Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Opanować furię [z inspiracji N.S.]
[Shiroi i tak by mnie rozpoznała, więc się przyznaję bez zgadywania. ;)]
Jak ja cię nienawidzę. Tak, właśnie ciebie. Tego, jak wpatrujesz się we mnie z wyrzutem tymi swoimi czarnymi oczami. Jak wisisz nade mną, dokądkolwiek bym nie poszedł, wczepiona szponami a to w sufit, a to w pobliskie drzewo, a to we mnie samego – aż do dna duszy, o ile w ogóle jakąś posiadam. Bezustannie toczymy ze sobą tę samą wojnę. Udajesz, że chcesz mnie powstrzymać, ukarać, „zaciągnąć ze sobą w ognie piekielne” – tak często szepczesz mi te groźby prosto do ucha swoim zachrypłym, zgrzytliwym głosem, że nie robią już na mnie żadnego wrażenia. A ja udaję, że nad tobą panuję i pozwalam ci przejąć kontrolę tylko wtedy, gdy tego chcę.
Na przykład przy moim wiecznie najebanym sąsiedzie, lubiącym tłuc żonę kluczem nasadowym w rytm głośnej muzyki elektronicznej, od której wibrują mi ściany w całym mieszkaniu. Nie znoszę muzyki elektronicznej.
Albo przy tym spasionym urzędasie o świńskich oczkach, co ośmielił się zarzucać mi brak zdolności kredytowej i zmieszać mnie z błotem, bezczelnie siorbiąc gówniane moccacino z porcelanowej filiżanki. Nienawidzę moccacino. I nienawidzę, kurwa, siorbania.
Podobnie przy tej rachitycznej, przygarbionej farmaceutce, rzucającej mi obojętne spojrzenia znad przekrzywionych okularów w grubych oprawkach i do znudzenia powtarzającej swoim bezbarwnym głosem, że nie może sprzedać mi tych tabletek bez recepty. Przecież to tylko paczka cukierków, na poprawę nastroju, głupia pizdo, żebym nie miał ochoty urwać ci łba przy samej dupie. Już za późno. Jak ja nie znoszę okularów w grubych oprawkach!
I jeszcze przy tym fiucie, co zajechał mi drogę swoim pierdolonym mercedesem, chociaż to ja miałem pierwszeństwo. Ja zawsze mam pierwszeństwo… i nienawidzę mercedesów.
Tak, naćpałaś się ich strachem i nachlałaś ich krwią, ponieważ ci pozwoliłem. Dostali, na co zasłużyli, a my zebraliśmy tego owoce. A potem mnie zdradziłaś. Wepchnęłaś mnie do tego pokoju o drzwiach pozbawionych klamki, między ludzi pozbawionych zrozumienia, w miejsce pozbawione sensu. Przynajmniej cukierków mam pod dostatkiem… szkoda tylko, że nie tych, które lubię.
Mówią, że znikniesz, gdy będę z nimi współpracował. Że mogę nad tobą zapanować, jeśli tylko zechcę. Naiwni głupcy. Ty nie zniknęłaś, bo ty nie chcesz zniknąć. Nie możesz zniknąć, ponieważ mnie potrzebujesz. Ciągle przy mnie jesteś, siedzisz wciśnięta w zakratowaną okiennicę i patrzysz. Obserwujesz, czekasz dogodnej okazji, by dokonać swojej zemsty, rozerwać mnie na strzępy i pożreć. Nienawidzę tego twojego spojrzenia równie mocno jak ciebie, lecz jesteś teraz wszystkim, co mi zostało. Prawdziwej furii nie można opanować – wiemy o tym oboje i jeszcze znajdziemy sposób, by im to udowodnić.
Chyba mam już nawet kilka pomysłów.
Komentarze (16)
Bardzo dziękuję!
W sumie nie wiem, czy powinnam się śmiać, bo tekst wywołał na mej twarzy uśmiech, czy też współczuć bohaterowi - odniosłam wrażenie, że przez swoją nienawiść trafił do psychologa, może nawet psychiatryka, którzy to mieli opanować jego furię negatywnych emocji, a on sam czekał, aż jego zemsta będzie w stanie wydostać się zza krat umysłu.
Rozbawił mnie tok rozumowania bohatera, jednak współczucie również wywołuje - bo to musi być okropne widzieć świat w takim oto świetle.
Najbardziej spodobał mi się fragment z okularami, ktoś mi się wtedy przypomniał XD
W każdym razie tekst mi się podoba i mam nadzieję, że weźmiesz udział w kolejnej edycji, nawet jeśli Cię szybko odnajdę :D
Poszłaś jak najbardziej właściwym tropem i w sumie nie dziwię się, że tekst może wywołał uśmiech, bo tok rozumowania bohatera jest, hm, "specyficzny". No i cieszę się, że fragment z okularami do gustu przypadł. XD
Nie wiem na razie, co z kolejną edycją w moim wydaniu będzie - jakoś nie w głowie mi teraz morderstwa, dziwnym trafem, więc i sposób na żadne mi się jeszcze w wyobraźni nie urodził, ale kto wie? :P
Może będę takim głosem, który się wyłamuje, ale mimo że tekst sam w sobie jest przykry, kiedy głębiej się w niego wejrzy, to najzwyczajniej w świecie mnie rozbawił. To właśnie taki pokaz Twojego czarnego humoru, tak bym to nazwała. Nagromadzenie przekleństw i to wieczne malkontenctwo jakimś dziwnym cudem wprawiało mnie w dobry humor, zwłaszcza te nieulubione cukierki przy końcu. Utrzymałaś opowiadanie w świetnym, gawędziarskim tonie, no i tylko ta końcówka okazała się taką solidną nutą goryczy. Bardzo mi się podoba. Jak zwykle. 5 :)
Bardzo dziękuję. :)
Jak zwykle dobrze napisane. Może by się jeszcze przydało... raz po raz, trochę specyficznego dialogu.... ale nie wiem.
Kiedyś napisałem w tym temacie. Pozdrawiam→5
Może by się przydało tego dialogu, może kiedyś jeszcze będzie okazja coś podobnego ugryźć w nieco inny sposób... Dziękuję w każdym razie i pozdrawiam! :D
Szczerze mówiąc, osobiście i prywatnie ja też się nieco utożsamiam. Mam takie momenty czy nawet dni, że "bez kija nie podchodź" i wówczas wszystko i wszyscy (może poza małymi, słodkimi pieskami) doprowadza mnie do szału. Może po części jest to jakieś odzwierciedlenie tego, co każdy w sobie nosi, na szczęście nie każdy dociera z tym aż do tego ostatniego akapitu. :D
Dzięki za wizytę! ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania