Ona i On

UWAGA!!!!!! PRZY TYM OPOWIADANIU PUŚCIŁEM WODZE WYOBRAŹNI. CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ.

 

Siedzieli ukryci między drzewami z napiętym kuszami gotowymi do oddania strzału. Ochrona przełęczy Ilos była ich zadaniem jako straży tylnej. Przełęcz była jedyną drogą prowadzącą na tyły wąwozu gdzie obwarowały się główne siły. Droga przez przełęcz była niewygodna. Wysokie drzewa swoimi koronami zakrywały całe niebo a wystające z ziemi korzenie zdradziecko sprawiały ze droga niebyła bezpieczna. Do tego wysoka na dwa metry ostra trawa.

Jack i jego czterdziestu bandytów było przyzwyczajonych do niewygody i trudnego terenu walki. Na początku kazał najzręczniejszym i najlepiej radzącym sobie z łukiem zająć pozycje w koronach drzew. Reszcie polecił umalować swoje ubranie jak i twarze zieloną farbą, ukryć się i czekać w gotowości. Jack czekał ukryty w krzakach ubrany w ciemnozielony płaszcz i skórzany kostium. W rankach ściskał ciężką załadowaną kuszę a u pasa ciążył mu przyjemnie miecz jednoręczny i sztylet.

Cały czas obserwował czujnie teren wokoło czekając na znak od ludzi na drzewie. Cały czas w głębi duszy modlił się by wróg jednak nie odkrył tej przełęczy.

Jego nadzieja umarła o zmierzchu kiedy to w przełęczy zrobiło się ciemniej niż było wcześniej. Wcześniej niż huczenie „leśnika” usłyszał przekleństwa dobiegające z oddali i chóralny zgrzyt. Jack szybko spojrzał na ukrytego obok swojego zastępcę Mikrusa i Leśnika. Oboje z umalowaną zieloną farbą twarzami poważnie skinęli głowami i przystawili kusze do ramienia celując w nadchodzących żołnierzy. Jack przemieścił się dyskretnie na pozycje za powalonym drzewem by lepiej ich widzieć. Tam już ukrywało się z czterech innych celujących z ukrycia kuszami. Jack przystawił lupę do oka i ocenił że jest ich chyba z setka. Szli rozproszonym szykiem niezgrabnie przewracając się o wystające korzenie. Większość to byli tarczownicy z długimi włóczniami a resztę stanowili łucznicy.

Jack bez słowa schował lupę pod skażaną kurtkę i wycelował z kuszy w pierwszego z brzegu. Uspokoił oddech i serce. Poczekał jeszcze chwile i oddał strzał dając reszcie znać że mogą otworzyć ogień.

Grad bełtów i strzał z drzew zasypał niczego nie spodziewających się żołnierzy. Jack zauważył że strzały padały dosłownie zewsząd.

–Do ataku! –rozkazał rzucając na bok kuszę i dobywając miecza. –Dobić ich!

Przeskoczył powalone drzewo i ruszył biegiem na spotkanie reszcie żołnierzy wroga. Trzydziestu zielonych żołnierzy wynurzyło się zewsząd i ruszyło do ataku z dobytą bronią. Jack odciął głowę pierwszemu z łuczników a następnie rzucił się na tarczownika który właśnie zasłaniał się przed potężnym uderzeniem topora Torka. Łucznicy ukryci w koronach drzew prowadzili doraźny ostrzał.

–Odwrót! –darł się jeden z tarczowników kiedy Jack uciął mu rankę w której trzymał miecz a następnie rozciął gardło.

–Nie dać nikomu uciec! –Zawołał.

Walki trwały z godzinę. Podczas tej jednej godziny zginęli wszyscy żołnierze wroga jak i czterech wojowników Jacka.

–Ukryć ciała –zakomenderował. –Zbierzcie nieśmiertelniki naszych.

Nie minęła kolejna godzina a ciała zniknęły a oni znowu się pochowali czekając na następnych.

 

Król wezwał po bitwie do swojego namiotu Jacka i wszystkich swoich dowódców. Jack zauważył że król ma obandażowane ramie a Lockhart –dowódca konnicy –niema lewego ucha. Zresztą wszyscy wyglądali okropnie. Król tak szybko wezwał zebranie że nikt nie miał czasu dojść ze sobą do porządku. Król wyglądał na zmęczonego ale i też zadowolonego z siebie. Ubranie miał całe skąpane w zasychającej krwi. Jego podkrążone zielone oczy i rozczochrane siwiejące blond włosy świadczyły o ciężkim dniu.

–Drodzy moi –zaczął siadając na bogato zdobionym krześle przy okrągłym stole na którym leżała wielka mapa z figurkami przedstawiającymi położenie ich wojsk. –Wygraliśmy. Mój zdradziecki brat został pojmany a jego wojska i jego sojuszników rozbiliśmy. Brata zetniemy w Kamrnasu ale resztę kazałem zabić na miejscu. Żołnierze będący w niewoli uwolnimy po złożeniu mi przez nich przysięgi wierności. –zamilkł kiedy jego sługa przyniósł im na srebrnej tacy złote kielichy pełne wina. –Za zwycięstwo! –wzniósł toast król wstając z krzesła z uniesionym kielichem. Wszyscy poszli w jego ślady. Stuknęli się kielichami i wypili do dna. Następnie z powrotem usiedli na krzesłach. – To było piękne aczkolwiek trudne zwycięstwo. –oznajmił król z miłym uśmiechem na ustach.

–To mogła być też nasza piękna porażka –oznajmił wiecznie ponury dowódca gwardii królewskiej Gotche nazywany Krukiem przez kolor włosów i ponure usposobienie. –Gdyby nie straż tylna ta porażka przeszła by do historii jako przykład głupoty.

–Zgadzam się z tobą Gotche –odparł król patrząc na Jacka. –Jak tam u was? Mocno dali wam w kość?

Jack skinął głową.

–Straciłem w walkach dwudziestu ludzi panie –powiedział a po chwili dodał. –Każdy zginał z bronią w ranku powalając przed śmiercią co najmniej pięciu przeciwników. Żaden nie zdezerterował kiedy sytuacja robiła się nieciekawa. –powiedział czując że musi to powiedzieć.

–Rozumiem –powiedział król z namysłem. –Proś mnie o co tylko chcesz a to dostaniesz.

–Ja nie chce nic –odparł. –Dostaje za swoją robotę bardzo wysoki żołd. Jeżeli możesz panie to chciałbym byś dał moim ludziom dwie beczki swojego najlepszego wina. Zasłużyli.

–Załatwione –zgodził się król. –Uważaj to za zrobione. Ale to niemożliwe byś niczego nie chciał.

–Wszystko czego potrzebuję to kąpiel, świeże ubranie i coś ciepłego do jedzenia. –Odparł spokojnie. – To wszystko czeka na mnie w moim namiocie.

–Dobrze –powiedział po chwili król. –Wszystkim nam potrzebna jest chwila odpoczynku. Rozejdźcie się przyjaciele. Spotykamy się za pięć godzin na przyjęciu z okazji zwycięstwa.

Jack jak i reszta wstał od stołu i pożegnawszy się z królem wyszedł z namiotu. Panowała już noc i cały obóz rozświetlały wysokie pochodnie powbijane w ziemie. Namiot Jacka znajdował się blisko namiotów swoich ludzi. Jego był tylko większy i okazalszy. Przy wejściu stało dwóch strażników z tarczami i włóczniami. Jack zatrzymał się przy ognisku gdzie siedzieli jego ludzie i naprawiali uzbrojenie.

Skłonił im się nisko.

–Cześć i chwała najdzielniejszym z dzielnych –oznajmił a następnie zniknął w swoim namiocie.

–Jack! –krzyknęła Anna kiedy odczepiał właśnie miecz.

Zaskoczyła go kiedy rzuciła mu się mocno na szyje przywierając swoimi wargami do jego. Jack po chwili obiją ją w pasie nieśmiało i poddawał się jej pieszczotom. Była taka pachnąca. Pachniała miętą i cynamonem. Odziana była w czarne długie szaty a długie blond loki miała swobodnie rozpuszczone.

Po długiej chwili odsunęła się od Jacka. Miała piękną twarz. Duże karminowe oczy, urocze piegi na nosie i pełne jak czereśnie wargi. Była tego samego wzrostu co Jack. Miała smukłą talie, pełny biust i krągłe biodra.

–Jak się cieszę że już jesteś –oznajmiła z uroczym uśmiechem. –Przygotowałam ci kąpiel. –oznajmiła zaprowadzając go za parawan gdzie stała duża bala na dwie osoby wypełniona lekko ciepłą wodą. –Rozbieraj się i wskakuj. Ja przyniosę i ci posiłek i świeże ubranie.

Jack posłusznie rozebrał się do naga zostawiając pokrwawione ubranie na ziemi. Wszedł do ciepłej bali. Czuł się okropnie brudny. Dopiero teraz zaczęły do niego docierać wydarzenia dzisiejszego dnia. Wcześniej wszystko wydawało mu się takie nierealne. Tyle krwi, tyle śmierci. Przeszedł go dreszcz kiedy oczami wyobraźni ujrzał swoje rance skąpane we krwi. Wziął gąbkę z stojaka oraz mydło i zaczął się nimi intensywnie szorować. Robił to szybko i nie delikatnie, Chciał pozbyć się krwi. Chciał pozbyć się krwi.

–Przestań –zawołała Anna wyrywając mu z rąk gąbkę i mydło. Jack spojrzał na swoje rance. Były całe czerwone od szorowania i krwi.

–Nie znoszę krwi –powiedział jakby do siebie. –Czerwony mnie przeraża.

–Wiem bracie –powiedziała Ann kładąc mu rankę na lewym policzku. – Ale musisz z tym walczyć. Świat jest okrutny. Ci co boją się ubrudzić rance krwią umierają jako pierwsi.

–Ale.. ja nie chce –wyjąkał czując łzy napływające do oczu. –Dziś straciłem dwudziestu ludzi. Dwudziestu naprawdę fajnych ludzi. Jeszcze wczoraj piliśmy z nimi piwo a teraz? Niema ich. Boje się śmierci siostrzyczko.

–Każdy się boi –oznajmiła z czułym uśmiechem. –Chcesz by siostrzyczka się z tobą wykąpała?

–Tak –odparł.

Ann zdjęła z siebie swoją czarną suknie i naga weszła do bali. Jej ciało było piękne.

–Umyję cię-zaproponowała biorąc gąbkę i mydło.

Jack nie protestował.

Ann zaczęła od jego ramion. Była czuła i delikatna. Namydlała je mydłem a następnie ścierała mydliny gąbką. Jack czuł się strasznie zrelaksowany. Ann powoli przeniosła się na jego pierś i schodziła niżej aż do jego krocza. Drgnął kiedy jej dłoń dotykała jego męstwa. Ann przysunęła się do niego tak blisko że sutki jej piersi ocierały się o jego pierś.

– Kocham cię bracie –szepnęła mu zmysłowo do ucha.

Średnia ocena: 3.4  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • LinOleUm 19.09.2014
    I.I (y) Jestem na tak
    Polecam. Ewa Wachowicz
  • Fajnie tylko nie planuje kontynuacji
  • Drassen Prime 19.09.2014
    Andrzej Grabowski również poleca ;)
  • Serio się wam to podoba? Liczyłem raczej na hejt.
  • LinOleUm 19.09.2014
    *le hejt*
  • Też cie lubię Lin
  • LinOleUm 19.09.2014
    Ojojoj miło *le hejty* Ale to zaboli *hejt hejt*
  • Drassen Prime 19.09.2014
    Nie zamoczysz hahahaha... nieśmieszne...
  • Pięć osób oceniło ale nikt tylko wasza dwójka skomentowała. Dziwne.
  • NataliaO 19.09.2014
    przeczytałam na własną odpowiedzialność :) warto fajna i ciekawa historia, szkoda ze nie będzie kontynuacji
  • Pokojowonastawiony 22.10.2014
    Ciekawy motyw kazirodztwa. Bardzo mnie zaskoczyłeś kiedy okazało się że to jego siostra. Szkoda że nie będzie kontynuacji

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania