No nie do końca… Wiesz Jeremi nigdy nie lubił się przechwalać i wywyższać. Może chciał w ten sposób ułatwić nam wybór kandydata – poinformował Beffers.

Może masz rację. Wiesz może to wydaje się dziwne, ale mam kogoś odpowiedniego – oznajmił Gustavo.

To świetnie. Kto to konkretnie? – podpytał się Beffers.

Myślałem o Kerionie. Przyszedł tu przed chwilą. Był jednym, któremu nie zależało, aby pójść do ołtarza płomieni – stwierdził Gustavo.

W sumie się nie dziwię. Kerion w tym roku miał pielgrzymkę. Osiem dni go nie było przecież – odparł Buffers.

Poza tym trzeba kogoś wybrać, bo inaczej nie wiem, co się stanie – powiedział Gustavo.

W jednej z wiosek był taki przypadek, że nie wysłali osoby do ołtarza płomieni. Byli oni zdani na los. Szczerze mówiąc to w ten sposób pokazało, że czasem trzeba stawić czoła temu, co jest nieuniknione. Nigdy nie wiesz, co Cię czeka kolejnego dnia. Czy ta chwila to są Twoje ostatnie minuty życia? Nie da się przewidzieć wszystkiego. Nawet ogień może nie przewidzieć wszystkiego. Jednakże tę tradycję podtrzymujemy i przekazujemy kolejnym pokoleniom – wyjaśnił Beffers.

Mądrze mówisz – stwierdził Gustavo.

Kilka godzin treningu dało swoje. Lepiej już umiałem bronić się tarczą, lecz najbardziej nie pasowało mi to, że w wiosce dochodziło do kłótni. Słyszałem jak jeden przez drugiego mówił, że jest lepszy w tym, a drugi w tamtym. Miałem tego dosyć. Musiałem zrobić z tym porządek.

DOSYĆ! Panowie. Przestańcie się kłócić. Kłótnie nic nie dadzą. Przez cały rok potrafiliście żyć ze sobą w zgodzie, a tu nagle już konkurujecie tylko po to aby iść do ołtarza płomieni. Miejcie jakąś godność i swój rozum panowie. Bez jakiejkolwiek kłótni i bójki proszę mi tutaj. Tego zapewne by chciał Jeremi. – wtrąciłem się krzycząc.

Obydwoje tak na mnie spojrzeli i widać było, że to nie będzie koniec.

Odsuń się i nie wtrącaj się w nie swoje sprawy – groźnie prychnął kowal.

Jak chcesz być posiniaczony, to dobrze trafiłeś – odpyskował tutejszy handlarz warzyw.

Panowie! Panowie… spokojnie…- odpowiedziałem, próbując uspokoić.

W międzyczasie Beffers z Gustavo przechodzili w pobliżu i usłyszeli tę kłótnię oraz postanowili zobaczyć jak potoczy się ta sytuacja dalej, aby w ostateczności interweniować.

Nie pouczaj mnie młody, bo oberwiesz! – zagroził mi kowal.

No właśnie spadaj i nie pokazuj się nam na oczy – dopowiedział handlarz warzyw.

Nie odejdę dopóki wy Panowie się nie pogodzicie. Nie możecie ze sobą konkurować. Odkąd pamiętam to wasza relacja była bardzo dobra – poinformowałem spokojnym głosem.

Nie mów nam co wolno, a czego nie – agresywnie wypowiedział to kowal.

Jak nie odejdziesz to zaraz oberwiesz – pogroził mi handlarz warzyw.

Widząc to Beffers z Gustavo od razu podeszli.

Zostawcie w spokoju Keriona – zawołał Gustavo.

Panowie, a co tu się wyprawia? – Zapytał Beffers.

Kowal i handlarz warzyw tak na niego spojrzeli i aż zaniemówili.

No słucham… Czy wam nie wstyd kłócić się i grozić młodszemu? – zapytał Gustavo.

Ale… – nie dopowiedział kowal.

Nie ma żadnego, ale – oznajmił Gustavo.

Kowal i handlarz warzyw odpuścili sobie kłótnię i poszli każdy w swoją stronę. Zostałem ja, Beffers i Gustavo.

Przyglądaliśmy się tej sytuacji – poinformował Gustavo.

O mało co nie oberwałeś – rzekł Beffers.

Chciałem tych Panów pogodzić – odpowiedziałem.

To piękna postawa – poklepał mnie po ramieniu Beffers.

Tak widziałem uśmiechy na ich twarzy i zastanawiałem się, po co konkretnie przyszli do mnie. Gdy nagle usłyszałem…

Wiesz Kerion chciałbym, abyś to Ty poszedł do ołtarza płomieni – oznajmił Gustavo.

Że co? Przecież ja się do tego nie nadaję – odpowiedziałem z niedowierzaniem.

Owszem nadajesz się. Przed chwilą to udowodniłeś – poinformował mnie Beffers.

Po tych słowach Beffers i Gustavo odeszli ode mnie. Nie myślałem, że mnie wybiorą, ale teraz musiałem skupić się na tym aby przygotować się do kolejnej podróży. Poszedłem do Itiri. Gdy Itiri mnie ujrzała u progu swoich drzwi, to doskonale wiedziałem, że przyszedłem po podarek. Przez kilka minut mówiła mi jak powinienem iść, aby dojść do ołtarza płomieni.

Postanowiłem, że wyruszę jutro rano, aby zdążyć na czas. Miałem nadzieję, że się nie spóźnię i przez to cała wioska, w której mieszkam będzie zdana na los. Obawiałem się, aby nie było czarnego płomienia. Nie wiedziałem, co mnie czeka, ale takie miałem przeczucie, że jest to długa droga. Dwa tygodnie wędrówki. Przedzierałem się przez las Dreadenowy. Następnie szedłem poprzez bagna. Potem musiałem przechodzić przez jaskinię. Następnie zatrzymałem się wśród ruin po wiosce, jaka w tamtych terenach była. Kierowałem się w stronę gór. Miałem przejść przez most, ale most nie wyglądał na stabilny. Więc musiałem znaleźć inną drogę. Poszedłem bardziej okrężną drogą i natknąłem się na kolejny las Dreadenowy. Także po drodze międzyczasie zaczął mocniej sypać śnieg. Musiałem przeczekać kilka godzin, gdyż była zamieć śnieżna. Po prostu wkurzało mnie to, że tyle przeszkód mam na drodze. Zastanawiałem się, czy inni z pozostałych wiosek mają tak samo jak ja. Po tym, jak zamieć śnieżna ustała to wyruszyłem dalej. Szedłem, przedzierając się przez ten śnieg, który był, aż do pasa. Nie było to wcale łatwe, ale przynajmniej na horyzoncie widziałem góry, czyli cel mojej podróży. Tak idąc przez siebie stąpałem ostrożnie, gdyż nie wiedziałem, co jeszcze mnie czeka. Widziałem osoby w oddali, więc to mnie pocieszyło, że nie jestem sam w tej podróży oraz dało mi to pewność, że zdążę na czas. Mijałem po drodze też kilka kamiennych obelisków. Gdy nadszedł czas, aby wspiąć się na szczyt jednej z tych gór. Postanowiłem odpocząć i nabrać sił. Jeszcze trochę mi zostało do przejścia. Gdy odpocząłem to wyruszyłem dalej. Dookoła śnieg i lód. Musiałem ostrożnie wchodzić oraz wyszukać taką trasę, aby nie spaść, oraz nie zrobić sobie krzywdy. Nie należało to do najprostszych zadań to takie wchodzenie na tę górę, ale prędzej nastawiałem się na to, że będą tam wspaniałe widoki. Tak idąc zauważyłem święcący się w oddali czerwony płomień. Od razu to dało mi punkt orientacyjny dokąd mam się udać. Nie zatrzymywałem się, gdy nagle pojawił się brązowy płomień. Zastanawiałem się cóż, to może znaczyć. Najwyżej o to bym zapytał Beffersa on, by mi na to z pewnością odpowiedział. Tak powoli, idąc po godzinie znów zauważyłem tym razem zieloną poświatę. Problem był jednak taki, że było tutaj naprawdę w tym odcinku ślisko i musiałem kombinować. Męczyłem się prawie do wieczora, aby wejść do góry i się mi udało. Byłem tym wyczerpany, lecz musiałem iść. Zobaczyłem coraz to bliżej tym razem fioletowy płomień. Zebrałem wszystkie siły i pobiegłem. Mijałem właśnie ostatniego co przybył do ołtarza płomieni. Teraz nadeszła moja kolej. Podszedłem do ołtarza, który był na szczycie góry. Ołtarz znajdował się pomiędzy dwoma obeliskami. Wyjąłem swój podarek, ale ogień nie zapłonął. Zawiodłem się, że zrobiłem coś nie tak, jak powinienem. Spojrzałem w nocne niebo, które było pełne gwiazd, gdy nagle oślepił mnie biały blask płomienia i chyba zdawało się mi, że kogoś widzę unoszącego się nad tym płomieniem…

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania